Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Ludzie, czarodzieje i elfy wpatrywali się w intruzów, nie wiedząc, po co przybyli. Dzieci chowały się za spódnicami matek, dorośli starali się odgadnąć, czego mogli chcieć. Straż przy każdym z wejść gotowa była w każdej chwili zaatakować. Władca uspokoił ich ruchem dłoni, spoglądając na nowo przybyłych z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, zaś Seara zmrużyła z nienawiścią oczy.

Orgorn stanął przed Arisse, by w razie czego móc ją obronić przed atakiem. Ona jednak wyglądała zza niego. Nigdy nie widziała husanczyków, zatem intrygowali ją. Pochodzący z kraju gór i lodu, zimni i niedostępni. Będąc tuż przed podium, gdzie znajdowały się trony, obcy skłonili się.

– Witam was w moim pałacu, choć nie przewidziałem waszej wizyty. Kim jesteście i w jakim celu tu przyszliście? – Spokojny głos króla rozniósł się po sali echem. W oczach jednak jawiła się ostrożność.

– Przybywamy w pokoju. Nazywam się Catriona, jestem generałem armii Husanu. – Niektórzy mężczyźni spojrzeli na nią z pogardą, inni roześmiali się. – Po mojej lewej stoi Randhal, a po prawej Aidan.

Władca domyślał się, iż ich przybycie nie może oznaczać nic dobrego. Tym bardziej, że kontakty Husanu z jakimkolwiek krajem ograniczały się do minimum. Rozmowa wśród poddanych nie była więc najlepszym pomysłem.

– Moi drodzy poddani zapraszam was teraz do tańca. Przybyliśmy tu przecie, aby świętować. – Skinął orkiestrze na znak, by na powrót grała. Podniósł się z tronu, po czym podał dłoń małżonce. Wraz z husanczykami opuścili towarzystwo. Przemierzali korytarze, aż dotarli do odpowiedniej komnaty. Strażnik ze zdziwieniem ukłonił się, a następnie otworzył szerokie drzwi.

Oczom ich ukazało się spore pomieszczenie, na którego środku znajdował się długi, wykonany z drewna stół. Wokół niego dosunięto krzesła z miękkimi obiciami. Na podłodze rozciągał się barwny dywan wyszywany w egzotyczne galienskie wzory, a przy ścianach stały ogromne regały ze starymi księgami, pokrytymi kurzem.

Król wskazał gościom krzesła, zaś sam spoczął u szczytu stołu. Catriona z pewnym wahaniem usiadła po jego lewej stronie, wyprostowana niczym struna. Jako wojowniczka nie czuła się mocna w negocjacjach i sztuce dyplomacji. Odetchnęła głęboko.

– Jesteśmy tu, by was ostrzec i jednocześnie... – Te słowa nie chciały jej przejść przez usta. Wzięła się w garść. – I aby prosić o pomoc. – Władca skinął głową, więc mówiła dalej. – Regent Husanu, Arthyen otruł króla Dallasa i tym samym zdradził nasz kraj. Wasza wysokość musi wiedzieć, że sprzymierzył się z Mirrienor. – W oczach Widara błysnęło zrozumienie. Wszystko nagle połączyło się w logiczną całość. Pogłoski o czarnej magii i wzroście przestępczości w Husanie, trudności obcokrajowców przy przekroczeniu granicy. – On pragnie wojny. – Seara wpatrywała w nią z ciekawością wypisaną na twarzy.

Znienacka do środka wtargnął Orgorn. Wiedział, że zostawienie narzeczonej na balu nie ukazywało go w pozytywnym świetle, ale ona tylko skinęła głową. Mężczyzna miał nadzieję, iż rozumiała powagę sytuacji. Jako przyszły król musiał dowiedzieć się, co się wydarzyło.

– Nie próbuj mnie odsyłać, ojcze –  zastrzegł stanowczo Orgorn. – Muszę wiedzieć, co się stało, ponieważ dotyczy to mojego kraju. – Widar westchnął ciężko, a Seara przycisnęła palce do skroni.

– Regent Husanu okazał się zdrajcą i korzystając z danej mu władzy, sprzymierzył się z Mirrienor. Dąży do wojny. – Z każdym jego słowem Orgorn popadał w większy szok. Zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, nie zważając na to, że nie wypadało. Widar wpatrywał się w Orgorna z nieskrywaną dumą. Miał świadomość, iż jego syn nie uciekłby od problemów z podkulonym ogonem. Nie on.

– Czy ktokolwiek mógł znać jego zamiary? – zapytał rzeczowo książę.

– Najprawdopodobniej rada pałacowa oraz doradca króla. Nie zdołaliśmy się upewnić, musieliśmy jak najszybciej opuścić pałac, bo domyślał się, że wiemy zbyt wiele – rzekł Randhal. – Większość armii jest wierna prawowitemu władcy, lecz regent zagroził im śmiercią najbliższych. Nie mogli nic zrobić.

– Dlatego właśnie przybyliśmy tu i prosimy o schronienie – powiedziała pewnie Catriona, ściągając z głowy lśniący pióropusz. – W zamian damy waszej wysokości bogactwa i przysięgniemy walczyć dla Saraenu. –  Jej głos ani razu nie zadrżał, a twarz wyrażała obojętność. Były to jednak tylko pozory, bowiem Orgorn czuł i widział w jej oczach burzę emocji, które nią targały. Niepewność, desperacja oraz poczucie obowiązku w stosunku do podwładnych. Jako następca tronu, dobrze ją rozumiał.

Orgorn przymknął oczy w oczekiwaniu na kolejne ogłoszenie ojca, Seara zacisnęła wargi w wąską kreskę. Catriona położyła trzęsące się ręce na kolana, a Aidan wpatrywał się w podłogę pod stołem.

– Spodziewałem się tego... Dopóki ja rządzę Saraenem, nie pozwolę ginąć niewinnym ludziom. Zrobię co w mojej mocy, by uratować husanczyków. Przyjmuję waszą ofertę – rzekł król.

Seara z gniewem w oczach gwałtownie wstała i wyszła z komnaty, a inni poczuli ulgę na tą wieść.

– Dziękujemy za twą dobroć, wasza wysokość – odparł Randhal. Król wstał, więc husanczycy uczynili to samo.

– Strażnik odprowadzi każdego z was do odpowiedniej komnaty. Lecz jeśli chcecie możecie wrócić na bal. Czujcie się jak w domu – rzekł życzliwie, po czym wszyscy wyszli. Drzwi zamknęły się za nimi z charakterystycznym zgrzytem wskazującym na ich wiek.

Husanczyków zaskoczyła jego postawa. Słyszeli o nim z licznych historii jako o sprawiedliwym władcy, rządzącym twardą ręką. W rzeczywistości wydał im się dobrym, pomocnym człowiekiem. Nie takim jak inni, zimnym na krzywdę innych. Domyśleli się, iż w przyszłości za tą pomoc przyjdzie im słono zapłacić, ale w tym momencie nie to było najważniejsze.

Catriona oraz Randhal zdecydowali się pójść do swych komnat. Jedynie Aidan skierował się do sali balowej, prawdopodobnie na ucztę, która zgodnie z tradycją odbyć się miała dwie godziny po zmierzchu.

Kobieta przekroczywszy próg sypialni, poczuła się nieswojo. Ścianę wyłożono elegancką boazerią oraz ozdobiono obrazami. Łóżko wyściełane było miękkimi poduszkami, mającymi dodać miejscu przytulności. W kącie sypialni znajdował się fotel, a obok niego stojąca lampa. Naprzeciwko wejścia widniały drzwi ze szkła, wyjście na taras. Catriona zdjęła z siebie pelerynę, po czym wyszła na balkon.

Tutaj, w Saraenie, powietrze nie pachniało skalaną przez mrok magią. Odetchnęła ze spokojem. Do jej uszu docierał tylko świst wiatru niosącego swą pieśń przez świat. Poza tym nic nie zakłócało panującej ciszy. Zerknęła przed siebie. W dole widniała droga prowadząca do miasta, a dalej liściaste drzewa pięły się wzwyż, tworząc las. Kiedy poczuła ukłucie zimna, uśmiechnęła się. Wszak wychowała się w mroźnym klimacie, wśród śniegu i ziemi wiecznie pokrytej szronem.

Gdy usłyszała pukanie do drzwi, poszła otworzyć. Przed nią stała niepozornie ubrana młoda służąca. Kasztanowe, nierówno ścięte włosy układały się w fale. Jaśniejące oczy w barwie fiołków pozwoliły Catrionie domyślić się, iż miała przed sobą czarodziejkę lub elfkę. Jednak nie to ją zaskoczyło. Nie spodziewała się, że rodzina królewska zadba o nich, nic nieznaczących dla Saraenu uciekinierów.

– Witaj, pani. Książę przykazał mi zająć się tobą oraz twą komnatą. – Skłoniła głowę w geście uniżenia.

– To nie będzie konieczne. – Potrząsnęła głową Catriona. Od zawsze radziła sobie sama, więc nie potrzebowała służby. Przez twarz dziewczyny przemknął strach.

– Niech mnie pani nie odsyła. Jeśli nie będę pełnić swej funkcji w należyty sposób, królowa odeśle mnie na ulicę. – W jej głosie pobrzmiewało błaganie. Catriona bez słowa wpuściła ją do środka.

Służąca od razu podeszła do łoża z baldachimem i poprawiła poduszki. Catriona odchrząknęła, by zwrócić na siebie jej uwagę.

– Jak mam się do ciebie zwracać? –  zapytała Catriona, a służka zamarła, patrząc na nią.

– Wszyscy wołają na mnie Bellona –  rzekła z pewnym wahaniem. Catriona zmarszczyła brwi. – Tak naprawdę nie wiem, jak brzmi moje prawdziwe imię. Gdy miałam coś koło dziesięciu lat, pewne małżeństwo znalazło mnie w Dolinie Isleen. Błąkałam się samotna, nie pamiętając nic –  wyjaśniła Bellona. Oczy jej zaszły mgłą, a twarz ukazywała mętlik, jaki musiała czuć wewnętrznie.

Catrionie zrobiło się żal Bellony. Sama dobrze wiedziała, co oznaczało ciężkie życie. Wychowana została przez wujostwo, ponieważ rodzice zginęli, zamordowani przez stado husanskich, dzikich wilków. Bellona po chwili otrząsnęła się z zadumy i uśmiechnęła się lekko.

– Z pewnością długa podróż była męcząca. Przygotuję dla pani kąpiel – oznajmiła z roztargnieniem i skierowała się do łaźni.

– Nie nazywaj mnie panią. Mów mi Catriona – rzekła kobieta, zanim tamta zdążyła przekroczyć próg. Kobieta jedynie od podwładnych jej wojowników oczekiwała tytułowania. Bellona odwróciła się do niej i skinęła głową na znak, że zrozumiała.

Tymczasem Aidan raczył się najlepszym saraenskim mięsem w ziołach traelii, kaszą w sosie grzybowym oraz czerwonym winem. Salę rozświetlały świece umieszczone na diamentowych żyrandolach. Suto zastawione stoły przysunięto, tak, by stały obok siebie.

Siedząc przy stole, mężczyzna miał widok na parkiet, gdzie bawiła się arystokracja. Suknie panien szeleściły, sunąc po podłodze. Żadna z tańczących jednak nie zwróciła jego uwagi, bowiem najpiękniejsza z nich stała przy ścianie, samotna, popijając z kieliszka.

Złoty diadem otaczający jej skroń oznaczał, iż musiała być córką jakiegoś rodu królewskiego. Rysy jej twarzy były ostre i szlachetne, zaś czarne do pasa loki lśniły w świetle. W porównaniu do innych dam, jej skóra nie była blada a oliwkowa. Aidanowi przez myśl przemknęło, że to cecha charakterystyczna dla ludu Galienu.

Nie tylko on ją obserwował. Nic dziwnego, jej niezwykła uroda sprawiała wrażenie nie z tego świata. Jeden z mężczyzn podszedł do niej i wyciągnął w jej stronę dłoń. Ona musiała odmówić, bowiem na policzkach blondyna wykwitły rumieńce powodowane gniewem. Aidan spostrzegł jego rękę zaciskającą się mocno na jej ramieniu.

Natychmiast wstał od stołu, nie zważając na oburzone spojrzenie posyłane w jego stronę. Najprędzej jak umiał, dotarł do nieznajomej.

– Puść mnie – rzekła melodyjnym, stanowczym głosem. Starała się wyrwać z uścisku, lecz napastnik okazał się zbyt silny.

– Najpierw zatańczysz ze mną. To nie jest prośba. – W jego głosie wyraźnie dało się usłyszeć groźbę. Aidan doskoczył do niego i oderwał od kobiety.

– Jeżeli kobieta odmówiła ci tańca, to uprzejmość wymaga odejścia od niej w spokoju – warknął i zanim zdążył cokolwiek dodać, czarnowłosa podeszła do blondyna i spoliczkowała go tak, że zatoczył się do tyłu.

Zaskoczony Aidan spojrzał na nią, a kąciki jego ust uniosły się lekko. Upokorzony blondyn  odszedł, rozcierając sobie dłonią policzek i klnąc pod nosem. Nieznajoma nareszcie spojrzała na Aidana. Jej migdałowe oczy błyszczały niczym dwa szmaragdy, nie pozwalając mężczyźnie odwrócić wzroku. Aidan zamarł. Te oczy... były mu dobrze znajome.

– Poradziłabym sobie bez twej pomocy – powiedziała chłodno, ruchem ręki odgarniając kosmyki włosów wpadające do oczu. Odstawiła wino na najbliżej znajdujący się stół. Aidan uniósł brew w geście powątpiewania.

– Doprawdy? Bo ja widziałem, że jej potrzebowałaś. – Nie znosił tego typu kobiet: upartych, ponad wszystko pewnych swego zdania i nieumiejących przyznać się do błędu. Kobieta najwidoczniej pragnęła znaleźć się z dala od niego, ponieważ przyspieszyła kroku, lawirując między tańczącymi osobami.

Aidan w narastającym gniewie złapał jej szczupłą dłoń w swoją i obrócił wokół jej osi. Nie miał pojęcia dlaczego, lecz coś kazało mu podążyć za nią. Brunetka westchnęła z irytacją.

– Jesteś okropnie uparty – stwierdziła, choć poddała się i pozwoliła mu prowadzić w tańcu.

– Nie bardziej niż ty. – Uśmiechnął się szelmowsko, na co ona odwróciła wzrok. – Zdradzisz mi swe imię? - Musiał upewnić się, czy to ona.

Brunet czuł na sobie nieprzychylne spojrzenia innych, co czyniło go prawie pewnym, iż kobieta, z którą tańczył, musiała być kimś nadzwyczaj ważnym. Nie przywykł do bycia w centrum uwagi, przez co odczuwał niepokój.

– Asmena z rodu Elgon. Mój ojciec to cesarz Galienu, Lanfear – rzekła z nieskrywaną dumą. Aidan pokiwał głową, uśmiechając się szeroko.

– Więc to naprawdę ty. – Będąc tak blisko niej, Aidan dostrzegał kolejne znajome szczegóły. Piegi nierównomiernie pokrywające jej odsłonięte ramiona, szpiczaste uszy, bliznę tuż pod karminowymi wargami, którą zrobiła sobie podczas ich wspólnej zabawy w dzieciństwie.

Asmena spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami, nie rozumiejąc, co miał na myśli.

"Dlaczego mnie nie poznajesz...?" pragnął zapytać, lecz wiedział, że w jej oczach byłoby to nie na miejscu.

On pamiętał ją nadzwyczaj dobrze. Poznali się jako dzieci, gdy Aidan udał się wraz z rodzicami do Galienu. Asmena, choć była następczynią tronu, nigdy nie stosowała się do zasad, jakie ją obowiązywały. Wręcz przeciwnie łamała je, każdą po kolei, czerpiąc z tego radość. Pewnej nocy wymknęła się z pałacu, gdzie akurat bawił się Aidan.

Obecnie była tak samo dumna i pyskata, co wtedy. Zmieniła się jedynie pod względem wyglądu i ubioru. Jako dziecko biegała po polach w zabrudzonej męskiej koszuli i nogawicach, zaś teraz bił od niej iście królewski blask i naturalna elegancja.

Czuł unoszący się w powietrzu subtelny zapach egzotycznych kwiatów, miodu oraz wanilii.

Wirowali w tańcu, nie zważając na to, co działo się wokół. On zastanawiał się, w jaki sposób sprawić, by przywołać w jej pamięci obraz ich wspólnych zabaw, a ona myśląc, jak wyrwać się z objęć mężczyzny.

W pewnym momencie Aidan poczuł coś dziwnego. Jak gdyby przeszyła go strzała, niepozwalająca mu nabrać oddechu do płuc. Zerknął podejrzliwie na Asmenę. Zdawał sobie sprawę, że płynęła w niej krew nie tylko elfów, ale również czarodziei.

Zdradziły ją oczy, które pod wpływem zaklęcia stały się jaśniejsze. Zagryzła wargi, kiedy zorientowała się, że Aidan domyślił się, co uczyniła.

– Dlaczego starasz się przeczytać moje myśli? – zapytał z pretensją w głosie.

– Nie jestem pewna, czego powinnam się po tobie spodziewać. Nie wiem też, czego ode mnie chcesz ani dlaczego mi pomogłeś. To kwestia zwykłej...

– Ciekawości – przerwał jej brunet, powstrzymując się przed parsknięciem śmiechem.

Dawniej Asmena nie potrafiła rzucać skomplikowanych zaklęć czy klątw. Nierzadko Aidan obserwując jej próby czarowania, pokładał się z rozbawienia. Najlepsza zawsze była w czytaniu przyszłości. Nierzadko przed jej oczami ukazywały się wizje, o jakich później mówiła mu, czasem z radością, innym razem z niepokojem lub żalem.

– Muszę cię jednak ostrzec. To chroni mnie przed podobnymi zaklęciami. – Chwycił w dłoń wisior przewleczony na sznurku i zawieszony na szyi.

– Lepiej będzie, jeśli teraz się rozstaniemy. Inni dziwnie na nas spoglądają – uznała Asmena, wysuwając się z jego objęć. – Nie chcę wyjść na niewdzięczną, więc dziękuję. – Aidan uśmiechnął się, starając nie pokazać po sobie rozczarowania, jakie go dotknęło.

Spoglądał za nią, dopóki nie zmieszała się z tłumem. Przez chwilę jeszcze stał skonsternowany, lecz w końcu sam stwierdził, że nie miał czego szukać na tym balu. Przechodził, nie zważając na tańczących, co i raz szturchając któregoś z nich. Kurtuazja przestała się liczyć. Wiedział, że to niemądre, lecz czuł, jakby właśnie najdroższy skarb wyrwał mu się z rąk.

Gniewnym krokiem przemierzał pałacowe korytarze, pragnąc znaleźć się w przydzielonej mu komnacie i zapomnieć o Asmenie. Zagłuszyć ciągle powracające wspomnienia oraz uczucia, jakie powróciły w tańcu ze zdwojoną siłą. Najbardziej bolała go świadomość, iż to wszystko było jego winą.

Ze zdenerwowaniem w sercu stał przed komnatą Asmeny i czekał, aż jej służąca pozwoli mu wejść. Był pewny swego powrotu do Husanu. Choć Galien stanowił jedną z najpiękniejszych krain, jakie miał okazję zobaczyć, to czuł żal i tęsknotę za prawdziwym domem.

Tutaj panowało ciepło, a ziemię wiecznie skrywały fale kwiecia. Husan zaś spowity był śniegiem i lodem i otoczony pnącymi się do nieba szczytami gór. Nie dało się tam ujrzeć zbyt wiele roślinności.

Jedynym, czego się obawiał, była reakcja Asmeny. Znał ją i przerażało go to, że za moment miał jej oznajmić, że zdecydował się wrócić do swego kraju. Nie wiedział nawet, w jaki sposób miał jej to ogłosić. Z każdą chwilą rosło w nim przekonanie, iż to, co zaraz się zdarzy, zrodzi w niej nienawiść do niego. Domyślał się, że ją zrani.

Zdawało mu się, że minęła wieczność, gdy niska służąca otworzyła przed nim drzwi. Z szybko bijącym sercem przekroczył próg i ujrzał ją, w całej jej świetności. Szczupłą sylwetkę opinała długa suknia w barwie zachodzącego słońca. Szmaragdowe oczy błyszczały, a na jej twarzy widniał szeroki uśmiech.

Podbiegła do niego i objęła go, nie przejmując się tym, że drzwi nie zostały zamknięte i ktoś mógłby ich dostrzec. Niechętnie odsunął ją od siebie.

– Myślałam, że ucieszysz się na mój widok, Aidanie... – W jej głosie zabrzmiała uraza. Kobieta widząc, że on unikał jej wzroku, zaniepokoiła się.

– Muszę ci powiedzieć coś ważnego. –  W myślach starał się dobrać odpowiednie słowa. Wziął głęboki oddech.

– Może usiądźmy. Wyglądasz na zdenerwowanego – stwierdziła Asmena. Nie spodziewała się tego, co mężczyzna miał jej do powiedzenia. Poprawiła suknię i usiadła na łóżku zasłanym poduszkami.

– Zdecydowałem. Nie mogę dłużej pozostać w Galienie – rzekł Aiden, starając się pozostać obojętnym.

– Dlaczego? – Asmena zmarszczyła brwi. Jeszcze nie zrozumiała, co to oznaczało dla niej. Dla nich. Nie docierało do niej znaczenie tego.

– Pragnę przygód. Życia pełnego niebezpieczeństw oraz emocji. Galien mi tego nie zapewni, zaś Husan tak. Wstąpię do Zakonu Czarnego Miecza, potem do armii. – Teraz to Asmena odwróciła od niego wzrok. Nie chciała, aby zobaczył jej oczy zaszklone od łez smutku. Aidan podszedł do niej i położył dłoń na ramieniu. Patrzenie na nią, na jej cierpienie było dla niego nieznośnym. Jednakże Aidan zdążył już podjąć decyzję i nic nie było w stanie go od niej odciągnąć.

– Zostaw mnie – rzekła cicho, wstając. – Skoro nigdy nic dla ciebie nie znaczyłam, to dlaczego pozwoliłeś mi w to wierzyć? Po to, by teraz mnie zranić, zostawiając mnie samotną?

Aiden westchnął ciężko. Nie znał innej tak wybuchowej kobiety. Wiedział, że właśnie tracił jej miłość, lecz nic nie mógł na to poradzić.

– Nie robię tego, by cię zranić. Wręcz przeciwnie, świadomość, że rozdzieli nas morze, łamie mi serce.

Brunetka pokiwała głową z gniewem i uniosła w dłoniach ciężki wazon z zamiarem zamachnięcia się. Aidan odszedł kilka kroków w tył, podnosząc ręce do góry w geście obronnym.

Wspomnienia, które w niego uderzyły, sprawiły, że zachwiał się na nogach. Starał się odetchnąć, lecz czuł przygniatające go wyrzuty sumienia. To on był winny temu, co się wydarzyło. Na własne życzenie utracił miłość Asmeny i nic nie było w stanie tego zmienić.

Podejmując decyzję o powrocie do ojczyzny i wstąpieniu do Zakonu Czarnego Miecza, wiedział, że to oznaczało zostawienie Asmeny na nieokreślony czas. Żałował tej decyzji i gdyby mógł, to nigdy by jej nie opuścił.

Oparł się plecami o ścianę, pragnąc zasnąć i nigdy się nie zbudzić. Z trudem dotarł do swej komnaty, lecz w ogóle nie dostrzegał bogactw, jakie go otaczały. Przed oczami nadal miał Asmenę. Z gardła wyrwał mu się dźwięk podobny do ryku. Wstał i z całej siły walnął pięścią w ścianę. Zabolało.

Świadomość jej bliskości, uczucia, które przybrały na sile oraz to, że ona z jakiegoś powodu nie pamiętała o nim, przytłaczało go i czyniło zupełnie bezsilnym. Wiedział, że tej nocy nie zdoła zasnąć. Chaos, który kotłował się w jego umyśle z pewnością nie pozwoliłby na to.

Otworzył szerokie drzwi prowadzące na balkon, aby wpuścić do środka otrzeźwiające powietrze. Ciemność w dole rozpraszał tylko jasny księżyc w pełni. Aidan zacisnął zęby. Za wszelką cenę, musiał przekonać do siebie Asmenę.

***

Zamieniłam już wszystkie myślniki, więc jeśli znowu się pojawiły to wina Wattpada. Wiem, że w ten rozdział był podzielony na kilka perspektyw, ale mam nadzieję, że mimo to się Wam spodobało.
Trzymajcie się!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro