Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5 - „To od niego zależy kiedy, o ile w ogóle, powie ci prawdę"

Najgorszym uczuciem była niewiedza tego, czy ktokolwiek ją uratuje, skoro sama nie była w stanie tego dokonać. Odliczała w myślach sekundy, próbując zachować największy możliwy spokój, jednak z każdą chwilą szło jej to coraz gorzej. Jak przez mgłę pamiętała słowa Victora, który wielokrotnie upominał ją o uważaniu na siebie w wodzie. Próbowała przypomnieć sobie cały dokładnie opisywany przez niego proces utonięcia, a w szczególności najważniejszy punkt: czas. Sekundy ważące nad tym, czy wyjdzie z tego cało.

To były najdłuższe chwile, a ona dziękowała Bogu za coś, co omyłkowo uznała za halucynacje. Nie czuła żadnego prądu, ciągnącego ją w dół, gdy do jeziora ktoś wskoczył, od razu nurkując. Miała wrażenie, że lada moment utraci przytomność, a płuca bolały od potrzeby zyskania powietrza. Zupełnie tak jak ręce, dzięki którym jakimś cudem jeszcze dryfowała w jednym miejscu, którego nawet pomimo prób nie mogła przekroczyć. Gdyby miała jak, pewnie rozpłakałaby się, chociaż nie byłaby pewna, czy powodowałaby to ulga, czy ciągły strach. Bo nawet pomimo tego, że Gabriel usiłował zapanować nad sytuacją, wciąż nie mogła wypłynąć na powierzchnię. On jednak zdawał się doskonale rozumieć stanowiącą dla niej zagadkę sytuację, a Nicole poczuła wypełniające ją ciepło pod wpływem rzuconego zaklęcia. Nie miała siły wypłynąć nawet pomimo faktu, że teraz było to jak najbardziej możliwe, ale z jego pomocą wreszcie dotarła na powierzchnię. Wdrapując się na pomost, połamała dwa paznokcie i obiła sobie kolano, ale nie czuła tego, wypełniona ulgą. Oddychała ciężko, kaszlała oraz wymiotowała przez chwilę wodą, kuląc się, aby uspokoić obejmujące ją dreszcze. Jak przez mgłę słyszała krzyk brata, który kazał wszystkim gapiom odsunąć się i zrobić mu miejsce twierdząc, że nie mają na co patrzeć.

Wciąż nie rozumiała, co poszło nie tak, ale była niesamowicie wdzięczna Gabrielowi, który uratował ją z opresji, a po wyjściu z wody bacznie obserwował, jakby gotowy do odparcia kolejnego możliwego ataku, jeśli takowy miał w ogóle nastąpić. Przez resztę wieczoru nie potrafiła dobrze się bawić i odprawiała z kwitkiem każdą osobę pytającą, czy wszystko u niej okej. Nie była jednak pewna, czy powodował to wypadek w wodzie, czy jednak Victor, który nie zważając na obecność wszystkich jej znajomych, urządził jej oraz Nicholasowi awanturę życia na temat braku odpowiedzialności oraz możliwych konsekwencji. Był o krok od wypomnienia własnego błędu z piątkowej zmiany, ale jeszcze nie umiał mówić o tym tak otwarcie. Czuł jednak przytłaczający wręcz żal, bo akurat utraty jej nie wybaczyłby sobie do końca życia, nawet jeśli nie było to bezpośrednio jego winą.

– Co, jeśli serio byś utonęła, co? Myślałaś o tym w ogóle? – pytał kolejny raz, a ona ziewnęła, nie będąc pewna, czy powodowało to faktyczne zmęczenie fizyczne, czy zwyczajnie miała dość kontynuowania przez brata tematu. Pociągnął łyk dopiero napoczętej butelki piwa, ale nawet odrobina alkoholu nie pozwalała mu uspokoić targających nim nerwów.

– No na własne życzenie sobie tego nie zrobiłam, masz mnie za taką desperatkę? – Spojrzała na niego błagalnie. – Rozumiem, było poważnie, a nawet źle, ale nie zachowuj się tak, jakbym sama zaczęła się podtapiać. I nie kręć dramy przy moich znajomych. Może są pijani, ale to wciąż przypał.

Uchylił usta, chcąc kontrargumentować, ale ostatecznie powstrzymał się, tłumiąc cisnące się na usta słowa.

– Wyluzuj trochę, okej? Wracam do domu. Odprowadzisz go później? – poprosiła Philipa, który jakby wyczuwał odpowiedni moment na przerwanie rodzinnej sprzeczki. Tak naprawdę nudziło go już siedzenie samemu, podczas gdy Dick śledził kręcącą się w tę i we w tę Grace, a Victor wcale-nie-tak-dyskretnie dyskutował z młodszą siostrą na temat jej bezpieczeństwa, którego przecież miał pilnować. Niby nie obligował się do tego, ale przecież taka była kolej rzeczy – wspierali się, no i to przecież on był starszy, więc mimowolnie powinien nad wszystkim czuwać.

– Jasne. Na pewno wszystko gra? Napędziłaś wszystkim niezłego stracha.

– Nie lepiej od razu jechać do szpitala? Nawet z takiej sytuacji może wyjść coś strasznego i obaj doskonale o tym wiemy. – Smith spojrzał błagalnie na swojego przyjaciela, szukając w nim wsparcia.

– O wiele bardziej boje się matki, która będzie robiła jazdy za spóźnienie na kolację. Mogę cię kryć, ale nie wróć późno, okej? Ostatnio wystarczająco dużo zatajam przed nią na twój temat. –  Pokręciła głową, żegnając się z bratem oraz jego przyjacielem, a potem ruszyła na poszukiwania młodej Kennedy, której pisk zdawała się słyszeć z wody. Jednak coś powstrzymywało ją przed wejściem na pomost, a wspomnienia dramatycznych chwil sprzed zaledwie kilku godzin sprawiły, że niekontrolowanie zadrżała. Zawołała więc dziewczynę, nie chcąc ryzykować, a potem pomachała jej, obiecując zgadanie się następnego dnia. To samo zrobiła w kierunku Gabriela, a on odmachał jej, pytając, czy potrzebuje kogoś, kto ją odprowadzi. Pomimo odmowy on był nieugięty i już po chwili opuszczali źródło zabawy oraz głośnej muzyki, powoli idąc w odpowiednią stronę.

– Mogę cię o coś spytać? – podjął, przerywając dość uciążliwą ciszę podczas drogi przez park.

– Dawaj.

– Co jest z Victorem? Wydaje się dość przejęty i jakiś taki podminowany.

–­­ Jego siostra prawie utonęła – wyjaśniła oczywistość, bo głównie to powodowało u niego nerwy... akurat w tamtej chwili. – A tak poza tym, miał drobne problemy w pracy.

– Problemy? – Spojrzała na niego z drobnym uśmiechem, bo liczyła, że nie będzie drążył tematu. Jednak to był moment, gdy nawet ona potrzebowała powiedzieć o tym komukolwiek, w szczególności przez fakt, iż Gabriel raczej nie wyglądał na osobę, która mogłaby rozpowiadać coś takiego dalej.

– Pacjent zmarł mu podczas piątkowej zmiany. Dziecko. Strasznie się o to obwinia, chociaż zrobił wszystko, co mógł.

– Przykro mi – oznajmił chłopak, momentalnie żałując, że w ogóle zdecydował się zadać jej to pytanie. Jednak jak to mówią: ciekawość to przecież pierwszy stopień do piekła, a on najwidoczniej stał już u jego wrót.

– Mi też.

Kolejna porcja ciszy przecięła powietrze, a atmosfera między nimi wydawała się dość ciężka. Szli wolno, jakby w ogóle im się nie śpieszyło, chociaż Nicole w rzeczywistości naprawdę gonił czas. W tamtym momencie nieszczególnie jednak o tym myślała – w końcu co ma być, to będzie, a ze spóźnienia na pewno jakoś uda jej się wywinąć.

– Wyglądacie na strasznie zgrane rodzeństwo – zauważył.

– Nie mamy w sumie innego wyjścia. – Rozpromieniała, wracając wspomnieniami do chwil z dzieciństwa i momentów, gdy cały świat był przeciwko nim. – Zawsze staliśmy we dwoje przeciwko całemu światu. Nawet pomimo tak dużej różnicy wieku.

– A różnica to...?

– Dziewiętnaście lat. I okej, na początku nie było między nami tak kolorowo, gdy skończyłam dziesięć lat, ciągle się kłóciliśmy, w szczególności, że Victor wcale nie był takim łagodnym nastolatkiem, ale dramaty rodzinne zbliżają, a nasz ojciec wybrał pracę zamiast rodziny i uh, ostatnio poprosił mamę o zmianę nazwiska na panieńskie, chociaż rozwiedli się już dawno. – Westchnęła przeciągle, nagle żałując, że do torby w zamian za zostawione bratu wino nie wrzuciła zwykłej butelki wody, bo zaczęła odczuwać pragnienie. Czas płynął zaskakująco szybko, a ona przyłapywała się na tym, że nie chciała się z nim jeszcze rozstawać. Jednak znajdowali się zaledwie ulicę od domu Smithów, a rodzinne spotkanie to coś, czego Nicole nie mogła odkładać w nieskończoność. W szczególności przez fakt obecnego już poślizgu, z którego i tak będzie się tłumaczyć.

– Ty przynajmniej masz na miejscu chociaż jednego rodzica. Nasi siedzą w Newark... praca, te rzeczy. Nawet jakoś szczególnie się nie odzywają.

– Zaraz będę miała i oboje, gdy mój ojciec z łaski swej zjawi się w mieście. Serio, ciesz się spokojem, póki możesz – poinformowała. – Te wakacje stoją pod znakiem dram i na dodatek oczywiście rzucił mnie chłopak, który nawet nie spojrzał na mnie przez cały dzisiejszy wieczór.

Nie wiedziała, czemu mu to mówiła. Victor miał na głowie ważniejsze problemy, matka wiedziała tylko i wyłącznie tyle, ile powinna, Grace również zajmowała się swoim życiem, a Nicole jakoś nie poczuwała się do psucia jej humoru głupimi wspomnieniami i poczuciem własnej beznadziei. Zarówno przez fakt, że prawie umarła, jak również przez to, że osoba, która jeszcze tydzień wcześniej była podobno gotowa oddać dla niej wszystko, teraz miała ją zwyczajnie gdzieś.

– Jest dupkiem, mówiłem ci to już?

– A ja nadal go kocham. – Zagryzła wargę, nie spodziewając się, że to nadal może boleć aż tak. – Tak w ogóle to dzięki – powiedziała, zdobywając się wreszcie na odwagę. To była dosłownie ostatnia prosta, bo docierali właśnie do celu wspólnego spaceru. – No wiesz, za uratowanie mi życia i w ogóle.

– Jasne, do usług. Jeśli będziesz potrzebowała kogoś do odepchnięcia kilku zakazanych zaklęć, to wiesz, gdzie mnie szukać. – Uśmiechnął się i puścił jej oczko, a potem życzył przyjemnej kolacji oraz odwrócił się w zamiarze obrania powrotnej drogi do domu, bo jakoś i on miał już wystarczająco wrażeń jak na ten dzień.


***


Nicole witała się z rodziną, przepraszając za opóźnienie i wymyślając na poczekaniu historyjkę dotyczącą żywej dyskusji, która nie mogła jej ominąć wśród znajomych. Uśmiechała się, wymieniając solidne uściski, a potem zajmowała jedno z wolnych miejsc przy stole na tarasie, tłumacząc matce, że Victor pomagał w czymś ważnym Philipowi i kazał na siebie nie czekać z posiłkiem. Kobieta komentowała jego pracowitość, żaląc się również na przepracowanie syna, który lada moment mógł dorobić się wypalenia w zawodzie, a siostra Charlotte przykładała dłoń do ust z zaskoczeniem, nie chcąc w to uwierzyć. To właśnie Victor zanudzał wszystkich anegdotkami dotyczącymi udanych, lub też nie, dni na oddziale, a Philipa rodzina znała nawet pomimo tego, że nigdy się nie poznali. Matka rodzeństwa wielokrotnie namawiała syna, aby zaprosił przyjaciela, jednak ten dzielnie stał przy swoim twierdząc, że może kiedyś nastanie do tego odpowiednia pora. To Philip zawsze odmawiał, gdy Victor proponował mu zajście chociaż na chwilę po podwiezieniu do domu, jednocześnie każdy raz kwitował niespełnioną dotychczas obietnicą, bo „kiedyś na pewno to wykorzysta", a idealna okazja jeszcze miała nadejść.

Siedzieli podchmieleni na trawie i rozmawiali o wszystkim oraz niczym. Podczas tej chwili Victor miał wrażenie, jakby cały świat nagle przestał istnieć, problemy wyparowały wraz ze zmartwieniami, których ostatnio miał naprawdę sporo. Jak przez mgłę pamiętał zobowiązanie wobec rodziny, nieszczególnie przejmując się powrotem do domu, gdzie wszyscy już na niego czekali. O wiele bardziej wolał przymulać, a odczuwana lekkość przynosiła zalążki senności, a on naprawdę chciałby jej ulec, jednak nie mógł pozbawić się tej chwilowej przyjemności.

– Odprowadzić cię? – spytał Philip, podnosząc się z trawy i otrzepując tył spodni, aby pozbyć się pozostałych źdźbeł.

– Chyba jeszcze trafię. Leć już do domu, pewnie i tak masz dość marnowania ze mną czasu.

– Coś ty, świetnie się bawiłem... no może poza tą akcją z twoją siostrą. W takim razie odezwij się, jak trafisz na miejsce, krzycz, gdyby cię napadli i jeśli odpowiednio wytrzeźwiejesz, spytaj Nicole, czy na pewno dobrze się czuje.

– Na to ostatnie mogę odpowiedzieć ci już teraz. – Westchnął, a jego uśmiech nieco zmalał. –  Ma złamane serce, bo rzucił ją chłopak, pewnie jest też skołowana przez to podtopienie. Nie wiem, co się tam stało, może spanikowała, w jej wypadku to jak najbardziej prawdopodobne, ale porozmawiam z nią o tym w domu. Jezu, co ja pieprzę, powinienem wrócić z nią od razu. Co, jeśli zasłabła gdzieś po drodze? – Zmarszczył brwi, słysząc parsknięcie przyjaciela, który od razu wybił mu to z głowy, bo to w końcu siostra Victora i pewnie coś z jego genów miała, co równało się z tym, że tak łatwo raczej by nie umarła. – Nie powinno mnie tu w ogóle być – panikował dalej, zabierając swoje rzeczy. – Czy to sprawia, że jestem chujowym bratem?

– Jesteś najlepszym bratem, jakiego mogła mieć. A teraz leć i pamiętaj, żeby chociaż napisać, jak...

– ...dotrę do domu. Jasne, pamiętam. Dzięki za wszystko, Phil.

– Zawsze do usług, Vic. O każdej porze dnia i nocy.

Jeszcze przez chwilę stali naprzeciwko siebie, ale zaraz musieli powrócić do rzeczywistości: to Victor postawił pierwszy krok, idąc wreszcie do domu, gdzie dotarł nieco później, niż sam zakładał. Powodował to strach i desperacja spędzenia jeszcze kilku minut bez towarzystwa, aby poukładać sobie wszystko, co miało ostatnio miejsce. Jednak „minuty" na ławce w parku przerodziły się w godzinę, a „piwo na dodanie odwagi" oznaczało całą butelkę wina, którą przed opuszczeniem jeziora podarowała mu Nicole.

Młoda Smith uśmiechała się, maskując w ten sposób własne zdenerwowanie rozpoczętym przez siebie tematem. Jednak matka szybko poszła spać, wuj postanowił wziąć prysznic, przez co została sama w towarzystwie ulubionej ciotki... przy której dość szybko rozwiązał jej się język. Opowiadała o zerwaniu z chłopakiem, przyjemnym wypadzie nad jezioro oraz o tym, jak kolega wrzucił ją do wody, a ona w dziwny sposób nie umiała wypłynąć na powierzchnię. Pomimo pozorów, cały czas o tym myślała, co przynosiło tylko i wyłącznie ciągle narastający niepokój. I to ten sam, który od jakiegoś czasu atakował ją pod powłoką nocy.

– Victor nakręcił dramę, że mogłam faktycznie utonąć albo dostać szoku termicznego i tak dalej – opowiadała. – Jeju, żałuj, że nie widziałaś jego miny. Ale jeśli mam być szczera – dodała od razu – to sama nieźle się przestraszyłam.

– To zrozumiałe. Gdzie on tak w ogóle jest? Odzywał się do ciebie? Jest już dosyć późno.

– Faktycznie powinien już tu być.

Miała wrażenie, że wywołała wilka z lasu, gdy usłyszała trzask za mocno pchniętych drzwi. Podskoczyła zaskoczona i od razu zawołała brata, ale odpowiedziała jej jedynie cisza. Ciotka Kathlyn spojrzała na siostrzenicę pytająco, a ona jedynie wzruszyła ramionami, nie mając zielonego pojęcia, czy to faktycznie był on. Poderwała się z zajmowanego miejsca, poprawiając przyniesiony wcześniej sweter, który zsunął się z jej ramienia. Niemal wbiegła do salonu, słysząc szloch Victora, który rozbił jej serce na drobne kawałeczki. Padł na kolana, ukrywając twarz w dłoniach i jak w transie mówił o tym, jakim potworem się stał, odbierając komuś życie. Nie dawał dotknąć się wujowi, który właśnie schodził na dół, z przerażeniem patrząc na rozżalonego blondyna.

Nicole spięła się, słysząc głos zaalarmowanej matki, ale w tej chwili ważniejszy był dla niej stan brata. Objęła go, mówiąc uspokajające słowa i namawiała do wstania, obiecując pomoc w dojściu na górę. Krzywiła się, czując od niego intensywny zapach alkoholu, a on opierał się na niej, przez co ledwo postawiła pierwszy krok.

– No dobra, chodź tu, chłopcze. – Aaron ponowił próbę, która wcześniej nie skończyła się za dobrze. Tym razem chrześniak dał sobie pomóc, a on z siostrzenicą zaprowadzili mamroczącego mężczyznę do odpowiedniego pokoju na piętrze.

– Będziesz wymiotował? – spytał, próbując zrozumieć nieudolnie wypowiadane słowa. Dla pewności Nicole wyszła po miskę, prosząc Aarona, żeby jeszcze przez chwilę został z jej bratem. Schodziła po schodach, wstrzymując powietrze, bo wiedziała, że stojąca na dole matka nie pozostawi jej bez jakiegokolwiek komentarza. Za nic jednak nie spodziewała się, jak oskarżycielski ton mogła obrać kobieta.

– Wiedziałaś od początku, o co chodziło z zachowaniem Victora – zauważyła, stawiając córkę pod ścianą. – Pytałam cię o to! – kontynuowała, idąc za nią w stronę pralni. – Powinnaś mi była powiedzieć o wszystkim.

– Obiecałam, że tego nie zrobię – odpowiedziała spokojnie, nachylając się po odpowiedni przedmiot.

– Jestem jego matką, do jasnej cholery!

– A on jest dorosły! I to od niego zależy kiedy, o ile w ogóle, powie ci prawdę. Skończyłaś przesłuchanie? Czy ciekawość nie da ci spokoju? – zapytała odrobinę ostrzej, niż zamierzała. – Po prostu porozmawiaj z nim jutro. Jeżeli będzie chciał, powie ci, co się stało.

– Muszę po prostu wiedzieć, czy to coś poważnego – nalegała, nieco łagodniejąc.

– Widziałaś, żeby Victor przeżywał głupoty? – odpowiedziała nastolatka pytaniem, przechodząc obok kobiety w progu. Cisza była jedyną odpowiedzią, jaką otrzymała. – No właśnie.

Telefon Victora wibrował, gdy otrzymywał kolejną wiadomość o podobnej treści od Philipa. Półprzytomny blondyn sięgał po niego, ale urządzenie co chwila wypadało mu z rąk, bez względu na to, ile razy próbował je podnieść i zmotywować się, aby cokolwiek odpisać. Nie chciał zawodzić jeszcze jego, ale zmęczenie i wirujące obrazy nie pozwalały nawet odblokować telefonu, który teraz znajdował się na podłodze.

Zaskoczona Nicole obserwowała nieudolne próby podniesienia się jej brata, podczas gdy wuj namawiał go do spokojnego leżenia. Postawiła na ziemi przyniesioną miskę na pranie, które w tej sytuacji idealnie nada się do zbierania możliwych wymiotów, a potem pomogła chłopakowi się poprawić i podniosła z ziemi smartfon. Jedna z wielu wiadomości od Philipa sprawiła, że poczuła ciepło na myśl o tym, jak przyjaciel martwił się o Victora. Odblokowała ekran z pomocą doskonale znanego jej hasła, a potem wystukała odpowiedź:

Dotarł do domu w jednym kawałku, pewnie przerzyga całą noc, ale będzie żył. Dzięki za wszystko, co dla niego robisz.

Nix.

Uśmiechała się, czytając odpowiedź i zapewnienia, że w razie czego mogła pisać, bo raczej szybko nie zaśnie, więc może pomóc w czymkolwiek, jeśli tylko Victor będzie go potrzebował. Siadła na podłodze obok przyniesionej przez siebie miski i podziękowała wujkowi za pomoc, obiecując też zawołanie go, jeżeli będzie potrzebny. Bo nie był nawet wtedy, gdy blondyn przeczołgał się spod ściany i nachylił, bekając przed pierwszą falą wymiotów. Ani kolejną godzinę później, gdy jedyne, co mógł zwracać, niemal się dławiąc, była ciągle uzupełniana w jego organizmie przez Nicole woda.

Następne fale płaczu i żalu przyjmowała ze stoickim spokojem, chociaż wewnętrznie cierpiała niemal tak, jakby któreś z nich nieświadomie znowu rzuciło zaklęcie łączące. Przytulała go i trzymała za rękę, przyrzekając, że jest dobrym człowiekiem, gdy próbował wmówić jej co innego. Wreszcie – gdy dochodziła pierwsza – zasnął ostatecznie. A ona przebrała się szybko, nie pozwalając sobie na prysznic, którego tak desperacko potrzebowała po wydarzeniach tamtego dnia.

Kolejny raz przepłukała miskę wodą, dodając odrobinę płynu, chociaż nawet to nie pomogło w pozbyciu się gryzącego zapachu. Postawiła ją w poprzednio wybrane miejsce przy łóżku, a potem poprawiła koc, który zsunął się z nóg Victora, gdy ten kolejny raz zmieniał podczas snu pozycję. Sama czuła niesamowite zmęczenie, jednak wiedziała, że i tak nie byłaby w stanie zmrużyć oka. Odpisywała na grupowej konwersacji ze znajomymi, obiecując dobre samopoczucie i półsłówkami przekazywała swoją niewiedzę, co poszło nie tak, gdy Nicholas wrzucił ją do jeziora. Chłopcy żartowali, że zaraz po Nicole z imprezy zmył się również William, a późną aktywność dziewczyny w social mediach skwitowali wspólną aktywnością seksualną, ale wysłała im tylko wymijającego gifa, życząc dobrej nocy. Przeglądała nowinki w mediach społecznościowych, jak zwykle wkręcając się w filmiki, których zwykle używała jako inspiracji do kolejnych prac malarskich. Jednak całe zainteresowanie momentalnie wyparowało, a ona czuła się tak, jakby ktoś właśnie wylał na nią wiadro gorącej wody. Jej serce zabiło mocniej, oddech przyspieszył, gdy po dniach niecierpliwego czekania, dostała wreszcie wiadomość od odpowiedniego nadawcy. Ze stresu żółć podeszła jej do gardła, a ona odblokowywała telefon i dłuższą chwilę wpatrywała się w kilkanaście liter, zastanawiając, czy aby nie jej umysł postanowił zrobić jej psikusa.

Wiem, że jest już późno, ale musiałem napisać.

Wszystko w porządku?

Odruchowo odpisała, ostatecznie powstrzymując się przed naciśnięciem „wyślij":

Nie, tęsknię.

Nie, nie mogła tak odpowiedzieć. Skoro do tej pory William nie dawał znaku życia, nie mogła okazać słabości. Victor miał racje – to pierwszy dzień był najgorszy. Teraz pewnie pisał do niej ze zwykłej grzeczności, więc pomimo dziwnej i koszmarnej wręcz nadziei, która znowu zaczęła kiełkować gdzieś w środku, nie mogła wyobrażać sobie nie wiadomo czego, ani znowu pogorszyć złego już stanu swojego złamanego serca. Chociaż miało jej to zająć wiele tygodni, a nawet miesięcy, musiała pogodzić się z jego decyzją. Musiała ruszyć naprzód.

Wywróciła oczami, natychmiastowo kasując wystukane litery, po czym poprawiła szkic wiadomości, od razu odpowiadając:

Tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro