Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. We własnej osobie

*Mogą się pojawić literówki, błędy interpunkcyjne i tak dalej i tak dalej. Książka jest przed korektą :D


Każdego dnia uczymy się o sobie czegoś nowego. Uczymy się, że groszek smakuje jak gówno, wkładanie wsuwek w gniazdka kończy się traumą, drewno jest twarde i... że przyjaciele to uparte dupki. Nie żebym narzekała na doświadczenia, które zebrałam, ale nie chcę ich powtarzać. Kolejne trzepnięcie prądem wcale mnie nie kręci. Tak samo jak zakładanie mi na szyję obroży a na usta kagańca. Przerabiałam to z matką i nie będę przerabiać z przyjaciółmi. Leo i Judith uparli się, że wyleczą mnie z problemów z seksem, ale przecież ja ich nie miałam. Nie można leczyć czegoś, co nie istnieje.

– Nie będę się ograniczać – oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Patrzyłam na dwójkę idiotów stojących przede mną i starałam się nie wybuchnąć śmiechem. Homoseksualny, wiecznie niezaspokojony Leonard, który od lat szuka idealnego penisa oraz biseksualna, ciągle niezaspokojona Judith, która przynajmniej dwa razy w miesiącu zmienia zdanie, który narząd intymny jest lepszy. Jak niby mieli mnie wyrwać ze szponów seksualnych uniesień, skoro sami mieli problemy ze znalezieniem zaspokojenia? Niech się pieprzą. I to dosłownie.

– Masz problem z seksem – syknęła Judith.

Była wyższa ode mnie, naprawdę piękna i odpowiedzialna. Znała umiar we wszystkim i była konsekwentna. Często ratowała mnie z opresji i byłam jej za to szalenie wdzięczna, ale nie pozwolę by mi matkowała. Byliśmy w tym samym, cholernym wieku. Nie będzie mi rozkazywać.

– Nie mam problemu. Lubię go.

Po mojej kpiącej odpowiedzi zapanowała cisza, którą określiłabym jako ciężką. Widziałam, że oboje chcieli się zaśmiać z mojego żartu, ale ich gówniane postanowienie wymagało powagi.

– Nie chodzi nam o to żebyś założyła jakiś habit czy inne badziewie, a po prostu...

– Zacisnęła nogi! – krzyknął Leo. – Jesteś... Jesteś rozpustnicą!

Zacisnęłam, ale wargi. Jak ja miałam brać na poważnie mężczyznę, który określał mnie rozpustnicą? Jemu się coś odkleiło ewidentnie.

– Z całą miłością, skarbie, ale nie uważasz, że trącisz hipokryzją? Przyjechałam na studia i jasne, będę się uczyć i dawać z siebie sto procent, ale na pewno nie będę zamulać. Mam zamiar chodzić na imprezy, poznawać ludzi i bawić się. Pieprzyć także, bo lubię seks. Przygodny. Tak samo jak wy, idioci.

– Ja nie lubię przygodnego seksu – oburzyła się Judith. – Ja po prostu...

– Nie możesz się zdecydować czy wolisz penisa czy waginę, rozumiem. Odnalezienie swojej seksualności jest bardzo ważne. – Podeszłam bliżej przyjaciółki i złapałam ją za ramiona. – Ja swoją znalazłam. Lubię penisy. Więc pozwól mi się zaprzyjaźnić z takim, który będzie mi odpowiadał.

– Miałaś w sobie więcej kutasów niż my razem wzięci, nie szukasz tego jedynego!

Przeniosłam wzrok na Leo, który wgapiał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Jego komentarz był pomówieniem. Nikt nie miał odczynienia z taką ilością męskich członków, co on.

– W twoich ustach penis znajduje się częściej niż szczoteczka do zębów, więc przestań pieprzyć głupoty. Jeśli ktoś ma problem z kutasami to ty! – Puściłam Judith by wycelować palcem w Leo. – Jesteś hipokrytą.

– Kochanie ja wiem, że miałaś ciężki okres. – Jego ton złagodniał. – Wpadłaś w złe towarzystwo, odbiło ci na chwilę. Ja to naprawdę rozumiem. – Ujął moją twarz w dłonie i uśmiechnął się. – Nie pogarszaj tego. Jesteś tu żeby zacząć od nowa.

Przewróciłam oczami, strącając jego dłonie.

– Idę do baru waszych znajomych napić się piwa a nie do burdelu, w którym rozpoczynam pracę. Czego, do cholery, nie rozumiecie?

– Po trzech piwach wchodzisz w tryb „dziwka" więc wcale bym się nie zdziwił, gdybyś skończyła w kiblu na kolanach ze sprzętem Aarona w ustach.

Ja pierdolę, trzymajcie mnie.

Wsunęłam palce we włosy i pociągnęłam za kosmyki tuż przy nasadzie. Zaczerpnęłam także kilku uspokajanych oddechów, ale nic to nie dało. Moja irytacja zaczynała się przeobrażać w porządne wkurwienie. Byłam w Miami od tygodnia i grzecznie zwiedzałam miasto, poznawałam sąsiadów i nie wyściubiałam nosa z „bezpiecznych" miejsc. Byłam grzeczna, nie uprawiałam seksu i nawet się nie dotykałam. To już prawie miesiąc posuchy, a oni mieli czelność mnie tak ograniczać? Nie udowodniłam wystarczająco mocno, że nie mam problemu?

– Scena z sfrustrowanym ciągnięciem włosów nie działa – oznajmiła poważnie Judith. – Nie pójdziesz z Aaronem do baru.

– Pójdę – syknęłam. – I ostrzegam was, że jeszcze jedno słowo z waszych ust a zrobię wam na złość i przelecę go na klatce schodowej między naszymi piętrami. Na szóstym schodu i będę się opierać gołą dupą o barierkę, krzycząc jak rasowa aktorka porno żeby usłyszała mnie cała kamienica.

– Jesteś nimfomanką – jęknął Leo.

– A ty nałogowo palisz zioło, Judith faszeruje się tabletkami uspokajającymi a Aaron z Zackiem ciągle onanizują się do filmów z japonkami. Każdy ma jakieś brudne sekrety!

– Czyli przyznajesz, że twoim brudnym sekretem jest nimfomania?

Miałam ochotę uderzyć swoją przyjaciółkę krzesłem, które stało metr ode mnie. Miało metalowe nogi i sprawiłoby naprawdę dużo bólu.

– Od miesiąca się nie pieprzyłam, a moim brudnym sekretem jest pociąg do upośledzonych emocjonalnie mężczyzn i gówno z tym zrobicie. Kończę te rozmowę, bo wychodzę do baru by napić się piwa z naszymi sąsiadami.

Przepchnęłam się między przyjaciółmi i ze złością zdjęłam z wieszaka swoją marynarkę. Miałam na sobie czarny stanik z gorsetem, więc potrzebowałam dodatkowego okrycia, by nie wyglądać zbyt wyzywająco. Brakowało tylko tego by moi starzy przywalili się do mojego ubrania. Czasem naprawdę nienawidziłam swoich przyjaciół.

– Auristello Vedio Parker – wrzasnął Leo, powodując w moim ciele nagły skręt kiszek. – Będziesz miała poważne kłopoty jeśli opuścić dzisiaj to mieszkanie.

Użycie mojego pierwszego to cios poniżej pasa. Nienawidzę go, a ten dupek doskonale o tym wie. Zacisnęłam pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę, a potem odwróciłam się do niego z mordem wypisanym na twarzy.

– Ostatni raz uprawiałam seks miesiąc temu, nie czuję potrzeby by się na kogoś rzucić. A ty dzisiaj rano paliłeś trawę, Judith wzięła tabletki zaraz po kolacji. Wczoraj zrobiliście dokładnie tak samo. Przedwczoraj również. I każdego jebanego dnia odkąd tutaj jestem. To wy macie problem, nie ja. Żegnam państwa i życzę sobie poprawy waszego zachowania gdy wrócę, bo doskonale wiecie, że moją największą wadą jest robienie ludziom na przekór.

– Vedia...

Leo chciał coś powiedzieć, ale na szczęście po całym mieszkaniu rozniosło się echo walenia w drzwi. Podziękowałam w duchu naszemu gościowi i od razu sięgnęłam po klamkę, by otworzyć.

– No witam, piękną panią – odezwał się szeroko uśmiechnięty Aaron. – Wyglądasz zajebiście.

Odwzajemniłam jego uśmiech, zapisując w głowie, by postawić mu piwo za wybawienie mnie z opresji. W ciągu ostatniego tygodnia miałam z nim odczynienia prawie codziennie i szczerze go polubiłam. Okazał się miłym, pomocnym i zabawnym gościem. Ciągnęło mnie do niego, bo poza charakterem miał też boskie ciało i naprawdę apetyczną twarz, ale odpuściłam sobie. Chciałam być odpowiedzialna i nie robić sobie problemów z sąsiadami. Gdybym go przeleciała a on okazałby się zainteresowany na drugą rundę, musiałabym wejść w rolę wrednej suki, a nie chciałam tego robić. Chciałam mieć kumpla z którym będę mogła się dobrze bawić bez zdejmowania z niego ciuchów.

– Dzięki, Aaron. Ty też wyglądasz niczego sobie.

Skórzana kurtka i czarne jeansy zawsze wyglądały dobrze, więc nie skłamałam.

– Gotowa? – zapytał, proponując mi ramię.

– Nie przekonałam jeszcze rodziców o pozwolenie – zakpiłam, kiwając głową w kierunku przyjaciół. – Może ty ich przekonasz, że będziemy się grzecznie bawić? Nie wierzą mi.

– Pieprzę to – mrukną Leo, po czym udał się do swojego pokoju.

– A ja nie – syknęła Judith, podchodząc do nas. Wymierzyła palec w tors Aarona. – Masz dopilnować, żeby Scar się koło niej nie kręcił. I trzymaj kutasa w spodniach. Bo was wszystkich wykastruję.

– Nawet nie wiem, jak on wygląda, odpuść, do cholery.

– Nie musisz wiedzieć, bo masz ciągoty do socjopatycznych zjebów, a on jest jednym z najgorszych. To psychol pierwszej kategorii i nie musisz znać jego twarzy by go dostrzec, bo twój spieprzony radar sam go wyczuje.

– Nie nazywaj mojego najlepszego kumpla socjopatą – oburzył się Aaron. – Jest nieobliczalny, ale zajebisty.

– Skończ – prychnęła Judith. – To chory pojebaniec do którego nie możesz jej dopuścić.

Po swojej tyradzie odsunęła się, a potem odeszła i zamknęła się w pokoju, mocno akcentując swoje stanowisko.

– Czasem zachowuje się jak furiatka – mruknął Aaron. – Zawijajmy się zanim wyzionie ze swojej nory i mnie zakatrupi żebym cię nie wziął.

– Nie waż się jej brać, dupku! – krzyknęła Judith. – Słyszę was!

Jezus Maria.

Pchnęłam Aarona, usuwając nas z zasięgu uszu Jud i zatrzasnęłam drzwi, a potem ruszyłam do wyjścia z budynku, bo ten wieczór musiał się skończyć dużą ilością piwa. Nie przetrwam bez niego. Moi przyjaciele są o wiele gorsi od moich rodziców.

***

Studencka melina, będąca najbardziej obleganym klubem na wybrzeżu prawnie należała do Aarona. Dostał ją w prezencie od swojego ojca, gdy skończył pierwszy rok swoich prawniczych studiów. Dość nietypowy prezent, ale kto by narzekał? Budynek był dość stary i można by go określić jako obskurny, ale w miało to swój klimat. Farba poobdzierana ze ścian, przyćmione światła i muzyka, która zaczynała się na dobrze zremiksowanym popie przez rocka i na innych gatunkach kończąc. Każdy prawdopodobnie znalazłby coś dla siebie. Podobało mi się tu.

– W końcu urżnę się w doborowym towarzystwie – rzekła Janet, opierając się o bar. – Nienawidzę końca wakacji, ale kocham chlanie z tego powodu.

Staliśmy właśnie przy ladzie czekając aż blondwłosy chłopak naleje nam podłego piwa z dozownika. Nie miałam wyszukanych kubków smakowych, byłam raczej fanką taniego i obrzydliwego alkoholu, który mnie zmiażdży zamiast unieść. Nie tolerowałam jednak oferm, a ten znerwicowany pacan pieprzył się z tym piwem jak prawiczek przed swoim pierwszym razem. Miałam dość jego nieporadności.

– Jake, skarbie – odezwała się ponownie Janet – może oświecisz nas, gdzie jest ten wytatuowany czub? Nie idzie ci to stanie za barem.

– Jest na tyłach, ma jakąś sprawę z Chrisem – mruknął, nie unosząc wzroku. – Powinien zaraz wrócić, ja tylko pilnuję kasy.

– To jest twój bar, prawda Aaron? – zapytałam, tracąc resztki cierpliwości.

– Zgadza się, sprężynko.

O zgrozo, najbardziej żenujący pseudonim jaki w życiu dostałam. A wszystko przez moje kręcone, czarne włosy, które sięgały mi niemal pasa.

– Obsłużę nas – rzuciłam tylko.

Wskoczyłam na ladę, przekręciłam się na tyłku i zeskoczyłam po drugiej stronie, nieprzychylnie odpychając niejakiego Jake'a. Przygotowałam trzy kufle i sprawnie nalałam piwo do dwóch. Kiedy podstawiłam pod dozownik trzeci, na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Aaron zaklął pod nosem, więc ze zmarszczonymi brwiami uniosłam na niego wzrok. Patrzył na coś za moimi plecami, a jego mina wyrażała coś między przerażeniem a ekscytacją. Przełknął ślinę, otwierając oczy szerzej, po czym zerkną na mnie na ułamek sekundy. Już miałam się odwrócić, gdy nagle, niespodziewanie poczułam dwie zimne dłonie na mojej odsłoniętej talii. Duże, zimne dłonie, przez które przeszedł mnie dreszcz. Do tego doszedł żar bijący z ciała, które zatrzymało się milimetry ode mnie, a czyjś ciepły oddech połaskotał mnie w szyję. Stężałam, nie wiedząc jak zareagować. Moje ciało wydawało się całkowicie zamrzeć, skupione na dłoniach oplatających moją talię.

– Nie było mnie dziesięć minut, a mały Jakie już coś spieprzył? – odezwał się głębokim, zachrypniętym głosem, tuż przy moim uchu.

Zadrżałam. Przysięgam na wszystkie świętości dosłownie całym moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Moje serce przyspieszyło, oddech spowolnił i wszystko jakby... nie wiem. Zamarło?

– Więc... – zaczęła Janet, ale nie usłyszałam reszty.

Te dwie wielkie dłonie sprawnie obróciły mnie o sto osiemdziesiąt stopni i zostałam zmuszona do spojrzenia w dwa krystalicznie czyste jeziora, największych oczu jakie w życiu widziałam. Na sekundę błękit przykryła czerń, bo jego źrenice się rozszerzyły, ale w ogóle mnie to nie... Jezu, jakie on miał oczy. Przełknęłam ślinę, nie mogąc oderwać od nich spojrzenia. Od ich głębi, niepokojącego wrażenia, że właśnie coś we mnie umarło i tych rzęs. Długich, grubych i gęstych. Okalały te jasne oczy nadając im jeszcze większej głębi. Moje serce wpadło w jakiś dziki galop, zauroczone tymi tęczówkami. Nawet nie mogłam się zmusić by zerknąć niżej.

– Witaj Auristello – szepnął, po czym się odsunął.

Momentalnie wybudziłam się z transu słysząc swoje cholerne imię. Odchyliłam głowę, bo mężczyzna był ode mnie o wiele wyższy i w końcu udało mi się otaksować całą jego twarz. Stosunkowo dość krótkie, czarne włosy, grube brwi nad tymi bajecznymi oczami, prosty posiniaczony nos, przebity kolczykiem w prawym skrzydełku. Ciemny zarost, prawdopodobnie kilkudniowy i pełne, przecięte strupem wargi. Z pewnością dopiero co zeszła z nich opuchlizna. Na szyi miał tatuaż przedstawiający finezyjnie oplatający ją dym. Był hiperrealistyczny. Wróciłam powoli do oczu, które były zimne, puste i tak cholernie piękne, że brakowało mi tchu.

Ale zaraz, zaraz.

– Skąd znasz moje imię? – zapytałam bojowo, odpychając go jedną ręką.

Odsunął się wyłącznie dlatego, że tego chciał. Nie miałabym szans go odepchnąć ze swoi mikrym wzrostem i drobną budową. Z pewnością miał ponad sześć stóp. I był umięśniony, sądząc po twardości jego klatki piersiowej, którą pchnęłam.

– Gdybym miał zagrać kartą niegrzecznego chłopca, powiedziałbym, że znam w tym mieście każdego.

– A jeśli nią nie zagrasz? – zapytałam wyzywająco.

– Za późno, już zagrałem. – Uśmiechną się w najbardziej sztuczny i nieprzyjemny sposób jaki widziałam, a potem pochylił się, bym mogła spojrzeć w te niesamowite oczy. – Wypad zza mojego baru.

Wyprostował się, mierząc mnie nieprzychylnie z góry. Co za nadęty dupek.

– Skoro za barem nie było porządnego barmana musiałam się obsłużyć sama – prychnęłam.

– Cierpliwość jest cechą, która przynosi wiele korzyści. A mnie nie było tylko kilka minut.

– Następnym razem postaw za barem kogoś, kto będzie wiedział, co robić za barem.

Czasem byłam cholernym dzieciakiem. Czasem nie wyczuwałam zagrożenia, by było zbyt kuszące by uznać je za niebezpieczne.

– Dramatyzujesz. Nie każdy umie nalewać piwo, a on miał tylko pilnować żeby nikt nie okradł kasy. – Jego ton stał się kąśliwy, a wzrok wyostrzony. Był poirytowany i z każdą sekundą ta irytacja się wzmagała. – Wypad.

– Każdy facet powinien umieć nalewać piwo – prychnęłam, nie ruszając się z miejsca.

Splotłam ramiona pod biustem przybierając ostentacyjną pozę i uniosłam wyzywająco brew. Jeśli sądził, że może mi rozkazywać, był w błędzie.

– Czyli generalizujemy mężczyzn, co? W takim razie każda kobieta powinna umieć gotować, a zaskoczę cię, bo nie każda to potrafi.

– Póki potrafi zrobić herbatę, nic do niej nie mam.

Ależ byłam dziecinna. Królowa pieprzonej piaskownicy.

– Dobrze, więc jeśli facet potrafi wypić piwo ja również nic do niego nie mam. – Oblizał wargę, prowokując moją wewnętrzną dziwkę do powstania z popiołów. – Świetnie się gada, ale nie mam czasu. Banda niecierpliwych gówniar domaga się piwa, więc z łaski swojej wynoś się zza mojego baru.

Uniosłam brew w ramach reakcji. Niech się pieprzy.

– Reigan, proszę cię – odezwał się błagalnie Aaron. – Nie rób tego.

Prychnął. Dupek przede mną prychną.

– Ja tylko chcę wrócić do pracy – odparł. – Grzecznie poprosiłem by twoja koleżanka sobie poszła.

Nie patrzył na Aarona, a na mnie, a ja nie odwróciłam wzroku ani na sekundę. Jak wielkim dupkiem by nie był, te oczy były hipnotyzujące i niesamowite. Nie mogłam się od nich oderwać. Chciałam, przysięgam na wszystko, chciałam. Ale nie mogłam.

– To nie była prośba – szepnęłam.

– Zdobywasz dziesięć punktów do iQ – również szepnął, a potem po raz kolejny się pochylił. – Możesz łaskawie wyjść zza lady?

Uśmiechnęłam się szeroko i wrednie. I również się pochyliłam. Czułam jego oddech na swoich ustach.

– Nie, nie mam na to ochoty.

Prychnął, a potem jego czoło zetknęło się z moim. Nie widziałam nic poza błękitem, który sprawiał wrażenie morderczego.

– Niczego nie ugrasz – wyszeptał, miażdżąc mnie tym swoim spojrzeniem.

– Skąd pomysł, że chciałabym z tobą w cokolwiek zagrać?

To była jawna kpina, przez którą zacisnął zęby. Odczytałam sygnał, koleś stracił cierpliwość i powinnam się wycofać. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie zaakcentowała swojej głupoty. Uśmiechnęłam się słodko, po czym chwyciłam go za szczękę, bez zastanowienia wbijając ostre paznokcie w jego skórę.

– Nalej mi piwa, Reigan.

Puściłam go, odpychając jego twarz w najbardziej lekceważący sposób na jaki było mnie stać i wyszłam zza tego pieprzonego baru z uśmiechem satysfakcji na ustach. Usiadłam obok Aarona, tyłem do baru i zerknęłam na niego kątem oka. Wyglądał na przerażonego, tym razem bez nutki ciekawości czy ekscytacji. Jego twarz była blada, a źrenice zwężone. Naprawdę był poruszony.

– Dlaczego prowokujesz kogoś, kogo za cholerę nie powinnaś? – syknął przez zęby, pochylając się ku mnie. – Ja pierdolę.

To miało mnie przestraszyć? Ostrzec?

– Wiesz dlaczego przeniosłam się z Nowego Jorku do Miami?

Wyprostował się i odchrząknął.

– Bo zawaliłaś pierwszy rok.

Uśmiechnęłam się pobłażliwie, poświęcając mu całą swoją uwagę.

– Nie, bo moi bliscy odkryli, że mam słabość do tego, co zepsute. Zgniłe od środka i niebezpieczne.

– Twoje zdrowie, Auristello – odezwał się Reigan i z niepotrzebną mocą postawił kufel obok mojego ramienia.

Odwróciłam się do niego przodem i z niepokojem odkryłam, że na jego ustach malował się uśmiech. Przerażająco pusty i upiorny. Piękny. To był znak, że powinnam uciekać?

– Dziękuję. Naplułeś do niego?

Uniósł brew, ale nie przestał się uśmiechać. Przez chwilę byłam pewna, że już się nie odezwie, ale znów mnie zaskoczył. Ułożył dłonie na blacie i pochylił się do mojego ucha, a ja ani drgnęłam, zaintrygowana.

– Nie, tylko się spuściłem – szepnął.

– Jeszcze lepiej – zakpiłam i sięgnęłam po kufel.

Reigan się wyprostował, nie spuszczając ze mnie wzroku. Upiłam spory łyk piwa i pozwoliłam, by kropla potoczyła się kącikiem moich ust. Odłożywszy kufel uniosłam dłoń i ostentacyjnie, patrząc mężczyźnie prosto w oczy, przesunęłam środkowym palcem po wilgotnym śladzie prosto do ust. Oblizałam opuszek w nieprzyzwoity sposób, a potem przygryzłam go, patrząc Reiganowi w oczy. Dziki błysk przeciął jego niesamowite tęczówki na tyle mocno, że nie tylko ja to zauważyłam.

– Jestem kurewsko martwy – jęknął Aaron.

– Nie tylko ty – dodał Reigan.

Potem odszedł w kierunku zaplecza, a ja w końcu odetchnęłam. Moje serce nie przestawało galopować, napędzając mnie pragnieniem i adrenaliną.

– To było straszne – szepnęła Janet. – Potwornie, okrutnie, kurewsko straszne.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Strach to mój ulubiony kompan.

– Nigdy nie widziałam go tak... nie wiem, był dziwny. Straszny – rzęziła dalej dziewczyna.

– Scar nigdy nie...

Zamarłam. Jasna cholera. Naprawdę?

– To ten niesławny Scar? – sapnęłam.

– We własnej osobie.

_______

Twitter: #AddictionFEm 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro