Rozdział szósty
Olivia
Poczułam pustkę, w momencie, gdy to zrobił. Jakby zabrał swoje dłonie z miejsca, w którym już zawsze powinny się znajdować. Wypełniło mnie poczucie odrzucenia, które było przecież tak irracjonalne, bo on i jego dotyk nie powinny na mnie oddziaływać, w sposób tak wyczuwalny, że pragnęłam, aby nigdy nie zdejmował tych rąk, a nawet przesunął je niżej.
Otworzyłam oczy na te myśli i zganiłam samą siebie, bo między nami nic nie było i nie ma.
Ale nie mogłam nic poradzić na to, że moje ciało zareagowało na jego bliskość, a po napięciu jego barków wiedziałam, że czuł to samo. I czułam, że się powstrzymywał zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Już na początku naszej znajomości nie dało się z niego niczego wyczytać, ale teraz pokrył się jeszcze twardszą skorupą.
I to co powiedział, że nie zasługuje na to dużo ode mnie, nie mogłam tego tak zostawić. Czekała nas rozmowa, czy tego chciał, czy nie.
Wróciłam do salonu, w którym nie było Gabriela. Mama powiedziała mi, że musiał na chwilę wyjść. Oczywiście, że widziała, jak szukałam go wzrokiem, tak jak i Cordelia, która wyczuła zmianę u mnie.
—Co się stało?
—Nie wiem...Ale potrzebuję encyklopedii wyjaśniającej zachowanie facetów.
Parsknęła na moje słowa.
—Ja też.
—I ja.—usłyszałam przy uchu głos Kellera, na którego obie spojrzałyśmy się z głupią miną.
— Ty jesteś facetem.—zauważyłam, a Cordelia zachichotała, po czym zlustrowała go wzrokiem z góry na dół, wcale się przy tym nie krępując. Posłała mi przy tym zachwycone spojrzenie mówiące jasno o tym, że spodobało się jej to co zobaczyła.
—Jeśli chodzi o ogarnięcie procesów myślowych Gabriela, to polegliby nawet najlepsi naukowcy. On jest inaczej zaprogramowany —objaśnił Keller.
—Z twoim IQ -5 faktycznie nie masz co się wysilać—rzucił wchodzący do pomieszczenia Gabriel.
Od razu poczułam ten zapach. Męski, świeży, z odrobiną posmaku tytoniowego. Salon oddzielony był ścianą od kuchni, za którą widać było widać niewielką część blatu kuchennego, ale i tak nie byłam pewna, czy moi znajomi na bieżąco nie obserwowali mnie i Gabriela, bo kiedy tylko wszedł jak na zawołanie chłopaki razem z Cordelią posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia.
—Misiaku, co ty beze mnie byś zrobił, co?—zapytał Keller, na co Gabriel zerknął na niego, odpowiadając:
—To czego ty byś z pewnością nie zrobił beze mnie.
—Racja, z ciebie to jest pierdolona Zosia Samosia. Wszystko sam, choćby miał się za chwilę przewrócić. Jemu nawet nie trzeba przeciwnika do walki, skoro sam siebie traktuje jak worek treningowy.
—Sprawdzam swoją wytrzymałość, techniki i możliwości.
—Możliwość jest tylko jedna. Jak się nie przeciążysz fizycznie, to się zajebiesz. Do tego dążysz?
Gabriel nie odpowiedział, przewrócił tylko na te słowa oczami, po czym postawił papierową torbę z której dolatywały znajome mi zapachy.
—Bierzcie i jedzcie ile tylko w siebie zmieścicie.
—Chwila, a co z normalną kolacją?—zapytałam, bo do tej pory zawsze jadaliśmy tę przygotowaną przez naszą gosposię, ale przez te dwie godziny, w ogóle jej nie widziałam. A była środa.
Mama powiedziała, że dzisiaj wszyscy mamy dzień dziecka, na co Dorian zareagował na to bardzo entuzjastycznie, dorwał się do torebki i podał najpierw mi mój zestaw, który zawsze zamawiam, by następnie sięgnąć po swojego Mac Wrappa. Na dnie pudełka leżało coś zapakowanego, zanim sięgnęłam tam ręką, poczułam dużą dłoń na swojej. Ciepły oddech owiał moją małżowinę uszną.
—Otworzysz w swojej sypialni.A teraz jedz, bo ci wystygnie.
Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać.
Kwadrans później, po tym jak pożegnałam się z Cordelią i chłopakami, ruszyłam na górę. Czułam napinanie zranionej i poparzonej skóry pod tyloma warstwami bandaży, ale nie poprosiłam o pomoc nikogo. Mama jednak szła za mną, asekurując mnie na wszelki wypadek, choć wymawiała się tym, że musi coś wziąć ze swojej sypialni. Już nie ich sypialni.
Reinald tuż przed odejściem napomknął tylko, że nie wszystkie jest czarno-białe, ale niektórzy tego nie rozumieją. Wzrok swój skrzyżował ze zamyślonym spojrzeniem Gabriela. Przytulił mnie, a ja o dziwo nie poczułam się niekomfortowo w jego objęciach. Czułam jednak przeszywający wzrok Gabriela na nas, Reinald tylko parsknął pod nosem, obracając głowę w bok, na co Gabriel skrzyżował ramiona na torsie.
Mogłam wyczuć tą napiętą atmosferę między nimi.
Po przekroczeniu sypialni udałam się od razu do łazienki. Pragnęłam zmyć z siebie to, przez co ostatnio przeszłam. Pozbyłam się bluzki z długim rękawem, zostając w samej spódniczce i staniku. Usiadłam na krawędzi wanny i umoczyłam rękę w wodzie, aby sprawdzić jej temperaturę. Nie mogła być ani za letnia, czy za gorąca.
Sięgnęłam dłońmi w kierunku bandaży, ale kiedy tylko dotknęłam pierwszej warstwy opatrunku znieruchomiałam. Wtedy w salonie mogłam udawać, mogłam zachowywać się tak, jakby nic się nie stało.
Tyle, że stało się zbyt wiele naraz i wciąż nie mogłam tego przetworzyć. Ani zrozumieć. A już tym bardziej o tym myśleć, bo gdybym poświęciła chociaż chwilę, zatopiłabym się w tych wspomnieniach. W tym bólu i niemocy, który wtedy czułam.
Wolałam skupiać się na czymś innym, na obdartych kostkach i opuchniętych dłoniach Gabriela. Oraz na tym, aby ulżyć mu w bólu, którego przed nikim nie pokazywał. Był zbyt dumny i uparty, by to zrobić.
Z jednej strony to mi imponował taką postawą. Jego siła, odwaga, hardość ducha była ogromna. Jak sobie postanowił to tak musiało być. Nikomu się nie dał przegadać, choć uważałam, że ja również nie zostawałam w tyle.
Był wierny swoim przekonaniom i jeśli wytyczył sobie jakiś cel dążył do niego. Dlatego tak bardzo zaskoczyło mnie to, że dał komuś wygrać walkę, a jeszcze bardziej to, że tak się przejął moim stanem zdrowia, że był gotów oddalić się z tej wybranej przez niego drogi.
Sam przyznał, że jestem dla niego ważna i nie wiedziałam jak mam się z tą świadomością czuć. Bo wypowiedział te słowa z przekonaniem w głosie.
Szkoda, że z takim przekonaniem nie wierzył, w to, że zasługuje na cholernie dużo. Bo tak było.
Bez względu na to, co miałam od niego usłyszeć.
— Czekasz aż woda całkiem ostygnie?—Jego głos nagle wyrwał mnie z rozmyślań. Zamrugałam i spojrzałam się na niego.
—Nie słyszałam, jak tu wszedłeś—zasugerowałam mu wtargnięcie jak do siebie.
Zatrzymał się wpół kroku ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Mięśnie jego ramion się napięły, tak jak żyłka na jego szyi.
— A ja nie słyszałem jak płaczesz.
Płakałam? Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co mu chodzi. Poczułam jak knykciem wyciera mi mokry ślad na policzku. Odruchowo przytuliłam się do jego dłoni.
—Wiesz, że łzy mają moc uzdrawiania?
Poczułam jego ciepły oddech na swojej skórze.
—Pomagają w oczyszczaniu swojej duszy, redukują napięcie, wydzielają endorfiny, które są odpowiedzialne za dobre samopoczucie.
—Nie wyglądasz abyś czuła się dobrze.
Skrzywiłam się, wzruszając ramionami.
—Bo tak jest. Nie czuję się wcale. Próbowałam udawać, że jest inaczej, ale nie wyszło. A przecież kiedyś to wychodziło mi tak naturalnie. Mam na myśli zakładanie maski, robienie dobrej miny do złej gry. A teraz nie potrafię.. prawda jest taka, że jestem tchórzem i siedziałabym nadal, czekając... na rozwiązanie moich problemów—spojrzałam się aluzyjnie w dół i pokręciłam głową.
—Podobno mam już wprawę w rozwiązywaniu twoich problemów. Mogę?—zapytał, a ja kiwnęłam mu głową.
Poczułam podmuch i jego zimne dłonie na mojej skórze, a potem jak palcami delikatnie i sprawnie rozwiązuje bandaże. Wciągnęłam powietrze przez nos, bo nagle wydało mi się, że znowu to przeżywam.
I kiedy opadła pierwsza warstwa, myślałam, że zwymiotuję. Bo już było coraz bliżej do zmierzenia się z tym, jakie obrażenia odniosłam w wyniku pożaru. Jak bardzo zostało oszpecone moje ciało.
Patrzyłam jak biały opatrunek ląduje na podłodze, zlewając się z jasnym dywanem łazienkowym. Zadrżałam, ale nie z zimna. Objęłam się ramionami i miałam już się podnosić, kiedy usłyszałam jego głos.
—Livio, każdy fragment twojego ciała jest dla mnie piękny, ale teraz... jeszcze bardziej pragnę go adorować. Kurwa, gdybym potrafił pisać wiersze, napisałbym o tym, jak bardzo twoje ciało jest doskonałe. A potem pokazałbym ci to na wiele sposobów. Wiesz dlaczego?
Pokręciłam głową, trzymając ją zwieszoną, bo czułam, że jeszcze chwila, a się rozpłaczę.
—Bo twoje ciało to mapa twojej odwagi i walki.
Nie spuszczał wzroku z moich nagich ud, jego palce pieściły moją skórę, przesuwając się i w górę i w dół, jakby chciały zaznaczyć swoją obecność. Jego dotyk mnie palił. Czułam pod skórą prawdziwe płomienie, które mnie ogrzewały. Były tak inne od tych, które niecały miesiąc temu mnie uwięziły.
—Możesz spojrzeć się tu, gdzie ja?
Spojrzałam i zamarłam, bo skóra była zaczerwieniona, pokryta czystym pęcherzem. Moje ciało to był mój atut, nogi to moje narzędzie pracy. Ja cała miałam być nieskazitelna, perfekcyjna.
W końcu baletnice takie właśnie były.
Idealne, piękne, niewinne porcelanowe laleczki, które miały cieszyć swoim wyglądem i ekspresją w tańcu.
Tyle, że ta porcelanowa laleczka zaczęła pękać. Powoli tworzące się w niej rysy, które były spowodowane każdą sytuacją wynikającą bez udziału jej woli stawały się coraz większe, aż zaczęła się tworzyć wyraźna szczelina, która zaczęła pękać.
"Ból w balecie jest normalny. Jeśli chcesz znosić trudy baletu musisz go znać. To jest cena"
Cena, którą zapłaciłam była zbyt wysoka.
—Co widzisz?
— Nie wygląda tak źle, jak myślałam, ale z pewnością będą blizny.. A to oznacza, że...—przerwał mi jego delikatny, ale stanowczy uścisk na moim podbródku.
—To oznacza, że przetrwałaś. I nawet nie wiesz, jak kurwa odetchnąłem z ulgą, kiedy ponownie zaczęłaś być wrzodem na tyłku.
—No proszę. Kto by pomyślał, że Gabriel przyzna się do tego, że brakowało mu kogoś innego niż swojego towarzystwa?
Parsknął śmiechem, po czym wskazał na mnie palcem.
—Nic takiego nie powiedziałem.
Pokręciłam głową z uśmiechem, będąc zdziwiona, że udało mu się to zrobić. Zepchnął mój smutek gdzieś w siną dał, a jego słowa działały leczniczo na moją pokiereszowaną duszę.
—Muszę się wykąpać. —oznajmiłam po chwili, mocząc rękę w wodzie.
—Zamierzasz się dzisiaj utopić?
Pokręciłam głową, a na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech.
—Nie.
—To dobrze. Zejdę na dół, bo twoja mama chciała ze mną porozmawiać. Na pewno sobie poradzisz?
—Jeśli próbujesz wymyślić sposób, aby dołączyć do mnie, przestań to robić—spiorunowałam go wzrokiem, na co wzruszył ramionami.
—Po prostu wolę się upewnić, czy sobie poradzisz i nie utoniesz we łzach— stwierdził, na co wybuchnęłam śmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro