Rozdział siódmy
Olivia
Wyszłam z wanny, związałam się ręcznikiem i przeszłam do sypialni, ubrałam się w ciepłą piżamkę, zrobiłam sobie opatrunek, używając cieńszych bandaży i ułożyłam się w łóżku. Poczułam jak miękkie puchate i nieco tłuste ciałko ładuje mi się na kolana. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam Morte, a ta w odpowiedzi zamruczała.
Wiedziałam, że w taki sposób spędzę dzisiejszą noc i wcale mi to nie przeszkadzało. Bijące od Morte ciepło i jej obecność przyniosły ze sobą spokój.
Przez szparę w uchylonych drzwiach dojrzałam przesuwający się cień.
—Wchodz, jak do siebie —zarzadzilam, a drzwi się otworzyły i w ich progu stanął Gabriel.
—Czyli, jeszcze nie otworzyłaś—podsumował, zerkając to na mnie i Morte, która na jego widok zmrużyła swoje oczy.
—Czego? Ahh, czekałam, żeby móc otworzyć to w twojej obecności—Wyjęłam za siebie pakunek owinięty w ozdobny papier, który zaczęłam odpakowywać. Wstążeczka owinięta wokół niego, spadła na łóżko. Przykuła od razu uwagę Morte, która zeskoczyła z moich kolan i rzuciła się za nią.
—Jeśli masz robić dla mnie prezenty, zapamiętaj, że jesteśmy w dwupaku—oznajmiłam, posyłając mu znaczące spojrzenie.
—To tylko drobnostka.—odparł, przyglądając się moim powolnym ruchom. Kiedy odwinęłam papier, moim oczom ukazała się bąbelkowa folia, w którą były zapakowane oddzielne różowe woreczki z logo Happy Meal.
—Tylko jej nie wyrzucaj. Może ci się przydać—rzucił, na co przewróciłam oczami. Nie odezwałam się ani słowem, tylko oniemiała wpatrywałam się w figurki Barbie z dawnej kolekcji. Dotykałam każdej kolejnej z nich, delikatnie, jakby miały mi się rozpaść w dłoniach.
Wreszcie podniosłam podróbek i spojrzałam się w oczy Gabriela, który nawiązał ze mną kontakt wzrokowy.
—To jest...brak mi słów.
—A to nowość—rzucił, siadając na łóżku, odgarniając kołdrę na bok, na co parsknęłam pod nosem.
—To jest chyba jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaką kiedykolwiek dostałam w życiu. Dziękuję.— pochyliłam się w jego kierunku, cmokając go w policzek, z szerokim uśmiechem.
—Nie ma za co—Wzruszył ramionami.—Ja nic przecież nie zrobiłem. Musieli mi to przypadkowo dorzucić, kiedy składałem zamówienie na eBayu. Może chcieli się tego po prostu pozbyć. W sumie to się nie dziwię. W końcu to już Vintage. Za darmo bym tego nie chciał.
— No wiem, ty tylko za pieniądze. A dokładniej to za czterdzieści dolarów.
Zmarszczył brwi, kiedy zorientował się, że patrzę na paragon.
— Chwila, Vintage? Przecież Barbie to moje całe dzieciństwo. Jak oni mogli to zepchnąć do dawnej epoki?. Przecież to nie wydarzyło się aż tak dawno. Nadal Barbie to ikona. A oni.. to chyba sami pochodzą z dawnej epoki. Lodowcowej. —emocjonowałam się.
Nadal jego mina pozostawała niezmienna.
—Może być i vintage i może kosztować fortunę, ale jeśli te figurki sprawiły, że się uśmiechnęłaś, to mój wysiłek był tego warty.
—Aż tak ciężko było kliknąć zamów?—Unioslam brwi do góry.
—Ta kolekcja była już wylicytowana. Ale dla chcącego nic trudnego.
Przymrużyłam podejrzliwie oczy.
—Co zrobiłeś?
—Postawiłem na swoim—uciął krótko—Będę się już zbierał do wyjścia, a ty do spania. —Wstał z łóżka, sięgając po różowe woreczki, które w jednej chwili zagarnęłam do siebie.
—No coś, ty one są tak cenne, że schowam je sobie do szuflady. Poza tym są takie unikatowe, a ty chciałeś się ich pozbyć. Jak tak można? —Spojrzałam się na niego z oburzeniem.
—To jest niesamowite. Nie przejmowałaś się tym, że mogłaś zniszczyć sobie sukienkę wtedy w fontannie, ale martwisz się o jakiś plastik.
—Ten plastik to część kolekcji. Już takie będą trudno dostępne. Dlatego to co zrobiłeś, naprawdę znaczy dla mnie dużo. W pewnym sensie: przywróciłeś moje dzieciństwo. Czas, kiedy wszystko było takie beztroskie i osiągalne. Przynajmniej do pewnego momentu. —Z mojego tonu głosu wybrzmiewał smutek i nostalgia. —Wiesz, jakie jest główne hasło kolekcji Mattel Barbie? "Możesz być kim chcesz"A ja chciałam zostać baletnicą. Od zawsze. Kiedy tylko pierwszy raz, obejrzałam "Barbie i dwanaście tańczących księżniczek"i później kiedy dostałam pozytywkę od mamy. Wiesz, baletnice kojarzyły mi się z siłą. A ja chciałam taka być. Silna. Ale chcieć, a móc to dwie różne rzeczy.
Uniósł brwi, na co pokręciłam głową.
— Marzenia o zostaniu primabaleriną rozpierzchły się szybciej, niż zdążyły się na dobre zacząć. I na co mi to było? Na co były te wszystkie lata treningów, wyrzeczeń, poświęcania praktycznie każdej wolnej chwili i sekundy na taniec. Taniec, który miał być moim wszystkim. Chciałam tyle osiągnąć. Chciałam być...kimś. A teraz... zostanę z niczym. Ja sama zostanę nikim i...—nie dokończyłam, bo poczułam męski uścisk na swoim podbródku, chłodne wargi rozbijające się o moje niemal agresywnie. Męska dłoń chwyciła mnie pewnie za kark.
—Uciszę każde twoje negatywne słowa pocałunkiem, więc lepiej przemyśl jakie następne wyjdą z twoich ust—odezwał się, odsuwając się powoli ode mnie. Jego dłoń podtrzymywała mój kark, a ostre spojrzenie, które mi rzucał podkreślało jego złość.
—Nie rozumiesz. Nikt nie będzie chciał baletnicy z defektem, nie wspominając już o tym, że drzwi wstępu do wielkiej kariery zostały przede mną zamknięte. Nikt nie będzie na mnie czekał, aż ponownie powrócę do pełni sił. Są ode mnie lepsi. A co najważniejsze, nic ich nie ogranicza.
—Ciebie to kurwa ogranicza twoje błędne myślenie—warknął, a następnie ponownie złączył nasze usta. Ten pocałunek różnił się od poprzedniego intensywnością. Gabriel całował mocniej, zachłanniej. W pewnym momencie popchnął mnie na ramę łóżka, czułam przenikający chłód drewna, naparł na mnie swoim ciałem, zagarniając każdy wolny fragment przestrzeni. Czułam jego mięśnie przez materiał ubrania, siłę, jaką wkładał w ten pocałunek i dotyk jego drugiej ręki błądzącej po biodrze.
Ogień palił moje zmysły. Oddawałam pocałunek, kładąc ręce na jego torsie, przyciągając go ku sobie jak tylko najbliżej się dało, nie dbają o nic. Gabriel był bardziej rozgarnięty ode mnie, zdążył odsunąć figurki na bok, dzięki czemu nie uległy zniszczeniu.
Czułam, jakby chciał tym pocałunkiem przeniknąć w głąb mojej duszy, osiąść na dnie serca, przeniknąć do umysłu. Jego język wdzierał się głębiej, a ja mu na to pozwalałam. Brakowało nam powoli tchu, ale oboje nie przestawaliśmy. Bo chcieliśmy więcej, wyczuwałam to po jego coraz śmielej wędrującej dłoni, która pieściła skórę mojego brzucha, czyniąc to w sposób czuły i zarazem adorujący.
Docisnęłam się do niego, czując jego męskość na swoim udzie i to jak chłodne palce zawędrowały za krawędź spodenki od pozami. Jęknęłam prosto w jego usta, walcząc o oddech, który mi wykradł razem z kolejnym pocałunkiem, od którego zakręciło mi się w głowie.
Nie chciałam go przerywać, zrobił to on, odsuwając się ode mnie, jednak nadal znajdował się w pobliżu. Jego klatka piersiowa się unosiła, bluzę miał wygnieciona od moich palców, usta zaczerwione. Przeczesał kosmyki czarnych włosów.
—Jeśli nie wpuszcza cię drzwiami, znajdziemy inny sposób. —odezwał się chrapliwym głosem. —Będą na ciebie czekać, aż będziesz gotowa. I nieważne, ile zajmie ci to czasu. Daj go sobie tyle ile potrzebujesz, bo to co jest naprawdę dla ciebie, nie ucieknie. Twoje zdrowie jest najważniejsze. Balet może poczekać. Przynajmniej na razie. I teraz powiem coś, czego pewnie nie usłyszysz zbyt szybko, więc sobie to zapamiętaj. Nie ma nikogo, kto mógłby dorównać tobie. Nigdy nie widziałem czegoś równie zachwycającego. —Wpatrywałam się w niego uważnie, czując szybko bijące serce, —Bo tak właśnie czuję, kiedy widzę, jak tańczysz. Pierdolony zachwyt, dziewczynko.
Wypuściłam z płuc wstrzymywane powietrze pod wpływem jego słów i przełknęłam ślinę.
Wiedziałam, że odtąd każdy mój oddech będzie należał tylko do niego.
Do następnego!❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro