Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9 - „To, co stanie się w Nowym Jorku, zostaje w Nowym Jorku"

– Czy ty w ogóle wiesz, która to lewa? – Victor spojrzał na siostrę z wyrzutem, mocniej ściskając uchwyt nad głową. Miał wrażenie, że lada chwila mógł całkowicie go urwać, a tego matka chyba nigdy by mu nie wybaczyła. Zresztą, Charlotte nie wybaczyłaby również licznych zarysowań, których teraz znacznie przybyło. Ekstremalne warunki miały pokazać Nicole prawdziwą jazdę w trudnych okolicznościach, chociaż tym razem jedynie dodawały obaw, bo pojedyncze kamyczki z nierównej nawierzchni podskakiwały pod kołami, wystrzeliwując w podwozie oraz dolne partie pojazdu. Biały, rodzinny Fiat jednak dobrze radził sobie w niemal każdej sytuacji, a niewielkie ryski były niemal niedostrzegalne. Jeśli chodziło o początkujących kierowców z niemal nieistniejącym doświadczeniem, wydawał się być idealny.

Mocniej zacisnęła palce na kierownicy, chociaż wielokrotnie brat uczył ją, aby próbowała się jak najbardziej rozluźnić. Jednak teraz daleko jej było do spokoju. Pomyliła stronę, wielkie rzeczy. Zdarza się przecież każdemu.

– Zamyśliłam się.

– Na drodze nie masz do tego prawa. Jedziesz albo zdecydowanie, albo wcale.

Westchnęła, czując, jak całe jej ciało się napinało, a gorąco przywołane zażenowaniem zaczęło wzrastać.

– U lewej dłoni wyprostowany kciuk i palec wskazujący układają się w elkę – tłumaczył, uchylając okno. Nie był pewien, czy temperatura znowu wzrosła na dworze, czy jednak w tym wypadku ogromną rolę odgrywały również nerwy Nicole.

– Jeju, nie jestem przecież taka głupia.

– Ale jednak dałaś w prawo, nie lewo.

– Raz mi się zdarzyło. Jeden jedyny raz.

– Okej, okej – skapitulował, czując, jak co chwila na niego zerkała. Całą uwagę usiłowała skupić na pokonywanej trasie, jednak przez fakt, że jechała wolno, mogła na moment zawiesić wzrok w innym punkcie. – Zwracam ci tylko uwagę, bo nie chce, żebyś kiedyś spowodowała wypadek – zauważył zgodnie z prawdą. – Tu daj w prawo. I będziemy parkować.

Wykonała jego polecenie, wrzucając odpowiedni kierunkowskaz, a potem lekko zakręciła kierownicą.

– Tyłem?

– Tyłem.

– No to mogiła.

– Wychyl głowę do tylu i zobacz, jak podjeżdżasz. Zmieścisz się?

– Zmieścić, zmieszczę. Pytanie, czy zarysuję o ten wielki kamień.

– Dawaj, tylko obserwuj, żeby w razie czego się wycofać. Mama nas zabije, jak tak bardzo zarysujemy auto albo w coś walniemy. To akurat zauważy. Koła na prosto i wsteczny.

Nie była pewna, czy jej się uda, jednak natychmiastowo wrzucała odpowiedni bieg, znowu patrząc w tył, żeby rozeznać się w sytuacji. Powoli zluźniała nacisk stopy, czując niekontrolowane drżenie, co tylko utrudniło całe zadanie.

– I stop. Mamy to. Ręczny i wysiadaj, sprawdzimy, jak wyszło. Jesteśmy na lekkim wzniesieniu, więc lepiej nie ryzykować, że nam auto odjedzie.

Oboje opuścili pojazd, a Victor uważnie okrążał samochód, dokładnie badając każdy fragment i oceniał powstałe szkody. Jednak nie było tak źle, jak oczekiwał, dlatego nieco uspokoił się, ostatni raz zerkając na boczne drzwi, od których jakiś czas wcześniej odbił się jakiś kamyk.

– Chyba powinnam podjechać bliżej.

– Nie jest najgorzej. Myślałem, że wjedziesz krzywiej, a to już coś. Dobra robota – pochwalił. – A teraz spadaj na miejsce pasażera, mieliśmy wrócić z zakupów godzinę temu, mama na pewno coś już podejrzewa.

– Pewnie sama zasiedziała się u psiapsi albo wyrywa chwasty w ogródku.

– Ja jej nie oddam kasy za wgniecenia w aucie.

– Ale to ty będziesz się tłumaczył, jeśli cokolwiek zauważy, więc módl się, aby tak nie było i siedź cicho, gdy o to w ogóle zapyta.

Powstrzymała się od komentarza, gdy mruczał coś pod nosem. Zajęła odpowiednie miejsce w aucie, a potem zapięła pasy. Teraz nie czuła już tej ekscytacji, a wrażenia były naprawdę inne niż wtedy, gdy to ona prowadziła, mając nad wszystkim kontrolę. Mogła się rozluźnić, poprzestawiać stacje w radiu i udawać, jakby poprzednie dwie godziny nigdy nie istniały. Polubiła tę zmianę oraz powrót do przeszłości, co chociaż na chwilę pomogło im zapomnieć o problemach życia codziennego.

Letnia playlista w połączeniu z gorącem przywoływała wspomnienia zeszłorocznych wakacji, gdy jakoś w okolicy końcówki lipca pakowała się na wyjazd z byłym już chłopakiem. Obiecał jej niezapomniane wrażenia i dobrą zabawę, a dodatkowa nutka intymności spowodowana przez fakt, że byli tam tylko we dwoje, nie dawała jej ani chwili na wątpliwości. Pakowała się w skowronkach i nawet nie musiała specjalnie przekonywać matki, aby w ogóle pozwoliła jej zniknąć z domu na niecały tydzień. Wystarczyło rzucić hasło „William" i sprawa była załatwiona. Za nic nie spodziewała się, że zaledwie rok później wszystko będzie wyglądało zupełnie inaczej, a kolejne urodziny będzie zmuszona spędzić bez jednej z najważniejszych osób dotychczasowego życia. Po pełnym wrażeń dniu z bratem chciała zniknąć na piętrze z kubełkiem lodów o smaku słonego karmelu, wziąć długą kąpiel i oglądać przypadkowe filmy z zakładki „polecane" do białego rana. A najlepiej obudzić się dopiero w niedzielny poranek, gdy będzie już po wszystkim, a kolejna zmiana liczby z tyłu obejdzie się bez większego echa i minie tak szybko, jak nastała. Nie czuła już podekscytowania na myśl o spędzeniu tego dnia z najbliższymi. Grace nadal była na wakacjach, wracając dopiero na początku sierpnia, z samymi chłopakami jakoś nie chciało jej się wychodzić, w szczególności, że lada moment ojciec mógł zmienić zdanie, składając im niezapowiedzianą wizytę. Nie wiedziała, czy gardził nimi na tyle, aby całkowicie ignorować własne dzieci oraz byłą już żonę, czy po prostu nie miał wystarczająco odwagi, żeby stawić czoła podjętym przed laty wyborom i ich konsekwencjom.

Podły humor chciała naprawić pizzą, na którą w myślach już namawiała brata, zanim jeszcze zdołali wrócić do domu. Jednak całkowicie o niej zapomniała, gdy podjechali na wysypany kamykami podjazd, gdzie stało białe Audi. Wszystkie drzwi były otwarte, a jej pierwszą myślą było, że ojciec faktycznie był na tyle odważny, aby jednak się pokazać.

Tylko że nie on zajmował miejsce kierowcy, a Domenic, który bawił się kluczami, stojąc na werandzie wraz z kuzynem. Nicholas odgrażał się, że ten słono zapłaci, jeśli tylko zarysuje auto ojca, jednak nie bardzo wierzył chłopakowi zapewniającemu, iż solidnie przegadał ten temat z ciotką i wujkiem. Łącznie punkt dotyczący ubezpieczenia oraz kruczków prawnych, mających prawo całkowicie je unieważnić w razie kolizji lub uszkodzeń.

– A wy co tu robicie? – Nicole trzasnęła drzwiami auta matki, które chwilę wcześniej Victor zaparkował w odpowiednim miejscu, aby chłopcy mieli jeszcze jak wyjechać bez konieczności przestawienia go.

– Wpadliśmy zgarnąć was na wycieczkę – wyjaśnił Domenic. – Weekend w Nowym Jorku, all inclusive wraz z czterogodzinnym karaoke i kacem życia. Normalnie lepszej oferty nie znajdziecie.

– Wiedziałam, że macie za dużo kasy, ale nie sądziłam, że aż tak – zauważyła ze śmiechem.

– To był jego pomysł. – Nicholas wskazał skinieniem Victora, który tylko wzruszył niewinnie ramionami. Nie zdołała zapytać brata, jak bardzo go pojebało, bo sam odpowiedział od razu:

– Wiesz, tak sobie pomyślałem, że skoro ojciec może tak po prostu znikać, kiedykolwiek tylko zapragnie, to my też możemy, zanim w ogóle wpadnie w odwiedziny. Nie pytaj – prosił, gdy uchyliła usta. Doskonale wiedział, o czym myślała, ale nie chciał, żeby psuła klimat. – Mamy wszystko załatwione, nie, chłopaki?

– Walić całą zabawę, chcę już wskoczyć do sauny w hotelu. Cztery gwiazdki to jednak jakiś rodzaj fejmu, nie? – Domenic pokręcił głową z niedowierzaniem, słysząc pytanie Nicholasa. – Może mają basen!

– Mam się spakować, czy coś? – spytała Nicole, bo to pierwsze, co przyszło jej do głowy. Nadal była oszołomiona natłokiem pozyskanych informacji, a fakt wyjazdu wyglądał na strasznie surrealistyczny. Jeszcze chwilę wcześniej zastanawiała się, czy postawić na romansidło, czy jednak thriller w wyborze filmu, a teraz stawała przed perspektywą kilku godzin w aucie, aby następnie spędzić weekend w mieście grzechu.

– Już jesteś spakowana.

Uśmiechnęła się szeroko, słysząc głos przyjaciółki, która właśnie wychodziła ze środka. Grace pożegnała się z matką rodzeństwa kolejny raz przed dotarciem do drzwi, obiecując, że przypilnuje jej córki jak oka w głowie, chociaż to nie było tylko jej zadanie. Niemal straciła dech, czując nagle obejmujące ją ramiona i pisk, który na moment pozbawił ją słuchu.

– Co ty tu robisz?

– Jak to co? Psiapsióła ma urodziny, przecież nie ominęłabym tego za żadne skarby, jaja sobie robisz?

– Przecież miałaś wygrzewać dupę na wakacjach jeszcze przez tydzień – przypomniała Nicole, szybko wykonując w głowie odpowiednie obliczenie, żeby sprawdzić, czy przypadkiem coś poknociła.

– No i już wygrzałam. Obczaj tę opaleniznę. – Przesunęła ramiączko bluzki, pokazując fragment jaśniejszej skóry w miejscu, gdzie przez poprzednie tygodnie codziennie znajdował się strój kąpielowy. – Ale hej, chyba nam brakuje kilku sztuk z ekipy, co?

– Jezu, to długa historia. – Machnęła ręką, próbując odpędzić od siebie wyrzuty sumienia spowodowane niesłusznymi oskarżeniami, które rzuciła w kierunku Gabriela w Hadesie.

– Gadałem z chłopakami, ale Gabe się uparł, że nie podejmie decyzji, dopóki nie wyjaśni sprawy z Nix. Także wsiadamy do autek i jedziemy, bo czeka nas jeszcze jeden przystanek na trasie – poinformował Nicholas, idąc w stronę zaparkowanego pojazdu.

– Czekajcie, muszę zgarnąć swoje rzeczy.

– Ja ci po pokoju szperała nie będę, już kiedyś znalazłam tam coś, czego nie powinnam – przypomniała Kennedy z niesmakiem. W rzeczywistości po prostu robiła sobie z niego żarty, bo akurat u Victora istniało najmniejsze prawdopodobieństwo odnalezienia czegokolwiek gorszącego. Takie równe okrągłemu zeru.

Przyjemna atmosfera dawała nadzieję na miło spędzony czas, a Victor wchodził do środka z uśmiechem, od razu udając się na piętro. Wyciągnął z szafy spakowaną od wczoraj torbę i dorzucił do niej tylko ładowarkę do telefonu, którą odpiął od kontaktu. Zamknął okno, a po chwili już był na dole, zerkając do kuchni, w której siedziała Charlotte.

– Wyjeżdżamy – oznajmił zupełnie tak, jakby wcale tego nie wiedziała.

– Naprawdę mam nadzieję, że wiesz, co robisz.

Cały spiął się, słysząc jej lodowaty oraz ostrzegawczy ton.

– Wrzuć czasem na luz, przecież nic się nie stanie. I nie pozdrawiaj od nas ojca, jak się z nim spotkasz.

Wymienił z matką jedno zdanie, jednak czuł ogromny ciężar, spowodowany brakiem jakiegokolwiek porozumienia. Postawił na swoim, a ona nie mogła zrobić z tym kompletnie nic, bo żadna afera nie zmieniłaby faktu ich wyjazdu na weekend. I okej, sprawiało mu to ogromną satysfakcję, jednak niesamowicie bał się tego, że mogła mieć rację. Nic nie było przesądzone, a te kilka dni miały przejść bez większego echa. Właśnie na to liczył.

***

Gabriel niemiłosiernie się nudził. Nie miał zielonego pojęcia, co powinien ze sobą zrobić, tkwiąc z dziwnej pustce między jednym telefonem od rodziców na dwa tygodnie a ciągłymi fochami młodszego brata. Ivan zarzucał mu zniszczenie wakacji i podczas jednej z kłótni wypominał fakt, że to przez niego teraz niemal w ogóle nie widywał się z Nicholasem oraz jego kuzynem. Prawda była jednak zupełnie inna, bo to brak pieniędzy ostatecznie przekreślał kuszące możliwości na różne wypady w towarzystwie nowych znajomych. Młodszy z braci Mitchell czuł ogromną zazdrość, obserwując w mediach społecznościowych nowe zdjęcia z wypadów do barów lub klubów. Niemal oszalał, słysząc informację o propozycji weekendowego wypadu z całą ekipą. Udobruchał nawet wujka, jednak denerwował się, otrzymując haczyk i słynne „ale", które padło od jego własnego brata. Nie rozumiał jakim cudem miał w ogóle jakiekolwiek wymagania oraz warunki, skoro wszystko spieprzył. Dlatego Ivan próbował zrobić wszystko, aby przemówić mu do rozsądku, na co ten kolejny raz tłumaczył mu całą sytuację oraz emocje, jakie w nim wzbudziła. Minęło wprawdzie kilka tygodni, jednak on nie umiał o tym zapomnieć, a niesłuszne oskarżenia otrzymane pod swoim adresem echem odbijały się w jego głowie aż do momentu, gdy niemal nie mógł tego znieść.

– No to z nią pogadaj i tyle, na chuj kręcisz dramy.

– O, kurwa, no co ty nie powiesz? Patrz, nie wpadłem na to. Serio, idź i sprawdź, czy nie ma cię w kuchni. Postawiłem sprawę jasno i jeśli sama z siebie będzie chciała porozmawiać, rozważymy cały wyjazd.

– Te, tatusiek, co ci tak zależy, co? Staje ci na myśl o tym, że ktoś może przyznać ci racje?

Nie otrzymał odpowiedzi na kąśliwą uwagę. Dzwonek do drzwi skutecznie ukrócił temat, a Gabriel szedł do drzwi, do samego końca nie spodziewając się, że faktycznie zastanie za nimi Nicole. Nie widzieli się tyle tygodni, jednak nic nie uległo w niej zmianie. No może nastawienie, bo teraz zamiast krzyków oraz awantur wyglądała na speszoną i nad wyraz spokojną. Odruchowo chciał przyznać, że w jakiś sposób nawet za nią tęsknił. Nie wiedział jednak, czy tak wypadało, skoro widzieli się ledwo trzy razy w życiu.

– Cześć.

Oparł się dłonią o framugę, chcąc mieć całą tę rozmowę za sobą. Tygodniami zastanawiał się, jak przebiegnie ich kolejne spotkanie, gdy wreszcie jakimś cudem ich drogi znowu się przetną. Jednak za nic nie spodziewał się, w jakich okolicznościach to nastanie, a już na pewno nie oczekiwał, że to faktycznie dziewczyna wyciągnie do niego rękę jako pierwsza i to o wiele wcześniej, niż na początku roku szkolnego. I nadal towarzyszyło mu mnóstwo niepewności, bo podczas weekendowego wyjazdu do Nowego Jorku mogło wydarzyć się niemal wszystko. Tylko że wakacje mijały w zastraszającym tempie – miał więc ostatni dzwonek, aby pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa przed całym czekającym go stresem związanym z rozpoczęciem roku oraz byciem „tym nowym". Nie wspominając już o przyszłości, oraz planach na nią, których kompletnie nie miał.

– No hej.

– Reszta czeka na parkingu, zabraliśmy się w dwa auta, żeby wszyscy weszli no i przepraszam za tamtą akcję w Hadesie – powiedziała niemal na jednym wdechu. – Wiem, że popełniłam błąd, ale wtedy to wszystko miało sens. Za dużo wypiłam no i...

– Naprawdę myślałaś, że to byłem ja? – spytał, bo tylko na to pytanie potrzebował odpowiedzi. Nieśmiało skinęła głową, czując zażenowanie na samo wspomnienie tamtego wieczoru. – Nadal myślisz, że to ja powoduję twoje koszmary?

– Nie wiem już, co myśleć. I szczerze, nawet nie chcę zaprzątać sobie tym głowy. Byłeś łatwą odpowiedzią na nieco zbyt skomplikowany problem, ale źle strzeliłam.

– Okej.

– Okej? – powtórzyła po chwili głuchego milczenia, nie wiedząc, co zwiastowała taka właśnie odpowiedź.

– Okej, ale i tak pogadamy o tym wszystkim później. Pakuj się, Iv – rzucił do wcale nie podsłuchującego z salonu brata, który tylko czekał na zielone światło, aby wrzucić wszystkie naszykowane już rzeczy do odpowiedniej torby podróżnej. – Czekają już na nas na dole.

Dwadzieścia minut później oba auta opuszczały miasto, kierując się na zachód. Ivan dołączył do Nicholasa i Domenica w białym Audi, a Gabriel siadał obok Grace na tyłach Fiata, bez słowa sprzeciwu dając się wyściskać na powitanie. Komplementował opaleniznę dziewczyny, która od razu podłapała temat, opowiadając o swoich wakacyjnych przygodach. Buzia nie zamykała jej się przez dobre pół godziny, po których wreszcie zmieniła temat, pytając resztę towarzystwa o ich wrażenia z tegorocznych wakacji. Najwięcej miał tak naprawdę do opowiedzenia Victor, który tym razem milczał, mając dość dramatów związanych ze szpitalem oraz ciemnymi chmurami zbierającymi się niebezpiecznie nad jego medyczną karierą. Tak jak cała reszta, chciał porządnie się wyszaleć bez ryzyka kolejnego skandalu z lekarzem jedynego szpitala w Shayall Springs.

Trasa mijała im zaskakująco szybko, a oni odmierzali mijający czas postojami na tankowanie, chłodne napoje lub kawę i przekąski. Kawałki z radia często zamieniane były składankami sprzed lat, znajdującymi się na płytach poupychanych w schowku. Ostatni postój na siku komentowany był głośnymi jękami ze strony Grace oraz Nicole, które rozciągały się, narzekając na ból pośladków. Gabriel przysypiał już trzeci raz, budząc się dopiero po usłyszeniu trzaśnięcia drzwiami od strony kierowcy.

– Który mamy rok? – mruknął, opierając się o dach dłońmi po tym, jak wysiadł i niepewnie rozejrzał się po otoczeniu. – Daleko jeszcze?

– Wciąż ten sam. W sumie to dobre pytanie, bo ja już okolicy nie kojarzę od jakiejś godziny – zauważył Victor, wzruszając ramionami po tym, jak siostra posłała mu pełne przerażenia spojrzenie. – No co? Przecież chłopaki znają trasę. Bo znają, nie?

– Spoko, ekipa, panujemy nad wszystkim. – Nicholas uśmiechał się szeroko, trzaskając drzwiami auta swoich rodziców. Wielokrotnie matka krzyczała na niego, prosząc, żeby nieco uważał, ale tak jak teraz nieszczególnie słuchał jej uwag, robiąc to, co chciał. – Buszka? – zaproponował, przejmując od Ivana nieźle wypalonego już skręta. – Jeszcze ciepły.

– A w sumie dawaj. – Nicole podeszła do niego, wystawiając dłoń, w której zaledwie po chwili znalazła się używka. Jej słaba próba zaciągnięcia się skomentowana została wybuchami śmiechu maskowanymi kaszlnięciem. Dopiero za drugim razem poszło jej nieco lepiej, a ona odetchnęła, podając skręta przyjaciółce. – No co? – zapytała, czując na sobie uniesione spojrzenie brata. – Mamy tu nie ma, żeby mnie opieprzyć.

– Ja tam odbiję sobie na miejscu – oznajmił Domenic, próbując pocieszyć samego siebie, bo ciężko znosił podróż z rozluźnionymi używką przyjaciółmi, podczas gdy on udawał tego odpowiedzialnego, który do chwili zaparkowania pod odpowiednim hotelem już w samym Nowym Jorku nie chciał nawet palić zwykłego papierosa. Co chwila wychylał głowę na zewnątrz, całkowicie skupiając się na drodze i tylko co jakiś czas biorąc udział w dyskusjach między Ivanem oraz Nicholasem. Odliczał tylko ostatnie chwile przed oddaniem kluczy w odpowiednie ręce, aby wrzucić na luz i kręcić się po okolicach taksówkami, żeby móc wreszcie zaszaleć. – Weźcie mi kawę, idę do kibla.

Grace również udała się za potrzebą, a na parkingu ostatecznie zostało samo rodzeństwo Smith. Cisza w powietrzu zwiastowała nadejście niewygodnego tematu, a Victor czekał tylko na to, aż siostra podejmie jakąkolwiek próbę rozmowy, zanim wrócą jej znajomi.

– To ile wyjdzie za cały ten wyjazd? – rzuciła wreszcie, wiedząc, że tylko w tamtej chwili mogła zadać bratu ciążące jej od samego początku pytanie. Nie chciała poruszać tego tematu na miejscu, bo to zepsułoby zabawę wszystkim, dlatego skorzystała z ostatniej okazji, jaka wyglądała na najodpowiedniejszą. Cieszyła się na możliwość spędzenia czasu w tak wielkim mieście. Chciała pozwiedzać i po prostu miło spędzić czas, o wiele bardziej woląc to niż seriale oraz lody w domowym zaciszu. W szczególności, że powoli naprawiała swoje stosunki z Gabrielem, minimalizując poczucie winy, a do tego doszła również jej najlepsza przyjaciółka, którą teraz miała w zasięgu ręki, a nie setki kilometrów dalej.

– Dorzuciłem część, ale Nicholas upierał się, że wiszą ci z Domenicem o wiele więcej niż w ogóle wyjdzie za cały wypad, nawet jeśli ostro przeholujemy, więc tematu nie ma. Poza tym... – Rozejrzał się, chcąc upewnić, że nikt nie podsłucha ich rozmowy. – Wszyscy w jakiś sposób potrzebowaliśmy tego wypadu. Ja muszę odpocząć od całej tej dramy w szpitalu, zanim zacznie się możliwe dochodzenie, chłopakom się nudzi, Grace była już nieznośna, trując mi od miesiąca dupę, co powinniśmy zrobić z twoimi urodzinami, więc i tu wyszło, a ty... Sama wiesz.

– Taaa...

– Nie martw się tym, okej? Wiem, że wszystko wyszło tak nagle, ale po prostu chcemy, żebyś się zabawiła. W końcu znowu jesteś singielką, kto wie, ile to potrwa? Wyszalej się zawczasu.

– Ale ej, umówmy się na jedno – poprosiła wreszcie brata. Zauważyła, jak Gabriel kierował się do wyjścia ze sklepiku na stacji benzynowej, zapewne chcąc zapytać, czy mieli ochotę na coś do picia, a ona w myślach już wybierała, czy woli colę, czy jednak Fantę. Nieśmiały uśmiech rozkwitł na jej twarzy, gdy powoli zaczęła się uspokajać. Nie musiała przecież robić dziury w całym, a ostatecznie temat wydanych pieniędzy mogła poruszyć z przyjaciółmi przed powrotem, skoro Victor upierał się, że miał to pod kontrolą.

– No?

– To, co stanie się w Nowym Jorku, zostaje w Nowym Jorku.

Uśmiechał się, nawet nie rozważając innej opcji.

– Masz to jak w banku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro