Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36 - „Wolę, żebyś znienawidził mnie niż siebie"

Swąd spalenizny był gryzący i przynosił niesłychaną panikę. Zanim Nicole rozbudziła się na tyle, aby przypomnieć sobie wydarzenia poprzedniego dnia, a przede wszystkim nocy, zdołała pomyśleć o najgorszym. Co, jeżeli osoba, która próbowała skrzywdzić Charlotte, teraz chciała dopaść resztę rodziny?

Jednak wspomnienia szybko powróciły: przychodziły falami, ciężkimi jak pulsowanie głowy bolącej przez jej wczorajsze upicie się. Jak przez mgłę pamiętała rozmowę z Nickiem, nie będąc pewna, na czym urwany został poruszany z nim temat.

Potykała się o własne nogi, wypadając z sypialni i modliła się, aby nikt nie zajmował łazienki. Nie zauważyła miski, którą przy łóżku zostawił dla niej Victor właśnie na ten wypadek: gdy obudzi się rano i przez następne minuty będzie pozbywać się nikłej zawartości żołądka, rzygając jak kot. Klęczała nad toaletą, czekając na moment, gdy będzie mogła podnieść się na tyle, aby chociaż przepłukać usta. Jednak torsje nie ustępowały, a ona drżała, czując dotyk na plecach, gdy ktoś pocierał je, dodając uspokajające słowa. Nie zdążyła zaprotestować, zanim Victor związał gumką jej włosy, robiąc prowizorycznego kucyka.

– Nie dotykaj mnie – mruknęła, próbując go od siebie odepchnąć. Zachwiała się, prawie uderzając szczęką o klozet, ale w tamtej chwili była gotowa poświęcić nawet utratę zęba, byleby być jak najdalej od niego.

– Nie możesz doprowadzać się do takiego stanu – oznajmił, ledwo powstrzymując się od wszczęcia awantury. Prawda była jednak taka, że nie mógł zrobić zupełnie nic. Był jej winien przynajmniej względny spokój, bez względu na to, jak wiele spieprzy po alkoholu. Miał tylko nadzieję, że wczorajszy wybryk był jednorazowy, bo nie chciał dokładać sobie zmartwień. – Wiem, że cała ta sytuacja jest chujowa, ale prędzej się wykończysz, niż to cokolwiek da.

– Wiesz, gdzie mam twoje rady? W kiblu z moimi wymiotami. O, patrz, spuszczam je do ścieku.

– Ogarnę ci jakieś śniadanie przed wyjściem do pracy – powiedział, ignorując jej słowa. – Jak coś się będzie działo, to dzwoń albo pisz do Philipa, okej? Do mnie pewnie nie odezwałabyś się, nawet gdyby dom stanął w ogniu... do czego swoją drogą prawie wczoraj doprowadziłaś.

Mrugnęła ociężale, zastanawiając się przez chwilę, czy to aby przypadkiem wciąż nie był sen.

– Co?

– Spaliłaś obraz, który razem namalowaliśmy na haju – wyjaśnił. – I przy okazji dodałaś w moją stronę kilka wiązanek, kończąc wszystko wyznaniem nienawiści. – Bolesna cisza wypełniła pomieszczenie, gdy próbowała połączyć odpowiednie fragmenty wczorajszej nocy. – Ogarnij się i zejdź na dół za pół godziny... a jak nie będziesz w stanie, to po prostu sobie później odgrzej.

Wyszedł, zostawiając ją samą. Przełknęła ślinę, krzywiąc się na posmak żółci. Przesadziła, tego była pewna bardziej niż czegokolwiek. Czasu jednak nie można cofnąć, bez względu na najszczersze chęci.

– Kurwa – mruknęła pod nosem, próbując się podnieść.

Odświeżająca kąpiel zajęła jej całe wieki przez zawroty głowy. Podświadomie czekała na moment, w którym usłyszy trzaskanie drzwi oznaczające wyjście Victora z domu, jednak długo do tego nie dochodziło. Mokra przez ociekające wodą kosmyki włosów koszulka przywierała do pleców, gdy niepewnie schodziła na dół, nasłuchując uważnie najbardziej podejrzanych dźwięków. Czuła się jak intruz we własnym domu, jednocześnie będąc zbyt zmęczona i skacowana na poczucie winy. To wszystko nadal nie do końca do niej docierało, a zamiast destruktywnych emocji, które miotały nią poprzedniego dnia, teraz czuła dziwną pustkę.

Nie chciała tego robić, a jednak wzrok odruchowo powędrował w stronę kominka, gdzie nadal dumnie stały ramki z rodzinnymi zdjęciami.

Jedno pytanie nieprzerwanie pojawiało się w głowie, ilekroć pomyślała właśnie o rodzinie. Była jednak zbyt przerażona odpowiedzią, którą mogła uzyskać, aby zadać je Smithowi.

Kim tak naprawdę są jej biologiczni rodzice, skoro to nie Charlotte i Gideon?

Czy Victor w ogóle znał odpowiedź?

– Żyjesz? – spytał z troską, mimo wszystko nawet na nią nie patrząc. Chociaż osoba trzecia mogłaby uznać go aż za zbyt spokojnego, wewnętrznie wypełniała go masa skrajnych emocji: od zmartwienia tym, do czego doprowadził, po nienawiść, bo w ciągu zaledwie chwili złamał serce osoby, na której zależało mu najbardziej na świecie. A przecież zawsze chciał tylko chronić ją przed błędami własnej przeszłości.

Nie wiedział, czego oczekiwał, ale na pewno nie tego, co faktycznie miało miejsce. Zdawał sobie sprawę, że Nicole mogła zareagować źle na całkowite zburzenie domniemanej rzeczywistości. Sam na jej miejscu zapewne kompletnie by sobie nie radził, jednak łudził się, że gdy cała prawda faktycznie wyjdzie na jaw, zrozumie chociaż część powodów stających za jego wieloletnimi kłamstwami.

– Zależy, czym jeszcze masz zamiar mnie zaskoczyć, bo po wczorajszym szczerze się boję. I tego akurat mogę nie przeżyć.

– Spanikowałem – wyznał, chociaż w tym wypadku to było żadne usprawiedliwienie. – Nie chciałem, żebyś kiedyś obwiniała mnie za żałobę po osobie, która nigdy nie była twoją matką, gdy cały czas znałem prawdę.

– Nawet jeżeli naprawdę nie jest nią biologicznie... – Machnęła ręką w bliżej nieokreślonym geście. – Charlotte mnie wychowywała. Pomimo naszej pojebanej momentami relacji, pomimo skakania sobie do gardeł... Nadal ją kocham.

– A ona kocha ciebie.

Uśmiechnęła się słabo, dziękując w ten sposób za zapewnienie, którego naprawdę potrzebowała. Wyrzuty sumienia powodowane przez fakt, że w szpitalu odwiedziła matkę zaledwie dwukrotnie nadal dawały jej w kość, ale próbowała skupić się na czymkolwiek innym. Nie chciała zwariować od tego wszystkiego, a miała wrażenie, że było to coraz bardziej prawdopodobne. Potrzebowała resetu i chociaż weekendowy wyjazd za miasto częściowo właśnie tym był, nie wystarczył do tego, aby na nowo odnalazła odpowiednią drogę w życiu.

Kawa, którą Victor zrobił jej do śniadania wystygła, zanim wzięła pierwszy łyk. Chociaż próbowała tego uniknąć, wzrokiem cały czas śledziła każdy jego ruch, czekając tylko na możliwy wybuch albo wypalenie kolejnej, latami skrywanej tajemnicy. Zaczynała popadać w paranoję, a słowa Philipa odbijały się w głowie niczym kauczukowa piłeczka. Jeżeli mężczyzna unikał odpowiedzi na jej pytanie dotyczące tego, ile jeszcze ukrywał Smith...

Musiało być tego naprawdę wiele, ale czy da radę udźwignąć ten ciężar, gdy wreszcie spadnie na jej barki?

– Przepraszam za to, co powiedziałem – wyznał Victor, patrząc na nią pierwszy raz, odkąd zeszła na dół. – To nie jest twoja wina, że zareagowałaś w taki, a nie inny sposób. Wiem, że to dużo do przełknięcia, ale czasu nie cofnę i mimo wszystko chcę, żebyś miała we mnie wsparcie. Poprzednie lata to nie była tylko jedna wielka iluzja. Bez względu na to, co uważałaś za rzeczywistość, to wszystko serio było prawdziwe... rodzina, którą tworzymy.

Nie odpowiedziała, bo najzwyczajniej w świecie nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Walczyła sama ze sobą, rozdarta między żalem do niego za to, jak bestialsko zburzył cały jej światopogląd, a faktem, że nadal kochała go bardziej niż kogokolwiek innego. Nawet z Charlotte nigdy nie była tak blisko, jak z nim. To on wspierał ją w każdej sytuacji, znajdował odpowiednie rozwiązanie każdej, nawet najbardziej popieprzonej sytuacji. Victor był tym, do którego jako pierwsza poszła po rozstaniu z Willem. To jemu jako pierwszemu powiedziała o swoich problemach, o każdej niepewności, którą wreszcie przepracowała na tyle, aby wyrzucić z ust oraz umysłu.

– Ile jeszcze tego jest? – rzuciła, pozwalając słowom wypłynąć, zanim zdołała dwukrotnie to przemyśleć. – Ile jeszcze rzeczy przede mną ukrywasz?

– Sporo.

– I co, znowu wyznasz mi coś, co całkowicie mnie zrujnuje, gdy mamie jeszcze bardziej się pogorszy?

– Wiem, wybrałem sobie najgorszy moment, ale ty wypytywałaś i sama czułaś, że coś jest nie tak. Nie chciałem...

– Ta, mówiłeś to już. Jezu, moja głowa.

– Mam wziąć urlop na żądanie i z tobą zostać?

– Czy wyglądam, jakbym chciała spędzić z tobą czas po tym wszystkim?

Nie chciała go atakować, ale słowa same opuszczały jej usta, zanim zdołała je dwukrotnie przemyśleć. W tamtej chwili miała wrażenie, jakby była w zupełnie innej rzeczywistości, oddzielona grubą kotarą od rzeczy, które jej wyznał. Tylko nadal pozostawał ten gorzki żal i poczucie, że w sporym stopniu to on karmił ją przez poprzednie lata kłamstwem.

– Wyglądasz, jakbyś chciała poznać całą prawdę. I mogę ci ją wyznać, jeżeli jesteś na to gotowa.

– Na obecną chwilę jestem gotowa tylko znowu schlać się na tyle, żeby urwał mi się film.

Victor czuł ogromną niemoc i gdyby nie zobowiązania, chętnie zostałby w domu, rozkładając na czynniki pierwsze błędy popełnione na przestrzeni wszystkich tych lat.

– Wiem, że jestem ostatnią osobą, której posłuchasz, ale proszę cię, nie rób tego.

Uważnie go obserwowała, gdy wlewał do termosu kawę, a potem chował go do plecaka. Nie mogła uwierzyć w to, jak w ostateczności tak naprawdę nawet go nie znała, że był dla niej zupełnie obcy. Wprawdzie twierdził, że pomimo tajemnic to wszystko i tak było prawdziwe, ale poczucie bycia oszukaną zawisło nad nią niczym deszczowe chmury.

– Cokolwiek wczoraj powiedziałam... – podjęła, zatrzymując go dosłownie chwilę przed tym, jak wyszedł z domu – dobrze wiesz, że cię nie nienawidzę.

Nie odpowiedział. Na końcu języka miał stwierdzenie, iż szybko miało prawo się to zmienić.

***

Nicole czuła się jak obcy we własnym domu. Jednak czy to nadal był jej dom, skoro z żadnym członkiem rodziny Smithów nie była tak naprawdę nigdy spokrewniona?

Myślała, że chociaż kac będzie dla niej łaskawy, ale nawet tu świat postanowił sobie otwarcie zażartować: głowa pękała pomimo posiłku, leków przeciwbólowych i drzemki. Kręciła się po minimalnej przestrzeni, jaką miała na kanapie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. W tle leciał ulubiony serial Victora, którego powtórki puszczano namiętnie od dobrego tygodnia, jak nie dłużej, przed emisją kolejnego sezonu. Nie miała głowy do zmiany kanału – a może podświadomie zostawiła właśnie ten program?

Próbowała zrobić wszystko, żeby nie myśleć o czymś nieodpowiednim. Tylko im dłużej się starała skupić na produkcji, tym więcej wspomnień napływało do głowy, stając przed oczami niczym widmo przeszłości, które nigdy już nie będzie kojarzone z niczym dobrym. Kiedyś z wytęsknieniem myślałaby o wspólnych nockach w pokoju Victora, o maratonach seriali i szczerych rozmowach, jakie wtedy odbywali. O sekretach, które mogli sobie powierzyć... albo ona mogła, skoro on nadal unosił na barkach ciężar wielu tajemnic. Po jego zachowaniu z tego poranka praktycznie sama dodała dwa do dwóch: dawkował wyjawianą jej prawdę, bo skoro nie poradziła sobie z zaledwie wierzchołkiem góry lodowej, reszta mogła zwyczajnie ją zmiażdżyć.

Podczas śniadania, które mimowolnie spożywali razem, bardziej niż czegokolwiek chciała zapytać go o sprawę z Nickiem, jednak cholernie bała się odpowiedzi, którą mogła otrzymać. W głębi siebie potrzebowała głupiego zapewnienia, że za całą sprawą na pewno nie stało nic więcej, a głupi przypadek. Tylko coraz więcej rzeczy nie miało sensu, a usilnie łącznie fragmenty układanki wręcz krzyczały, że bez pewnych faktów nie mogła połączyć kropek.

Jeżeli Victor śmiertelnie potrącił brata Donovana, a oni byli ze sobą blisko, nie było szans, aby Nick tak po prostu przeszedł nad tym faktem, umawiając się z nią, jak gdyby nigdy nic. Nawet jeżeli sam doznał olśnienia dopiero podczas pierwszego spotkania ze Smithem, pewnie zareagowałby inaczej. To wszystko po prostu nie trzymało się kupy... ale może nie musiało? Może był tym wszystkim zbyt zmęczony, żeby w ogóle myśleć o przeszłości? W końcu sam wspominał podczas ich randki, że to stare dzieje.

Drgnęła, słysząc wibrację telefonu i dziękowała nadawcy wiadomości za rozwianie niepotrzebnych wątpliwości. Uśmiechnęła się, widząc nazwę kontaktu, dopiero wtedy tak naprawdę przyznając jak strasznie za nim tęskniła.

Gabe: Mam nadzieję, że wstałaś, bo wpadam za kilka minut.

Nicole: Jest tak trochę poniedziałek, więc czemu nie założyłeś, że jestem na przykład W SZKOLE? Gdzie hipotetycznie powinieneś być też TY?

Gabe: Gee sama trajkotała o wolnym w poniedziałek po weekendzie za miastem. Poza tym wypisywała do mnie, prosząc, żebym do ciebie wpadł, bo wróci dopiero wieczorem, a podobno się nie odzywasz, chociaż obiecałaś dać znać, jak sytuacja.

Nicole: Zalegam na kanapie, wpadaj śmiało. I kup mi od razu jakieś piwo, co? Może to zabije mojego kaca

Zaledwie po kilku minutach witała przyjaciela, wyznając, że cieszy się, że go widzi i wpuszczała go do środka, od razu odbierając zakupy. Jedno z alkoholowych napoi zostawiła na blacie, chowając resztę do lodówki. Pytała o przebieg weekendu w rodzinnym mieście, na co Gabriel wymownie westchnął, obiecując dłuższą opowieść.

– Świetna fryzura, tak swoją drogą – pochwaliła, bo Mitchell narzekał przy ich ostatnim spotkaniu, że wreszcie powinien zrobić coś z włosami. W obliczu problemów finansowych oraz próby odnalezienia się w nowym mieście jakoś nie znalazł chwili na taką błahostkę, którą tym razem rozwiązał jeden, nieco za bardzo zakrapiany alkoholem wieczór.

– Myślisz? Bo zabawnie wyszło: spotkałem starych znajomych, trochę wypiliśmy i moja psiapsióła stwierdziła, że się tym zajmie. Bałem się, że skończę łysy, ale chyba tak źle nie wyszło.

– Coś ty, wyglądasz świetnie. I ej, nie przypominam sobie, żebym tam była.

– Moja druga psiapsióła.

– No wiem, żartuje przecież, co w moim obecnym stanie jest cudem, więc doceń.

– To opowiadaj, co się działo, bo coś mi mówi, że odkąd pisaliśmy, trochę tego było.

– O nie, ty zaczynaj. Akurat schłodzi mi się drugie piwo, bo muszę się dobić chociaż kilkoma procentami.

– Aż tak?

– Mhm.

– Nick coś odjebał, prawda?

– W obecnej sytuacji chciałabym, żeby to był on, ale nie. Oprócz tego, że Victor prawie dał mu w twarz, a ja tego samego wieczoru z nim spałam...

Liczyła, że ten temat obejdzie się bez większego echa, ale niestety była w błędzie. Gabriel uniósł wymownie brwi, nie musząc tłumaczyć spojrzenia, które mówiło samo za siebie.

– Z Nickiem? Znowu poszłaś z nim do łóżka?

– Na swoją obronę powiem, że nie sądziłam, że kręci mnie też bez totalnie dużej ilości alkoholu. Ale hej, milczę teraz jak grób, opowiadaj o swoim weekendzie.

– Ale potem masz mi wyśpiewać dosłownie wszystko, w szczególności czemu twój brat prawie dał w twarz twojemu potencjalnemu chłopakowi.

– Victor nie jest moim bratem – wyznała z ogromnym trudem. W duchu dziękowała procentom, które nadal krążyły w jej żyłach, bo w stanie całkowitej trzeźwości na pewno nie byłaby w stanie tego powiedzieć. Nadal był to dla niej szalony koncept, a sytuacji nie poprawiał fakt, w jak okropnych okolicznościach prawda wyszła na jaw... oraz że Smith wciąż ukrywał przed nią wiele rzeczy, do czego sam się przyznał.

– Co, kurwa?

Opowiedziała mu dosłownie wszystko. Ze szczegółami opisywała każdą chwilę wyjazdu za miasto, zdradzając mu to, czego nie przekazała dość zdawkową wiadomością. Mówiła o swoich uczuciach, o zawodzie towarzyszącemu zachowaniu Nicka, o skandalicznym wyskoku Victora, o strachu o życie matki oraz czerwonej lampce, którą rozpaliła krzywda jej starszego brata. I o tym, co wyznał jej pod szpitalem, całkowicie rujnując życie.

Gabriel słuchał uważnie, przerywając tylko westchnięciami oraz reakcją pełną przekleństw. Pokusił się nawet o żart sugerujący, że pewnie większość z tego wszystkiego nie miałaby miejsca, gdyby faktycznie przełożył odwiedzenie rodziców, dopełniając założenie oryginalnego planu, w którym to on miał być parą przyjaciółki.

– Pożarłem się z Ivanem – wyznał Gabriel, gdy Nicole błagała wręcz o zmianę tematu, bo schodzące z niej procenty uwalniały też mur emocji, które zeszłej nocy próbowała wyciszyć alkoholem. Wystarczająco wiele kosztowało ją powtórzenie na głos wyznania Victora, które nadal było cholernie nierealistyczne i niedorzeczne. Teraz chętnie słuchała o problemach kogokolwiek innego, w szczególności, że Gabe nie powiedział jeszcze za wiele na temat pierwszego po wyprowadzce spotkania z rodzicami.

– Ja to w ogóle myślałam, że pojechaliście do Newark razem.

– W ostatniej chwili zmienił zdanie. Wymigał się jakąś nagłą robotą, którą załatwił mu znajomy, podobno wyciągnął spoko kasę. Tylko nie wiedziałem, że „spoko kasa" to będzie jakieś jebane sto kafli.

– Że sto tysięcy?!

– Mhm. W pierdolonej gotówce. Przeliczał, jak wcześniej wróciłem do domu i chyba się tego nie spodziewał, bo od razu zamaskował ją zaklęciem, udając debila.

– To weź go zapytaj, czy pożyczy dychę do pierwszego.

– Nie jesteś zabawna.

– Próbowałam, okej? Ale tak serio to, co on robi? Zdjęcia stópek sprzedaje? – Westchnęła, dodając od razu, że tylko żartuje. – Mówił coś konkretnego?

– Nic a nic. I to mnie wkurwia najbardziej, bo mam wrażenie, że wjebał się w coś nieodpowiedniego, ale nie ma jaj, żeby się przyznać. Zaprowadziłem go w kozi róg, licząc, że się przyzna, a on się wkurwił i rzucił w nerwach, że to nie moja sprawa i w ogóle powinienem się cieszyć, bo dalej klepalibyśmy biedę, będąc na utrzymaniu wuja. Nie wiem, co wkurwia mnie bardziej. To, że czerwona lampka miga jak pojebana, bo musiał wpieprzyć się w coś przynajmniej nielegalnego, czy jednak to, że w ciągu dwóch dni zarobił więcej, niż ja ogarnąłbym, zapierdalając przez miesiące w dorywczej pracy. I zrobił to pewnie bez większego wysiłku, bo kompletnie nie było widać po nim zmęczenia, a jedynie czystą satysfakcję.

– Zawsze był taki tajemniczy?

– No właśnie nie. Kiedyś czytałem z każdego jego zachowania, nie miał nic do ukrycia, a teraz kompletnie go nie poznaję.

– Może chłopaki wiedzą więcej? On się chyba trzyma z nimi bardziej niż ze mną, Gee czy nawet z tobą.

– I myślisz, że powiedzieliby mi co i jak?

– Schlej ich, to się dowiesz.

– To nie brzmi jak zły pomysł i chętnie go przemyślę – zauważył. – A jak twoja mama? To znaczy mama...

– Nie prostuj tego, bo to jak wciskanie szpili w ranę, która już jest posypana solą – poprosiła, zanim zdołał powiedzieć „mama Victora". – Sama w sumie nie bardzo rozumiem, Gideon i Victor nie byli szczególnie wylewni, ale wygląda na to, że ktoś próbował zrobić jej wczoraj krzywdę... No wiesz, gdy zorientowałam się, że coś musi być nie tak, skoro nie czułam jej bólu. Najgorsze w tym wszystkim jest po prostu to, że nie było nas tutaj w kluczowym momencie. Ona była zdana kompletnie na siebie, a ktoś doskonale o tym wiedział i postanowił to wykorzystać. Tylko kto mógł to zrobić i dlaczego?

Zmarszczył brwi, nie do końca łącząc te same kropki, co ona. Nie dziwiła się, bo w końcu to ona latami wychowywana była w przekonaniu o tym, że gdzieś czyhało większe niebezpieczeństwo, skoro Gideon Smith osiągnął tak wielki sukces w Zgromadzeniu. To automatycznie przynosiło cel prosto na całą rodzinę.

– Dlaczego uważasz to za większy spisek? Może doszło po prostu do przypadku? Zatrzymanie krążenia czy coś w tym stylu... Przecież wypadek, w którym brała udział, też nie został spowodowany naumyślnie.

– Gdyby to nie była próba morderstwa, Victor niczego by nie poczuł. Poza tym... – Westchnęła, przeczesując po chwili włosy dłonią dla rozładowania chociaż części nerwów. – Nikomu tego nie mówiłam, ale wydaje mi się, że w dniu wypadku na drogę mógł wyskoczyć Strzygołak, który zaatakował mnie jakiś czas później. To chyba on mignął przed nami tego ranka, gdy biegaliśmy w lesie.

– No okej, ale one nie biorą się przecież znikąd. Ktoś musiał go przywołać.

– I prawdopodobnie była to ta sama osoba, która chciała skrzywdzić mamę. Strzygołaki polują na magię, więc jeżeli został przywołany akurat chwilę przed wypadkiem i w pobliżu jego miejsca...

– Jeżeli założymy, że to prawda, pozostało zastanowić się, kto chciałby skrzywdzić twoją rodzinę.

– Pewnie któryś z wielu wrogów Gideona Smitha. Obranie za celu jego żony byłoby idealną formą zemsty za to, cokolwiek kiedyś odjebał.

– Tylko wtedy atak na ciebie nie miałby sensu, jeżeli nie jesteście spokrewnieni. Na imprezie byliśmy wtedy ja, Ivan, Grace i chociażby Nick. Po kłótni z Ivanem wracałem do domu tą samą drogą i to o wiele wcześniej, a jakimś cudem i tak to ty zostałaś zaatakowania, zupełnie tak, jakbyś od początku była celem.

– No okej, ale czemu miałabym nim być, skoro ani Charlotte, ani Gideon nie są moimi biologicznymi rodzicami?

Cisza zapadła nagle i ciągnęła się zdecydowanie za długo. Dla Gabriela cała ta sytuacja była wyjęta rodem z horroru albo porządnego kryminału, który ciągnąłby się przez wiele sezonów. Tylko że do filmu, serialu czy książki życiu Nicole było daleko. Dla niej to była przerażająca i wciąż nie do końca zrozumiana rzeczywistość. Taka, w której mimo wszystko została zdania tylko na siebie, skoro liczne tajemnice powstrzymywały ją od ponownego zaufania Victorowi.

– Chyba że tak naprawdę wcale nie chodzi o Gideona – powiedział nagle chłopak, zupełnie tak, jakby był postacią w kreskówce, a żarówka nad jego głową rozświetliłaby się przez wpadnięcie na sensowną teorię. – Mogłaś być celem od samego początku, a Charlotte mogła stanowić jedynie zrzucony z planszy pionek, który wiedział za dużo.

– Ja pierdole, zgubiłam się już w tym wszystkim.

– Pamiętasz naszą kłótnię z klubu? – spekulował dalej. – Mówiłaś, że ktoś manipulował na tobie magią i powodował koszmary. Oskarżyłaś mnie o to, ale oboje wiemy, że to nie byłem ja. Potem ktoś namierzył cię zaklęciem w Nowym Jorku. Co, jeżeli za tym wszystkim stoi ktoś z zewnątrz? A może to była jedna i ta sama osoba?

Odpowiedziała mu milczącym zaciśnięciem warg w linię. Mogła być naiwna, wybaczając Donovanowi późne pojawienie się na ślubie Dicka i Alyss, ale pewne kropki łączyły się wbrew temu, jak bardzo nie chciała widzieć dzięki nim większego obrazu. To właśnie o nim pomyślała, bo spotkanie tajemniczego chłopaka zaledwie kilka godzin po tym, jak została namierzona zaklęciem, nie mogło być przypadkowe. Z drugiej strony conocne koszmary nawiedzały ją o wiele wcześniej, niemal całkowicie ustając po powrocie z Nowego Jorku. Po czasie, w którym dowiedziała się o jego wymianie studenckiej w Shayall Springs.

– Nienawidzę się za to, co teraz powiem, ale Nick może być częściowym łącznikiem tych spraw – powiedziała mimo wewnętrznej walki, podczas której wciąż szukała „za" oraz „przeciw". – Jakby nie było, jest z zewnątrz, pojawił się w klubie zaledwie kilka godzin po tym, jak zostałam namierzona zaklęciem, a potem uratował mi życie podczas ataku Strzygołaka.

– Ja mam chyba gorszą teorię. – Gabriel posłał jej przepraszający uśmiech, wiedząc, że kolejnym stwierdzeniem nieodwracalnie zasieje w niej ziarno niepewności co do chłopaka, do którego czuła coraz więcej i w którym coraz bardziej się zakochiwała. – Co, jeżeli nie uratował cię przed Strzygołakiem, a był tym, który od początku go kontrolował?

Nagłe powiadomienie o wiadomości, którą Nick obiecał wysłać o dziesiątej, zadziałało jak odpowiedź od samego wszechświata.


***


Czasu zawsze jest za mało. Brakuje go w niemal każdej sytuacji, gdy jak szalony przepływa przez palce, umykając w nicości. W szpitalu Springs Memorial liczyła się każda chwila, a decyzje podejmowane pod wpływem stresu, miały prawo zaważyć nad życiem pacjenta. Ważna była rozwaga w pracy oraz zrozumienie, że emocje należało trzymać na wodzy. Tego ranka jednak cały oddział zawrzał, chociaż patrząc na sytuację z perspektywy osoby trzeciej, nie działo się nic nadzwyczajnego. Czasami zdarzały się zmiany, podczas których stan pacjenta ulegał pogorszeniu. Po wczorajszym incydencie w sali, na której leżała Charlotte Smith, szpital jakby cały czas był w gotowości.

Ochroniarze wynajęci przez Gideona uważnie obserwowali cały obszar, jakby gotowi do odparcia możliwego ataku, jeżeli jakiś śmiałek znowu odważyłby się dokonać zamachu na życie Charlotte. A jednak coś poszło nie tak, skoro ukryta odpowiednim zaklęciem postać, jak gdyby nigdy nic przemierzała poznane już wcześniej korytarze, rozpętując po chwili odrobiną magii piekło, które pochłonęło jedną, pozornie niewinną duszę.

Tą, którą tak wielu próbowało ocalić.

Pech, przypadek albo okrutne przeznaczenie sprawiło, że Victor był pierwszą osobą wbiegającą do sali, gdy aparatura utrzymująca przy życiu jego matkę zaczęła wydawać z siebie odgłosy informujące o zatrzymaniu akcji serca. Ręce drżały mu, gdy rozpoczynał próby przywrócenia jej, co szybko zostało udaremnione przez wchodzącego do pomieszczenia Philipa. Mężczyźni szarpali się przez dramatycznie ciągnące się sekundy, aż Carter mocniej odepchnął Smitha, nakazując opuszczenie pomieszczenia.

– Wolę, żebyś znienawidził mnie niż siebie – rzucił ze zdenerwowaniem.

Przeprowadzał masaż serca, zaciskając szczękę i błagając, aby wszystko poszło po jego myśli. Ponownie podejmował się wcześniejszych działań z pierwotnym pragnieniem udzielenia pomocy, z tym samym pragnieniem, które rozpaliło w nim miłość do medycyny jeszcze przed studiami. Podejmował standardowe kroki, nie pozwalając sobie ani na moment wahania oraz spekulacji, czy na pewno robił wszystko tak, jak powinien. Nie mógł być niepewny w chwili, gdy chodziło o uratowanie życia. W szczególności, że na szali znajdowała się matka Victora.

Jednak, gdy opuszczał ją po prawie połowie godziny, czuł niemoc tak wielką, że tracił dech. Wiedział, że nie zawsze historia pacjentów kończyła się szczęśliwie, ale w tym wypadku do ostatniej chwili miał nadzieję. Teraz dopadały go wszystkie wątpliwości, które kiedyś analizował na chłodno, jako najczarniejszy scenariusz, przy wyborze swojej życiowej drogi. To właśnie na jego ramionach wylądował ciężar przekazania najgorszej informacji na temat stanu zdrowia Charlotte. I to właśnie on miał spojrzeć w oczy mężczyzny, którego kochał i którego pragnął chronić przed wszelką krzywdą, a potem powiedzieć mu, że tym razem nie udało się uratować jego matki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro