★ rozdział 1
– Imbirowa Łapo!
Kremowo-brązowy uczeń z prędkością światła zjawił się przed ranną kotką.
– Tak, Mlecznobiała Łapo? Potrzebujesz czegoś? – zapytał ze zmartwieniem Imbirowa Łapa.
Biała kotka przeniosła na niego zmęczone spojrzenie niebieskich oczu.
– Uh, nie – jęknęła męczeńsko. – Chcę tylko już iść. Mogę?
Uczeń medyczki zaczął nerwowo przebierać łapami. Wydawało mu się, że uczennica musi jeszcze jakiś czas poleżeć. Mlecznobiała Łapa naciągnęła sobie dziś rano mięsień w tylnej łapie na swoim pierwszym treningu. Ale co on mógł wiedzieć, był tylko uczniem. Powinien zapytać Srebrnej Cętki, ale wyszła akurat do karmicielki Dmuchawcowego Wiatru, bo jeden z jej kociaków zaczął kaszleć.
– Ja, nie wiem... – odparł szczerze, a uczennica przewróciła oczami. - Ale pójdę spytać Srebrnej Cętki jeśli chcesz wiedzieć już teraz. – dodał pośpiesznie.
Już wybiegał z legowiska, gdy powstrzymał go głos mlecznobiałej uczennicy.
– Spokojnie, poczekam. – Kotka z westchnieniem ułożyła pysk na łapach.
Była uczennicą od kilku wschodów słońca, a już zdążyła coś zrobić źle. Mimo że czasem mogła wydawać się arogancka i zarozumiała, jej samoocena była naprawdę niska. Zawsze pluła sobie w brodę, gdy kogoś zawiodła, a zdarzało się to dość często. Ostatnio na przykład jej matka, Bryzowe Serce, poprosiła ją żeby pobawiła się z kociakami, żeby Dmuchawcowy Wiatr mogła w końcu odpocząć od ich ciągłych pisków. Ale Mlecznobiała Łapa odmówiła, ponieważ gdy ostatnio się z nimi bawiła wylądowała w krzewie jeżyn, a dwójka tych identycznych - zarówno z wyglądu jak i z poczucia humoru - mysich móżdżków tylko skręcała się ze śmiechu obok niej. Brzózka była jedynym przyzwoitym dzieckiem z ich trójki. W każdym razie, odmówiła. Ale potem widząc zmęczenie w oczach Dmuchawcowego Wiatru poczuła się winna. Czarna karmicielka zasługiwała na to, żeby porządnie się wyspać. A Mlecznobiała Łapa bardzo ją lubiła. Ostatecznie więc, z poczucia winy, została oficjalną opiekunką dwójki narwańców imionami Niezapominajek i Storczyk, oraz Brzózki. Ale miło było widzieć w oczach ich matki te same ciepło i serdeczność co na początku życia kociaków. Mlecznobiała Łapa zawsze próbowała odkupić swoje winy.
Tylko jeszcze nie wiedziała co zrobić w ramach wynagrodzenia mentorce przerwanego treningu. Tak, dość mocno naciągnęła sobie łapę, ale to przecież nic strasznego... Miniony Świt prawie wyskoczyła z futra, gdy dowiedziała się, że jej pierwsza uczennica coś sobie zrobiła pod jej okiem i to już na pierwszym treningu z walki. Rudo-biała kotka stale jej doglądała w legowisku medyczki, mimo że Mlecznobiała Łapa była tam od ledwo pół dnia.
Miniony Świt pojawiła się także i teraz. Pierwsze pojawiły się jej rude pysk i uszy. Reszta futra kotki była śnieżnobiała. Imbirowa Łapa słysząc, że ktoś wchodzi wybiegł ponownie ze składziku, aby przywitać „gościa”.
– Witaj, Imbirowa Łapo. – Wojowniczka jak zwykle odezwała się pierwsza. Uczeń tylko skinął jej głową. Miniony Świt zwróciła swoją uwagę ponownie na Mlecznobiałą Łapę. W jej zielonych oczach zalśniło zmartwienie. – Jak się czujesz, Mlecznobiała Łapo? Mam nadzieję, że niedługo będziesz mogła już wyjść?
Uczennica wzruszyła ramionami. Też chciałaby już iść i kontynuować trening, ale pewnie teraz mentorka będzie obchodziła się z nią jak z jajkiem i zarządzi trening dopiero jutro, a przed tym będzie pytać kilkanaście razy czy na pewno dobrze się już czuje.
Imbirowa Łapa odpowiedział za nią, widząc że kotka jest już zmęczona zmęczona ciągłymi odwiedzinami mentorki.
– Miniony Świcie, myślę że ona powinna jeszcze trochę poleżeć, ale zapytam jeszcze Srebrnej Cętki - powiedział szybko.
– No dobrze - odparła z wahaniem kotka.
Już miała wychodzić, gdy nagle zmieniła zdanie.
– Hej, Imbirowa Łapo – zwróciła się znowu do ucznia medyczki. – Czy mógłbyś spojrzeć na... kogoś? Nie mogę nigdzie znaleźć Srebrnej Cętki.
Kremowo-brązowy kocur pokiwał głową.
– Jasne, a co się z tym kimś dzieje? – zapytał zmieszany.
Biała kotka zacisnęła szczękę.
– Chodź – wymamrotała.
Dwójka kotów wyszła z legowiska, tymczasem Mlecznobiała Łapa, która przysłuchiwała się dotąd w ciszy, teraz niezgrabnie zsunęła się z posłania. Tylna łapa nadal ją trochę uwierała, więc pokuśtykała do wyjścia i wystawiła łebek na powietrze. Było dość duszno, a na niebie zbierały się ciężkie deszczowe chmury.
Kotka usadowiła się na trawie z nadzieją, że niedługo deszcz orzeźwi klanowi futra. Wiele kotów uważało ją przez to za dziwną, ale ta uczennica naprawdę lubiła deszcz. Uwielbiała uczucie lekkiej mżawki na grzbiecie, ciężar mokrego futra podczas ulewy i ściekającej po niej strugami czystej, niczym nieskażonej wody.
Strzygąc uszami, podążyła wzrokiem za swoją mentorką i Imbirową Łapą. Musiała przyznać, że lubiła tego ciapowatego ucznia. Był na swój sposób uroczy, gdy tak się przed nią jąkał, jakby się wstydził mimo że jest od niej dużo starszy.
Jej uwagę nagle przykuł widok siostry, która przed chwilą niemal spała przed legowiskiem uczniów, a teraz z zainteresowaniem obserwowała wejście do obozu. Słonecznikowa Łapa miała wyjątkowo wyczulony słuch - już nieraz tego dowiodła, gdy obie były jeszcze kociakami. A jeśli tą leniwą kupę futra coś zainteresowało to musiało być niezwykle ciekawe. Dlatego też Mlecznobiała Łapa skierowała swój wzrok w tamtą stronę. W tym samym kierunku zmierzała właśnie Miniony Świt wraz z Imbirową Łapą. Jej mentorka była wyraźnie przejęta.
Wtedy przez krzaczastą barierę wszedł Jałowe Wrzosowisko, kroczący z dumą na tyle ile pozwalało mu ciężkie, zmoczone futro, a zaraz za nim na chwiejnych nogach podążała Trzmiela Łapa. Wojownik trzymał coś w pysku. Jakby... Kociaka? Mlecznobiała Łapa z dezorientacją obserwowała jak Miniony Świt zaaferowana mówi coś do Jałowego Wrzosowiska, a ten kładzie mokrą kulkę futra na leśnym podłożu w obozie. Wojownik także zaczął coś mówić, ale z tej odległości uczennica nie słyszała co. A wolała nie podchodzić bliżej z dwóch powodów; po pierwsze, nie chciała wysłuchiwać tyrady Minionego Świtu o odpoczynku, a po drugie - aż za dobrze znała wybuchowy temperament Jałowego Wrzosowiska, a teraz z pewnością nie był on w humorze, aby ciekawskie pyski podchodziły do niego bliżej niż na odległość lisa. Mlecznobiała Łapa obserwowała jak wojownik odchodzi do swojej partnerki Wilczej Róży siedzącej przy stosie zwierzyny, zaś Miniony Świt zabiera mokrego kociaka w pysk i wraz z wystraszonym Imbirową Łapą zmierza z powrotem do legowiska medyczki. Uczennica w tym czasie zwinnie - oczywiście na tyle ile pozwalała jej tylna łapa - wślizgnęła się do legowiska i usadowiła na miękkim mchowym posłaniu.
Gdy dwójka zaaferowanych kotów wpadła do środka, ona rzuciła im pytające spojrzenie, jakby niczego nie widziała.
Jednak zaraz jej uwaga przeniosła się na kociaka w pysku jej mentorki. Miał brudne białe futro w rude łaty. Tak naprawdę żaden był z niego kociak. Był pewnie w jej wieku, chociaż z tym mokrym futrem wyglądał na mniejszego. Miniony Świt położyła go na ziemi, a Imbirowa Łapa podążył do składziku z ziołami. Gdy wrócił z jagodami jałowca poczuł się zobowiązany wytłumaczyć uczennicy co się stało.
– Jałowe Wrzosowisko wyłowił go z rzeki. Póki co jest nieprzytomny, ale jego serce minimalnie bije, chyba... Mogę go jeszcze uratować – Ostatnie zdanie wypowiedział niepewnie. – Ah, gdzie jest Srebrna Cętka?
– Wyszła do Dmuchawcowego Wiatru – przypomniała mu uczennica. Chociaż to dziwne, że jej jeszcze nie ma - dodała w myślach. Cóż ona może tam tyle robić? Poza tym nawet ten krótki hałas w obozie powinien ją zaalarmować.
– Nie ma jej tam, a nie pytałam Dmuchawcowego Wiatru, bo spała – odparła zaniepokojona Miniony Świt. – Szukałam jej wszędzie. Chyba wyszła z obozu, ale mam złe przeczucia. Jałowe Wrzosowisko czuł jej zapach przy rzece, ale podobno tam się urywa – dodała.
Imbirowa Łapa, już kompletnie wystraszony przystąpił do działania. Przekręcił wyłowionego kocurka na plecy i zaczął dwoma łapami dociskać jego klatkę piersiową. Przez chwilę nic się nie działo i Mlecznobiała Łapa dostrzegła w oczach Imbirowej Łapy iskierki paniki, ale zaraz kocur oprzytomniał i zaczął kaszleć. Uczeń medyczki jeszcze kilka razy docisnął jego pierś i przy następnym ataku panicznego kaszlu rudo-biały kocur kaszlał wodą i z jego piersi zaczęło jej ubywać. Przeturlał się na brzuch i na ziemi przed nim utworzyła się mała kałuża. Po chwili ułożył pysk na łapach zasapany, a Imbirowa Łapa poprosił go, aby zjadł jedną lub dwie jagody jałowca, dodając że ułatwią mu oddychanie. Kocur przyjął je bez słowa sprzeciwu. Swoje oczy skierował najpierw na Imbirową Łapę, jednego ze swoich wybawców. Potem przelotnie spojrzał na Miniony Świt, która go tu przyniosła i na Mlecznobiałą Łapę. Zaszczycił uczennicę tylko jednym spojrzeniem tak jak resztę kotów.
A ona nie mogła się nadziwić jak można mieć takie piękne oczy. W żywych kolorach zieleni i błękitu.
Imbirowa Łapa poprowadził młodszego kocura na sąsiednie posłanie, aby mógł odpocząć. Wydawało się, że przybysz od razu zasnął. Jego pierś zaczęła się unosić w lekko urywanym, gdy w końcu zaznał spokoju. Miniony Świt zetknęła się nosem z Mlecznobiałą Łapą na pożegnanie i wyszła. Imbirowa Łapa położył się na swoim legowisku i zwinął w kłębek. Biała uczennica zaś skierowała wzrok na słońce - którego nie było widać. Ciemne chmury nadal zasłaniały niebo. Zaczęła padać lekka mżawka. Kotka chętnie by wyszła, ale nagła zmęczona atmosfera udzieliła się i jej.
Przez cały wieczór nie zeszła z posłania, choć wcześniej miała zamiar się stąd urwać. Słuchała miarowego oddechu nowego towarzysza z legowiska i czuła bijące od niego ciepło. Dopiero, gdy obóz pogrążył się we śnie wymknęła się z niego mijając po drodze trzymającego wartę Pszeniczne Pole. Kocur pozwolił jej wyjść, gdy rzekła że musi rozruszać kości.
I tak przez całą noc siedziała pod rozłożystą sosną i wpatrywała się w gwiazdy. Wyglądały jak oczy rudo-białego mokrego kocura, który spał dziś obok niej.
-★-
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro