Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Catriona po kilku dniach pobytu w Srebrnej Twierdzy, uznała, że nie mogłaby żyć w ten sposób. Tutaj wszystko działało na określonych zasadach, a nawet stosunki między ludźmi były regulowane przez etykietę.

Zanim jej rodzice zostali rozszarpani przez wilki, często wyobrażała sobie, jakby to było mieszkać w pałacu pełnym przepychu, codziennie nosić inną suknię i mieć służbę na każde skinienie. Jednak po śmierci matki i ojca musiała dorosnąć i zmierzyć się z prawdziwym życiem, porzucając dziecięce marzenia. Teraz czuła się tutaj jak intruz, ktoś, kto zupełnie nie pasował do tego miejsca. Gdy kroczyła korytarzami, zdawała sobie sprawę z rzucanych jej nieprzychylnych spojrzeń. Swobodnie czuła się tylko w sali treningowej, którą pokazał jej sam książę Orgorn.

Wraz z Randhalem odbywali akurat trening, walcząc na miecze. Kobieta musiała przyznać, że był godnym przeciwnikiem, bowiem mimo jej zaciętości oraz refleksu, stale udawało mu się odpierać ataki. Jako generał odczuwała dumę z podwładnych jej żołnierzy. Jednak była na tyle uparta, aby się nie poddawać. Nienawidziła przegrywać.

Atakowała z coraz większą agresją, pragnąc wygranej. Po tylu staraniach zdołała wytrącić mężczyźnie miecz z ręki. Uśmiechnęła się triumfalnie, przybliżając ostrze do jego szyi.

– Znowu wygrałam. – Jej dźwięczny głos poniósł się echem po rozległym pomieszczeniu. – Powinieneś bardziej skupiać się na walce – rzekła z powagą.

Widziała, że Randhal ostatnimi czasy miał trudności z koncentracją, lecz nie pytała o to. Pojmowała, że każdy miał własne problemy i nie naruszała jego prywatności. Uważała również, że lepiej trzymać wojowników w ryzach i nie spoufalać się zbytnio z żadnym z nich.

– Wybacz, generale. – Westchnął, jakby coś ciążyło mu na sercu. – Nie wiem, co się ze mną dzieje... – Catriona spojrzała na niego karcąco.

– Gdy walczysz, skupiasz się na przeciwniku i odcinasz się od wszelakich innych myśli. Rozumiesz? – zapytała kobieta, odgarniając jasne włosy na plecy. Mężczyzna na jej słowa tylko skinął głową, po czym opuścił salę, zostawiając ją samą.

Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, wyjrzała przez okno ciągnące się od podłogi do sufitu. Ujrzała czarne chmury gromadzące się nad Saraenem i zwiastujące burze. Na dziedzińcu nie było znać żywej duszy, co o tak wczesnej porze wydało jej się dość dziwnym. Zmarszczyła brwi w geście konsternacji.

Znienacka do jej uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciła się, spodziewając się zobaczyć Randhala, Aidana lub księcia Orgorna, lecz przed nią stał nieznany mężczyzna. Po pasie z bronią zorientowała się, że również był wojownikiem. Mięśnie wyraźnie odznaczały się pod szarą koszulą, a opalona skóra pasowała do jego czarnych, chaotycznie ułożonych włosów. Jego twarz pokrywał kilkudniowy zarost, a ciemne oczy z pewnością pochłonęły już wiele kobiet.

Nie tylko ona jednak postępowała wbrew zasadom dobrego wychowania, przypatrując mu się tak uważnie. Jego czarne jak otchłań oczy zdawały się ją pochłaniać, przez co poczuła się nieswojo. Rzeczywiście na co dzień obcowała z mężczyznami, lecz to było coś zupełnie innego, bowiem oni musieli się jej podporządkowywać. Nie znała tego, który przed nią stał.

– Dlaczego pan się na mnie tak patrzy? – spytała kobieta, mrużąc podejrzliwie oczy. Mężczyzna roześmiał się gromko.

– Ponieważ jest na co. Zabronisz mi? – Usłyszała w jego głosie wyzwanie, na co pokręciła głową. Wiedziała, co te słowa miały na celu, lecz nie miała zamiaru zgadzać się na tę grę. Zbyt wiele razy została oszukana, by i tym razem dać się w to wciągnąć. Założyła ręce na piersi i uniosła drwiąco brew.

– Nie pamiętam, byśmy przeszli na „ty" – stwierdziła z powątpiewaniem Catriona. Nie była przyzwyczajona do osób, które starały się z nią droczyć.

Musiała przyznać, iż mężczyzna wydał jej się intrygujący, lecz pozwalał sobie wobec niej na zbyt wiele. Uśmiechnął się do niej z błyskiem w oku i dostrzegła, że chciał coś powiedzieć, ale ubiegła go.

– W pałacu jest mnóstwo kobiet. Poszukaj wśród dwórek, na pewno znalazłbyś jakąś chętną.

Skierowała się do wyjścia, czując się rozbawiona tą rozmową. Jak dotąd większość mężczyzn zwyczajnie obawiała się jej i nigdy nie próbowali się do niej nawet zbliżyć, ponieważ wiedzieli, jaką pełniła funkcję.

– Masz na imię Catriona, zgadza się? – zapytał, łapiąc ją za dłoń. Kobieta spojrzała na niego z niebezpiecznymi iskrami w oczach i wyrwała rękę z jego uścisku.

– Owszem. Poza tym powinieneś wiedzieć, że pochodzę z Husanu i tam trenowałam walkę, więc dobrze ci radzę, byś mi się nie narażał. – To było dziwnym doznaniem, móc tak swobodnie z kimś rozmawiać i choć na chwilę zapomnieć o wojnie, która nadchodziła. – A jak zwą ciebie?

– Kieran – odpowiedział mężczyzna, kłaniając się jej prześmiewczo. Catriona zmarszczyła brwi, gdyż nie znała takiego imienia. – To stare, fidyllyjskie imię. – wyjaśnił, ujrzawszy jej konsternację.

– Zatem pochodzisz z Fidylli? – spytała kobieta. Zastanawiała się, co właściwie skłaniało ją do dalszego ciągnięcia tej rozmowy i nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie.

– Nie. Moja matka pochodziła z Fidylli, lecz urodziłem się w Saraenie. – Catriona pokiwała głową ze zrozumieniem, przyglądając się mu.

Domyśliła się, że poruszyła nieprzyjemny dla niego temat, bo na jego czole pojawiła się zmarszczka, a oczy jakby przygasły. Odchrząknęła, pragnąc uniknąć niezręcznej ciszy. Pomyślała, że mężczyzna znacznie lepiej wyglądał z uśmiechem.

Nie miała pojęcia, dlaczego czuła się tak spokojna i bez skrępowania z nim dyskutowała, choć zwykle na początku każdej znajomości, zachowywała dystans i była chłodna w obyciu. Dopiero poznała Kierana, ale w jakiś sposób czuła, że byli do siebie podobni.

– Walczysz w armii Saraenu? – Już wcześniej zwróciła uwagę na jego umięśnioną sylwetkę oraz pas z bronią, a teraz nadarzyła się okazja, by zmienić temat.

- Od zawsze ciągnęło mnie do walki, więc ukończywszy odpowiedni wiek, wstąpiłem do armii. –  Catriona usłyszawszy to, uniosła brwi.

To walka i wojna były tym czymś, co ich łączyło. Oboje z własnej woli wybrali niespokojne życie, ponieważ czuli, że tylko ono mogło dać im prawdziwe szczęście.

Catriona świetnie wiedziała, że inni uznawali ją za dziwną. Za każdym razem, gdy nie toczyły się żadne wojny i przebywała w Husanie, miała świadomość krążących o niej plotek. Szczególnie inne kobiety spoglądały na nią z niedowierzaniem, nie rozumiejąc, jak można wybrać bitwy zamiast ogniska domowego. A ona zwyczajnie nie miała zamiaru zakładać rodziny i być zmuszoną podporządkować się swemu mężowi.

Postawiła sobie za cel samej być sobie panią, ponieważ nienawidziła, gdy ktoś starał się nią dyrygować. W towarzystwie to za każdym razem ona obejmowała stanowisko przywódcy i wydawała rozkazy, co było powodowane jej silną osobowością.

Kiedy ona zagłębiła się w myślach, Kieran wpatrywał się w nią. Zdecydowanie wyróżniała się wśród kobiet, które znał. One były delikatne i niekiedy zdarzało się, że irytowały go swą wieczną gadaniną.

Catriona zaś wydawała się silna i skryta za twardym murem, który nie pozwalał dostać się do jej serca. Kieran uśmiechnął się pod nosem, przysięgając sobie, że i ona nie oprze się jego urokowi.

Niespodziewanie do pomieszczenia wpadła młoda służka, garderobiana jak zdołała się zorientować po ubiorze Catrionie. Z jej oczu wyzierało przerażenie, co oboje zauważyli. Kobieta uniosła brew do góry, w oczekiwaniu na jej słowa.

– Ktoś podłożył ogień w Sali Tronowej – wykrztusiła dziewczyna, słaniając się na nogach. Catriona wybiegła z komnaty służącej treningom, zamierzając pomóc w gaszeniu pożaru. Kieran nakazał służącej usiąść gdzieś i nie ruszać się, bowiem wyglądała, jakby bliska była omdlenia, po czym również skierował się do rzeczonego pomieszczenia.

Gdy dobiegli na miejsce, płomienie zdawały się już zmniejszać. Zastali tu z dwa tuziny ludzi, trzymających w dłoniach wiadra, dzbany, a nawet wazony z wodą. Król Widar oraz książę Orgorn stali nieopodal. Niebieskooka zmarszczyła brwi.

Po gwałtownej gestykulacji oraz mimikach twarzy, zdołała domyśleć się, że się kłócili. Nie planowała się wtrącać, bowiem wiedziała, że to nie jej sprawa. Tylko jako ktoś pełniący ważną funkcję, zdawała sobie sprawę, że mając do czynienia z ewentualną zdradą, nie należało awanturować się z zaufanymi osobami.

Podeszła do nich i skłoniła głowę w geście szacunku. W tym chaosie nawet nie zauważyli jej błędu, ale przenieśli swe spojrzenia na nią.

– Kto to zrobił? – zapytała rzeczowo kobieta, wiedząc, że nie było teraz miejsca na uprzejmości oraz kurtuazję. Zresztą ona nigdy nie ceniła tych dwóch wartości.

– Nikogo tu nie było, gdy pożar się zaczął. Dopiero, kiedy się rozprzestrzenił, jego zapach rozniósł się po korytarzach i zwołał służbę. – Książę wskazał dłonią na tłum przy ogniu. Przytknął dłoń do skroni, na co kobieta zerknęła na niego ze współczuciem.

– Chciałbym wierzyć, że to stało się z winy niezgrabnego służącego, lecz obawiam się, że w pałacu znajduje się zdrajca. – Twarz kobiety stężała.

Bała się, że podejrzenia mogły paść na nią lub któregoś z jej podległych wojowników. Była przekonana, że nie chciała stać się wrogiem króla Saraenu. Dał się poznać im, zbiegłym wojownikom, z dobrej i miłosiernej strony, ale nietrudno się było domyślić, iż jego gniew był przerażający. Catriona w żadnym wypadku nie chciała go doświadczyć.

– Ojcze, odnalezienie osoby, która dopuściła się zbrodni jest porównywalne do szukanie igły w stogu siana – wycedził przez zęby Orgorn.

Kobieta w duchu zgodziła się z nim, bowiem pożar wyglądał na dokładnie przygotowany. Nie było nikogo, kto widział na własne oczy, co się wydarzyło, a w rzeczywistości zdrajcą mógł okazać się każdy. W takich sytuacjach należało przede wszystkim kierować się rozsądkiem i nie zważać na nic innego. Zaufanie złej osobie mogło skończyć się tragedią, szczególnie jeśli szło o królewski ród.

– Być może będę w stanie jakoś pomóc – zaoferowała się Catriona. Nie znosiła być bezczynna, a w ten sposób zyskałaby zajęcie. Król Widar skinął głową z wdzięcznością.

– Miej oczy i uszy szeroko otwarte – nakazał władca, po czym odszedł ku widocznej irytacji swego syna.

Jasnowłosa nie musiała posiadać umiejętności przenikania cudzych myśli, by dostrzec niezadowolenie księcia. Chociaż mężczyzna nigdy nie dawał po sobie znać uczuć, tym razem jego twarz zdradzała gniew oraz zagubienie. Domyślała się, iż to jego pierwsze, choć z pewnością nie ostatnie, spotkanie ze zdradą.

– Wiem, że to niekoniecznie cię pociesza, ale przynajmniej nikt nie ucierpiał – stwierdziła bezpośrednio kobieta, patrząc w stronę dopiero co ugaszonego ognia.

Mężczyzna potrząsnął głową gwałtownie, a gdy znów skierował swój wzrok na nią, zmarszczył gniewnie brwi.

– Tym razem nic się nie stało – odparł z naciskiem. – Nie wiesz, jak to jest być odpowiedzialnym za ludzi, którzy na ciebie liczą i jeszcze obawiać się o swe życie. – Catriona wpatrywała się w niego, nie dowierzając w słowa, które padły z jego ust.

– Na tym właśnie polega moja funkcja – wycedziła przez zęby, starając się opanować. – Poznałam, czym jest zdrada i zdaję sobie sprawę, że czasem wywołuje szok - powiedziała łagodniej.

– Przepraszam cię. Zareagowałem nazbyt gwałtownie – oznajmił mężczyzna, przeczesując ciemne włosy. Catriona uciszyła go ruchem ręki.

– Po tym, co się wydarzyło, jestem pewna jednego. – Orgorn uniósł brew pytająco. – Będziesz dobrym władcą.

Niedługo potem zakończyli rozmowę, oboje kierując się w swoją stronę. Catriona myślami uciekała do swej ojczyzny. W Saraenie nadchodził czas kwitnącej oraz słonecznej wiosny, której każdy zdawał się wyczekiwać z utęsknieniem. Ona zaś pragnęła znaleźć się znów wśród gór wiecznie pokrytych śniegiem i oszronionych roślin.

To w Husanie było jej miejsce, mimo że nawet tam nie miała domu z prawdziwego zdarzenia. Jednak czuła się silnie związana z tamtejszymi obyczajami oraz ludem. Nie mogła wyobrazić sobie, że mogłaby spędzić swe życie, gdzie indziej. Przede wszystkim dlatego, że nie chciała tego.

W drodze przez korytarze zauważyła idącego w jej stronę Aidana. Zawsze na jego twarzy dało się zobaczyć zawadiacki uśmiech, lecz tym razem wargi miał zaciśnięte w wąską kreskę, a na czole pojawiła się zmarszczka. Catriona ujrzawszy jego powagę, nie mogła powstrzymać myśli, że to nie mogło oznaczać nic dobrego.

Gdy stanęli naprzeciwko siebie, kobieta uniosła brwi do góry, oczekując, co miał jej do powiedzenia. Aidan odetchnął głęboko, po czym ze świstem wypuścił powietrze.

– Regent prędko dowiedział się o naszej ucieczce z Husanu... Cena za twoją głowę wynosi aż trzydzieści tysięcy wirenów. – Kobieta, choć domyślała się, że tak się stanie, wzdrygnęła się.

Nie dziwiła się temu, że regent będzie chciał się ich pozbyć za wszelką cenę. Nie było w tym nic dziwnego, bowiem wieść o ich ucieczce mogła roznieść się po państwie, nim on zdążył to zatuszować. A to mogło prowadzić do buntu. Płomień wystarczył, by wzniecić pożar.

Nie zważała na to, że stała się jednym z najbardziej poszukiwanych wrogów regenta. Od początku wiedziała, że jej decyzje będą miały poważne konsekwencje. Najbardziej jednak zraniła ją świadomość, iż nie miała wstępu do Husanu. Odrzuciła tę myśl, przypominając sobie, że uczyniła to wszystko właśnie dla swego narodu oraz jego ludu. Zamierzała walczyć i nieważne, że mógł to być jej ostatni bój. Zerknęła smutno na Aidana, ale w jej oczach czaiła się zaciętość.

– Oboje wiedzieliśmy, że tak się stanie – rzekła z powagą Catriona, przeczesując włosy. – Jednakże regent jeszcze nie wie, z kim zdecydował się wojować.

Aidan widząc ją w zwykłym dla niej bojowym nastroju, uśmiechnął się lekko. Przysiągł wierność jej rozkazom i obecnie upewnił się w przekonaniu, iż to była słuszna decyzja. Nie wycofała się, gdy nadszedł czas próby i walczyła o wyższe ideały. Musiał przyznać, że na początku nie chciał podporządkować się kobiecie. Uważał, że to uwłaczające oraz haniebne dla mężczyzny i był wobec Catriony wrogo nastawiony. Po jakimś czasie jednak okazało się, że wypełniała swą funkcję nawet lepiej niż mogliby to zrobić niektórzy z mężczyzn.

Obecnie wstyd mu było za to, że ocenił ją, nim zdołał ją poznać. Nauczył się jednak nie wyrabkac sobie opinii o innych po wyglądzie czy płci i obecnie pogardzał tymi, którzy czynili w ten sposób.

– Czy o czymś jeszcze powinnam wiedzieć? – zapytała Catriona z uniesioną brwią.

– Nie. Wygląda na to, że to koniec nieprzyjemnych niespodzianek na dziś – rzekł powątpiewająco brunet, a kobieta odetchnęła z ulgą.

Chociaż było to odrobinę egoistyczne, cieszyła się, że nie tkwiła w tym wszystkim sama i miała przy sobie Aidana oraz Randhalla. Z żadnym z wojowników nie potrafiła się porozumieć tak dobrze jak z Aidanem. Wiedziała, że łamała własne zasady, przyjaźniąc się z nim, lecz mimo plotek, jakoby miała nie mieć uczuć, posiadała je i nie chciała zostać samotna.

Pomimo że mężczyzna zdawał się jej zupełnym przeciwieństwem, tylko wobec niego potrafiła zdobyć się na szczerość i zdjąć maskę zimnej oraz władczej generał. Żywiła do niego pełne zaufanie i ceniła go również jako wojownika. Nie widziała jeszcze nikogo, kto z taką pasją wybijałby wrogów.

– Catriono, czy wszystko dobrze? – zapytał Aidan, marszcząc brwi z troską. – To złe słowa... Chciałem spytać, czy coś jeszcze cię trapi?

Kobieta wyrwana z zadumy, spojrzała na niego ze zdziwieniem, nie rozumiejąc jego słów. Złapała się dłonią za skronie.

– Nic się nie dzieje – zapewniła go, gdy do jej umysłu dotarło, co powiedział. Aidan jednak nadal wpatrywał się w nią z niepokojem. Kobieta po raz pierwszy pożałowała, że on jako jedyny potrafił przejrzeć jej kłamstwa.

– Proszę cię, nie okłamuj mnie. – Catriona widziała w jego oczach prośbę, ale nie wiedziała, co powinna była odpowiedzieć. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem.

– Obawiam się, że skoro jesteśmy zbiegami, za których wyznaczono ceny, to nie tylko regent będzie chciał się nas pozbyć. W Saraenie jesteśmy bezpieczni, ale do pewnego czasu. Jeżeli władca Mirrienoru lub Galienu wystąpią przeciwko Widarowi, to nie mamy co liczyć na wsparcie z żadnej strony - powiedziała obojętnie.

Nigdy nie starała się przedstawiać sobie sytuacji w innym świetle niż były naprawdę. Dziś po raz pierwszy pomyślała, że wolałaby nie znać prawdy. Już na samą myśl wydarzeń, które miały nadejść jeżyły jej się włosy na skórze.

Nie dało się ukryć jej miłości do wojny i ona sama również nigdy nie starała się jej wyprzeć.

Ubóstwiała szał walki, uczucie satysfakcji po wygranej bitwie oraz wieczorne wspominki bitewne wraz ze swymi wojownikami. Nie rozumiała jednak powodów, dla których tym razem rozpętać się miała wojna.

Nie popierała walki, która nie była uwarunkowana znaczącymi przyczynami. Walczyła dla wyższych celów, lecz nigdy dla przyjemności zabijania. Nie była okrutna, tylko robiła to, co do czego zmusił ją przewrotny los.

Aidan pokiwał głową ze zrozumieniem. Sam zdołał dojść do podobnych wniosków, lecz starał się nie zadręczać beznadziejnością sytuacji, w jakiej się znaleźli, gdyż nie miało to najmniejszego sensu.

Jedynym, co mogli uczynić w tamtym momencie to czekać i modlić się do bogów, błagając o sprawiedliwość. Żadne z nich jednak nie przykładało większej wagi do wiary oraz modłów.

To nie tak, że Catriona nie wierzyła w istnienie bogów. Wiedziała, iż istnieli, lecz nie oddawała im czci, jaką darzyli ich inni. Była zdania, że żyli w swej krainie miodem płynącej, nieświadomi wydarzeń jak i nieszczęść na ziemi.

Uznawała ich za istoty niezdolne do emocji i współczucia, które dbały tylko o swe własne interesy. Nie potrafiła uwierzyć, że bogów mogłoby obchodzić życie zwykłych ludzi, którzy tak prędko musieli się rozstać z egzystencją.

– Chcesz pójść ze mną do sąsiedniej osady? – zapytał Aidan. Catriona rada z możliwości opuszczenia pałacu, natychmiast się zgodziła.

Pragnęła choć na chwilę poczuć się jak zwyczajna osoba, która nie nosiła na swoich ramionach takiego ciężaru.

Oboje zdecydowali się wpierw wrócić do swych komnat, aby się odświeżyć. Jasnowłosa przekroczywszy próg pomieszczenia, zauważyła Bellonę, która właśnie poprawiała pościel na łożu. Przywitała się z nią, a następnie skierowała do łazienki.

Przemyła twarz zimną wodą, która znajdowała się w misce. Spojrzała w taflę oprawionego w złotą ramę lustra. Ujrzała dziwne iskry w swych oczach. Zmarszczyła brwi i nachyliła się bliżej. Nagle jej oczy nie były już błękitne, a czarne niczym studnia.

Nie stoisz po słusznej stronie. Zapłacisz za to...

– Kto tu jest? – Z trudem zapanowała nad drżącym głosem. Rozejrzała się w poszukiwaniu tego, kto to powiedział, lecz odpowiedziała jej tylko niezmącona niczym cisza.

Objęła się rękoma, odczuwając przeszywające niczym szpile zimno. Nie wiedziała, co się działo i czuła zagubienie i strach, co było czymś dla niej rzadkim.

Prędko zmieniła obcisłe spodnie do walki oraz koszulę na suknię dzienną i opuściła łazienkę.

Bellona natychmiast spostrzegła, iż coś się stało, ponieważ podbiegła do niej, rzucając przedtem ścierkę, którą czyściła kurz.

– Pani... Znaczy, Catriono, co się stało? – Ton Bellony wskazywał na prawdziwe zmartwienie, ale Catriona słysząc to pytanie po raz kolejny, poczuła irytację.

– Nic. Tylko pomóż mi usiąść – poprosiła niebieskooka, ciężko oddychając.

Nigdy dotąd nie czuła się tak źle. Była jak każdy inny husanczyk odporna na wszelkiego rodzaju choroby, o uczuleniach nie wspominając.

Miała złe przeczucie, bowiem miała wrażenie, że w łazience coś starało się dostać do jej umysłu i zastraszyć ją. Nie wiedziała, kto to czynił, ani dlaczego, jednak była pewna, że to jej nie powstrzyma. Ten ktoś musiał się o wiele bardziej postarać, by odwieść ją od stania murem za Husanem.

Catrionie zdawało się, że usłyszała czyjś śmiech. Złapała się za głowę, mrucząc niezrozumiałe dla służki słowa. 

Bellona patrzyła na nią błagalnie, nie pojmując, co się działo, ale kobieta nie mogła się uspokoić. Nadal czuła tę wszechogarniającą obecność, która doprowadziła ją do przerażenia i zdawała się chcieć objąć nad nią władzę. Tylko pradawna magia stara niczym świat była na tyle potężna.

Catriona miotała się jak w agonii, starała się wyszarpać tej sile, lecz nie przynosiło to pożądanych skutków. Bellona zauważyła, że jej oczy z powrotem stały się turkusowe.

Jasnowłosa nie zdołała nic rzec, zanim osnuła ją ciemność. 

***

Wiem, że już trochę czasu upłynęło, przez naukę do matury nie mogłam się jednak zebrać, by poprawić ten rozdział. Mam wobec niego dość mieszane uczucia, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. Oczywiście przyjmę każdą opinię jak i krytykę.

Trzymajcie się ciepło!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro