~♡~
Anna była małą dziewczynką.
Jak każde dziecko lubiła się bawić, chodzić po drzewach. Miała przyjaciół, kochającą rodzinę. Jak każde dziecko marzyła. Anna bardzo chciała zostać drzewem. Kiedy powiedziała o tym swojej mamę mając nadzieję, że ta jej pomoże je spełnić nieco się zawiodła.
-Drogie dziecko...- Powiedziała jej kochana mamusia głaszcząc ją po policzku. - Nie możesz zostać drzewem. Nie ważne jak bardzo będziesz chciała, jak bardzo będziesz się starała, człowiek nie może zostać drzewem... ale... możesz podarować nowe życie nowemu drzewu. - Mina dziewczynki się rozjaśniła.
Od razu ruszyły do sklepu ogrodniczego kupując i sądząc sadzonkę brzozy. Anna nie spędzają już tak dużo czasu z przyjaciółmi. Całe dnie przesiadywała w ogrodzie z tyłu domu dbając o drzewko.
Opowiadała mu o wszystkim.
A ono słuchało.
Śpiewała mu piosenki.
A ono poruszało listkami w jej rytm.
Gdy ona płakała ono dalej tam było. Dla niej i dzięki niej. Stało się przyjacielem Anny.
Gdy mała Anna była już duża drzewo również było większe, ale nic poza tym się nie zmieniło. Dziewczynka dalej była uśmiechnięta, dalej chciała zostać drzewem, a roślina wciąż była jej przyjacielem. Podczas którejś rozmowy (a raczej monologu Anny) drzewo się odezwało.
-Pomogę ci spełnić marzenie. - Dziewczynka była tak zdumiona i szczęśliwa jednocześnie. Nikt poza nią nie słyszał słów rośliny. Od razu rzuciła się na przyjaciela i go uścisnęła. To właśnie wtedy wszystko się zaczęło...
Kilka dni później dziewczynka przestała czuć zapachy. Myślała, że to zwykły katar, ale niedługo po tym zaczęły jej wyrastać gałązki. Na ramionach, nosie, uszach. Rodzina i przyjaciele bardzo się martwili. Dziewczynka przestała jeść. Piła tylko wodę, ale jej relacja z drzewem wcale się nie zmieniła. Wciąż z nim rozmawiała, ale tylko ona. Jej przyjaciel już się nigdy nie odezwał... Skóra Anny zrobiła się twarda i szorstka.
Któregoś dnia podeszła do niej mama ze łzami w oczach. Tym razem to ona pyta.
-Dziecko kochane... Aniu... Co ci się dzieje...?- Dziewczynka tylko uśmiechnęła się ciepło.
-Nic, mamusiu. Po prostu... moje marzenie się spełnia. - Kobieta przytuliła swoje najdroższe dziecko i zaczęła płakać w jej ramię.
Anna powoli traciła zmysły, zmieniały jej się potrzeby. Jej głowa zmieniła się w pień, ręce przyrosły do ciała, ale dziewczynka mimo, że nie mogła już tego pokazać wciąż się uśmiechała. Nie była dużym drzewem, ale to jej wystarczyło. Ludzkie zostały jej już tylko nogi. Zanim zapadła w wieczny sen i zmieniła się całkowicie pożegnała się ze wszystkimi i ruszyła. Zaczęła biec. Biegła jak najszybciej potrafiła. Zatrzymała się dopiero przed przepaścią. Stała właśnie na końcu cudownej polany. Uwielbiała to miejsce. Często tu przychodziła z przyjaciółmi. Tu została. Tu zasnęła.
Rodzina ją odwiedzała.
Ona o tym wiedziała.
Czuła ciepły dotyk swojej mamy.
Była szczęśliwa.
Do momentu, w którym...
-Ściąć ją o głowę!
//444 słów\\
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro