Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Kuchnia, w której dziewczynkom dane było spędzić kilka godzin, jest dosyć dużym, prostym pomieszczeniem, a jego ściany wykonane są z szarych, ołowianych chmur. Przy nich stoją szafki mieszczące w sobie przeróżnej maści noże, łyżki i widelce, produkty spożywcze i nakrycia stołowe. W rogu kuchni znajduje się duży, podłużny kloc, pełniący funkcję lodówki. Obok niego stoi stary model pieca, któremu towarzyszy kuchenka elektryczna. Cieknący kran z wiecznym katarem, pociągnie od czasu do czasu nosem. Niekiedy jednak nie zdąży tego zrobić, a wtedy wydobywa się z niego kilka kropli posępnie uderzających w dno zlewu. Obraz nędzy i rozpaczy dopełniają zacieki na suficie. Trzeba przyznać, że nikt nie chciałby przebywać tu dłużej. 

Po zjedzeniu dosyć mało pożywnego, składającego się z sucharów śniadania, Liwia i Iris musiały wrócić do rzeczywistości, jako, iż podczas czynności składającej się z gryzienia, połykania i żucia wymyślały niestworzone historie dotyczące ich przyszłości. Oczywiście Liwia odkładała co jakiś czas jedzenie, aby odpowiedzieć koleżance, ponieważ rzeczą niemożliwą jest porozumienie się z osobą głuchoniemą bez posługiwania się językiem gestów. Chyba, że osoba, z którą chcemy się skontaktować potrafi czytać z ruchu warg. Ale Iris nie potrafiła, a nawet gdyby, to przecież nie wypada mówić z pełną buzią. 

Dziewczynki zaczęły przygotowywać posiłek. Mimo, iż obiad miał być gotowy na dopiero za cztery godziny, dzieci wiedziały, że się nie wyrobią. W przygotowaniu posiłku miał pomóc im Max, sympatyczny chłopak w wieku Liwii, z dużym poczuciem humoru, dzięki czemu zawsze umie rozluźnić atmosferę. Do tego potrafi bardzo dobrze gotować, lecz prawie nigdy nie miał pola do popisu. Poza tym jest jednym z najbardziej znienawidzonych przez panią Nubes wychowanków. 

Jednak Max nie przychodził. Zaniepokoiło to Liwię, która postanowiła podzielić się obawami z przyjaciółką. 

Iris właśnie obierała ziemniaki, kiedy poczuła nagłe szturchnięcie w ramię. Podskoczyła na stołku, na którym siedziała i boleśnie zraniła się trzymanym nożem. Przez jej twarz przebiegł wyraz bólu a następnie niezadowolona dziewczyna siedziała wpatrzona w Liwię z palcem w ustach. Niezrażona piętnastolatka zamigała do koleżanki:

- Przepraszam za tego palca. Chyba się nie gniewasz? - Liwia nie daje odpowiedzieć poszkodowanej, ciągnie dalej - Jasne, że nie. Przecież to zwyczajna mała ranka. Tak czy inaczej: widziałaś dziś Max'a? Zawsze przychodził, jeszcze nigdy nas nie wystawił. Zresztą, Nubes i tak by go dorwała.

- Nie martw się - Iris miga szybko, bojąc się, że koleżanka ponowi swój wywód - niedługo przyjdzie. 

- Skąd niby możesz to wiedzieć? 

- Po prostu wiem. Tak samo jak ty zdajesz sobie sprawę z tego, że powinnaś mieszać ten sos, a nie machać łyżką. 

Podczas gdy zmieszana (w przeciwieństwie do zawartości garnka) Liwia wróciła do gotowania strawy, do kuchni wszedł Max. Uśmiechnął się do dziewczyn i z radosnym błyskiem w oku nieporadnie podjął się próby zastosowania niedawno poznanego języka gestów, jednocześnie wymawiając swoje myśli (jako, iż naprawdę mu nie wychodzi miganie, spróbuję przetłumaczyć jego słowa na język ludzki):

- Widzę, że panie już wstały! - spojrzenie chłopaka padło na poplamione sosem ściany - I do tego chyba stoczyły krwawą walkę z okropnymi stworami. Można wiedzieć co to było? Gnomy? Czy może...

- Przestań! Pomożesz, czy będziesz tak stał i się nabijał?! - krzyknęła nie wiedząc czemu zła Liwia.

- Spokojnie, nie denerwuj się tak. Zaraz pomogę, tylko co mam zrobić?

- Pomóż mi obierać ziemniaki - zamigała do niego Iris.

Zadowolony Max usiadł koło dziesięciolatki i spokojnie zaczął wypełniać jej polecenie. Przez krótką chwilę wszystko było w jak najlepszym porządku, a nikt ze sobą nie rozmawiał. Ciszę zmąciła Liwia, która oblizawszy w zamyśleniu łyżkę, wyrzuciła z siebie myśl, która nurtowała ją od poranka. Odkąd weszła do jadalni.

- Słuchajcie. Dzisiaj znowu zabrakło kilku osób. I nie chodzi mi o dwulatków - tych ma prawo nie być, w końcu są już młodzi w pełni. Ale żeby osoby w naszym wieku... znikały bez wieści? To dziwne. Myślałam, że może rozwiążemy sprawę Zniknięć. Bo tu jest tak nudno, a myśl o tym, że jutro możemy zniknąć my, nie daje mi spokoju...

- Nie - szybko odpowiedziała Iris wolno podnosząc się ze stołka - Nie wolno nam. Wiesz, co się stanie, jak pani Nubes dowie się o tym? Zniszczy nas. Zaszczuje jak psy, tak jak tego chłopaka kilka lat temu. Pamiętasz jego krzyki? - dziewczynka patrzyła, jak przez twarz Liwii przebiega grymas strachu, kiedy przypomniała sobie wrzask niesiony korytarzami sierocińca. I o tym, że pewnego dnia krzyk urwał się jak hejnał mariacki, aby nigdy więcej się nie powtórzyć - Widzisz. Ta kobieta zrobi wszystko, co się da, aby utrzymać sprawę Zniknięć w tajemnicy. I nic, ani nikt jej nie powstrzyma.

  „Jeszcze cię przekonam, zobaczysz - myślała Liwia, wracając do gotowania - ja też mogę być jak ona - nie do powstrzymania" 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro