Rozdział 1
Catriona obudziła się, oddychając ciężko. Nie wierzyła w to, co bogowie powiedzieli we śnie. Dobrze jednak zdawała sobie sprawę, że nie był to zwyczajny sen a wizja. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że to prawda. Oznaczałoby to bowiem, że całe jej życie to nic więcej jak pasmo kłamstw. Niemożliwe, że płynęła w niej boska krew.
Przecież urodziła się człowiekiem. Znała swych rodziców. Chyba że okłamywali ją i w rzeczywistości znaleźli ją przypadkiem i przygarnęli. Może nie mogli mieć własnego dziecka, a Catrionę uznali za dar od bogów.
W umyśle Catriony panowała gonitwa myśli, której nijak nie potrafiła zatrzymać. Przede wszystkim dręczyło ją jedno pytanie. Kim ona właściwie była? Zakryła usta dłonią, nie mogąc się uspokoić.
Coś jednak się tu nie zgadzało. Bogowie zawsze dziedziczyli niezwykle, magiczne zdolności po boskim rodzicu. Zatem może Hessan i Azer mylili się i to wcale nie ona była córką złej bogini?
Usiadła o przyciągnęła kolana do siebie. Nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć. Spojrzała na swych kompanów.
Kiedy dowiedzą się, kim jesteś naprawdę, odsuną cię od siebie. Przestaną ci ufać i stracisz przyjaciół.
Nie. Zdecydowanie nie powinna wyznawać im prawdy. To oni obecnie byli jedynymi jej sojusznikami. Catriona nie mogła pozwolić sobie na stratę jedynych ludzi, którzy stali po jej stronie.
Poczuła na sobie wzrok. Odwróciła się i, tak jak myślała, ujrzała Kierana. Czujnie się w nią wpatrywał. Catriona uniosła pytająco brew, starając się nie pokazywać po sobie niepokoju. Dobry przywódca zawsze w chwilach lęku miał na sobie maskę.
- Sądziłem, że wszyscy będą jeszcze spać. Ale obawiam się, że wydarzyło się coś złego. - W głosie Kierana brzmiała autentyczna powaga, co przeraziło Catrionę.
- Co masz na myśli? - zapytała z narastającą trwogą Catriona.
Wstała i otrzepała się z trawy. Z obrzydzeniem strząsnęła pełzającego po ramieniu robaka.
Kieran stanął obok niej i bez słowa wskazał ręką na niebo w oddali. Catriona otworzyła usta. Chciała coś powiedzieć, lecz głos odmówił jej posłuszeństwa. Na niebie nie było ani jednej chmury, ale nie chodziło o to. Firmament zmienił kolor z codziennego błękitu na czerwony. Wyglądał niczym zalany krwią i już niedługo szkarłat miał zawisnąć także nad nimi.
Wszystko stracone.
Nie zdołają wygrać z Varią, która stała się silniejsza niż kiedykolwiek. W oczach Catriony lśniły łzy, za co gardziła samą sobie. A zatem ich starania poszły na marne. Varia dokona upragnionej zemsty, niszcząc świat i wszystko co piękne. Po chwili dławiła się szlochem, usiadła na ziemi, czując, jak nogi się pod nią ugięły.
Poczuła, jak Kieran ją objął, lecz natychmiast go odepchnęła. Spojrzał na nią z bólem w oczach, ale Catriona nie zważała na to.
- Zostaw mnie. Spóźniliśmy się i to nasza wina, że Varia wygrała - powiedziała, choć ledwo jej się to udało przez ściśnięte gardło.
- Catriono, wiem, że jesteś rozgoryczona. Mimo to jestem pewien, że to naprawimy. Tylko nie możesz się teraz poddać, rozumiesz?
Catriona zacisnęła dłonie w pięści.
- Rozgoryczona? To mało powiedziane. I to chyba ty czegoś nie rozumiesz. Nie żyjemy w baśni, gdzie każdy problem da się rozwiązać. Nie jesteśmy bohaterami. Czasem mam wrażenie, że jesteś głupcem, Kieranie - Catriona wyrzucała z siebie słowa, nim zdążyła się nad nim zastanowić.
Wystarczyło jedno spojrzenie na twarz Kierana, by Catriona zrozumiała, że powiedziała za dużo. Minął moment, nim odwrócił wzrok i pokiwał głową.
- Pójdę obudzić resztę - rzekł obojętnym tonem.
Catrionę równocześnie zakłuł smutek i wyrzuty sumienia. Przytknęła dłoń do skroni. Ten dzień bez dwóch zdań aspirował do jednego z najgorszych w jej życiu.
- Kieranie, przepraszam. Nie chciałam, nie miałam tego na myśli. - Próbowała się wytłumaczyć Catriona.
Kieran odwrócił się do niej z powrotem, zaś na jego twarzy widniał cierpki uśmiech.
- Coś ci powiem, Catriono. Na początku naszej znajomości zastanawiałem się, dlaczego właściwie jesteś sama. Teraz już wiem. Ciebie po prostu nie obchodzi nikt poza tobą samą.
Każde słowo Kierana było dokładnie przemyślane, by niczym szpila trafić w serce Catriony. Rozejrzała się wokół, obok niej leżał drobny kamyk. Chwyciła go i rzuciła w plecy Kierana. Złość nie pozwalała na racjonalne myślenie.
- Nie powinieneś tego mówić - warknęła Catriona, rozglądając się w poszukiwaniu kolejnego kamienia.
- A to niby dlaczego? Czyżby prawda zabolała?
Podszedł do Catriony i mierzyli się spojrzeniami, niemal stykając się nosami. Powietrze między nimi stało się ciężkie. Catriona z irytacją zauważyła, że aby patrzeć Kieranowi w oczy, musiała zadrzeć głowę. Przez chwilę zdawało się jej, iż wzrok Kierana spoczął na jej ustach, ale odrzuciła tę myśl. Kieran zacisnął wargi w wąską kreskę, gdy milczenie się przedłużało. Catriona założyła ręce na piersi.
- Co wy robicie? Nie widzicie, co się dzieje nad nami? - Do Catriony i Kierana dotarł głos Esyld.
- Tak się składa, że widzimy, ale żadne z nas nie ma mocy, by przywrócić niebo do normalnego stanu - rzekła ze sztucznym uśmiechem Catriona, odsunąwszy się od Kierana.
Catriona nie zamierzała ukrywać swojej niechęci do Esyld. Było w niej coś, co wzbudzało w Catrionie nieufność oraz irytację. Wojowniczka zgodziła się, by dołączyła do wyprawy tylko ze względu na Aidana. Zależało mu na tym i jako jedyny wiedział, jak podejść Catrionę, by przekonać ją do swoich pomysłów. Jakkolwiek głupie by nie były.
Przypomniała sobie, że należy obudzić resztę drużyny. Zapewne będą musieli wrócić do Srebrnej Twierdzy, opowiedzieć, co się wydarzyło i tam czekać na powolną, okrutną śmierć z rąk Varii. Catrionę przeszedł dreszcz. Mieli okryć się wieczną chwałą, a zamiast tego okryją się hańbą i wstydem. Poczta pantoflowa zawsze prężnie działała w obrębie Krain Paktu, więc najpewniej każdy starzec, dorosły czy dziecko pozna imiona tych, którzy nie zdołali zdobyć kamienia.
Klęknęła przy Aidanie. Zdawał się beztrosko spać i jak zawsze głośno chrapał. Niezbyt delikatnie szturchnęła go w ramię.
- Czas wstawać śpiąca królewno. Losy świata zostały przesądzone, gdyby w najlepsze spałeś. - Skrzywiła się.
Aidan usiadł i przetarł oczy. Otrzeźwiał natychmiast po spojrzeniu w niebo.
- Co do jasnej... - Nie dokończył, wpatrując się w niebo. - Ktoś mi wyjaśni, co się wydarzyło?
- To nie jest skomplikowane. Varia ma Nuriel. A Catriona uznała, że w takim razie musimy się poddać i nawet nie chce spróbować z nią walczyć.
Catriona miała wrażenie, że zaraz zacznie zgrzytać zębami. Wyrzuty Kierana według niej były niesłuszne. Co mogli zrobić oni jako ludzie wobec najsilniejszej obecnie bogini posiadającej nadprzyrodzone moce?
- Kieranie, zamilcz.
- Nie jesteś moją generał, zatem nie mam obowiązku wykonywać twoich rozkazów. I na pewno nie przerwiemy misji tylko przez twój moment zwątpienia - rzekł stanowczo Kieran, nie przejmując się jej słowami.
- Powiedziałam, zamilcz - krzyknęła Catriona, tracąc panowanie nad sobą.
Z jej dłoni trysnęły błękitne iskry, które zamieniły się w lód. Z przerażeniem odkryła, że prawie trafiła Kierana. Spojrzała na swe dłonie, jak gdyby widziała je po raz pierwszy. Przymknęła oczy, nie chcąc widzieć lęku na twarzach przyjaciół.
Odeszła kilka kroków od nich, mając świadomość, że za chwilę zostanie zasypana lawiną pytań. Bardziej jednak obawiała się wyrzutów, że nie powiedziała im prawdy i chciała zataić tak ważny fakt.
Aidan stanął obok Catriony i najprawdopodobniej miał zamiar położyć dłoń na jej ramieniu.
- Nie dotykaj mnie, Aidanie. Jeszcze zrobię ci krzywdę, a nie wybaczyłabym sobie tego.
Aidan posłusznie zabrał rękę, ale nie wykrztusił z siebie ani słowa. Catriona spojrzała na niego z żalem wypisanym na twarzy.
- Pewnie teraz masz mnie za potwora i się boisz, prawda? - zapytała ze ściśniętym gardłem.
Stała zgarbiona i czuła się gorzej niż zbity pies. Aidan przyciągnął ją do siebie. Nie pytał o nic, mając świadomość, że czas na wyjaśnienia nadejdzie. Po prostu był, jak zawsze, gdy go potrzebowała. Z ulgą wtuliła się w przyjaciela. Musiała przyznać, że gest Aidana dodał jej otuchy.
- Dziękuję - rzekła, a łzy wzruszenia zgromadziły się w jej oczach.
- Nie rozczulaj się tak, Catriono. Jestem twoim przyjacielem i nigdy się od ciebie nie odwrócę. - Uśmiechnął się, a Catriono otarła łzy z policzków. - Ale nie zmienia to faktu, iż chciałbym usłyszeć jakieś racjonalne wyjaśnienie tego, co się właśnie stało. Zresztą nie tylko ja. - Wskazał na Kierana i Esyld, którzy byli w co najmniej lekkim szoku.
Aidan obudził wpierw Arisse oraz Orgorna i streścił, co się wydarzyło, pokazał wpierw na niebo, potem także na lodowe sople leżące jeszcze na ziemi. Catriona usiadła na niskim pniu, starając się ułożyć myśli w słowa. Wszystko jednak w jej umyśle brzmiało zupełnie irracjonalnie, nieprawdopodobnie i bezsensownie. Wzięła głęboki oddech.
- W nocy nawiedziła mnie wizja. Nie umiem tego wyjaśnić, ale wiem, że sen to nie jest określenie, którego szukam. Że to, co się wtedy wydarzyło, jest prawdą. Widziałam Azer oraz Hessana, rozmawiali o mnie.
- Co dokładnie mówili? Do czego zmierzasz? - zapytała spokojnie Arisse.
- Z ich rozmowy wynikało, że Varia ma córkę i to ja nią jestem - powiedziała na jednym wydechu.
Zagryzła wargę, aż poczuła na języku metaliczny smak krwi. Nikt się nie odzywał, trawiąc słowa Catriony i zastanawiając się, co to mogło oznaczać dla ich wyprawy.
Ku zaskoczeniu Catriony Kieran wstał i odchrząknął.
- Sądzę, że wszyscy znamy Catrionę na tyle, by wiedzieć, że nie jest złą osobą. Nigdy nie dała nam powodów do zwątpienia w jej szczerość. A poza tym więzy krwi nie definiują tego, kim jesteśmy.
Catrionie zdążył przejść już cały gniew na Kierana. Posłała mu delikatny uśmiech pełen wdzięczności. Kieran nie odpowiedział na ten gest.
- Zgadzam się z Kieranem - zabrała głos Arisse. - To nic nie zmienia, bo Catriona wciąż jest sobą.
- Jako córka Varii musisz mieć ogromną moc. - Orgorn zastanawiał się na głos. - Może sprawa wcale nie jest przegrana.
- Co masz na myśli, Orgornie? - zapytała niepewnie Catriona.
- Varia ma kamień, a my chcemy ten kamień odbić. Pamiętasz wesele moje i Arisse? Gdy na nie wpadła, powiedziała, że powinnaś ją pamiętać. Słuchać było, że naprawdę było jej przykro z tego powodu.
Catriona wpatrywała się w niego i starała się nie parsknąć śmiechem.
- Podsumowując, sugerujesz, że najgorsza z bóstw zna takie uczucie jak matczyna miłość? - Nie mogła powstrzymać się od drwiny.
Orgorn skinął głową, a ona jedynie patrzyła na niego jak na wariata. Przecież to nie miało szans się udać. Jak on sobie to wyobrażał? Że wejdzie do Zimowej Fortecy, którą zajęła Varia, oznajmi bogini, że była jej córką, a potem się zdobędzie jej zaufanie i ukradnie Nuriel?
- Tak, mniej więcej tak to widzę.
- Co? - zapytała tępo Catriona.
- Powiedziałaś to na głos. - Roześmiał się, a Catriona przewróciła oczami.
- Orgornie, masz świadomość, że to oznacza wpuszczenie Catriony do gniazda żmii? - zapytała Arisse. - Równie dobrze możesz się mylić i to się skończy niemal natychmiastową śmiercią dla Catriony.
- Arisse, nie martw się o mnie. Wiem, że chcesz dobrze, ale mam zadanie i je wykonam. Nieraz byłam w tarapatach, a to bez wątpienia będzie ciekawe wyzwanie.
- Catriono, nie strasz Arisse. Ja mam świadomość, że nie masz w sobie krztyny poszanowania dla życia, ale innych może to przerażać.
Jedynie Kieran i Catriona nie zaśmiali się z tego, co powiedział Aidan. Catriona zbliżyła się do Kierana.
- Dotarło do mnie, że nie powinnam tego wszystkiego mówić. Przepraszam, Kieranie. - Nie znosiła przepraszać, gdyż to zawsze godziło w dumę, ale dla niego mogła się przełamać.
Kieran spojrzał na nią. W jego spojrzeniu nie było już smutku czy gniewu. Chwycił jej dłoń.
- Ja też powiedziałem parę rzeczy, których żałuję. Wybacz, Catriono.
Catriona obdarzyła go najpiękniejszym uśmiechem, na jaki się zdobyła.
- Jesteśmy kwita? - Zmarszczyła brwi.
- Właściwie nie. - Rozejrzał się wkoło. - Czym by tu rzucić, żadnych kamieni nie widzę.
- Kieranie, zaklinam cię, nie rób tego.
Za późno mężczyzna znalazł kałużę błota, zanurzył w niej dłoń i rzucił w Catrionę grudą błota.
- Nie wierzę. - Spojrzała na brudną koszulę.
- A ja wiem, że i tak mnie uwielbiasz - rzekł, biorąc ją w ramiona.
- Ciekawe, skąd to wiesz - stwierdziła rozbawiona Catriona.
- Inaczej nie pozwoliłabyś mi na to.
Usta Catriony i Kierana zetknęły się. Przestało się liczyć cokolwiek innego niż dotyk Kierana, jej dłonie wplecione we włosy mężczyzny. Nawet jeśli świat niedługo miał się skończyć, nie żałowała żadnej z chwil spędzonych z Kieranem. Nadal miała zamknięte oczy, gdy Kieran się od niej odsunął. Catriona otworzyła oczy i nie potrafiła uwierzyć, że jeszcze jej mało. Kieran wpatrywał się w nią z szelmowskim uśmiechem.
- Mówiłem, że mnie lubisz. - W jego głosie brzmiała nuta rozbawienia.
Catriona uderzyła go w ramię, na co on tylko się zaśmiał. Ze zdziwieniem zrozumiała, że jej serce wypełniło się szczęściem i dziwnym ciepłem. Nie wiedziała, kiedy zaczęła darzyć Kierana uczuciem, lecz nie miało to najmniejszego znaczenia.
Osiodłali konie. Orgorn twierdził, że w ciągu godziny zdołają opuścić knieję, a następnie będą musieli przekroczyć Dolinę Głupców. Podobno dawniej była ona domem trolli, ale od dawna żadnego osobnika nie widziano w żadnej z Krain Paktu. Może ukryły się, mając świadomość nadejścia złej bogini? Albo zwyczajnie wyginęły. Nawet jeśli to Catrionie nie byłoby żal, bowiem były to wielkie, niezdarne stworzenia, od których czuć odór. Zdecydowanie nie darzyła ich gatunku sympatią, ale wszystko zdawało się jej lepsze niż wróżki.
Jechała na końcu, a wraz z nią Aidan.
– Czy to nie ty przypadkiem mówiłaś, że nic nie łączy cię z Kieranem?
Catriona zmieszała się, ale chyba musiała odpowiedzieć, gdyż nie miała żadnej drogi ucieczki.
– Aidanie, musisz? Wiesz, jak nie znoszę rozmawiać o uczuciach. – Usta Catriony wygięły się w grymas.
– O, nie, moja droga. Nie odpuszczę ci tego. Chcę tylko wiedzieć, czy będziesz szczęśliwa. Straciłaś ojca, nie masz brata, więc gdy ktoś cię skrzywdzi, to będzie miał ze mną do czynienia.
Catriona po raz kolejny poczuła wzbierające wzruszenie. Co jak co, ale Aidan był cudownym przyjacielem i szczerze się o nią martwił. Uśmiechnęła się.
– Aidanie, nie biorę ślubu z Kieranem, więc nie wiem, skąd to pytanie. Mogę cię jednak zapewnić, że w tym momencie jestem szczęśliwa. Nie wiem, jak się to potoczy, ale Kieran nie jest złym człowiekiem, nawet jeśli czasem nie bierze życia na poważnie.
Aidan pokiwał głową wyraźnie usatysfakcjonowany taką odpowiedzią. Szczęśliwie, opuszczenie lasu nie przysporzyło im żadnych trudności, co Catriona przyjęła z niewyobrażalną ulgą.
Doszła do wniosku, iż Saraen to niezwykle różnorodny kraj pod względem przyrody. Przed nimi rozciągała się ogromna równina. Ziemia pokryta była długą trawą, która poruszała się pod naporem silnego wiatru. Catrionie wydawało się, że w oddali szalało tornado.
– Jeśli wcześniej nie wierzyłem w bogów, to teraz wręcz się ich boję – stwierdził szczerze Kieran. – Naprawdę Varia posiada taką moc, by kontrolować naturę?
Nikt nie odpowiedział, ponieważ odpowiedz miał tuż przed sobą. Wszyscy cofnęli się do lasu, mając nadzieję, że tornado ich tam nie dosięgnie. Kilka minut stali w miejscu, nie chcąc wchodzić żywiołowi w drogę. Z boginią mogli spróbować stoczyć bitwę, ale natura nie uginała się dla nikogo.
– To było przerażające i równocześnie niesamowite – Arisse wypowiedziała na głos coś, z czym wszyscy się zgadzali.
– Pomyślcie, jaką ona musi władać mocą, skoro z odległości wielu mil jest w stanie panować nad naturą. Boję się, co będzie potrafiła zrobić, gdy znajdziemy się blisko niej. – W głosie Randhala rzeczywiście słyszeć się dało strach, ale nikt nie miał zamiaru mu tego wypominać.
– Ustalmy coś. To ja dostaję się do pałacu, staram się omamić Varię, wykraść Nuriel i wręczyć go Arisse. Żadne z was nie idzie ze mną – postawiła sprawę jasno Catriona.
– Uznamy to za przyjacielską sugestię – rzekł Aidan.
– Czyżbyś zapomniał, że jestem twoim generałem i złożyłeś przysięgę o wykonywaniu rozkazów?
– Właściwie, Catriono, wraz ze zmianą władzy w Husanie, straciłaś ten tytuł.
Catriona oburzyła się. Prędko jednakże dotarło do niej, że Aidan miał rację. Wraz ze śmiercią króla Dallasa i przejęciem Zimowej Fortecy przez Arthyena straciła prawo do mianowania się generałem.
– Szlag by to trafił – mruknęła.
Naprawdę wolałaby wkroczyć do paszczy lwa samotnie. Już nieraz narażała się dla dobra Husanu i to było dla niej niemal jak oddychanie. Na tym polegało sprawowanie funkcji generała. Od początku miała świadomość, z jakim ryzykiem się to wiązało, lecz nie chciała, by bliskie jej osoby narażały się bardziej, niż było to konieczne. Catriona jako córka Varii miała szansę na przeżycie, ale reszta drużyny była dla niej nikim i najpewniej prędko i bez skrupułów by się ich pozbyła.
Catriona wzdrygnęła się, przypominając sobie, że Varia, o której tak źle myślała, była jej prawdziwą matką. Nadal nie docierało to do niej. Coraz bardziej zaczynała sądzić, iż to niczego nie zmieniało, tak jak mówił Kieran. Świadomość tego nie sprawiła, że stała się zła do szpiku kości i okrutna. Wciąż była dość chłodną osobą, w której kryły się pokłady skomplikowanych uczuć.
– Uwaga – krzyknął Orgorn jadący na przedzie, wyrywając Catrionę z zamyślenia. – Błotniste piaski. Na śmierć o nich zapomniałem. Objedziemy je i dostaniemy się do Doliny Głupców.
– W takim razie mamy szczęście, że zauważyłeś je w ostatniej chwili, bo inaczej wszyscy skończylibyśmy, topiąc się w piachu. A to dość żałosna śmierć. Zupełnie nie przypomina śmierci w blasku chwały.
– Kieranie, mamy teraz ważniejsze sprawy i to one powinny zaprzątać twój umysł – powiedziała karcąco Arisse.
– No dobrze, nie powinienem stroić sobie z tego żartów. Jednak ta wszechobecna powaga jest okropna.
Ominęli Błotniste Piaski i zauważyli Dolinę Głupców. Tak jak mówił Orgorn, mieli możliwość przejść przez drewniany most. Catriona przełknęła ślinę. Na myśl o wpadnięciu do wąwozu przechodziły przez nią ciarki.
– Na pewno nie ma innej drogi? – zapytała Catriona, nawet nie próbując ukryć przerażenia. – Naprawdę bardzo nie lubię takich wysokości.
Orgorn spojrzał na nią współczująco, ale brak odpowiedzi powiedział wszystko. Westchnęła cierpiętniczo, powtarzając sobie, że wszystko będzie dobrze, przeżyje i nie ma szans, że tam wpadnie.
– Nie ukrywam, ten most nie przypadł mi do gustu.
Most wyglądał, jakby miał się zaraz rozwalić lub runąć w przepaść przy powiewie najlżejszego wiaterku. Każde z nich zeszło z koni, by przejść pojedynczo po wąskim moście. Catriona oddychała szybko, od zawsze miała lęk wysokości i do dziś zwyczajnie je omijała.
Jako pierwszy przeszedł Kieran wraz z koniem. Następnie przeszła Arisse oraz Orgorn. W końcu Catriona chwyciła za lejce, nakazując zwierzęciu iść za sobą. Patrząc w niebo, miała nadzieję, że nie napotka stopą wyrwy. Most niebezpiecznie chybotał się pod ciężarem jej i konia.
Nagle usłyszała dźwięk przeszywającego ryku. Dochodził z dołu. To nie mogło zwiastować nic dobrego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro