Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 - „Chodzi o to, aby chronić cię przed najgorszym"

Piątkowy wieczór stał pod znakiem imprezy u Nicholasa i chociaż Nicole do ostatniej chwili zarzekała się, że nie wyjdzie z domu, wszechświat miał dla niej inne plany. Ostatecznie też postanowiła zrobić na złość samej sobie: czuła, jak wielkie konsekwencje na najbliższych znajomościach miał kryzys w rodzinie, który przewartościował jej życie. Planowała więc jak najbardziej zminimalizować ryzyko poczucia bycia obcą i pomimo ciągłych, nieustępujących obaw, spędzić czas z przyjaciółmi. Tęskniła za czasami, gdy wizyty w Hadesie wychodziły nieplanowane, a sen przychodził po wielu godzinach przyjemnej lekkości i kilku drinkach. O dziwo tęskniła nawet za głupim poczuciem niepewności, towarzyszącym jej po zerwaniu z Willem. Wszystko było lepsze niż to, co ona oraz Victor czuli odkąd matka uległa wypadkowi. I chociaż obawiała się przyznać tego na głos, podświadomie oboje chyba wiedzieli, że życie nigdy nie wróci do stanu sprzed tego przeklętego dnia.

Pół godziny w wannie pozwoliło jej rozluźnić się na tyle, na ile w ogóle dała radę. Wracała do swojej sypialni owinięta ręcznikiem i jeszcze raz zerknęła na dwa zestawy ubrań, spośród których nie umiała wybrać odpowiedniego. Grupowa konwersacja z przyjaciółmi pękała już od filmików z przygotowań, a Grace dobijała się do niej w wiadomościach prywatnych, pytając o to, w czym miała zamiar wystąpić. Dwa zdjęcia szybko zostały wyświetlone, a odpowiednie emotki niestety nie rozwiązały przyziemnego dylematu. Cieszyła się z tego, że przynajmniej bielizna nie wymagała kilkunastu minut zastanawiania i odrzucała ręcznik przy łóżku, postanawiając wrzucić go do prania później. Uważnie przyglądała się swojemu lustrzanemu odbiciu, dopasowując sukienkę w ciemne wzory ze sporymi wycięciami po bokach, a potem zmieniała tę propozycję na kremową, skórzaną spódniczkę i musztardową bluzkę na ramiączka. Dla pewności postanowiła przymierzyć oba stroje, a telefon szybko poszedł w ruch: załączane fotografie niemal natychmiast docierały do podekscytowanej Gee. Nicole ściągnęła przez głowę bluzkę, niedbale rzuciła ją na łóżko, dochodząc do wniosku, że na bank gdzieś w odmętach szafy miała coś lepszego. Zarzuciła inną, ale nadal nie była pewna efektu, który uzyskała.

– Jednak zdecydowałaś się iść? – Głos Victora sprawił, że niekontrolowanie zadrżała. Natychmiast wyciągnęła pierwszy lepszy sweterek, który w pośpiechu przekładała przez nadgarstek, aby ukryć przed bratem istnienie przeklętej bransolety. Po tylu dniach rozżalenie przerosło w złość oraz czystą irytację, a ona miała wrażenie, że ta głupia błyskotka stanowiła dla Gideona trofeum tego, jak wielką kontrolę mimo wszystko nad nią miał.

– Nadal mam co do tego wątpliwości, ale zawsze mogę wrócić, nie? Czy jednak zamkniesz dom na cztery spusty i będę musiała czekać na dworze do rana?

– Nie jesteś zabawna. Cieszę się, że chociaż na chwile stąd wyjdziesz. Przyda ci się chwila spokoju od tego wszystkiego.

– Philip pewnie też nie pogardzi, jak nieoczekiwanie zaprosisz go do siebie – zauważyła, organizując mu wieczór. – No co? – spytała, widząc jego zaskoczoną minę. – Tak tylko proponuję. Nawet nie licz, że wcisnę cię na kolejną imprezę dla nastek. Po tej nad jeziorem wszyscy mają cię dość.

– Łał, dzięki.

– A proszę.

Kolejne wieszaki lądowały na łóżku, a ona coraz bardziej przekonywała się do wybranej wcześniej bluzki. W sumie dziwił ją własny upór w znalezieniu idealnego stroju na zakończenie wakacji, skoro na dobrą sprawę nie powinna w ogóle wychodzić z domu. Od samego początku powinna była stać na swoim i robić na przekór bratu oraz ojcu, którzy za wszelką cenę odsuwali ją od sytuacji ze stanem zdrowia matki. Najpierw, zaślepiona żalem przez zakazy Gideona, doszukiwała się wielkiego spisku. Teraz wiedziała, że faktycznie nic po niej w szpitalu, który zwykle odwiedzała jedynie z najgorszego przymusu.

– Ej, doradź mi, bo nie jestem pewna. Ta musztardowa do spódnicy czy jednak sukienka z wycięciami?

Odwróciła się i nachyliła nad łóżkiem, a potem sięgnęła po tę, którą wysyłała przyjaciółce. Odruchowo ściągnęła wcześniej wybraną bluzkę, bo nawet częściowa nagość nie sprawiała jej przy nim problemu. W szczególności, gdy widział tylko część jej skóry i to od tyłu, co na przestrzeni poprzednich lat miało miejsce dość często.

– Bo jak tak myślę... – urwała, odwracając się i zauważając, jak na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie.

– Co ci się stało? – spytał, stawiając pewne kroki w jej stronę. Zadrżała, gdy bez jakichkolwiek przeszkód czy niezręczności dotykał opuszkami pleców, na których widoczny był już pokaźny siniak. Głównie przez niego nie mogła zaszaleć ze strojem wybranym jeszcze na początku lata akurat na tę jedną okazję. Nie mając mocy, nie mogła usunąć problemu, tłumaczyć się Victorowi też nie miała zamiaru, a już na pewno wolała uniknąć proszenia o cokolwiek, chociaż sam mógł załatwić go ot tak prostszym zaklęciem. – Spotkałaś się wreszcie z tym kolesiem z klubu i wkurwił się, słysząc, że mogłaś być w ciąży? Do kurwy, ja wiedziałem, że...

Dawno nie widziała Victora w stanie tak potężnej wściekłości. Rozniósłby wszystko na swojej drodze, w ogóle nie słuchając jakichkolwiek tłumaczeń z jej strony. Dopiero krzyk przemówił do niego, gdy szedł w stronę drzwi, zarzekając się, że choćby miał złamać wszystkie wpajane mu od dziecka zasady, rzuciłby zaklęcie tak silne, aby znaleźć i przywlec skurwiela, który odważył się skrzywdzić jego siostrę.

– Ojciec mi to zrobił – wyjawiła, zatrzymując go przed opuszczeniem sypialni. – Jego też znajdziesz i zabijesz? – dodała z irytacją, ubierając się. Doskonale znała swojego brata i wiedziała, że jeśli bardzo czegoś chciał, byłby w stanie sprać kogoś, kto naprawdę go wkurwiał oraz przegiął. Jednak Gideon był wysoko ponad wszystkimi bez względu na to, co mógł odpieprzyć. A już na pewno był ponad nim, bo obecność mężczyzny odbierała Smithowi wszystkie pokłady jakiejkolwiek asertywności.

Tego akurat Victor się nie spodziewał. Nicole doskonale to zauważyła i nie oczekiwała nawet kontynuacji pozornie walecznej postawy. Już od dawna wiedziała, że ojciec coś na niego miał aż do tego stopnia, że nic nie sprawiłoby, aby dalej trzymał na swoim. Odpuszczał każdą durnotę, a jej problemy i bolączki spotkał ten sam los.

– To która w końcu? – spytała, definitywnie kończąc wcześniejszy temat. – W sumie cokolwiek, idę w tej, mam to gdzieś.

Była drażliwa przez zachowanie brata. Szczerze nienawidziła momentów, gdy robił jej nadzieję, a potem odbierał ją, gdy w grę wchodził ojciec. Nie odezwał się ani słowem, uważnie coś analizując, co dobijało ją jeszcze bardziej. Nie wierzyła w jakąkolwiek batalię myśli, którą mógł mieć. Pewnie, gdy wyjdzie, w ogóle o tym zapomni, przechodząc do porządku dziennego. A jednak znowu poruszył ten temat, pytając:

– Czemu cię uderzył?

– Technicznie rzecz biorąc, nawet mnie nie dotknął – zauważyła zgodnie z prawdą. – Wróciłam do domu ze szpitala, a on już tu był i wypytywał z miejsca, jakbym faktycznie była zobligowana do jakichkolwiek tłumaczeń. Od słowa do słowa no i zaczęliśmy się kłócić. Poszłam na górę, mając dość bezradności względem mamy, bo cholera, ty się zapracowujesz, starasz, a to on ma wszystko gdzieś. Dla niego ona mogłaby już nie żyć, a jednak udaje kochającego męża, którym już przecież nie jest. – Z żalu podniosła głos i potrzebowała dobrej chwili, aby się uspokoić. Lada moment miała przecież wychodzić, a w nerwach na pewno całkowicie odpuściłaby sobie tę imprezę. – No więc się wkurwiłam, poszłam na górę i serio, to był moment. Pomyślałam, że może zaklęcie łączące pomoże, podobno można podkręcić je do tego stopnia, abym mogła zareagować, jeżeli serio byłoby z nią naprawdę źle. I szło okej, dopóki nie poczułam, jak szarpnął mnie swoją mocą do tyłu. I jak widzisz, nie obchodziło go, aby zrobić to jakkolwiek delikatnie. Standardowo musiał też postawić na swoim i mnie ukarać. Więc jestem teraz poobijana, siniec odcina mi przynajmniej trzy możliwości stroju na wieczór, a dodatkowo tatuś upewnił się, że dopóki nie zmieni zdania, nie rzucę już ani jednego zaklęcia.

– Zakuł cię – bardziej stwierdził, niż zapytał, co potwierdziła, odsłaniając przed nim wreszcie długo ukrywany nadgarstek.

– A to wszystko przez to, że naprawdę chciałam dobrze. Więc serio, nie mam ochoty gdziekolwiek iść, cały czas martwi mnie stan mamy i chcę wyć z bezradności tak, jak robiłam to wtedy po jego wyjściu. Ale tatuś już mi udowodnił, że nic nie mogę: nie mogę jechać do szpitala, ani pomóc mamie zaklęciem. Także nie mam zamiaru spędzić tu ani chwili dłużej, skoro nawet we własnym domu czuję się obco i niechcianie. Przynajmniej się napiję.

– Skarbie, to nie tak... – odezwał się po chwili bolesnego wręcz milczenia.

– Daruj sobie, serio – poprosiła. – Wiem, że masz związane ręce. Mówi się trudno. Skorzystaj z wolnego wieczoru, zaproś Phila czy coś, a ja postaram się nie zwariować ze zmartwienia i poczucia winy, bo nadal nic nie mogę zrobić.

– Prawda jest taka – podjął, siadając na jej łóżku. Uważał, żeby niczego nie pognieść, a ona zbierała porozrzucane ciuchy, spędzając chwilę na tym, aby je ułożyć i schować z powrotem. O dziwo zadziałało to na nią rozluźniająco, a spięcie powoli zaczęło opuszczać jej ciało. – Prawda jest taka, że nawet jej nie widzę. To wcale nie jest tak, że każda zmiana stoi u mnie pod znakiem sprawdzania stanu mamy, bo tak naprawdę podejść do niej mogę dopiero po oddaniu identyfikatora. Mam masę pacjentów, nią zajmują się inni lekarze i tylko dzięki przyjaciołom z oddziału dostaję jakiekolwiek informacje w wolniejszych chwilach. Też czuję ogromny niepokój, ba, widząc ją pierwszego dnia, świeżo po wypadku, od razu rzuciłem wszystko w cholerę i z nerwów rzygałem przez kilka minut. Ja ledwo sobie z tym radzę, chociaż podczas tylu lat pracy na ostrym dyżurze widziałem wiele, a co dopiero ty? Tu nie chodzi o żaden spisek, zakazy oraz karanie cię za coś, czego nie zrobiłaś – wyjaśnił. – Chodzi o to, aby chronić cię przed najgorszym.

– Po prostu nie chcę niczego przegapić, wiesz? – wyznała, zajmując miejsce obok niego. Głos miała słaby i drżący czując, że niewiele brakowało jej do łez. – Nie chcę, żebyś pewnego dnia zadzwonił ze szpitala z informacją o... – urwała, nie będąc nawet w stanie dokończyć tej myśli. – A mam wrażenie, że to bardziej prawdopodobne niż fakt tego, że wszystko wróci do normy.

– Wiesz, co jest najgorsze w tym zawodzie? – zapytał, uważnie na nią patrząc. – Choćbyś nie wiem, jak bardzo chciała uratować wszystkich, nigdy nie będziesz miała stuprocentowej pewności sukcesu. Raz może być lepiej, żeby po chwili ogłaszać zgon dobrze rokowanego pacjenta. Ale nikt ze Springs Memorial nie podda się tak łatwo, nigdy się nie poddają, walcząc do samego końca. A my musimy to po prostu przetrwać – oznajmił, chociaż ona z trudem przyjmowała do świadomości fakt tego, że w ogóle coś takiego mówił. – Czas nie stoi w miejscu, bo mama miała wypadek. Kończy się lato, ja już pracuję, jak gdyby nigdy nic, ty zaraz zaczniesz ostatnią klasę... Czekanie na cud niczego nam nie da, trzeba wreszcie stawić czoła rzeczywistości, bo to jedyne, co nam teraz pozostało. To i nadzieja, że naprawdę będzie dobrze.

– Ale co, jeżeli serio nie będzie? – niemal szepnęła.

– Wtedy zmierzymy się też i z taką ewentualnością. Na obecną chwilę jest, jak jest, czyli bez zmian. Musimy zachować spokój, okej? Tata zachował się nie fair, zaogniając atmosferę, zamiast normalnie z tobą porozmawiać, chociaż nie ukrywam, gdybym był na jego miejscu, pewnie zrobiłbym to samo. Doskonale wiesz, że to było ryzykowne, a ja nie mogę stracić i ciebie. Postaraj się nie wpadać w kłopoty, dopóki nie zdejmie z ciebie bransolety, nie przejmować stanem mamy bardziej niż to konieczne i w miarę dobrze się bawić. W końcu, hej, to ostatnia impreza tegorocznych wakacji, wykorzystaj to.

– Nawet nie wiem, w czym iść. I czy w ogóle iść.

– No, a co było nie tak z tamtą sukienką, na którą na pewno w jakiś sposób się napaliłaś, bo inaczej jednak wrzuciłabyś ją z powrotem do szafy, zamiast kombinować? – zasugerował, posyłając jej lekki uśmiech.

– Nie tak jest mój wyjebany siniak, który dostrzeże każdy, jeżeli poruszę się chociaż odrobinę? Tak to chyba właśnie to.

– Trzeba było tak od razu. – Pokręcił głową, nie wierząc w to, że nie mogła tak po prostu go poprosić o załatwienie tej sprawy. Ukłucie żalu towarzyszyło jej przez cały czas, który spędził na rzucaniu odpowiedniego zaklęcia i westchnęła, gdy doskonale znajome mrowienie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Najważniejsze jednak było to, że siniec również odszedł w zapomnienie. Jego już nie było, jednak czyny ojca zostaną z nią na naprawdę długi czas, dodane na listę rzeczy, którymi łamał jej serce.

– Taa, mogłam poprosić wcześniej – przyznała mu rację. – Dzięki.

– Ojciec zaraz zmieni zdanie co do bransolety – obiecał, aby ją do końca uspokoić. – A w razie gdybyś jednak bawiła się u Nicholasa za dobrze, zadzwoń do mnie albo Phila to cię odbierzemy. W końcu nie bez powodu ta impreza nazywa się tak, jak się nazywa, prawda?

***

O dziwo Nicole naprawdę była spokojniejsza, a wyrzuty sumienia za sam fakt tego, że w ogóle rozważała chęć dobrej zabawy, jakby zostały w domu z jej bratem. Impreza organizowana przez Nicholasa i jego kuzyna na zakończenie wakacji zawsze stała pod definicją ogromnych ilości alkoholu, używek oraz niezapomnianych chwil. Przygotowywała się na to w towarzystwie Grace, która kończyła spinać włosy, co tłumaczyła próbą bycia o krok od zbyt pewnej przyszłości. Jeżeli upije się do tego stopnia, że będzie rzygać, Dick nie będzie musiał znowu trzymać jej włosów. Jeden zero dla niej. A ona chociaż w minimalnym stopniu upewni się, że może faktycznie wystrzeganie tego typu przypałów dobrze wpłynie na przyszłość ich rodziny.

Do tej pory nie przejmowała się niczym: rzyganiem po alkoholu, zostawianym syfem, który mogła posprzątać „później" czy zamówioną pizzą zamiast porządnego obiadu, bo nie miała pojęcia, co ugotować. Nie dbała o regularne zmienianie pościeli, odkurzanie ani wietrzenie, ponieważ zwykle i tak było jej na to za zimno. Tylko że już niedługo całe życie miało ulec nieodwracalnej zmianie. Dziecko zmieni wszystko: rutynę, przyzwyczajenia, plany...

– Chłopaki będą za kwadrans – oznajmiła młoda Smith, wrzucając telefon do torebki przyjaciółki. Często podczas imprez najważniejsze rzeczy trzymały w jednym miejscu, żeby uniknąć nieprzyjemności. W końcu jednej pilnowało się o wiele lepiej niż dwóch.

– To dopijaj piwo, popraw szminkę i lecimy. Mam spakować swoje rzeczy czy przestajemy udawać, że nie mogę spać w twoich?

– Daruj sobie, myślisz, że nie widziałam, jak po ostatnim zrobiłaś sobie dyskretną półkę na szczoteczkę i dodatkową parę spodenek? – przypomniała. Doskonale pamiętała swoje zaskoczenie, które szybko zmienione zostało w wybuch śmiechu, bo czegoś takiego mogła spodziewać się po przyjaciółce. Tak samo jak karteczki z podpisem „nawet o tym nie myśl", znajdującej się pod zostawionymi rzeczami na wypadek, gdyby Nicole przyszło do głowy cokolwiek stamtąd ruszyć. W sumie od dawna nosiła się ze zrobieniem Grace własnego kącika na podstawowe przybory. Poprzednie lata edukacji skutecznie pokazały im, jak praktycznym jest to pomysłem, gdy jednak zdarzało im się zasiedzieć nad lekcjami albo serialem, a późna pora oraz wyczerpanie potępiały pomysł powrotu do własnego łóżka. Przynajmniej to ukróciłoby jęki Victora, bo znowu musiał ją odwozić, chociaż nie miała daleko. Kilka razy był w stanie przeżyć, ale dzień w dzień przy intensywniejszym okresie potrafiło dawać mu w kość.

– Po wyrzuceniu rzeczy Willa miałaś tam miejsce, więc skorzystałam!

– Zostaw część Gabe'owi, może mu się kiedyś przyda, bo wątpię, żeby Victor był tak wyrozumiały jak ja.

– Właśnie, Will odebrał w końcu od ciebie te pudła?

– Szczerze? Kompletnie nie miałam głowy, żeby o tym myśleć, ale pewnie napiszę do niego w weekend. Mam dość przekładania ich po piwnicy, gdy czegokolwiek szukam, a miejsca na strychu zwyczajnie mi szkoda. O, no i chyba zostawiłam u niego tę białą koszulkę z koncertu, na którym byłyśmy dwa lata temu.

– Nie mów – oburzyła się Grace, na moment przerywając tuszowanie rzęs.

– Serio mam nadzieję, że jest u niego i wreszcie ją odbiorę, bo nie wyobrażam sobie jej nie odzyskać.

– Nie dziwię się. Ciekawe czy się dziś pojawi.

– W sumie mam to gdzieś – wyznała po dokończeniu swojego alkoholowego napoju. Nie była fanką piwa, jednak lepsze to niż nic, a czuła, że bez żadnego wcześniejszego przygotowania nadal mogła zmienić zdanie co do pojawienia się na imprezie. – Skoro moi znajomi są też częściowo jego znajomymi to droga wolna.

– Ale się chłopaki wkurwili, jak im powiedziałam, że cię rzucił. W sumie to Nicholas był bardziej przejęty, Domenic odetchnął z ulgą, bo miał go dość. Jak to ujął „przynajmniej śmieci się same wyniosły".

– Dobra, dobra, skończ już.

Opuszczały dom Grace akurat w chwili, gdy na horyzoncie pojawili się bracia Mitchell. Rozmowa sama potoczyła się od wysokich oczekiwań dotyczących tego wieczoru przez możliwość noclegu, bo w domu Smithów było na obecną chwilę aż za dużo wolnych pokoi. Oczywiście sypialnia matki wyłączona była z użytku, jednak na samej rozkładanej kanapie spokojnie zmieściłyby się dwie osoby, co podczas drogi na imprezę otwarcie proponowała chłopakom Nicole. Pewnie Philip zostałby na noc u Vica, jednak jej przyjaciele na pewno pomieściliby się u niej albo na dole.

Znajome tereny posesji rodziców Nicholasa, którzy kolejny raz zostawili dom w jego rękach, jak do tej pory nie mając żadnych przeciwwskazań, mimochodem przypomniały Nicole ostatni pobyt tutaj. To właśnie w pokoju na piętrze poznała Gabriela, poszukującego wśród imprezowiczów swojego młodszego brata. Pamiętna bójka przeszła do historii, a bracia wspominali ją, witając się z gospodarzem imprezy.

Powitalne napoje na dworze wchodziły za łatwo i nawet Nicole rozluźniała się, angażując w rozpoczęte dyskusje. Temat ambicji na kolejny rok szkolny szybko zakończony został pomrukami niezadowolenia oraz sugestią kolejnych drinków. Chwila zapomnienia zniknęła tak szybko, jak nadeszła, a ona sprawdzała telefon, czekając na jakiekolwiek informacje od Victora. Jednak brak wiadomości oznaczało chyba dobrą wiadomość... a przynajmniej taką miała nadzieję.

Grace zniknęła gdzieś w tłumie, Nicole z Gabrielem debatowali na tematy bardziej lub mniej związane ze szkołą i z uśmiechami wspominali swoje pierwsze spotkanie na początku tego lata. Wtedy wpadli na siebie w dość nieciekawych okolicznościach, całkiem przypadkowo nawiązując nową znajomość właśnie w tym domu.

– Ciekawe czy poznalibyśmy się, gdybym jednak nie wszedł do tamtego pokoju.

– Na bank. Shayall Springs...

– ...to małe miasto. Tak, zauważyłem to już.

Chociaż impreza rozkręcała się na dobre, a drinki mieszane były z shotami czystej wódki, nadal brakowało kilku osób. Zebranie przed domem przywołało Grace, która pozbyła się butów i zostawiła je przed wyjściem, żartując, że przecież na boso i tak jest o wiele przyjemniej.

– Ej, ekipa, słuchajcie... – Nicholas klasnął w dłonie, zwracając tym na siebie całą uwagę zebranych osób. Nicole pokręciła głową na komentarz przyjaciółki, która porównywała go z Domem i widać, że do tej pory jednak wypiła nieco więcej, niż mówiła. Nicole nie bardzo rozumiała, dlaczego dziewczyna podjęła taki właśnie temat, jednak wspomnienie ich sprzeczki z Nowego Jorku nieco rozjaśniło sprawę. Chociaż i tak przygotowywała się do rozmowy o tym po imprezie, gdy wrócą już do domu. Cieszyła się, że Victor faktycznie postawił na swoim, obiecując na odchodne zrobienie kilku miejsc do spania, gdyby chciała przekimać nachlanych znajomych, bo Kennedy po tylu zmianach w życiu rodzinnym postanowiła porządnie się wyszaleć. Uznała, że im szybciej całkowicie zluźni hamulec, tym prędzej nauczy się, w jaki sposób być książkowym przykładem wzoru do naśladowania oraz siostrą numer jeden i chociaż początkowo przewidywała stawienie czoła konsekwencjom własnych czynów w rodzinnym domu, chętnie przyjmowała propozycję przyjaciółki dotyczącą noclegu.

– Ptaszek mi ćwierknął... – rozpoczął gospodarz ze śmiechem – tu dziękuję ciotce dyrektorce... że nowy rok szkolny będzie różnił się od poprzednich. Teraz nasze przypały, wagary, nielegalne handle oraz chlanie w plenerze obserwował będzie ktoś spoza okolicy. – Uniesione brwi były jedyną reakcją, na jaką stać było Nicole, bo po Gabrielu i jego bracie raczej nie spodziewała się już świeżej krwi. Momentalnie jej cała uwaga skierowana została na chłopaka, a pełne zaskoczenia spojrzenie szybko przeszło we wskazanym przez niego kierunku.

Nie wierzyła w przypadki: tę sytuację uznała za marny żart od losu, który kolejny raz postanowił dziwacznie wystawić ją na próbę. Mocniej zaciskała dłoń na szklance z kolorowym drinkiem, a potem pociągnęła spory łyk, starając się nie gapić tak otwarcie, jak robili to wszyscy inni.

– Gromkimi brawami powitajcie nowy nabytek naszego spierdolonego liceum! – kontynuował Nicholas. – Proszę państwa oto...

– Nick – powiedziała w tej samej chwili co on, bo tę twarz rozpoznałaby dosłownie wszędzie i o każdej porze, chociaż widzieli się tylko raz w życiu.

– Czekaj. – Gabe spojrzał na przyjaciółkę z zaskoczeniem, natychmiast łącząc odpowiednie kropki, podczas gdy ona nerwowo gryzła słomkę. – Ten Nick? – Skinęła głową, bo przez szok nie umiała zdobyć się na nic więcej. – W sensie Nick z Nowego Jorku?

– Jedyny w swoim rodzaju – mruknęła, nie bardzo wiedząc jak się z tym czuła.

– O chuj – wyrzucił z siebie nagle – a więc to serio chłopak, który prawie zrobił ze mnie wujka.


*********

Szczęśliwych Walentynek!

Akcja powoli leci do przodu, a ja ostatnio uświadomiłam sobie, że w sumie mogę się zamknąć z całym opkiem w 35 rozdziałów. Nie powiem, fajnie byłoby to już skończyć, ale jednocześnie nieco dziwnie, bo woah to był mój pierwszy pomysł na opowiadanie, które jako pierwsze w ogóle dodawałam na Watt jeszcze lata temu, gdy w sumie nikt nic o pomarańczowym portalu nie wiedział. 

Pamiętajcie o komentarzach, bo uwielbiam je czytać, chociaż nie ma ich za wiele i o #OJSZD na Twitterze, gdzie wrzucam spoilery oraz bolączki dotyczące pisania. Tak jak teraz, gdy walczę z 29 rozdziałem, chociaż z pozoru wiem co i jak. 

Buziaki i do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro