Piekło
Postanowiłam, że zrobię tu alternatywę do odcinka "Piekło" z Ojca Mateusza. Gorąco zachęcam do czytania 💕😈
Proszę się jednak nie dziwić, taką różnicą między moim one shotem, a odcinkiem. Uwielbiam bardziej męczyć Mateusza 😈😁
Rysunek mój, miało być inne tło, ale stwierdziłam, że bardziej podoba mi się to 😂😂
Co by się stało gdyby Pluskwa jednak wtedy nie zdąrzył? Gdyby policjanci zbyt późno odkryli prawdę o porywaczu?
*^*
Mateusz powoli zaczynał być zmęczony. Już pięć dni leżał związany na strychu, zapomniany przez porywacza. Bez jedzenia, wody, świeżego powietrza. Nie za bardzo wiedział, czy mężczyzna jest w domu, czy może zostawił go na tym strychu na pewną śmierć, samemu uciekając. Starał się jakoś uwolnić, ale więzy na rękach skutecznie mu to uniemożliwiały. Na jego szczęście, lina z nóg nie została założona, dlatego mógł swobodnie chodzić po pomieszczeniu.
Już nie pierwszy raz widział, jak samochód policyjny przejeżdżał obok domu, w którym się znajdował. Widział to przez szpary w deskach, którymi były zabite okna, ale mimo największych chęci nie miał szansy poinformować kogokolwiek o swoim położeniu. Był zdany na łaskę porywacza i wiedział, czuł to w kościach, że nie wyjdzie z tego cało. Blondyn odwrócił się szybko w stronę drzwi, gdy usłyszał trzask na dole.
Jego serce zabiło szybciej z nadzieją, że jednak ktoś go odnalazł i zostanie uratowany, ale zaraz szybko się rozwiały, gdy drzwi strychu zostały otwarte przez jego porywacza. Ksiądz zacisnął szczękę, patrząc niewzruszony na mężczyznę, ale odsunął się trochę, gdy zauważył nóż w ręce Kolendy.
- Co zamierzasz? - nie byłby sobą, gdyby nie zapytał.
Patrzył teraz uważniej na porywacza, który powoli zaczął wchodzić do pokoju. Zaraz jednak wpadł w konsternację, gdy blondwłosy położył na kanapie reklamówkę.
- Co zamierzasz? - ponowił pytanie, ale na nie również nie uzyskał odpowiedzi.
- Ostatnia wieczerza. - odpowiedział człowiek po paru minutach, wyciągając zapakowane na wynos danie. Mateusz zbladł lekko, gdy przyswoił do siebie te informacje i nie za bardzo mu się to podobało, ale żołądek, który nie miał w sobie od kilku dni nic ciepłego, ani pożywnego jednak ucieszył się na tę wieść, oznajmiając to głośnym burczeniem. - Stwierdziłem, że skoro odwlekłem twoją śmierć, to teraz pora na to byś zjadł swój ostatni posiłek. Po tym zabiorę cię na dół, a po wszystkim wywiozę na rynek. - oznajmił Kolenda, patrząc z szalonym uśmieszkiem na bladego księdza. Złapał Mateusza za przód sutanny i siłą posadził go na kanapie, gdzie rozciął więzy na rękach, by duchowny mógł swobodnie jeść. - No dalej, jedz! Będę przed drzwiami, więc nawet nie kombinuj. Masz pół godziny, później cię zabieram. - powiedział brodaty i wyszedł z pomieszczenia.
Mateusz spojrzał na jedzenie w pudełku, a myśl o tym, co stanie się z nim później sprawiła, że aż go zemdliło, jednak zmusił się do przełknięcia swojego ostatniego posiłku, w myślach przepraszając już swoich najbliższych, za to, że nigdy go już nie zobaczą żywego. Jedząc, rozmyślał o tym, że gdyby powiedział, gdzie jedzie, może do tego by nie doszło, może od razu by go znaleźli i byłby teraz na bezpiecznej plebanii. Wiedział, że głupio zrobił, jadąc do swojego przyszłego porywacza, bez słowa opuszczając przyjaciół. Przez taki natłok myśli, jedzenie stawało mu w gardle, a każdy kolejny kęs coraz bardziej go mdlił.
Po pół godziny, tak jak zapowiedział jego porywacz, wszedł do jego pokoju, nie mówiąc nic na ledwo ruszony posiłek. Przykładając nóż do gardła księdza, ruszył z nim na dół, by następnie posadzić go na stołku i zacząć związywać. Niebieskooki zasyczał cicho, czując, jak liny ocierają się o świeże rany, po poprzednim związaniu. Spojrzał kątem oka na przygotowującego strzykawkę mężczyznę i błagał w myślach, by jednak ktoś go znalazł, zanim zostanie mu podana śmiercionośna dawka leku. Jednak po paru minutach nic się nie stało, więc jedyne co mu pozostało to prosić o czas na modlitwę.
Mateusz wiedział, że odwleka nieuniknione, ale te dwie minuty modlitwy przygotowały duchownego na to, że za chwilę zginie. Otworzył oczy w momencie, gdy mężczyzna zaczął zbliżać się do niego, blondyn zaczerpnął powoli powietrza, wiedząc, że to jego ostatnie tchnienie, gdy poczuł ukłucie w szyi. Kolenda, po wstrzyknięciu substancji, odskoczył od księdza jak oparzony, patrząc z zadowoleniem na pustą strzykawkę, natomiast po policzku Mateusza spłynęła pojedyncza łza, gdy pomyślał o bólu, jaki przeżyją jego najbliżsi po jego stracie.
Czuł po parunastu minutach, jak powoli zaczyna opadać z sił, a jego oczy zaczęły mu ciążyć. Czuł zawroty głowy, gdy ogarnęło go nieprawdopodobne zmęczenie spowodowane lekiem. Próbował z całych sił jednak utrzymać je otwarte, walcząc o własne życie, ale wiedział, że przegrywa. Ostrość widzenia zaczęła mu się zamazywać, ale zdążył zauważyć jeszcze uśmiechającego się mężczyznę. Jego powieki po chwili opadły, a on oddał swoje ostatnie tchnienie, zasypiając na wieki.
Kolenda, gdy zauważył, że ksiądz przed nim zasnął, podszedł do jego ciała, sprawdzając puls. Uśmiechnął się szaleńczo, gdy takowego nie wyczuł, dlatego zaczął odwiązywać ciało, które, po poluzowaniu lin, osunęło się wprost na stojącego mężczyznę. Kolenda złapał je, zanim zdołało upaść i położył głowę zamordowanego księdza, na stoliku, a sam wyszedł z domu, zamierzając odpalić samochód. Gdy to zrobił i zostawił otwarty bagażnik, wziął pod pachy zwłoki Mateusza i zaciągnął go do bagażnika. Po zapakowaniu księdza ruszył szybko w stronę rynku, gdzie planował porzucić ciało. Po dotarciu na miejsce blondyn zaparkował samochód, a następnie zaczął wyjmować księdza z bagażnika. Ku jego szczęściu, na rynku nie było żywej duszy, ponieważ, miasto w końcu pogrążyło się w śnie. Gdy udało mu się już wyjąć ciało księdza, zaciągnął je od razu pod altanę, gdzie ułożył go no schodach drewnianej konstrukcji, imitując tym samym, wizerunek jakoby ksiądz zasnął, siedząc. Popatrzył jeszcze chwilę zadowolony na swoje dzieło po czym, wrócił do samochodu i odjechał, zamierzając popełnić samobójstwo.
Dusza Mateusza, która przybyła tu za swoim ciałem patrzyła na oddalający się samochód, a gdy ten zniknął mu z oczu, przyniósł swój wzrok na własne zwłoki. Wiedział, że za niedługo ktoś go tu znajdzie i to nie będzie przyjemny dla tej osoby widok. I nie pomylił się, gdy słońce zaczęło powoli wchodzić na nieboskłon, zauważył dwie młode nastolatki, które prawdopodobnie zmierzały do szkoły. Zacisnął bezradnie pięści, gdy tylko zaczęły do niego podchodzić. Mateusz nie chciał, by tak młode osoby widziały jego zwłoki, by zapamiętały go w ten sposób i zdały sobie sprawę, że nie żyje, ale nie mógł nic zrobić. Był bezradny. Coraz więcej ludzi zaczęło pojawiać się na rynku, oznajmiając tym samym, że miasto ponownie budzi się do życia. Ale ten dzień odcisnął piętno w historii Sandomierza, gdy dwie nastolatki zaczęły przerażone krzyczeć, kiedy tylko ciało zamordowanego Mateusza pod wpływem lekkiego szturchnięcia osunęło się na ziemię. Ludzie, którzy byli już na nogach, zgromadzili się przy ciele ich ulubionego księdza, którego tak bardzo chcieli odnaleźć. Cisza, jaka zapadła, była przerywana jedynie stukotem butów, gdy więcej osób przyszło zobaczyć. co się stało, cichym szlochem kobiet lub dzieci, a także przejeżdżającymi samochodami. Gdy w końcu policja zjawiła się na miejscu, zamarła na widok ciała księdza Mateusza z trwogą patrząc na zastygłe ciało.
- Nie... Tylko nie on... - w ciszy jaka zapanowała, zgromadzeni zdołali usłyszeć szept inspektora Możejki, a następnie zauważyć słone łzy płynące po policzkach tego zawsze opanowanego mężczyzny.
Dusza księdza, która wciąż stała przy swoim ciele, patrzyła teraz w agonii na reakcje jego parafian i przyjaciół z komendy. Poczucie winy zaczęło zżerać jego duszę, gdy obwiniał się za to, że nie zdołał jednak wyjść z tego cało. Wiedział jak inspektor Możejko, zaczyna wydawać rozkazy przygnębionym podwładnym, a sam zaczął oddalać się od miejsca zdarzenia. Mateusz zaczął lecieć za inspektorem, podejrzewając, że ten chce pojechać na plebanię, więc gdy tylko siwowłosy wsiadł do samochodu, duch księdza zaczął za nim podążać. Gdy tylko znaleźli się na miejscu, czekoladowooki wyszedł z samochodu i odetchnął głęboko, przygotowując się na to, co musi powiedzieć. Blondyn zaczął rozglądać się po podwórku, orientując się, że ksiądz Biskup przybył na plebanię. Możejko jeszcze raz głęboko odetchnął i ruszył w stronę wejścia do plebanii. Gdy wszedł, niska blondynka od razu zaczęła bombardować go pytaniami, jednak inspektor bez słowa zaprowadził kobietę na kanapę, gdzie ją posadził, to samo robiąc z babcią. Chwilę stał w ciszy, patrząc na zgromadzonych w pokoju ludzi, szukając odpowiednich słów, a gdy takowe znalazł, zacisnął szczękę, przywołując na twarz profesjonalne opanowanie.
- Znaleźliśmy go... - dalsza wypowiedź mężczyzny została zagłuszona szczęśliwym okrzykiem Natalii, a na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Wszyscy w salonie z wyjątkiem inspektora ucieszyli się na te wieści. Nie wiedząc, że zaraz ich radość zostanie boleśnie zniszczona.
- Kiedy będziemy mogli go zobaczyć? Pewnie jest w szpitalu na badaniach, och będę musiała coś pysznego upiec na powitanie księdza, na pewno się ucieszy. - blondynka trajkotała radośnie, nie dając dojść do słowa szarowłosemu, który coraz bardziej miał problem, by utrzymać swoją maskę opanowania, gdy tylko przypomniał sobie leżące ciało księdza Mateusza.
- On nie żyje. - Możejko wypowiedział te słowa na jednym wydechu, ponieważ wiedział, że jeśli poczekałby, aż blondynka skończy mówić te dwa słowa, nie będą w stanie opuścić jego ust, dusząc go od środka. Widział, jak radość zebranych powoli zanika, a na ich twarzach maluje się niedowierzanie.
- C...co? - blondwłosa kobieta wstała powoli z kanapy, podchodząc do stojącego inspektora. Słowa, w które tak bardzo nikt z nich nie chciał uwierzyć, powoli zbierały ostatnie resztki radości, zastępując je bólem. Natalia stanęła przed czekoladowookim mężczyzną, łapiąc go za przód jego policyjnego garnituru, a nadzieja tliła się w jej oczach. - Błagam, niech pan powtórzy, niech pan powie, że to nieprawda.
- Przykro mi pani Natalio, sam chciałbym, by to nie była prawda, ale ksiądz Mateusz został znaleziony z samego rana na rynku. Martwy. - inspektor złapał dłonie gospodyni, patrząc, jak po jego słowach ostatnie resztki nadziei zmieniają się w czystą agonię, by po chwili zamienić się w słone łzy bólu. Możejko złapał osuwającą się kobietę i zamknął ją w żelaznym uścisku.
- N...ni...niee, tylko... tylko nie on - łkała kobieta, zaciskając swoje pięści na marynarce inspektora. Nie chciała w to uwierzyć, nie chciała wierzyć w to, że już nigdy nie zobaczy księdza, że ostatni raz, gdy go zobaczy, ujrzy go w trumnie, by następnie spoczął na zawsze na cmentarzu. Sama myśl o nadchodzącym pożegnaniu księdza sprawiała, że jej serce rozrywało się na małe kawałeczki. - Nie... nie... nie... NIE! - wrzeszczała kobieta w agonii, nie zdając sobie sprawy tak jak inni, że w pomieszczeniu oprócz nich znajduje się jeszcze jedna osoba, którą tak bardzo chcieli w tym momencie zobaczyć.
Mateusz patrzył na to wszystko z ogromnym bólem. Chciał płakać, krzyczeć tak głośno, by jego przyjaciele mogli go zobaczyć, by mógł z nimi porozmawiać. Tak bardzo tego chciał, ale jedyne co mógł zrobić to patrzeć na to wszystko z bólem, w jego niegdyś żywych oczach. Widok płaczącej Natalii, załamanego inspektora, który powoli także tracił resztki opanowania, bladego księdza Biskupa, który wciąż nie pogodził się ze stratą swojego przyjaciela, łkającej babci, która trzymała płaczącą Emilkę i Pluskwę, który wyglądał, jakby chciał sam umrzeć, sprawił, że opadł na kolana i załkał, zdając sobie sprawę, co takiego stracił. Tylko dlatego, że wtedy pojechał do Kolendy, nie informując nikogo, gdzie jedzie. Gdyby tylko wtedy wiedział, zostałby na plebanii, gdzie żyłby nadal.
- Mateuszu... - usłyszał za sobą nawoływanie, więc odwrócił się w stronę, z którego rozchodził się dźwięk. Jasne światło oślepiło jego oczy, ale zaraz jego wzrok przyzwyczaił się do jasności, a dwójka ludzi, których zobaczył przed skupiskiem światła, sprawiło, że jego nieżywe serce ścisnęło się boleśnie.
- Mamo? Tato? - powiedział, patrząc na swoich rodziców, którzy już wiele lat temu opuścili świat żywych.
- To my synku, chodź do nas. Chodź i wejdź w światło, by żyć w wiecznym raju. - przekonywała jego matka, wyciągając w jego stronę dłoń, co robił też jego ojciec. Blondyn patrzył z bólem w stronę swoich przyjaciół, a następnie na swoich rodziców.
- Nie chcę ich zostawiać samych. - odpowiedział szczerze. Nie chciał ich opuszczać, nie teraz. Nie, gdy właśnie dowiedzieli się o jego śmierci.
- Oni nigdy nie będą sami. Będą mieli cię w swoich sercach po wieki. - powiedział mężczyzna skąpany w świetle, patrząc ciepło na swojego syna. - Chodź z nami. Kiedyś znów ich zobaczysz.
- Nie mogę... Nie teraz, proszę, dajcie mi czas, chociaż do pogrzebu. Proszę. - blondyn spojrzał z nadzieją na swoich rodziców, którzy powoli zaczęli opuszczać swoje ręce. Nie był pewny czy to dlatego, że nie potrafił się zdecydować, czy może dlatego, że jednak zgadzają się na taki układ.
- Zgoda. Poczekamy na ciebie jeszcze trochę. Po pogrzebie wrócimy, ale zanim to zrobimy, dostaniesz coś, czego nie uzyskał nikt inny. - kobieta uśmiechnęła się z miłością do swojego syna, a następnie wróciła w światło wraz z mężem, pozostawiając blondyna samego. Mateusz podniósł się powoli z klęczek, rozmyślając nad słowami jego matki. Nie mógł zbytnio zrozumieć, co takiego dostanie, czego nikt inny przed nim nie miał.
Rozmyślanie o tym zabrało mu cały czas, aż do jego pogrzebu. Blondyn przechadzał się między zgromadzonymi, dziwiąc się, że tak wielu przyszło go pożegnać. Widział, że Kościół jest zapełniony tak samo plac przed kościołem, ale to, co najbardziej go zdziwiło to to, że nawet całe pole przylegające do kościoła zapełnione było ludźmi. Wielu z nich nie rozpoznawał, niektórych tak, ale zdecydowanie wielu z nich kiedyś pomógł, a teraz nie potrafił sobie tego przypomnieć. Gdy stanął obok swojej otwartej trumny, widział wiele zapłakanych kobiet, dzieci, a nawet paru mężczyzn. Widział, jak Mietek stojący przy Możejce nie potrafi powstrzymać łez, co tyczyło się także inspektora, który jednak nadal zachowywał resztki opanowania.
Wzruszyło go to, że jego przyjaciele z policji postanowili ubrać się w odświętne mundury, czcząc tym samym pamięć o nim. Gdy msza pogrzebowa powoli dobiegła końca, po kolei zaczęli podchodzić do mównicy najbliżsi księdza, wspominając go przed wszystkimi zebranymi. Natalia, która zaraz po księdzu Biskupie miała podejść do mównicy, została poprowadzona przez załamanego Waldka, bo nie potrafiła zmusić się do wstania. Jednak gdy tylko stanęła przy mikrofonie, jej wzrok padł na ciało księdza, a po jej policzkach spłynęły nowe łzy.
- Ksiądz Mateusz był najlepszym księdzem, jakiego miałam okazję spotkać. Nigdy go nie zapomnę. Był jedyny w swoim rodzaju i nikt nie zdoła go zastąpić. - kobieta oderwała się od mównicy, wracając szybko na swoje miejsce. Chciała powiedzieć więcej, ale wiedziała, że gdyby postała tam dłużej, załamałaby się jeszcze bardziej. Dlatego zakryła swoją twarz dłońmi, starając się nie płakać.
- Byłem z Mateuszem razem w celi, gdy został niesłusznie oskarżony o morderstwo. Gdy wszyscy ode mnie się odsunęli, to on był jedyną osobą, która starała mi się pomóc i której się udało. To dzięki Mateuszowi wyszedłem na wolność i to dzięki niemu stanąłem na nogi. Był moim najlepszym przyjacielem, który pomimo wszystko stał za mną murem, wspierał i doradzał. Nigdy go nie zapomnę, zawsze będzie w moim sercu.
Gdy tylko rudowłosy mężczyzna wrócił na swoje miejsce, wziął blondynkę w ramiona, dodając jej otuchy, mimo tego, że mu samemu chciało się płakać.
- Ksiądz Mateusz... był moim najlepszym przyjacielem. Pierwszy raz spotkałem go w autobusie, gdy jechał ze mną do Sandomierza, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tak bardzo zmieni moje życie, ale to było najlepsze, co mogło się stać. Pamiętam wieczory, gdy przyjeżdżałem na partie szachów, gdzie zawsze ksiądz obdarzał mnie ciepłem i dobrym słowem, gdy miałem zły dzień. Nie zapomnę, jak parę razy wyciągał mnie z kłopotów, nawet tego, że sam się czasami w takie wpakowywał. Jestem wdzięczny, że dane mi było go poznać, będzie mi go brakować, ale na zawsze pozostanie w moim sercu, tak jak i mojej rodziny - Nocul wracając na swoje miejsce, ustępując Orestowi, przed mównicą spojrzał na leżącego księdza i zacisnął szczękę, by nie wydobył się z jego gardła szloch. Przeniósł swój wzrok na Możejkę, starając się uspokoić.
- Ksiądz Mateusz był wspaniałym człowiekiem, księdzem, jak i detektywem. Nie będę ukrywać, że bez pomocy księdza wiele spraw nie zostałoby tak dokładnie rozwiązanych. Gdy po raz pierwszy miałem styczność z Mateuszem, byłem wobec niego sceptycznie nastawiony, ale z każdym razem, gdy na upartego starał się pomóc nam w śledztwie, dostarczając ukradkiem nowych dowodów lub poszlak, moje nastawienie na niego zaczęło się zmieniać do tego stopnia, że zostałem jego przyjacielem. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę miał za przyjaciela jakiegokolwiek księdza i w dodatku tak uzdolnionego, że pozwalałem mu na mieszanie się do śledztwa, po prostu bym go wyśmiał. Ale stało się i, gdy powoli moje życie zaczęło wracać do normy, gdy przyjaźń moja i księdza zaczęła się zacieśniać, zostało mi to odebrane. Patrząc teraz na Mateusza, widzę wszystko to, co dobrego zrobił dla nas, jak bardzo zmienił mnie, moich ludzi i to miasto, dlatego oddaje mu hołd, dziękując za to, że był. Pozostanie on w moim sercu, moich ludzi i jego najbliższych. Nigdy go nie zapomnimy, bo to byłoby najgorszą zbrodnią. Dziękuję Ci Mateuszu za to, że żyłeś wśród nas. Byłeś, będziesz i zawsze pozostaniesz moim, nie... Naszym bohaterem. - Orest odszedł od mównicy i stając przed trumną księdza, złożył mu pokłon, pokazując tym samym, że dla niego Mateusz był najlepszym człowiekiem, jakiego spotkał.
Blondyn stał obok swojego ciała, słuchając tak wiele wzruszających słów, ale dopiero czyn inspektora sprawił, że po jego policzkach spłynęły łzy, a zastygłe serce zabiło. Nigdy nie mógł przypuszczać, że ten mężczyzna będzie w stanie oddać mu pokłon, przed wieloma ludźmi, którzy patrzyli na niego w szoku, by po chwili poszli w ślady Oresta. Gdy uroczystość zakończyła się, trumna została zamknięta, by następnie zostać otoczona policjantami, którzy prowadzili ciało księdza na cmentarz. Zaraz obok trumny zostały stworzone dwa pasy policjantów, którzy szli po dwóch bokach Mateusza, a cały orszak był prowadzony przez inspektora Możejkę, który szedł za księdzem Biskupem. Gdy tylko doszli do cmentarza, trumna została złożona w grobie, a policjanci jako ostatnią cześć, dla zamordowanego księdza, wyjęli pistolety i zaczęli strzelać w niebo.
~*~
Od pogrzebu minęło już kilka dni. Policjantom udało się dowiedzieć, kto był odpowiedzialny za porwanie księdza, ale gdy dojechali do miejsca zamieszkania sprawcy, zastali jego zwłoki. Kolenda zaraz po morderstwie księdza popełnił samobójstwo. Ludzie, gdy tylko usłyszeli, gdzie został zamordowany ich ulubiony ksiądz, spalili dom, uważając go za nieczyste i złe miejsce. Jednak od tego czasu minęły kolejne dni, a dusza blondyna chodziła niespokojnie po plebanii, zastanawiając się, dlaczego wciąż rodzice po niego nie przyszli. Jego myśli jednak zostały rozwiane, gdy jego najbliżsi wrócili na plebanię, po odwiedzinach na jego grobie. Blondyn zmarszczył brwi w konsternacji, nie wiedząc, o co mogło chodzić, gdy grupka osób zatrzymała się w miejscu, patrząc wprost w jego stronę. Obrócił się za siebie, nie wiedząc, co mogło spowodować taką reakcje, ale nie ujrzał za sobą nic, co mogło tak bardzo zszokować jego przyjaciół.
- K...ks...ksiądz? - wyjąkała blondynka, patrząc w szoku na Mateusza. Nie mogła zbytnio w to uwierzyć, ponieważ parę dni temu na własne oczy widziała, jak ten zostaje pochowany. Blondyn otworzył szerzej oczy w wielkim zdziwieniu, zdając sobie sprawę, że widzi go Natalia i nie tylko ona.
- Widzicie mnie? - zapytał, ale łzy wzbierające się w oczach kobiety, skutecznie utwierdziły go w przekonaniu, że jednak jego najbliżsi go widzą. - Jakim cudem? Przecież przez te parę dni, byłem dla was niewidzialny, czyżby o tym mówili? - mamrotał sam do siebie blondyn, starając się zrozumieć zaistniałą sytuację.
- Mateuszu, jak to możliwe? - ksiądz Biskup, który stał na przedzie grupy, patrzył na swojego zmarłego przyjaciela.
- Nie jestem dokładnie pewien, przez te parę dni byłem dla was jak powietrze, nie mam pojęcia, co się zmieniło. - mówił blondyn, ale zaraz zamilkł, gdy zobaczył łzy w oczach kobiet. - Proszę. Nie płaczcie, nie chcę widzieć łez na waszych pięknych twarzach, to jest zbyt bolesne też dla mnie.
- Dlaczego? Dlaczego ksiądz wtedy pojechał bez słowa? Dlaczego?! - blondynka, która starała się utrzymać od czasu pogrzebu swoje emocje, teraz wybuchła wyładowując złość na zmarłym księdzu.
- Och Natalio... Gdybym wiedział, że tak się to skończy, nigdy bym nie pojechał. Niestety pojechałem i nie zdołałem wrócić, a z każdym dniem od mojej śmierci coraz bardziej się zadręczam tym, że was opuściłem. To była moja wina, ponieważ mogłem powiedzieć, do kogo jadę, a tego nie zrobiłem, tym samym zsyłając siebie na pewną śmierć, nigdy sobie tego nie wybaczę... Nie wybaczę sobie tego, że zostawiłem was samych z pustką po moim odejściu. - mówił blondyn, kładąc swoją przezroczystą dłoń na policzku zapłakanej blondynki. W końcu był w stanie powiedzieć to, co wyniszczało jego duszę. Zrozumiał, że dostał jedyną w swoim rodzaju szansę, na pożegnanie się z nimi. Na wypowiedzenie tego, co po swoim morderstwie ciążyło na jego duszy poczuciem winy.
- To nie była wina księdza! Winę ponosi tylko i wyłącznie Kolęda, to on księdza porwał I zabił - mówił Możejko, wypowiadając to, co myśleli także inni. Jak mogliby obwiniać blondyna za to, że zginął? Przecież nikt z nich, od zabójstwa księdza ani na moment nie pomyślał o tym, żeby obwiniać go za coś, na co po porwaniu nie miał wpływu.
- Inspektor Możejko ma rację, Mateuszu. To nie była twoja wina, stałeś się niewinną ofiarą tego mężczyzny, a gdy do niego jechałeś, nawet nie byłeś świadom grożącego tobie niebezpieczna. Nigdy nie zapominaj o tym, tak jak i my nie zapominamy. Wszyscy wiemy, że nie chciałeś umierać, wiemy, że pragnąłeś żyć z nami, nawet jeśli wpakowywałeś się w kłopoty. Ale mimo wszystko to była jedna z twoich niesamowitych cech, które sprawiały, że chciałeś pomóc każdemu na swojej drodze i to czyniło cię wspaniałym człowiekiem. - powiedział ksiądz Biskup, patrząc z ciepłem w stronę duszy blondyna, który w tym momencie, nie będąc w stanie nic powiedzieć, jedynie otwierał i zamykał usta.
Duszę Mateusza przebiegł ciepły impuls, gdy zdał sobie sprawę, że jego najbliżsi nie obwiniają go za własną śmierć. Nie mają mu tego za złe. Uśmiechnął się ciepło w stronę przyjaciół i wykorzystując okazję, że ponownie mogą razem porozmawiać, nie chcąc, by ta chwila odeszła, rozpoczął rozmowę. Jednak po paru godzinach tej miłej i ciepłej rozmowy, Mateusz usłyszał za sobą cichy szum, dlatego odwrócił się w tamtą stronę, dostrzegając rodziców, którzy stali niedaleko stołu.
- Pora już na nas. Daliśmy ci wystarczająco dużo czasu, byś z nimi porozmawiał. Pora odejść i nareszcie odpocząć. - powiedziała kobieta, ponownie wyciągając dłoń w stronę swojego syna.
- Pewnie nie ma szans, by przedłużyć mój pobyt tutaj, prawda? - zapytał i jedyne co dostał w zamian to łagodny uśmiech ze strony rodziców. Widział, jak jego przyjaciele marszczą brwi, nie rozumiejąc, do kogo mówi, nie będąc nawet w stanie dostrzec dwójki osób, stojących przed ciepłym i przyjemnym światłem, które przyciągało duszę Mateusza w swoje objęcia. Blondyn odwrócił się przodem do najbliższych, patrząc na nich z miłością - Na mnie już czas. Dano mi szansę bym mógł się z wami pożegnać i dodatkowo przedłużono to aż dotąd. Chyba nadszedł czas, by się pożegnać, nawet jeśli chciałbym zostać tu dłużej.
- Proszę, niech ksiądz nie idzie - Natalia spojrzała błagalnie załzawionymi oczami, nie chcąc ponownie tracić Mateusza. Blondyn podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu.
- Kiedyś znów się zobaczymy. Muszę odejść, ale zawsze pozostanę w waszych sercach, obserwując was i strzegąc na tyle, ile będę mógł. - powiedział blondyn, a następnie ucałował czoło każdej z kobiet w pomieszczeniu, zatrzymując się przy Emilce. - Pamiętaj, że twoja mama tak samo, jak ja zawsze będziemy cię kochać. Moją kuzynkę na pewno rozpiera duma, gdy obserwuje cię z nieba, tak samo, jak mnie. Jesteś wspaniałą dziewczynką, dlatego proszę, byś nigdy nie zapomniała, by zawsze pozostawać sobą. Opiekuj się babcią i Natalią, wieżę, że ci się uda. - Mateusz jeszcze raz ucałował czubek głowy dziewczynki, a następnie podszedł do Pluskwy. - Dbaj o nie, bo wiem, że wraz z tobą, tworzycie wspaniałą rodzinę, do której miałem zaszczyt należeć. Proszę, nigdy nie schodź ponownie na złą drogę, bo jesteś silniejszy i lepszy od tego. Nie możesz ponownie marnować się w więzieniu. Pamiętaj o tym Waldek.
- Zawsze Mateusz, zawsze będę. - rudawy mężczyzna uderzył się pięścią w klatkę piersiową, tym samym przyrzekając Mateuszowi, że zapamięta jego słowa i nie zawiedzie go. Blondyn stanął przed Noculem i Możejką, patrząc na nich ciepło.
- Słyszałem wszystko, co mówiliście na pogrzebie. Jestem szczęśliwy, że mogłem razem z wami pomagać w rozwiązywaniu wielu spraw, nawet jeśli czasami wtrącałem się za bardzo. Wiem, że jesteście wspaniałymi policjantami, którzy są dumą tego miasta. Gdybym miał jeszcze jedną szansę, nigdy bym nie zrezygnował z przyjaźni z wami. Wieżę, że będziecie się piąć w górę, osiągając coraz większe sukcesy. Pamiętajcie o tym. - dwójka mężczyzn pokiwała zgodnie głową, nie będąc zbytnio w stanie wydusić z siebie, chociażby słowa. Blondyn stanął przed księdzem Biskupem, szukając słów - jestem zaszczycony, że eminencja była moim przełożonym, ale również przyjacielem. Nigdy nie zapomnę naszych wspólnych rozmów i spacerów po ogrodach i parkach, wspólnej nauki szachów i tego, że dostawałem czasami niezłe bury, gdy ksiądz Biskup dowiedział się o moich wyskokach. To wszystko zawsze będzie w mojej pamięci, tak samo, jak każdy z was. Jesteście najwspanialszymi ludźmi, jakich dane mi było spotkać i nigdy was nie zapomnę. Po wieczność będę was kochał, czekając na was w raju, gdzie ponownie będziemy mogli być razem. To moje ostateczne pożegnanie i mam nadzieję, że nigdy mnie nie zapomnicie. - blondyn uśmiechnął się czule w stronę przyjaciół i, odwracając się, ruszył w stronę rodziców, nareszcie przyjmując oferowaną dłoń matki, tym samym odchodząc wraz z nimi w światło, by w końcu odpocząć w raju.
*END*
Fiu! Nareszcie koniec ♥️. Mam nadzieję, że shocik się podoba?
Już od emisji odcinka "Piekło" miałam masę ciekawych pomysłów, na takiego shota, ale cały czas odkładałam to na bok, aż w końcu zaczęłam pisać to na wfie, ostatecznie decydując się, by z tej książki zrobić zbiór one shotów z Mateusza.
Hahaha 😂, ciekawe jakby zareagowali twórcy serialu, jakby zobaczyli moją wersję ich odcinka, ajć. Myślicie, że by się wnerwili? 😂 😂. Dobra nie wnikam, bo znając moją wyobraźnię, zaraz zaleje mnie milionem pomysłów na ich reakcje, jak i aktorów oczywiście 😜.
Dobra. Ja spadam. Jutro nareszcie mam wolne, chociaż teraz, by sobie dorobić chodzę na praktyki również w niedzielę, gdzie jest on moim dniem wolnym, więc ogólnie mam tylko poniedziałek wolny (ze względu na zamkniętą restauracje) i czwartek (szkoła, też macie do 17.00 lekcje? 😂) na pisanie czegokolwiek, a żeby jednak to kończyć zarywam noce, siedząc do 3 lub prawie 4 nad ranem 😜.
Postanowiłam także, że poniedziałkowe rozdziały z Mateusza będą pojawiać się w wtorki, dzięki czemu będę miała więcej czasu na pisanie, gdy mam dzień wolny, bo niektóre rozdziały pisałam bardzo późno I później do szkoły szłam spiąca, co kończyło się tym, że zasypiałam na jakiejś lekcji, albo zaspana szłam na praktyki.
A tak ogólnie będzie dla mnie lepiej, mam nadzieję, że rozumiecie.
Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro