Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty pierwszy

GABRIEL

Nie całowałem kobiet.

Nigdy.

Nie przywiązywałem się do żadnej na tle emocjonalnym. Dla mnie był to tylko niezobowiązujący seks. Żadnych obietnic, czułych spojrzeń ani romantycznych gestów. Tylko chęć obopólnie wynikającej z tego prostego układu korzyści wyładowania się, zapomnienia i wyłączenia na chwilę umysłu.

Tylko skupienie na obiekcie pożądania przede mną.

Dziewczyny były skomplikowane w obsłudze i za każdym razem tylko się bardziej upewniałem w tym twierdzeniu.

Jednego dnia krzyczały pode mną jak im dobrze, a następnego dnia potrafiły wyzwać o nieczułych dupków tuz po tym, jak nawet nie starałem się udawać, że nie pamiętam ich imion. Nie widziałem tym sensu, skoro to była tylko przygoda na jedną noc. 

Niestety później i tak robił się niezły kwas, bo niektóre widziały już naszą podróż poślubną. Nie powiem, wyobraźnię to miały. Mówiłem potem zawsze, że mi przykro i wcale nie kłamałem.

Było mi przykro, że się nie zrozumieliśmy.

Nigdy nie lubiłem chemii i jak widać słusznie.Żadna się nie wyróżniała, wszędzie tylko ten sztuczny plastik.

A jak jako dżentelmen, odparowałem, że przecież tynk zawsze odpada, kiedy wpatrywały się we mnie załzawione oczy, w czasie, kiedy z rzęs spływał czarny tusz.

Krótko i na temat.

Przede mną jednak rozpościerał się widok na piękny, lecz chaotyczny obraz.

Długie brązowe włosy spływały jej na ramiona, wcześniej splecione w ciasnym koku. Moja czarna bluza była na nią za duża, ale i tak wyglądała w niej całkiem, całkiem...całkiem. dobrze. Spojrzałem w dół na jej baletki, w kolorze écru, które były przemoczone, bo stanęliśmy wprost w kałużę, czego przedtem nie zauważyliśmy, bo byliśmy skupieni na czymś innym.

I wcale nie zamierzałem sobie robić wyrzutów z tego powodu.

Olivia się we mnie wpatrywała, tymi brązowymi tęczówkami, w których widniała niepewność i płomień, który tak solidnie stawała się ukryć.

–Po pierwsze, kiedy chcę narzekać, to do końca. Po drugie. Nigdy mi nie przerywaj. Nie jesteś moim ojcem, by ucinać moje dyskusje i ... je pomijać. Po trzecie... twoje zachowanie było... –Jej oczy ciskały we mnie gromy.

Uśmiechnąłem się bezczelnie.

– Tak dobre, że aż zabrakło ci słów. Cóż nie tobie pierwszej ich brakuje, ponieważ zawsze –przerwałem dla lepszego efektu, gdyż Olivia czekała na to, o powiem. –sprawiam dobrze kobiecie. –szepnąłem do jej ucha.

–Ty chcesz zrobić krzywdę mi, czy sobie?

Zamrugała i popatrzyła na swoją dłoń, a potem na moją, która jej nie puszczała.

  –I jak rozumiem każda ci się za to odwdzięczała, tak?Oh, no tak. Jak mogłam myśleć, że jesteś naprawdę ... inny.

Postukałem się w pierś.

–Jestem nadzwyczajny.

–Tak w ogóle to skąd się tutaj wziąłeś?

–Chciałem ci podziękować za to, że jednak twoja niechęć do mnie nie jest tak silna, skoro stoję na nogach. – odparłem, a Olivia przewróciła oczami.

–No to już podziękowałeś.

–A ty mi nie.

To ją rozsierdziło. Uniosła dłoń, aby zadać mi cios, ale włożyła w niego całą swą energię, w związku z czym zachwiała się i poleciałaby do przodu, gdybym jej nie podtrzymał. Bez problemu przechwyciłem jej łokieć w locie i niezadowolony pokręciłem głową.

–Ty chcesz zrobić krzywdę mi, czy sobie?

Zamrugała i popatrzyła na swoja dłoń, a potem na moją, która jej nie puszczała.

Przesunąłem swoją dłoń po jej, podwijając rękaw bluzy, aby odczuła mój dotyk na swej skórze. Pociągnąłem w dół do jej łokcia swoje pace i uniosłem go w prawidłowej pozycji.

Za szeroko trzymałaś łokieć. I owszem przyjebałabyś. W to nie wątpię. Ale w ziemię. uściśliłem, walcząc z rozbawieniem.

Jesteś tak trudny w obyciu. i taki, taki bezczelny i taki z ciebie bokser.... –wyrzucała z siebie słowa,

Przy tym ostatnim uniosłem do góry brwi.

–Za miesiąc mam ostatnią galę bokserska i przechodzę do światowej ligi bokserskiej, ale kontynuuj.

Zbiłem ją z tropu.

– A co?

–Co, co?

No co? –spytałem ją ponownie.

–Już nic. Kompletnie nic.

–Wręcz przeciwnie. Ja to ja, ale co gdybyś natrafiła na kogoś, kto naprawdę miałby podłe wobec intencje?

–Naprawdę umiem się sama bronić. I nie potrzebuję, abyś za każdym razem był moim rycerzem na białym koniu.

Zaskoczyła mnie po raz kolejny jej wrogość wobec mojej chęci pomocy. Domyślałem się z czego ona może wynikać, w końcu podczas naszego ostatniego spotkania sama mi to zdradziła. Niechcący i pod wpływem silnych emocji, które nią wtedy targały tak jak jeszcze kilka minut temu.

Olivia nie zdradzała swoich prawdziwych uczuć tak łatwo. Robiła to tylko wtedy, gdy czuła się wyprowadzona z równowagi. Cóż, miałem w tym swój udział, co tylko potwierdzało to, że baby jak nikt inny potrafiły zrobić z białego czarne. Ale ona dodatkowo nadal nie potrafiła przyjąć, że wszystko co do tej pory robiłem dla niej wynikało z mojego poczucia obowiązku pomocy właśnie... jej.

Skrzyżowałem ręce na ramionach i choć poczułem chłodny podmuch wiatru na swoim ciele, nie wróciłem się do auta po drugą bluzę.

–Nie wierzysz w to, że pomagam ci, bo tego właśnie chcę, czy nie wierzysz mi, bo to właśnie ja?

Przewróciła po raz kolejny oczami.

– Jak mówiłam wcześniej, nie potrzebuję pomocy. Serio. Dlaczego wy mężczyźni tacy jesteście? Czemu nie rozumiecie, kiedy mówi się do was prostym językiem? –Potrząsnęła głową i prychnęła wściekle pod nosem.

W jej słowach był wyrzut podszyty złością, a jej oczy. W jej spojrzeniu było coś nieodgadnionego.

–Jeszcze nie pojęłaś, że nie robię tego co karzą mi inni?

Chciałem ją sprawdzić. Zobaczyć, czy nadal będzie obstawać przy swoim.

Jej włosy uniosły się pod wpływem silnego podmuchu wiatru. A my ponownie znaleźliśmy się blisko siebie. Olivia zrobiła krok w tył usiłując się odsunąć, ale byłem szybszy.

– Nieładnie tak znikać bez odpowiedzi. – Strofowałem ją, kiedy złapałem ją za nadgarstek.

–I akurat ty mi to mówisz. Zabawne.

Wpatrywałem się w nią nieustępliwie. Wyczuwałem jej puls i tą nerwowość.

–Nie chcę, żebyś mi pomagał, bo chwila moment, a zacznę ci wierzyć. – Wzięła niespokojny wdech. – A to byłoby złe, gdybym nagle zaczęła się przyzwyczajać do tego, że będziesz obok w razie w potrzeby. A jeszcze gorsza od tej myśli, byłaby ta głupia nadzieja, którą pokładłabym w tobie. –Przełknęła nerwowo ślinę.

Nie odezwałem się ani słowem. Ale analizowałem każde jej słowo.

A potem, kiedy patrzyłem, jak odjeżdża, wróciłem się do Julliarda z nadzieją, że znajdę jakiś dowód na to, kto postąpił w tak skurwysynski sposób z Olivią.

I rzeczywiście w szatni, zauważyłem mała różową kamerę, która nadal nagrywała.

Różowe gówno.

Zgarnąłem ją do kieszeni dresów i wróciłem do auta z zamiarem przejrzenia zapisanego nagrania.

Moje myśli jednak nieustannie zaprzątały cyfry i główkowałem, co mogły oznaczać. Bo równe dobrze to mógł być jakiś szyfr, bo z dat nic sobie nie mogłem przypomnieć. Pozostało mi czekanie. A tego nienawidziłem. Bierność była dla mnie obciążająca.

Ale przecież i tak niczego bym nie przyśpieszył. Nie miałem żadnych pomysłów, choć próbowałem powiązać z czymś ten ciąg cyfr.

I ten tajemniczy sms, który został wysłany przed chwilą.

Patrzysz, a nie widzisz tego, co jest przecież tak oczywiste.

Patrz głębiej

I wyczekuj.

Nie miałem czasu zastanowić się nad głębszym sensem, bo usłyszałem domofon.

Zerknąłem w kamerę i zobaczyłem Olivię. Wpatrywała się prosto przed siebie i przegryzała wargę, wyczekując, aż ją wpuszczę. Ale kiedy to zrobiłem, ona nadal stała przed bramą. Zwlokłem tyłek z kanapy i opuściłem salon, wychodząc na dwór. Otworzyłem furtkę przed nią i posłałem jej wyczekujące spojrzenie.

Oddaję bluzę.

Aż zamrugałem i popatrzyłem na nią zdziwiony. A ona posłała mi zadowolony uśmiech i wyciągnęła przed siebie rękę z moją schludnie ułożoną bluzą.

– Uprać ją też zdążyłaś? – spytałem, stojąc w lekkim rozkroku i przejmując moje ubranie.

Pokręciła głową i wycofała się do tyłu.

– Dobrej nocy, Gabrielu– wyszeptała łagodnie.

– Słodkich koszmarów. – mruknąłem w odpowiedzi.

– Gabriel! Zajrzyj do kaptura bluzy. – zatrzymała się na chwilę. Sięgnąłem ręką do kaptura i wyjąłem karteczkę z szablonem róż. Miałem dosyć ostatnio papeterii, ale ta zawierała całkiem przyjemną treść.

Dziękuję.

Ps. Ja też potrafię zaskakiwać, a więc jest remis

Przełożyłem bluzę przez lewe ramię i wtedy poczułem ten zapach.

Jej zapach, który mój mózg już nauczył się rozpoznać.

Olivia

Czułam jak jego wzrok wypalał mi dziurę na plecach. Nie wiedziałam, dlaczego za każdym razem pozwalał sobie odwracać spojrzenie, po upewnieniu się, że dotarłam tam, gdzie miałam.

To nie był jego obowiązek. Nie powinno go to wcale obchodzić. A jednak... wykazywał spore zainteresowanie i zbyt często nasze drogi się ostatnio krzyżowały. Żadne spotkanie nie było umówione, a jednak wyglądało to trochę tak, jakby ktoś maczał w tym palce. Jakaś wyższa ingerencja albo przekorny los.

Przecież wcale oto nie prosiłam. Nie potrzebowałam jego obecności w swoim życiu, miałam na głowie wystarczająco. I nie chciałam sobie zaprzątać jej myślami o jakimkolwiek mężczyźnie. Nie byłam taka jak dziewczyny z mojego kierunku. Podczas, gdy one poszukiwały miłości, ja wręcz od niej stroniłam.

Akceptowalna była dla jedynie przyjaźń damsko- męska, w której druga strona nie przekroczy żadnej granicy. Dlatego tak chętnie zaprzyjaźniłam się z Jonathanem i jego ukochanym, bo oni spełniali wszystkie wymagania i byli fantastyczni.

Relacja z Reinaldem cóż to była inna sprawa. W dodatku ciągnięta z jego strony na siłę. Jak każdy uprzejmy gest jego strony i miłe słowo. Ale czy nie to mi właśnie pasowało?

Bo tak było o wiele łatwiej i bezpieczniej, gdy między nami był ten chłód.

Zastanawiałam się tylko dlaczego Reinald tak uparcie chce mnie, skoro widzi, że i tak jego każde działania są na nic.

Leżałam na łóżku, a na moich kolanach ułożyła się Morte, która przysypiała. Rozległ się dźwięk Skype a,

Przełączyłam na video rozmowę i ujrzałam moją przyjaciółkę siedzącą po turecku na beżowym dywanie wśród porozrzucanych ścinków. Blond włosy miała spięte w wysoki kok, na prawym i lewym ramieniu zwisały próbki tkanin w przeróżnych w odcieniach. Ubrana była w koszulę w kratkę zapiętą do połowy, luźne końce związała, do tego szorty. Przyglądałam się jej ubiorowi z niedowierzaniem, bo sama miałam na sobie piżamę z długim rękawem.

– Wykładasz jakbyś szykowała się na imprezę. –skomentowałam, na co się uśmiechnęła, prezentując równe białe zęby.

– Bo właśnie tak trzeba traktować życie. Za to ty jakbyś się szykowała już do spania.

– Bo tak jest– westchnęłam i poruszyłam nogami, ale Mordę ani drgnęła. Nie obudziłby jej nawet wyjący alarm w samochodzie ani huragan.

– Jest po dwudziestej pierwszej, dopiero. –zauważyła–.

–No tak dla was artystów noc się dopiero zaczyna.

Przytaknęła i przybrała po chwili poważny wyraz twarzy.

–Co się dzieje?

–Prudence się stała i mój pierwszy pocałunek. –oznajmiłam to tonem zupełnie pozbawionym emocji.

Wybałuszyła oczy, a po chwili wyrzuciła ręce w górę, uśmiechając się szeroko.

– Z tym Panem niedostępnym bokserem?

Zmarszczyłam brwi na jej reakcję, ale kiwnęłam wolno głową.

– Tak, ale to nic nie znaczyło.

–Dla ciebie, czy dla niego?

– Dla obu stron. Pocałował mnie znienacka.

Corelli zrobiła wszystko wiedząca minę.

– I jeszcze powiedz, że padał deszcz. –dodała po chwili, a kiedy zamilkłam otworzyła usta w szoku.

–Wow, no tego to się nie spodziewał chyba nikt. Nie po Gabrielu.

–Daj spokój, wykorzystał fakt, że byłam roztrzęsiona i no... stało się.

Corelia wbiła szpilkę w biały materiał znajdujący się na manekinie, a po moich słowach zaklęła i oblizała palec, w który się ukłuła.

– Pocałował cię, bo byłaś roztrzęsiona?

–Nie to nie ta...–przerwała mi, unosząc palec do góry.

– Zapobiegł twojej hiperwentylacji. To takie romantyczne! –pisnęła, aż musiałam odłożyć słuchawkę Iphonea.

–Daj spokój, wkurzył mnie jeszcze bardziej.

–Olivio, Gabriel nie całuje kobiet.

–Serio?

Tak słyszałam. –wzruszyła ramionami.

–To niemożliwe, nie sadzę, aby to była prawda i...–Nagle przypomniałam sobie moment w klubie, wtedy, kiedy pierwszy raz go spotkałam. I to jak był zły, kiedy doprowadziłam do naszego kontaktu cielesnego, chwytając go za podbródek i brakowało tylko kilku milimetrów, aby nasze usta się zetknęły, a on ...widziałam w jego oczach, że taka sytuacja była dla niego nie do przyjęcia.

–Powiedział, że woli żebym była zaskoczona niż zapłakana.

Z ust Corellli wyrwało się piśnięcie.

–Zaskoczona byłam to prawda, ale też wkurzona. Na za dużo sobie pozwolił.

Corelia uśmiechnęła się znacząco.

–I to nic dla was nie znaczyło?

–Coś ty. Chcę o tym jak najszybciej zapomnieć. A właściwie to już to zrobiłam. To nie jest nic wartego wspominania. Wymazuję ten obraz z pamięci. –Wykonałam ruch ręką, jakbym zamazywała to wszystko.

–Skoro mówisz, że to nic wartego wspominania, dlaczego jesteś taka zła? Znam cię i wiem, że już dawno nie widziałam cię takiej wzburzonej. Właściwie to już się bałam, że ta maska to zostanie z tobą już na zawsze.

Prychnęłam.

–Zmieńmy temat. Jak sobie radzisz na FIT?

–Jest naprawdę cudownie. Czuję się jakbym była tam, gdzie zawsze chciałam być i nikomu nie pozwolę się zepchnąć z tej drogi. Choćby się przepychali, ja się będę rozpychać bardziej i przeganiać każdego, kto mi stanie na drodze. A moja mama mi będzie kibicować.

Uśmiechnęłam się pod nosem, bo zdecydowanie miała w sobie ten ogień i siłę, z którą przebiłaby się nawet przez najbardziej utalentowanych kreatorów modowych, bo sama miała dużo do zaoferowania.

–A właśnie mam taki pomysł, aby doszyć do białego kompletu składającego się z bluzki i spódnicy białe paski imitujące mumie. Co ty na to?

–Uszyj jeden dla mnie. –zadecydowałam, bo nie zamierzałam się uginać przed Prudence.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro