Rozdział 22
Drużyna kamienia wkroczyła do lasu, co Catriona nadal uważała za nierozsądny krok. Ten las przesiąknięty był magią, co odczuwali także ludzie. Kobieta miała świadomość, że czarodzieje potrafili wyczuć cudzą magię i sprawdzić, w jaki sposób ona działała. Dlatego też co i raz spoglądała na Orgorna, poszukując u niego oznak niepokoju. On jednak wydawał się odprężony i rozglądał się wkoło, podziwiając otoczenie.
Nawet ona musiała przyznać, że znaleźli się w onieśmielająco zachwycającym miejscu. Drzewa pięły się wzwyż, starając się sięgnąć firmamentu. Przez ich korony ledwie przedzierały się promienie słońca. Liście lśniły soczystą zielenią, oznajmiając niedalekie nadejście wiosny. Catriona westchnęła na myśl, iż w Husanie panowała mroźna zima. Wojna dopiero się rozpoczęła, ale ona już pragnęła wrócić do domu.
Zewsząd docierał do nich śpiew ptaków, które zachowywały się, jakby przekomarzały się. Poza nimi knieję zamieszkiwało wiele zwierząt, choć jak dotąd spotkali się jedynie z tymi mniejszymi. Im dalej zagłębiali się w las, tym mniej czujna była Catriona. Przeczuwała, że tkwiło tu coś dziwnego. Każde z nich w pewnym momencie poczuło się szczęśliwe. Nie mogli jednak wiedzieć, że to magia złośliwych wróżek, przed którą mogło ich ustrzec jedynie odpowiednie zaklęcie.
W pewnym momencie na ich drodze pojawiła się rzeka przecinająca las. Aidan niespodziewanie wstrzymał konia i zsiadł z niego. Odetchnął głęboko, po czym roześmiał się, a Catriona z niewiadomego powodu dołączyła do niego.
– Czy tylko mi się wydaje, że nasza misja skazana jest na porażkę? – Kieran starał się powstrzymywać od śmiechu, lecz nie udało mu się to. – Sądzę, że niechybnie zmierzamy w objęcia śmierci.
– Myślę, że tak naprawdę wszyscy to wiemy, ale stwarzamy tylko pozory, by nie stracić reputacji – stwierdził równie rozbawiony Orgorn.
Wszyscy zeszli z koni, by dać im chwilę odetchnąć. Zwierzęta niemal natychmiast poczęły podgryzać trawę, by się pożywić. Wiatr tańczący wokół nich był ciepły oraz przyjemny. Catrionie zdawało się, że znalazła się w raju. Roześmiała się głośno, na co Kieran spojrzał na nią z szerokim uśmiechem. Wojowniczka zdążyła już zapomnieć o obawach, a nawet poczuła się rozweselona. Tak jakby wcale nie ruszyli, by ratować świat przed wojną i uchronić przed śmiercią wielu ludzi, czarodziejów, elfów oraz krasnoludów.
– Catriono, czy skoro i tak zginiemy, mogę otrzymać od ciebie pocałunek? – spytał bezwstydnie Kieran. Catriona spojrzała na niego i uniosła brwi. Stała blisko spokojnie płynącej rzeki, więc chlapnęła go wodą i roześmiała się jak mała dziewczynka.
– Jak mnie złapiesz, to się zastanowię – oznajmiła przebiegle.
I tak jak powiedziała, zaczęła uciekać. Kieran natychmiast zerwał się do biegu. Nie wiedzieli, co w nich wstąpiło, lecz nawet się nad tym nie zastanawiali. W lesie życie zdawało się beztroskie. Nie musieli podejmować trudnych decyzji, nie zastanawiali się, czy za moment nie umrą.
Jedna z wróżek kryjących się w paprociach uniosła jeden z korzeni, tak by Catriona potknęła się. Ona jednak nie runęła na ziemię, lecz znalazła się w ramionach Kierana.
– Chyba nigdy ci tego nie powiedziałem, ale nigdy nie widziałem, by ktokolwiek miał tak jasne oczy – mruknął mężczyzna.
Catriona spojrzała na niego, nadal się uśmiechając. Mężczyzna nadal ją obejmował. Przez moment Catriona odnosiła wrażenie, że liczył się tylko ten moment. Powietrze jak gdyby zgęstniało, lecz nagle do uszu Catriony dotarł dźwięk łudząco przypominający dzwonki. Usłyszawszy je, kobieta natychmiast otrząsnęła się z dziwnego transu. Wpatrywała się w Kierana bardziej niż zaskoczona, nie potrafiąc wyjaśnić, co się przed momentem wydarzyło. Odsunęła się od Kierana, zaciskając wargi w wąską kreskę.
Wiedziała, co oznacza podejrzany dźwięk dzwonków w lesie, nie dało się tego bowiem z niczym innym pomylić. Jak na zawołanie jedno z małych, latających stworzeń usiadło na nosie Catriony, chichocząc. Nim zdążyła przegonić magicznego duszka, sam odleciał.
– Głupie, małe stworzenia – wycedziła Catriona.
Wróżki stanowiły gatunek dziwny i z ogółu dość skryty, nie przepadały również za innymi magicznymi stworzeniami. Nie mogły poszczycić się mocami, jakie posiadali czarodzieje. Przede wszystkim jednak cechowała je niesamowita złośliwość i miłość do wszelakich świecidełek. Wróżki tego lasu nie znosiły intruzów, którym zawsze płatały psikusy. W powietrzu bowiem czuć było odurzające zaklęcia. Odbierały one zdrowy rozsądek, a każdemu, kto ich doświadczył, wydawało się, że cudownie się bawił. Dla drużyny z misją mogło to mieć skutki fatalne, lecz wróżki miały na myśli wyłącznie swoją zabawę. Obserwując wędrowców, śmiały się z nich, nie wstydząc się swego postępku ani odrobinę.
Catriona obejrzała się na towarzyszy podróży, lecz oni wszyscy zdawali się pod wpływem czaru. Słyszała głośny, beztroski śmiech Esyld. Widząc Aidana oraz Orgorna tańczących razem i Arisse udającą, iż nimi dyryguje, Catriona nieomal parsknęła śmiechem. Prędko jednak przypomniała sobie o misji i spoważniała. Westchnęła i złapała się za skronie, szukając rozwiązania. Miała świadomość, iż niektóre lasy saraenskie przecinała rzeka, która niwelowała wszelkie zaklęcia. Czyżby rzeka, którą dostrzegali, była właśnie tą? A jeśli nie, to może chociaż podziałałaby otrzeźwiająco?
Podeszła do jednego z koni i wyjęła z płóciennego worka pusty bukłak. Klęknęła, by go napełnić. Wtem jednak ktoś wepchnął ją do rzeki. Nie była ona głęboka, lecz Catrionę otuliła zimna woda, pod wpływem której zadrżała. Obróciła się, a za nią stał nie kto inny jak Kieran.
– Ja ci jeszcze pokażę – powiedziała Catriona, po czym ochlapała Kierana.
Pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć, w to, co robili. Kieran zachowywał się dziecinnie z powodu zaklęcia, a ona? Przecież zwykle zachowywała powagę i nie skupiała się na zabawie.
Jestem jedyną osobą, która może im pomóc i wyzwolić spod zaklęcia. Nie mogę zachowywać się w ten sposób.
Ponownie zabrała się za napełnianie bukłaka i natychmiast wylała wodę na Kierana. Zmarszczyła brwi, obserwując, czy woda zmyła z mężczyzny zaklęcie.
– Kieranie... Wszystko dobrze? – spytała Catriona.
– Tak. Ale czuję się dziwnie, jakbym był zamroczony. – Potarł skronie dłońmi. – Co się stało? I gdzie my jesteśmy? Ostatnie, co pamiętam, to moment, w którym wjechaliśmy do lasu.
– Nie martw się, pamięć za moment wróci. Wróżki świetnie bawiły się naszym kosztem, a ich magia ma różne skutki uboczne – wyjaśniła Catriona z niezadowoleniem. – Jest jednak coś, co mnie niepokoi. Orgorn jako czarodziej powinien bez problemu wyczuć magię, tym bardziej że pochodzi ona nie od innego czarodzieja, ale od istot słabszych.
Kieran obejrzał się na Aidana, Orgorna, Arisse oraz Randhala i roześmiał się, wskazując na nich ręką.
– Nie dasz im o tym zapomnieć, prawda? – Uśmiechnęła się trochę wbrew sobie Catriona.
– Nigdy – wyszczerzył się Kieran. – Właściwie dlaczego jesteś cała mokra?
– Bo ktoś uznał za zabawne wepchnięcie mnie do rzeki. – Uniosła drwiąco brew. – I z pewnością nie zgadniesz kto.
– Wiesz, jak przeszkadzają ci mokre ubrania, to zawsze możesz je zdjąć – stwierdził Kieran, przybierając wyraz twarzy niewiniątka. Catriona tylko lekko trzepnęła go w ramię. – Wezmę kolejny bukłak i zajmę się Orgornem i Aidanem, ty możesz ochlapać Arisse, Esyld i Randhala.
Catriona bez odpowiedzi natychmiast się za to zabrała. Odetchnęła z ulgą, widząc, że świadomość wróciła do Arisse. Księżniczka zmarszczyła brwi.
– Wiedziałam, że słusznie się niepokoiłam. Dlaczego ci mężczyźni muszą być tak uparci?
Catriona, zaskoczona, rozłożyła ręce, także nie znając odpowiedzi na to pytanie.
– Nie wiem i wyrzucam sobie, że się na to zgodziłam – przyznała szczerze Catriona. – Wiem, że to tylko głupie psoty wróżek, ale nie zmienia to faktu, iż komuś z was mogła stać się krzywda. – Wojowniczka objęła się rękoma.
Arisse wpatrywała się w Catrionę, a w jej oczach dało się dostrzec zrozumienie, szacunek oraz narastający podziw.
– Nie powinnaś się za to obwiniać. Nikomu nic się nie stało, a ty nam pomogłaś. – Arisse położyła dłoń na ramieniu Catriony w geście otuchy i uśmiechnęła się do niej.
Bez odpowiedzi Catriona podeszła do Orgorna z bukłakiem i oblała go wodą. Mężczyzna dostrzegłszy ją, wpierw zdawał się skonsternowany, lecz prędko dotarło do niego, co się wydarzyło.
– Przeprawa tym lasem jednak nie była najlepszym rozwiązaniem – stwierdził speszony Orgorn.
– To nie ma znaczenia. Powiedz mi tylko, nie wiedziałeś o tym zaklęciu?
– W całym lesie unosi się magia, nie sposób było wyczuć te zaklęcie. Nikomu nic się nie stało? – zapytał szybko.
– Nie martw się, wszyscy są cali.
Catriona rozumiała Orgorna i czuła się tak samo winna jak on. Zabawnym było, iż pomimo zupełnie różnych funkcji i pozycji, przeżywali niemal te same rozterki i mierzyli się z podobnymi problemami. W dziwny sposób tworzyło to między nimi nić porozumienia, której Catriona nie potrafiłaby wyjaśnić nikomu innemu.
– Dziękuję ci, Catriono. – Orgorn skłonił przed nią głowę na znak wdzięczności.
– Podziękujesz, gdy wyjdziemy cało z tej wyprawy, Orgornie – odrzekła Catriona, a na jej twarzy pojawił się ponury uśmiech. – Tymczasem powinniśmy jak najprędzej opuścić ten przeklęty las, nim spotka nas coś gorszego niż magiczne duszki.
Bez wahania wszyscy przyklasnęli propozycji Catriony. Prędko zatem wsiedli na konie. Nikt nie chciał pozostać w knieji dłużej, niż było to konieczne, a już na pewno nie w nocy, która nieuchronnie się zbliżała. Niebo powoli przywdziewało granatowy płaszcz i między koronami drzew dało się zauważyć mieniące się na nim gwiazdy. Catrionie znienacka przypomniała się legenda, którą przed snem opowiadała jej matka.
Jeszcze przed wygnaniem Varii oraz stworzeniem ludzi powstało niebo. Sama Azer uwielbała się w nie wpatrywać, bowiem kojarzyło jej się z wolnością, lecz pewnego dnia oznajmiła Hessanowi, iż wydaje się ono zbyt puste. Najwyższy bóg, wtedy jeszcze niebędący małżonkiem Azer, długi czas nie wiedział, co począć, by to zmienić. Rozmyślał nad tym dniami i nocami, pragnąc odnaleźć coś, co wywoła w Azer bezbrzeżny podziw oraz zachwyt. Przypadkowo dowiedział się, iż ogień, który potrafił ujarzmić, da się przekształcić w gwiezdny pył. W imię miłości powiesił gwiazdy na niebie i utworzył różne konstelacje. Azer po tym wydarzeniu odwzajemniła jego uczucie i stała się jego żoną. Miłość bogów jednak zgasła prędko.
Catriona jak przez mgłę pamiętała swych rodziców. To oni stanowili dla niej przykład cudownej, szczerej miłości. Była tylko dzieckiem ledwie odstającym od ziemi, kiedy zabrała ich śmierć. Czasem zapominała, że kiedyś miała rodzinę. Trwało to sekundy nie dłużej, lecz później dopadały ją wyrzuty sumienia. Choć niedane im było spędzić więcej czasu razem, nie chciała ich zapomnieć. Nie mogła, gdyby nie oni, ona nawet by nie istniała.
– O czym myślisz? – spytał Kieran, wyrywając ją z rozmyślań.
– O moich rodzicach – powiedziała, nie zastanawiając się nad odpowiedzią. Poczuła ucisk w gardle.
– Co się z nimi stało? Czy tak jak ty byli wojownikami?
W ciemności Catriona nie dostrzegała wyrazu twarzy Kierana, ale mężczyzna musiał usłyszeć w jej głosie smutek. Zagryzła wargę, nie będąc pewną, czy mogła pozwolić sobie na słabość.
– Nie, nie byli wojownikami – odparła powoli. – Jednak byli najlepszymi ludźmi, jakich znałam. Moja rodzina nie miała majątku, tylko chatkę w nędznej wiosce między górami Husanu. Umarli, gdy byłam dzieckiem. Kazali mi uciekać przed wilkami, a sami zostali rozszarpani – mówiła mimowolnie Catriona. – Pamiętam ich, choć czasem mam wrażenie, że ich rysy znikają z mojej pamięci. Mam wyrzuty sumienia.
– Rozumiem – rzekł z przekonaniem Kieran. – Wiesz, moja matka była kurtyzaną w Saraenie.
Na te słowa Catriona przypomniała sobie ich pierwszą rozmowę, to, jak na pytanie o imię mężczyzna się skrzywił.
– Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz – powiedziała cicho Catriona.
– Było mi wstyd, że moja matka zarabiała w taki a nie inny sposób. Nie chciałem, by ktokolwiek z mojego otoczenia się o tym dowiedział, ale nie dało się tego uniknąć. – Na moment przerwał, widocznie starając się ułożyć myśli w słowa. – Ale w pokrętny sposób robiła to dla mnie i rzeczywiście nie miałem na co się skarżyć. Żyliśmy w dobrych warunkach i troszczyła się o mnie. To ja odpychałem ją od siebie i któregoś dnia zaczęłem się awanturować. Powiedziałem, że nie chcę takiej matki. – Przełknął ślinę. – Kilka dni potem odnaleziono jej ciało w rynsztoku. Nie wiem, kto ją zamordował ani dlaczego.
Catriona spojrzała na Kierana. Oczy przyzwyczajone już do ciemności, ujrzały wymalowany na jego twarzy ból. Chciała coś odpowiedzieć na jego wyznanie, ale żadne słowa nie wydawały się odpowiednie. Oboje zatem jechali w milczeniu. Tej nocy kolejny mur między nimi uległ zniszczeniu.
– Zastanawiałaś się kiedyś, co jest po śmierci? – zapytał Kieran.
– Chcę wierzyć, że po niej wciąż żyjemy w jakiejś formie. To głupie, wiem. Ale naiwnie w to wierzę, bo gdybym przestała, to całe życie i pasmo problemów przestałyby mieć sens. Rozumiesz?
Kieran nie odpowiedział, zapewne zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Niedaleko powinna być polana. Obawiam się, że będziemy musieli się tam zatrzymać. – Ciszę przerwał głos Orgorna. – Wiem, że konie husanskie są niezmordowane, ale konie saraenskie mają dość.
Catrionę przeszedł dreszcz na samą myśl, iż będą musieli zatrzymać się tu na całą noc. Nigdy nie obawiała się szczególnie lasów, lecz knieja przepełniona magią nie wydawała się najbezpieczniejszym miejscem. Wróżki to nic przy innych potężniejszych stworzeniach obdarzonych magią. Poza tym w takich miejscach mogli czaić się także rozbójnicy, choć to było najbardziej prozaiczne zagrożenie, jakie przychodziło jej na myśl. A co jeśli sama Varia będzie chciała przeszkodzić im w osiągnięciu pokoju i zaatakuje ich?
– Nie lepiej byłoby opuścić las? – Ton Catriony zabrzmiał ostrzej, niż tego chciała. – Wiem, że wszyscy jesteśmy zmęczeni, ale nie wiadomo, co nas tu może odnaleźć.
– Catriono, to jest godzina drogi. – zaprotestował Orgorn. – Arisse już niemal zasypia na koniu. Odpocznijmy, wszyscy tego potrzebujemy.
Catriona westchnęła, lecz już nie oponowała. Jej samej powieki ciążyły i jedyne, o czym marzyła, to spokojny sen. Nawet trawa przypominała wygodne posłanie i obietnicę wyspania. Zsiedli z koni. Mieli szczęście, gdyż noc była ciepła i nie musieli rozpalać ogniska. Poza tym ogień mógł zwabić niepożądanych intruzów.
Kobieta chwyciła za futra i podała wpierw Aidanowi i Randhalowi, a potem Orgornowi i Arisse. Chwilę dłużej wpatrywała się w królewską parę. Orgorn otoczył ramieniem Arisse. Catriona przygryzła wargę.
– Catriono. – To był głos Aidana. – Zauważyłem, że nie wzięłaś okrycia dla siebie, więc przyniosłem ci je.
– Dziękuję – odparła roztargniona. – Tylko Esyld nie ma okrycia, nie przewidziałam, że ktoś do nas dołączy.
– Oddam jej futro. Ja sobie poradzę – rzekł Aidan, na co Catriona skinęła głową.
Znowu miała dziwne wrażenie, iż ktoś stał przy niej i szeptał o złych wizjach. Ukłuł ją niepokój, chociaż nie potrafiła racjonalnie tego wytłumaczyć. To było to samo uczucie, którego doświadczyła w obecności Varii. Jednak bogini przecież nie mogła ich obserwować, wiedzieliby o tym. Tak starała się uspokoić Catriona, choć odnosiło to mierny skutek.
Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Wzdrygnęła się i obróciła się, lecz okazało się, że to Kieran.
– Nie idziesz spać?
– Ktoś musi pozostać na warcie – stwierdziła, przecierając oczy. – Obudzę cię za jakiś czas, to się zmienimy.
– Nie. Widzę po tobie, że jesteś okropnie zmęczona. Śpij, zajmę się wszystkim i w razie niebezpieczeństwa obudzę was.
Ledwo przytomna Catriona skinęła głową, po czym położyła się na trawie. Nim zasnęła, poczuła, jak ktoś poprawił jej okrycie, by nie zmarzła.
Po paru minutach, a może godzinach kobieta otworzyła oczy. Wkoło wciąż panowała nieprzenikniona ciemność, zaś drzewa wyglądały jeszcze bardziej złowieszczo niż wcześniej, przypominając bestie rodem z koszmarów. Niepokój Catriony potęgowało docierające do jej uszu krakanie. Poza tym nic nie przerywało ciszy. Nie kojarzyła się ona ze spokojem, przywodziła Catrionie na myśl ciszę przed burzą.
Nie to jednak było najgorsze. Rozejrzała się, poszukując wzrokiem towarzyszy podróży. Żadnego z nich nie dostrzegała, a przecież nie mogli odejść daleko, prawda? Chociaż nie zostawiliby jej z własnej woli. Wzdrygnęła się, czując przenikający chłód. Wziąwszy głęboki oddech, zaczęła wołać kolejno Aidana, Kierana, Arisse, Orgorna i Randhala. Żadna odpowiedź nie nadeszła.
Nagle zza drzew wyłoniły się dwie postaci. Catriona zmrużyła oczy, chcąc lepiej widzieć. Była niemal pewna, że to mężczyzna oraz kobieta. Sięgnęła do pasa, by upewnić się, iż sztylet znajdował się na swoim miejscu. Zamarła, gdy go tam nie odnalazła. Nie miała broni, była sama, a nie wiedziała, czy ci ludzie przychodzili w pokoju. Sytuacja z każdą chwilą zdawała się coraz bardziej beznadziejna.
Znienacka na dłoni mężczyzny pojawił się płomień. Catriona zaskoczona wpatrywała się w ogień, mający intensywną błękitną barwę. Zlustrowała mężczyznę wzrokiem. Był wysoki oraz umięśniony, biła od niego aura siły i potęgi. Spojrzała na kobietę, dostrzegła turkusowe oczy i wszystko stało się jasne. Natychmiast nasunęło się pytanie, co robili tu sami bogowie? Dlaczego opuścili Tralgon?
– Wiesz dobrze, że bariera między Varią a jej córką pękła tam, na balu. Varii udało się przełamać twoje zaklęcie. – Melodyjny głos Azer rozniósł się po lesie. – Nie uda ci się utrzymać dziewczyny w nieświadomości.
– Wiem – wycedził wyraźnie zdenerwowany Hessan. – Sądzisz jednak, że dobrym pomysłem jest oddanie jej odziedziczonych mocy i zobaczenie, co się stanie? Mamy czekać?
Catriona słuchała z coraz większą uwagą, choć miała świadomość, że nie powinna wiedzieć o sprawach bogów.
– Nie zgodziłam się wtedy z twoją decyzją i wciąż nie umiem się z nią zgodzić. Jej matka jest winna, ale dziecko nic nie zrobiło. Nawet teraz jako dorosła kobieta kieruje się czymś, o czym ty najwyraźniej zapomniałeś.
– Teraz będziesz prawić mi o dobroci, miłosierdziu i podobnych kwestiach? Daruj sobie, Azer – odrzekł oschle.
– Jesteś głupcem, jeśli sądzisz, że to ty rozdajesz karty – warknęła Azer. – Niedługo Varia będzie miała nas w garści. I zgadzam się z Laveną. Nie miałeś prawa decydować o córce Varii i ukrywać przed nią prawdy. Czy Catriona nie udowodniła swej wartości, decydując się na niebezpieczną wyprawę w imię pokoju?
Catriona mimowolnie otworzyła usta. Azer i Hessan rozmawiali o niej. Poczuła zawroty głowy, a nogi się pod nią ugięły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro