Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Olivia

Minął tydzień od mojego zbliżenia z Gabrielem. Tydzień odkąd znalazłam się na pograniczu nieba i piekła, dzięki niemu. Wiedziałam, że mógł mieć przeze mnie kłopoty, po tym jak ośmieszył mojego ojca, pokazując to jak nie potrafi radzić sobie z emocjami przy swojej córce, było to wręcz pewne, że mój ojciec mi nie odpuści. Ale stało się inaczej. Riccardo w ogóle nie wracał do tego tematu. Był zajęty ważniejszymi sprawami związanymi z naszym bezpieczeństwem i z firmą, bo ludzie insynuowali różne rzeczy. Na jaw wyszła też choroba mojej mamy, przez którą nie mogła pracować w zawodzie. Nie mogła pracować przez ojca. To on był powodem jej złego samopoczucia, ciągłych nerwów, braku koncentracji, przez co ... popełniła straszny błąd, który zaważył przy projekcie z bardzo ważnym dla niej klientem. Umowa została rozwiązana z porozumieniem stron, a mimo to dziennikarze jakimś cudem się o tym dowiedzieli. Ojciec zwalił wtedy winę na pogarszający się stan mojej mamy, przez co ludzie przez dłuższy czas patrzyli na nią ze współczuciem.

Ojciec na początku ją wspierał, ale potem mówił, że to była jej wina. To ona zachowała się nieodpowiedzialnie, prezentując rozwiązanie, które wcale nie odpowiadało podanym wymiarom w projekcie, co potwierdził główny inwestor. Ojciec wydawał się tylko na to czekać. Wyciągnął do niej rękę, a później tą samą ręką zaczął spychać ją ku przepaści.

Było to z jego strony manipulacyjne zagranie. Chciał udowodnić, że , jakby nie próbowała to i tak zakończy się to jej porażką.

Dlatego tak bardzo nie potrafiłam okazać zaufania w niesieniu bezinteresownej pomocy przez mężczyznę. Nie potrafiłam się przełamać, a na jakąkolwiek chęć pomocy ze strony Gabriela reagowałam złością, czekając aż ten akt dobroci z jego strony okaże się tylko przykrywką.

Dla osiągnięcia celów. Dla chorej satysfakcji, że dałam się oszukać.

Nie chciałam uwierzyć w to, że Gabriel jest inny, choć wiele rzeczy na to wskazywało. Odpychałam go od ciebie, ale jego to nie zniechęciło.

Zaimponował mi swoją postawą, tym, że ile razy bym nie okazywała braku zaufania, on robił wszystko bym zmieniła zdanie.

I udało się mu. Uwierzyłam mu.

Oddałam mu swoje ciało.

Po tak stresującym wieczorze nie obchodziło mnie nic, prócz odnalezienia spokoju. Ale okazało się, że właśnie pośród tego chaosu znanego tylko naszej dwójce, znalazłam spokój. W jego odbiciu onyksowych oczu, którymi zaglądał w głąb mojej duszy.

Będąc w jego ramionach czułam się bezpieczniej niż kiedykolwiek. Będąc w jego ramionach, wiedziałam, że nic mi nie grozi.

Kiedy staliśmy nadzy pod prysznicem poczułam się odkryta ze wszystkich moich sekretów. Jego głębokie, intensywne spojrzenie, prześwietlało moje najodleglejsze zakamarki duszy. Oddałam mu swoje ciało. Jego dotyk przyprawiał mnie o drżenie. Potrzebowałam jego obecności mimo że na początku byliśmy oddzieleni emocjonalnym murem.

Najlepsi byliśmy tylko wtedy, gdy była noc.

Zupełnie tak, jakby tylko ona pozwalała nam się właściwie komunikować. Z tą różnicą, że w ciemności nie potrzebowaliśmy słów. Wystarczyło tylko to, że byliśmy złączeni naszymi ciałami i kłamstwami które wypowiadaliśmy raz po raz. Zdarliśmy z siebie tą powłokę jaką, nakładamy na co dzień.

Noc nikogo nie osądza, sprzyja momentom licznych rozmyślań, pozwala zatopić się w ciszy, niekiedy może być jedyną ucieczką od świata. Pozwala nam się wyciszyć, zamknąć oczy i poddać własnej kreacji rzeczywistości. Noc powoduje, że stajemy się nadzy. Potrafimy odnaleźć do siebie drogę pośród ciemności, ponieważ to właśnie w niej jesteśmy dobrzy. Czujemy intensywniej, bo włączamy wszystkie zmysły. W nocy jesteśmy dla siebie na wyciągnięcie ręki. Możemy kłamać lub po prostu się zatracić w mroku.

Ja to zrobiłam. Zatraciłam się w nim. Świadomie dopuściłam go do siebie. Pozwoliłam na to, aby był pierwszy.

Odczuwałam niebo tamtej chwili zaś piekło jego ust. I nie żałowałam ani jednego kłamstwa.

Opuściłam jego dom bez żadnych czułek słówek, czy gestów, choć czułam jego wypalający wręcz wzrok na sobie, gdy sięgałam klamki auta. Nie odwróciłam się, ale wiedziałam, że on to zrobi dopiero, gdy zniknę z jego pola percepcji wzrokowej.

Mimo to, gdy wróciłam rano do domu i kolejnego, spędzonego na próbach, na których on nie był obecny, zaczęło mi doskwierać dziwne uczucie.

Przyłapałam się na tym, że zaczęłam o nim myśleć ilekroć tylko dotykałam naszyjnika tkwiącego wciąż w pudełku. Ulżyło mi, że nie zdecydował się podarować mi bukietu róż, bo dla mnie już od dawna przestał cokolwiek symbolizować. Kojarzył mi się raczej z fałszywym okazywaniem uczuć, grą na pokaz, dla ludzi.

Pamiętałam, jak przyłapałam moich rodziców na rozmowie w kuchni.

Kwiaty?

Bez okazji, ale są symbolem miłości. Poza tym za dwa dni nasza rocznica. Nie będzie mnie wtedy, bo muszę się z kimś rozliczyć. Ale ... nadrobimy to, kiedy indziej. Będzie jeszcze mnóstwo rocznic no chyba, że mnie szlak jasny trafi z tobą, ale na razie nie mam co narzekać. Mam nadzieję, że tak pozostanie, kochanie.

Po tych słowach, pocałował ją, ale wiedziałam, że w jego przypadku kwiaty to tylko przykrywką.

Dlatego znacznie bardziej doceniałam prezenty, które wybierało się z myślą o osobie i o ich przeznaczeniu.

I wiedziałam, że Gabriel tak właśnie do tego podszedł, bo naprawdę uwielbiałam biżuterię.

Nie mogłam zakładać naszyjnika na co dzień, bo moja mama zaczęła by zadawać za dużo pytań. A okłamać, że dostałam go od Cordeli również nie mogłam, bo była przy mnie, gdy przyjaciółka wręczała mi srebrną bransoletkę z zawieszką w kształcie tabliczki czekolady z naszymi imiennymi inicjałami, co mnie rozczuliło na tyle, że dziękowałam jej ze łzami w oczach.

Były to jednak pierwsze i ostatnie łzy szczęścia.

Bo atmosfera w domu zrobiła się na tyle nerwowa od czasów moich urodzin, że praktycznie ciągle słyszałam kłócących się rodziców. Nie obrzucali się jednak wyzwiskami. Nie ich głośne kłótnie, z czasem zamieniały się w ciche. Ojciec nie podnosił tonu na mamę, ale nie odmawiał sobie krytyki za coś co mu się nie spodobało. Uderzał przy tym w jej czuły punkt, jej architektoniczne wizje, sposób zwracania się do niego szczególnie przy ludziach.

Bolało go to, że już mu nie przytakiwała, że zaczęła mieć swoje własne zdanie.

Schodziłam po schodach, a Morte szła przy mnie, ale kiedy usłyszałam podniesiony ton głosu mojego ojca, miałam ochotę zawrócić, wygrała u mnie desperacka potrzeba chronienia mamy w razie czego.

Złapałam za barierkę, czarne futerko mi mignęło przed oczami, otworzyłam szeroko oczy, gdy moja kotka weszła do gabinetu jak do siebie.

– Riccardo, proszę cię, zostaw to. – Błagalny ton głosu mojej mamy, podziałał na moje serce niczym lód. Zatrzymałam się na przedostatnim stopniu schodów, wdzięczna za ogromny hibiskus w doniczce, dumnie ozdabiający ostatni cel ku dołowi. Dzięki niemu, mogłam się schować i pozostać niezauważona. Poza tym, że był ozdobą – stał się moim idealnym ukryciem.

– Wiesz, że to było jedyne wyjście. – Głos mojego ojca był stanowczy, jak zawsze. Przeklął pod nosem, a po chwili ogon mojej kotki zniknął w jadalni. Jednak była bardzo nieproszona.

– Myślisz tylko o sobie, a gdzie w tym wszystkim " my?!"

Zmarszczyłam swoje brwi i wstrzymałam powietrze, kiedy usłyszałam kroki na schodach.

Nie teraz.

Mężczyzna zmarszczył swe brwi i wyszedł zza biurka. Podszedł do swojej żony.

– Zrobiłem to właśnie z myślą o was. Myślisz, że było mi łatwo z tym?! Myślisz, że mogę przejść od tak do porządku dziennego? Od jednych szesnastu lat, budzę się w nocy, mając przed oczami ten obraz. Obraz, który kurwa chciałbym wymazać z pamięci! Ale nie mogę. Bo on do mnie wraca. Dlatego, musiałem się na to zgodzić. Bo mój ojciec też coś poświęcił w swoim życiu dla mnie. A ja odpłaciłem się mu tym samym. Byłem tego uczony. Firma nade wszystko. Nie mogłem utracić tego dziedzictwa, bo za coś musieliśmy żyć. Po aferze związanej z twoim projektem, który nie wypalił, musiałem zrobić wszystko aby ludzie przestali wieszać na tobie psy.

—Nie zrobiłbyś tego bez powodu... Ricardo o czymś mi nie mówisz...

Usłyszałam szloch mojej mamy.

— Wiedziałaś moja, droga żono na jakie się godzisz życie. Pełne luksusów, ale wszystko za coś. Wszystko w tym życiu jest za coś. Nawet twoje koneksje.– Przypomniał i obrzucił kobietę uważnym spojrzeniem.

– Obiecałeś, że mi i Olivii nic nie będzie zagrażać, a tymczasem ciągle coś się dzieje. Mówisz, że nie ma się czym martwić, ale nie wierzę temu. Nie chodziłbyś taki spanikowany. Skoro już to załatwiłeś, to dlaczego wciąż brniesz dalej? Dlaczego się nie zatrzymasz i nie pozwolisz działać Departamentowi Policji? Ile musi minąć czasu nim zrozumiesz, że popełniasz duży błąd? Jak wiele się musi wydarzyć?Nie jestem twoim wspólnikiem, twoją prawą ręką ani wrogiem. Możesz ze mną porozmawiać. Bo jestem twoją żoną, prawda?

– Oczywiście, że jesteś – Oburzył się.

– Więc dlaczego mnie krzywdzisz? – wyszeptała kobieta, a jej łzy widoczne w oczach podziałały na mężczyznę niczym wiadro lodowatej, wylanej głowy na głowę. Zabrał kciuk z jej podbródka, który nieświadomie ściskał. Zacisnął szczękę i potarł lekki zarost. Pomimo wieku, był przystojnym mężczyzną, nawet nie oszpecały go te siwe włosy, pojawiające się od czasu do czasu.

– Zostaw to mi, bo jestem dobrej myśli.

– Zawszę to mówisz.

—Bo zawsze robię wszystko aby tak było. Tym razem nie będzie inaczej. I musisz w to uwierzyć.

– Obiecałeś, że nic nam się nie stanie...

Mężczyzna pzyciągnął do siebie żonę i starł kciukiem jej łzę.

– Zawsze dotrzymuję obietnic.

Po tych słowach poczułam czyjąś obecność za sobą.

—Widzę, że nadal nie wyrosłaś z podsłuchiwania—mruknął, męski znajomy głos tuż przy moim uchu.

Zignorowałam go jednak, dotarłam na sam dół i przeszłam przez salon, nalałam sobie pomarańczowego soku, zostawiając odkręconą butelkę.

Dorian uniósł brwi, wskazując na nią.

—To dla mnie? Ależ jesteś gościnna.

—Tylko dla ciebie —odparłam. Śmiech mężczyzny rozniósł się po ścianach.

—Dziękuję. Ale na przyszłość wystarczyło po prostu zapytać—kiwnął głową w kierunku gabinetu.

—Jasne—westchnęłam ciężko, a on tylko pokiwał wolno głową.

—Ile zostało czasu do występu?

—Trzy godziny, ale muszę mieć zrobiony makijaż, ułożone włosy. To wcale nie tak dużo czasu.

Spojrzał się na mnie i uśmiechnął się szeroko.

—Ja tam potrzebowałbym co najmniej sześciu. Trzy godziny dla urody, a trzy dla zdrowia psychicznego, kiedy oddałbym się myślom o tym, jakie to ciężkie jest życie gwiazdy. —Puścił do mnie oczko i objął mnie za ramię. —Wyobraź sobie, że ta chwila zmieni całe twoje życie. Osiągniesz to, o czym marzysz—spojrzał mi głęboko w oczy, a ja naprawdę poczułam, że tak właśnie będzie.

—Dziękuję—powiedziałam to całkiem szczerze i przytuliłam się do przyjaciela. Poczułam jak przeczesuje palcami moje włosy, uśmiechnęłam się pod nosem, bo kiedyś mu napomniał jak bardzo mnie to uspokaja. Tyle że nawet nie wiedziałam, że tego potrzebowałam, bo moje ciało wcale niczego nie pokazywało, ale pędzące myśli robiły swoje. 

Zaproponował, że mnie zawiezie do Julliarda, ale nie byłam co do tego przekonana. Przyjaciel przyłożył dłoń do serca i przysiągł na życie swojej matki, że jest totalnie trzeźwy. Benjamin jednak dorzucił od siebie, że Dorian co najwyżej może mnie odprowadzić. Niestety jeśli chodziło o jazdę, to w tej kwestii się z nim zgadzam. 

Dorian jeździł, jakby się najadł szaleju w głowie i oto nieraz się mocno sprzeczali z Jonatanem. Wyszliśmy z domu, owionął nas chłód, powietrze było mroźne, jak na końcówkę listopada, otuliłam się bardziej chustą i szybko wsiadłam do samochodu, pociągając przyjaciela za sobą, zanim wdałby się w dyskusję z moją mamą na temat kosmetyków, których używa do twarzy, bo już raz tak było. Mój przyjaciel był totalny wkręcony w te tematy, odkąd natrafił na kanał na YouTube, gdzie kosmetolog wypowiadał się o szkodliwym składzie topowych produktów do twarzy. Gadał mi o tym ostatnio ponad godzinę przez telefon, a ja ani razu nie mówiłam mu, żeby przestał. Głównie dlatego, że opowiadał dosyć ciekawie, a ja potrzebowałam skupić myśli na czymś bardziej przyziemnym.

Benjamin dowiózł nas na miejsce, udaliśmy się oboje do garderoby, gdzie zostawiłam swoje rzeczy, krótko przywitałam się z siedzącą przy toaletce Prudence.

Czułam na sobie spojrzenia dziewczyny, więc w końcu nie wytrzymałam i spytałam :

—Co ci leży na sercu?

Westchnęła ciężko i zaczęła skubać nitki przy materiale swojej bluzki z jedwabiu.

—Zastanawiam się dlaczego się na mnie nie odegrałaś. Na pewno się nad tym zastanawiałaś, poza tym miałaś tyle okazji.

—I miałabym marnować swój czas na planowanie zemsty dla ciebie? Prudence, może tego jeszcze nie pojmujesz, ale twoja osoba mnie kompletnie nie interesuje. Skupiam się tylko na rzeczach ważnych. Ale wiesz co?—Przechyliłam głowę na bok — Nie rozumiem dlaczego niby miałabym się mścić na tobie?

Skrzyżowała nogi w kostkach i pochyliła się do przodu.

—Bo na twoim miejscu ja bym tak postąpiła.

—No właśnie. I tym się różnimy—spojrzałam jej w oczy, a wkrótce zaczęła do nas dołączać reszta dziewczyn. Unosiła się atmosfera podekscytowania, a na twarzach tancerek i tancerzy widniało zniecierpliwienie. Każdy nie mógł się doczekać, a jednocześnie też drżał w obawie przed zderzeniem się ze szczerymi opiniami juniorów, po których miał zostać wyłoniony zwycięzca lub zwyciężczyni.

Charakteryzatorki, fryzjerki, choreografowie, spisali się na medal, przygotowując nas. Osoby odpowiedzialne za wystrój sceny, znały się na tym, co robią, ponieważ po wejściu na nią miało się wrażenie, że jest się w danej epoce. Tak rzeczywiście odwzorowali wszystko, a dodane rekwizyty sceniczne i ciemna kolorystyka tła z akcentami z dawnych lat urzeczywistniły to jeszcze bardziej.

Naprawdę czułam się jak Julia, w tej białej sukience z miękkiego jedwabiu, kończącej się lekko za kolanami, rękawy miałam wypełnione gąbkami, aby je usztywnić i oddać w pełni tamten styl. Włosy miałam spięte w koka, podtrzymanego błyszczącą miękką spinką, która zebrała większość pasm włosów.

Wzięłam głęboki wdech i podskoczyłam, gdy na toaletce rozniósł się dźwięk telefonu.

— Dzwonisz, żeby życzyć mi powodzenia?—zapytałam na wstępie, ale słyszałam tylko ciężki oddech mężczyzny po drugiej stronie.

—Gdziekolwiek jesteś, nie ruszaj się stamtąd —powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.

—Jeśli oczekujesz, że będę na ciebie czekała, to jesteś w błędzie.

—Oczekuję, że będziesz siedziała na tyłku dopóki po ciebie nie przyjadę—zawarczał, a ja dotknęłam szklanej buteleczki perfum, której wcześniej tu nie było.

—Nie odzywasz się tyle czasu, a teraz liczysz na to, że będę cię słuchać, bo zostawiłeś mi prezent? Nie przekupisz mnie tym.

—Jaki prezent?—dopytywał zdziwiony.

Przewróciłam oczami, zdjęłam nakrętkę perfum i wtedy usłyszałam jego podniesiony ton głosu.

—Niczego nie dotykaj. Rozumiesz, co do ciebie mówię?—Potrzebował potwierdzenia.

—Rozumiem, że te perfumy nie są od ciebie, tak? W takim razie od kogo?—zastanawiałam się na głos, a w tle słyszałam szum pracującego silnika.

—Odłożyłam buteleczkę, z zamiarem postawienia jej na toaletkę, ale wyślizgnęła mi się z ręki i upadła na podłogę.

—Co to był za dźwięk? Olivia?!

Nie zdążyłam mu na to odpowiedzieć. Usłyszałam głośny huk, od którego zadzwoniło mi w uszach. A siła uderzenia zwaliła mnie na podłogę. Coś lepkiego spłynęło mi po skroni. Nagle skądś dopadło mnie uczucie gorąca, obejmujące moje całe ciało. Poczułam zapach dymu, który oblepił mnie niczym macki ośmiornicy. Nie mogłam oddychać, ani unieść głowy. Czułam tylko ten dziwny zapach, od którego kręciło mi się coraz bardziej w głowie. .

Ale wciąż słyszałam głos Gabriela, bo przecież się nie rozłączyłam.

Krzyczał coś podniesionym tonem głosu, wydawało mi się, że bezustannie powtarzał moje imię.

Z mojej krtani wydobył się wrzask, choć każdy dźwięk, jaki z siebie wydałam, odbijał się po zamkniętej garderobie i powracał do mnie niczym echo. Byłam sama. Czułam palący ból i sama nie wiedziałam, w którym miejscu, bo wydawało mi się, że moje ciało płonie.

Płakałam, bo mokre krople spływały po moich policzkach.

Ale ja byłam skupiona tylko na bólu.

Dlaczego nie mdlałam?

Czułam jęzory ognia na swoim policzku, powoli opuszczały mnie siły.

Jakby na zawołanie, poczułam, że powoli moje ciało staje się bezwładne. Usłyszałam trzask, a potem łomot drzwi, które chyba ktoś wyrwał z zawiasów, sporo głosów nakładających się na jeden. W tym ten przeważający zaniepokojony głos mojej mamy, zdenerwowany ojca i ten należący do Gabriela.

—Nie wolno tu wchodzić. Naraża się pan na niebezpieczeństwo.

—Niech mnie pan przepuści, albo kurwa nie ręczę za siebie.

—Departament Straży Pożarnej już tu jedzie. Nie może pan. Halo, proszę się zatrzymać!

Przez zamglony wzrok zobaczyłam plamę onyksowych tęczówek, uparcie wpatrujących się w moje oczy. Poczułam, jak mnie podnosi, barkiem ułożył sobie moją głowę na gołym ramieniu. Chciałam zaprotestować, aby nic nie robił i mnie nie ratował, bo sam narażał się w tym momencie na ryzyko.

—Nic ci nie będzie. Tylko wytrzymaj, dobra? —wyszeptał błagalnie, zdławionym od emocji głosem.

—Zostaw mnie- poprosiłam, zdartym głosem i zakaszlałam, czując gryzący posmak dymu, który wycisnął z moich powiek kolejne łzy.

—Nigdy.  —oznajmił stanowczo. —Wyjdziemy razem, albo wcale.

Uniosłam swoje powieki, walcząc z ich opadnięciem i zobaczyłam go wyraźniej.

Gabriel był moim aniołem.  Skrzydła wyrosły z jego pleców i otuliły mnie bezpieczeństwem. Być może po raz ostatni.

— Nie miałem o niczym pojęcia. Aż do niedawna.

—Nie miałeś pojęcia o czym?—wydukałam, czując, jak się przemieszczamy.

—Że to byłaś ty. Że od początku byłaś to ty. I przepraszam za to, że to ja do tego doprowadziłem. Zrobiłem ten o jeden krok za daleko.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro