Rozdział 2
Kuchnia, w której dziewczynkom dane było spędzić kilka godzin, jest dosyć dużym, prostym pomieszczeniem, a jego ściany wykonane są z szarych, ołowianych chmur. Przy nich stoją szafki mieszczące w sobie przeróżnej maści noże, łyżki i widelce, produkty spożywcze i nakrycia stołowe. W rogu kuchni znajduje się duży, podłużny kloc, pełniący funkcję lodówki. Obok niego stoi stary model pieca, któremu towarzyszy kuchenka elektryczna. Cieknący kran z wiecznym katarem, pociągnie od czasu do czasu nosem. Niekiedy jednak nie zdąży tego zrobić, a wtedy wydobywa się z niego kilka kropli posępnie uderzających w dno zlewu. Obraz nędzy i rozpaczy dopełniają zacieki na suficie. Trzeba przyznać, że nikt nie chciałby przebywać tu dłużej.
Po zjedzeniu dosyć mało pożywnego, składającego się z sucharów śniadania, Liwia i Iris musiały wrócić do rzeczywistości, jako, iż podczas czynności składającej się z gryzienia, połykania i żucia wymyślały niestworzone historie dotyczące ich przyszłości. Oczywiście Liwia odkładała co jakiś czas jedzenie, aby odpowiedzieć koleżance, ponieważ rzeczą niemożliwą jest porozumienie się z osobą głuchoniemą bez posługiwania się językiem gestów. Chyba, że osoba, z którą chcemy się skontaktować potrafi czytać z ruchu warg. Ale Iris nie potrafiła, a nawet gdyby, to przecież nie wypada mówić z pełną buzią.
Dziewczynki zaczęły przygotowywać posiłek. Mimo, iż obiad miał być gotowy na dopiero za cztery godziny, dzieci wiedziały, że się nie wyrobią. W przygotowaniu posiłku miał pomóc im Max, sympatyczny chłopak w wieku Liwii, z dużym poczuciem humoru, dzięki czemu zawsze umie rozluźnić atmosferę. Do tego potrafi bardzo dobrze gotować, lecz prawie nigdy nie miał pola do popisu. Poza tym jest jednym z najbardziej znienawidzonych przez panią Nubes wychowanków.
Jednak Max nie przychodził. Zaniepokoiło to Liwię, która postanowiła podzielić się obawami z przyjaciółką.
Iris właśnie obierała ziemniaki, kiedy poczuła nagłe szturchnięcie w ramię. Podskoczyła na stołku, na którym siedziała i boleśnie zraniła się trzymanym nożem. Przez jej twarz przebiegł wyraz bólu a następnie niezadowolona dziewczyna siedziała wpatrzona w Liwię z palcem w ustach. Niezrażona piętnastolatka zamigała do koleżanki:
- Przepraszam za tego palca. Chyba się nie gniewasz? - Liwia nie daje odpowiedzieć poszkodowanej, ciągnie dalej - Jasne, że nie. Przecież to zwyczajna mała ranka. Tak czy inaczej: widziałaś dziś Max'a? Zawsze przychodził, jeszcze nigdy nas nie wystawił. Zresztą, Nubes i tak by go dorwała.
- Nie martw się - Iris miga szybko, bojąc się, że koleżanka ponowi swój wywód - niedługo przyjdzie.
- Skąd niby możesz to wiedzieć?
- Po prostu wiem. Tak samo jak ty zdajesz sobie sprawę z tego, że powinnaś mieszać ten sos, a nie machać łyżką.
Podczas gdy zmieszana (w przeciwieństwie do zawartości garnka) Liwia wróciła do gotowania strawy, do kuchni wszedł Max. Uśmiechnął się do dziewczyn i z radosnym błyskiem w oku nieporadnie podjął się próby zastosowania niedawno poznanego języka gestów, jednocześnie wymawiając swoje myśli (jako, iż naprawdę mu nie wychodzi miganie, spróbuję przetłumaczyć jego słowa na język ludzki):
- Widzę, że panie już wstały! - spojrzenie chłopaka padło na poplamione sosem ściany - I do tego chyba stoczyły krwawą walkę z okropnymi stworami. Można wiedzieć co to było? Gnomy? Czy może...
- Przestań! Pomożesz, czy będziesz tak stał i się nabijał?! - krzyknęła nie wiedząc czemu zła Liwia.
- Spokojnie, nie denerwuj się tak. Zaraz pomogę, tylko co mam zrobić?
- Pomóż mi obierać ziemniaki - zamigała do niego Iris.
Zadowolony Max usiadł koło dziesięciolatki i spokojnie zaczął wypełniać jej polecenie. Przez krótką chwilę wszystko było w jak najlepszym porządku, a nikt ze sobą nie rozmawiał. Ciszę zmąciła Liwia, która oblizawszy w zamyśleniu łyżkę, wyrzuciła z siebie myśl, która nurtowała ją od poranka. Odkąd weszła do jadalni.
- Słuchajcie. Dzisiaj znowu zabrakło kilku osób. I nie chodzi mi o dwulatków - tych ma prawo nie być, w końcu są już młodzi w pełni. Ale żeby osoby w naszym wieku... znikały bez wieści? To dziwne. Myślałam, że może rozwiążemy sprawę Zniknięć. Bo tu jest tak nudno, a myśl o tym, że jutro możemy zniknąć my, nie daje mi spokoju...
- Nie - szybko odpowiedziała Iris wolno podnosząc się ze stołka - Nie wolno nam. Wiesz, co się stanie, jak pani Nubes dowie się o tym? Zniszczy nas. Zaszczuje jak psy, tak jak tego chłopaka kilka lat temu. Pamiętasz jego krzyki? - dziewczynka patrzyła, jak przez twarz Liwii przebiega grymas strachu, kiedy przypomniała sobie wrzask niesiony korytarzami sierocińca. I o tym, że pewnego dnia krzyk urwał się jak hejnał mariacki, aby nigdy więcej się nie powtórzyć - Widzisz. Ta kobieta zrobi wszystko, co się da, aby utrzymać sprawę Zniknięć w tajemnicy. I nic, ani nikt jej nie powstrzyma.
„Jeszcze cię przekonam, zobaczysz - myślała Liwia, wracając do gotowania - ja też mogę być jak ona - nie do powstrzymania"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro