Rozdział dziewiętnasty
Dedykowany dla moich wszystkich wspaniałych czytelniczek.
Dziękuję, że dotarłyście aż tutaj ❤
Gabriel
– Już teraz to wiem na sto procent –odezwała się do mnie, odwracając się w tej samej sekundzie. Jej piwne oczy wpatrywały się w moje. Zadarła wysoko podbródek, skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
– Masz na moim punkcie obsesję.
Zacmokałem i obszedłem ją dookoła.
–Nie potrafisz wytrzymać dnia bez myśli związanej ze mną. I jedna z nich zaprowadziła cię właśnie tutaj. Musisz mieć wobec mnie bardzo konkretne plany, skoro sobie jeszcze nie odpuściłeś.
W rzeczy samej miałem plany. Nie do końca jeszcze sprecyzowane, ale jednak związane z jej osobą.
– Ale wiedz, że nie zapraszałam ciebie tutaj.
– Czy myślisz, że ta informacja odwiodłaby potencjalnego stalkera od jego misternie uknutych działań?
– Racja, potencjalny stalker miałby gdzieś to, co myślę i czuję. Sprzeciw z mojej strony tylko by go nakręcał. Oh, poczekaj, właśnie znalazłam coś wspólnego między nim, a tobą. Ty też nie rozumiesz, że chcę, abyś dał mi spokój.
–Jestem tu, aby uświadomić ci, że się mylisz. Poza tym skoro zadawałem sobie już tyle trudu...
Przerwała mi.
– rzeki przepłynąłeś, góry pokonałeś, wielki trud sobie Gabrielu zadałeś. Ale jest on nadaremny.
– Później to ocenisz.
– Muszę już iść. Postarasz się nie tęsknić za bardzo?
– Kto tu tęskni bardziej? Wystarczy zobaczyć, jaką prawdę skrywa twój wzrok, Julio.
Parsknęła.
– Gdyby tak było, to już leżałbyś trafiony piorunem.
– Nie pomyliły ci się czasem dramaty?
–Nie pomyliły ci się czasem drzwi? Wyjście jest tuz, tuz.
–Twoja niechęć w stosunku do mnie wręcz spływa słodyczą. –skomentowałem.
–Rzuciłeś na mnie zapewne jakiś czar...–zaczęła, robiąc pauzę abym jakoś to skomentował.
–Tak. –przyznałem.
Muzyka sceniczna zmieniła swoje brzmienie na powolne.
– Lepiej pilnuj się, abym to ja po tym wszystkim nie zrzuciła cię ze sceny. Brunetka spojrzała się na mnie po raz ostatni, zanim przeszła za kurtynę. Widziałem jak tylko czarny tiul znika mi z oczu.
–No to dopiero było przedstawienie. Dymiło, że hej.
Zerknąłem na swoją towarzyszkę.
– Każdy ma mnie za cichą myszkę. Zachowywanie pozorów znacznie ułatwia mi życie w tym piekle. Muszę już iść.
Skinąłem do niej głową.
Podszedłem i uchyliłem lekko ciężkawy czerwony materiał, przez szparę obserwowałem co się dzieje na scenie. Baletnica zachowywała się tak, jakby była w swoim świecie. Na jej twarzy nie sposób było ujrzeć ani jednej emocji. Niczym porcelanowa laleczka, tak chłodna w obyciu, niedostępna dla zwykłego człowieka. Jej twarz była skryta tajemniczą.
Niczym zaczynający się widowiskowy spektakl, widzowie nie wiedzą co ich czeka i choć Szekspirowski dramat był znany każdemu, to w jaki sposób zostanie on pokazany na scenie- było owiane zagadką do samego końca.
Widz był wprowadzany powoli, najpierw dominował półmrok, zupełnie jakby zależało artyście na tym, aby obserwator sam dostrzegał te drobne szczegóły z pozoru zbędne dla całego tła, ostatecznie jednak najbardziej istotne. Chłonąłem oczami to co miałem przed sobą, zastanawiając się, jak widok przedstawiałby się z siedzeń.
Muzyka też miała za zadanie jak najlepiej przedstawić ten świat.
Dźwięki docierały do moich uszu, ten charakterystyczny zapach historii sztuki skryty za scenariuszem odbywającego się widowiska z udziałem zespołu baletowego, nie chciał zostać w żaden sposób pominięty.
Ona nie chciała zostać pominięta, bo wysuwała się na prowadzenie.
Tajemnica, szlachetność, lekkość w ruchach, jakby była jedynym łabędziem na środku jeziora. Zwracała na siebie uwagę tym, w jaki sposób się poruszała na scenie. Miała w sobie pieprzoną grację. Dwójka tancerzy wprost nie mogła od niej oderwać rąk ani wzroku.
Zauważyłem jak jedna z tancerek obrzuca ją wręcz nienawistnym spojrzeniem. Olivia nie zwracała na to uwagi, robiła swoje. Jak się później okazało dzisiejsza próba miała ostatecznie zdecydować o tym, która z dziewczyn zostanie Julią.
Dla mnie wybór był wręcz oczywisty, poparty moimi obserwacjami i wpływem jednej tancerki na moje nieco przegrzane teraz zwoje mózgowe. Bo jak wyjaśnić to, że nie chciałem odwrócić od niej wzroku?
Miałem swoje wytłumaczenie. Lubiłem sport, a taniec to tez dyscyplina sportowa.
Muzyka skończyła grać, tancerze przestali tańczyć, a ja wyszedłem z ukrycia.
Olivia ewidentnie nie spodziewała się tego, że do niej podejdę i, że zdecyduje się pochwycić ją za dłoń.
Wyjąłem już wcześniej pudełko, teraz zapinałem bransoletkę na jej ręce, muskając palcami fakturę jej delikatnej skóry.
– To nie nasz.
– No coś ty, poznałabym, gdyby nie był nasz.
– Takie ciało... marzenie.
Instruktorka tańca, a przynajmniej na nią wyglądała pani, która zrobiła minę, jakby ktoś właśnie przejechał jej kota. I to dwa razy.
– Dziewczęta, gdzie wasze skupienie? A pana, proszę o opuszczenie sali.
– Prosić pani może. –powiedziałem, wywołując tym śmiech u chłopaków i malujące się niedowierzanie w oczach brunetki.
–Słucham? – Kobieta wyglądała na lekko zbita z tropu.
– To ja będę słuchał, bo chyba należą mi się podziękowania. –Zwróciłem się tymi słowami do Olivii.
Skinęła lekko głową i wyrwała swoją dłoń z mojej.
–Racja i wyrazy dogodnej wdzięczności za to, że miałeś moją bransoletkę cały czas przy sobie.
Szykowałem się na jej słowa, gdy odparła, uśmiechając się zadziornie.
– Dobrze, że do swojej wypowiedzi dodałeś „chyba"
Uśmiechnąłem się pod nosem.
Nie ustępowała mi wcale, nieważne, ile bym zrobił.
Złapałem ją za biodra, nie patrząc na to, że mamy publiczność.
– Odbiorę sobie twoje podziękowania. –szepnąłem do jej ucha. Z boku mogło to wyglądać niemal jak wyznania kochanków nieprzeznaczone dla uszu innych. Mógłbym równie dobrze właśnie jej grozić, a ludzie patrząc z boku mówiliby: jakie to urocze"
Łatwo nabrać ludzi, że czarne jest białe.
Byliśmy dwójką osób, która lubiła wzajemnie ucierać sobie nosa. Jedno zrobiło coś dobrego dla drugiego, drugie nie przyjmowało tego do wiadomości. Ale nasze droczenie było w granicach goryczy i słodyczy.
Czułem, jak przełknęła ślinę. Jej oczy wpatrywały się w moje.
Drzwi do pokoju zastawię krzesłem. Poza tym mam stalą wartę.
Posłałem jej kpiący uśmiech.
– Dlaczego jeszcze moje palce są całe?
–Bo nie wzbudzasz swoją osobą oznak niepokoju. – spuściła na chwilę swój wzrok.
– Dlaczego na mnie nie patrzysz? –spytałem.
– Straciłam zainteresowanie, więc jeśli to wszystko to...żegnam. –Zabrała moje ręce ze swojego ciała.
–Straciłaś swoją niezachwianą cześć odporności. Czary mary zaczynają działać. –skomentowałem.
Zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową, a następnie popchnęła mnie.
– Idź stąd i zabieraj się ze swoimi czarami, bo nie mam czasu na zajmowanie się takimi mrzonkami.
– Kiedy coś mówię, to jestem pewny tego, co wychodzi z moich ust.
– Gratuluję, zdałbyś test potwierdzający, że jesteś w pełni władz umysłowych. Jest się z czego cieszyć. Chociaż nie. – prztyknęła pięść do brody, zastanawiając się. – Szaleńcy też wierzyli w swoje racje.
Skrzyżowałem ramiona na torsie.
– I marnie kończyli.
–Jak bohaterowie dramatów Williama Shakesp'eare –wtrąciłem, bo nie mogłem się powstrzymać.
Jej kącik ust się uniósł ku górze, ale zaraz się zreflektowała.
– Uważasz, że miłość to szaleństwo?
– A nią nie jest?
Pozostawiłem ją bez odpowiedzi, opuszczając salę, uświadamiając sobie, że podczas naszej wymiany zdań wszyscy przypatrywali nam się w oczekiwaniu, jakby liczyli na coś więcej.
Fajerwerki to nie ten sezon.
***
Każda decyzja ma jakieś oddziaływanie w przyszłości. Podejmując je powinniśmy liczyć się ze skutkami owych działań zaplanowanych bądź nie.
Każda decyzja wpływa na nasze życie w mniejszym lub w większym stopniu.Niektóre z nich są odwracalne – z innymi trzeba się mierzyć twarzą w twarz każdego dnia.
Każda decyzja nosi w sobie konsekwencję nadchodzącej sekundy.
Czasami ludzie nie mają nawet chwili na wzięcie oddechu, ponieważ szaleńcze życie im go odbiera.
Emocje są jak temperatura. Tak nieprzewidywalne. Jednego dnia może padać silny deszcz z towarzyszącą mu porywistą wichurą, by potem mogło zaświecić słońce, a pod koniec dnia spaść lawinowy śnieg. I to wszystko w ciągu jednego dnia.
Pogody nie przewidzi się tak samo jak emocji. Czasami są trudne do rozpoznania,
Jeśli czujesz w sercu żar nienawiści, a w twojej głowie szaleje nieustająca wichura spodziewaj się pożaru.
Wiatr rozniesie dalej ogień, aż w końcu nie pozostanie nic do ocalenia.
Moje serce dawno temu strawił pożar spalając tą najważniejszą część, która służyła niegdyś do wyrażania szczerości uczuć. Tej części już nie było, został tylko sam popiół I brak nadziei na rekonwalescencję.
Szesnaście lat temu wyrwano mi siłą serce.
To czego doświadczyłem w wieku jedenastu lat kompletnie mnie zmieniło. Zmienił się też mój stosunek do ludzi.
Do świata. Teraz widzę wyraźnie wszystkie grzechy.
Złość. Stale mi towarzyszyła, będąc niemożliwa do zgaszenia.
Była niczym wulkan. Na początku nic się nie działo, a lawa się nie wylewała. Kiedy jednak dochodziło już do tego kulminacyjnego punktu, następował wybuch. Erupcja. Lawa zalewała wszystko. Ze złością jest tak samo.
Tylko, że w moim przypadku ten wulkan nigdy nie zostaje ugaszony do końca. Wylewa tej lawy coraz więcej i więcej. Niszczy wszystko na swojej drodze.
Staje się moim paliwem napędowym dzięki, któremu kończę do końca to czego się podjąłem.
Zahartowałem się. Byłem odporny na rozdarcie.
Kiedyś za towarzystwo miałem samotność sączącą się niczym drogi alkohol w kryształowym naczyniu. I ciemność zasłaniającą cały świat, a z niej wydobywał się głód. Teraz jest inaczej, choć ciemność nadal mi towarzyszy, ale oswoiłem ją. Stała się moja.
Ale prawdą jest to, że nigdy żadne bogactwo nie zastąpi więzi rodzinnej. Moja została zerwana przedwcześnie. Nie zdążyłem jej pochwycić.
-Mamo!-krzyknąłem głośno szlochając potrząsając moją ukochaną mamusią, która leżała na podłodze w salonie w wielkiej kałuży krwi. Widok był okropny. Robiło mi się niedobrze od tego zapachu, a kiedy zobaczyłem ranę na jej głowie wiedziałem, że to coś bardzo niedobrego. Wyciągnąłem drżącą rękę i dotknąłem jej ramienia. Niedługo później przysunąłem się do niej i zacząłem ściągać swój granatowy sweterek. Pamiętałem, że należy zabandażować głowę w razie urazu jak mówił mój tata. Ale nie potrafiłem tego zrobić. Cały się trząsłem. Załkałem.
Warkot wydostał się z moich ust, gdy wziąłem kolejny zamach, utrzymując balans.
Zachowywałem dystans. Moja projekcja obrazów wyświetlała kolejne wizje. W gardle czułem żółć.
Zrobiłem zwód, pracowałem nieustannie do samego końca. W nadgarstkach czułem rozciąganie, mięśnie nóg mnie paliły.
Co tu się stało?
Zadawałem sobie to pytanie cały czas.
Dlaczego salon wyglądał jak po starciu z huraganem? Miałem tyle pytań, ale żadne nie opuściły moich ust. Mój granatowy sweterek wkrótce się pobrudził. Była widoczna na nim plama krwi.
–Przepraszam mamo. Pobrudziłem go – wyszeptałem z poczuciem winy. Wpatrywałem się smutnymi oczami w jej zamknięte oczy.
Przyłożyłem jej chłodną dłoń do swojego policzka rozgrzanego od łez. Chciałem ją uleczyć. Chciałem, aby sama mnie dotknęła, tak jak zawsze. Gdybym wiedział, gdyby była taka możliwość zatrzymałbym dotyk mojej mamy przy sobie na zawsze.
To była walka z cieniem przeszłości, który był przede mną.
–Mamo? - zaszlochałem. wczepiając się w jej ramię. Spojrzałem się w lewo, choć łzy zamazywały mi widok. Widziałem tatusia. Leżał bez ruchu, nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w sufit.
Zachowywałem dystans przez cały czas, starając się wyprzedzić w działaniach przeciwnika, cały czas pracowałem. Cały czas starałem się być szybszy o ten jeden ważny krok.
– Lewy prosty długi, o tak. – Za plecami słyszałem głos trenera.
Wyprowadziłem serię ciosów z dołu, cały czas mając go przed sobą. Tego człowieka, który uciszył mój młody, jeszcze wtedy niewinny świat.
Ostatni prosty.
Był mocny, poczułem to w nadgarstku.
Ociekałem potem, kiedy opuściłem klub Pandemonium. Wiatr przyjemnie chłodził moją skórę. Wyjąłem czarny T-shirt z bagażnika, nałożyłem go na siebie. Miałem już wsiadać do auta, gdy na masce pod wycieraczką ulokował się świstek papieru.
Było to zaproszenie na Halloween- odwrócony bieg historii bohaterów książek i kultowych seriali oraz filmów w Julliard School.
tik tok:aleksandramrorers.autorka, ig tak samo
#ojedenkrokzadaleko
tt:alexamrorers
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro