Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19 cz. 2

Szli ponad trzy godziny, a słońce chyliło się ku zachodowi. Lavena musiała przyznać, że szybki marsz znużył nawet ją. Na twarzy Cathala jednak nadal gościł uśmiech i nie dało się po nim poznać zmęczenia. Zdziwiło to Lavenę.

Dawno minęli największe miasto Husanu, czyli Ahrvian, stąd wiedzieli, że do celu nie było daleko. Ahrvian słynęło w państwie jako osada, w której odbywały się najważniejsze święta, również te dworskie. To w tym miejscu znajdowała się świątynia Azer, gdzie od wielu pokoleń dynastia królewska zawierała małżeństwa. Osada ta tętniła życiem, pełna była kupców, kowali, ale również kwiaciarek i najlepszych krawcowych w królestwie. Przyciągała nie tylko mieszkańców Husanu, lecz także przybywających z innych krain.

Zimowa Forteca leżała kilka mil od Ahrvianu. Stanowiła ona samotną, wysoką budowlę i znajdowała się wśród szczytów gór. Obecnie Lavena oraz Cathal wkraczali w teren najwyższych pasm górskich. Szczyty przysłaniała biel chmur, co wyglądało, jak gdyby starały się sięgnąć nieba. Ziemię szczelnie okrył śnieg oraz lód, które zamroziły wszystko naokoło. Kobieta odetchnęła rześkim, mroźnym powietrzem. Płatki śniegu w najróżniejszych kształtach osiadały na jej ciemnych włosach. Cathal otworzył usta i wystawił język, próbując łapać śnieżynki. Lavena spojrzała na niego z drwiną w oczach.

– Ile ty masz lat? – spytała Lavena, na co mężczyzna roześmiał się dźwięcznie.

– Cóż, dla ciebie pewnie jestem małym dzieckiem, które dopiero uczy się praw tego świata – żachnął się. – Nim ten rok upłynie, skończę dwadzieścia jeden lat.

– Nawet jak na ludzkie standardy jesteś młody. Zastanawiam się, dlaczego Arthyen pozwolił ci znaleźć się tak blisko niego. – Zmarszczyła brwi, nie wiedząc, co takiego mógł zaoferować regentowi Cathal.

Nie był nazbyt umięśniony, więc z pewnością nie mógł służyć jako wojak. Jednakże w jego ruchach Lavena dostrzegała zwinność i coś mówiło jej, że lepiej z nim nie zadzierać.

– Jestem sprytny, dzięki czemu uznał mnie za doskonałego szpiega – rzekł szczerze, wzruszając ramionami. – Nie wie tylko, że jestem podwójnym szpiegiem. I to tak dobrym, że nie zdołał się zorientować. – Uśmiechnął się z przekorą. Lavena pokiwała głową ze zrozumieniem.

Zapadła między nimi cisza. Żadne z nich nie uważało pogawędki za niezbędny element podróży. Poza tym oboje uciekli myślami gdzie indziej. Lavena rozmyślała o tym, jak radził sobie Ravelyn, mimo że nie minęło zbyt wiele czasu. Martwiła się na zapas i przez chwilę zastanawiała się nawet, czy ten plan nie był głupi.

Wiedziała, że jeśli jej się nie powiedzie, zapłaci najwyższą cenę. Wpierw straci Zakon, wraz z nim rodzinę, później popleczników, a na koniec Ravelyna. Po tym wszystkim jej śmierć stanowiłaby wyłącznie formalność. Musiało jej się udać, nie istniała inna możliwość. Pozbycie się regenta umożliwi normalne funkcjonowanie Husanu i wszelkie ziemskie istoty będą mogły nareszcie żyć bez strachu.

Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk brzmiący łudząco podobnie do warczenia. Nadstawiła uszu i rozejrzała się w poszukiwaniu zagrożenia. Szli przez ośnieżoną przełęcz, więc żadne z nich nie byłoby zaskoczone, gdyby napotkali wilki, pantery śnieżne lub co gorsza laary. Były to silne, wysokie stworzenia, chodzące na dwóch łapach. Miały długie kły, które przerywały skórę, jak gdyby była pergaminem. Co dziwne ich ciał nie pokrywało futro, ich skóra miała barwę szarości, marszczyła się i wydzielała maź, chroniącą przed zimnem. Spotkać można je było wyłącznie w tych regionach.

Rozległ się syk, a następnie rozeszło się jego echo. W uszach kobiety brzmiało to jak groźba rychłej śmierci. Lavena z trudem przełknęła ślinę, miała bowiem pewność, iż jeśli laary postanowiły zapolować w stadzie, szanse jej oraz Cathala niebezpiecznie zbiegały do zera. Od jakiegoś czasu trzymała dłoń na rękojeści miecza, by być gotową na jego wyciągnięcie w każdej chwili. Kątem oka zauważyła, że mężczyzna zdążył wyjąć już broń. Chwyciła miecz i znów się rozejrzała.

– Uważaj! – krzyknął Cathal.

Lavena prędko odwróciła się. W jej żyłach płynęła adrenalina. Twarzą w twarz spotkała się z jednym z laarów. Białka jego oczu rozbłysły. Był głodny. Wykonała krok w przód, celując bronią w brzuch potwora. Ten jednak zwinnie odskoczył, oblizując się. Lavena skorzystała z szansy. Przybliżyła się i poczęła ciąć. Musiała osłabić przeciwnika.

W pewnym momencie zdołała dostrzec, że Cathal walczył z drugim stworem. Z biegiem czasu Lavena czuła narastające zmęczenie. Gdy zdążyła pogodzić się z porażką, usłyszała wrzask rozdzierający powietrze. Zapłaciła za swą dezorientację. Szpony bestii dosięgły jej ramienia. Ledwo ją drasnęły, ale było blisko. Łapy chwyciły ją, przygważdżając do ziemi. Z trudem łapała ostatnie, jak jej się zdawało, oddechy. Otoczył ją smród krwi i zgnilizny dochodzący z paszczy laara. Zamknęła oczy.

Tuż przy jej uchu rozległ się krzyk boleści, Uchyliła powieki, a widząc martwego laara, odetchnęła z ulgą. Spojrzała na Cathala z wdzięcznością. Wstała i otrzepała się ze śniegu. Nie mogła uwierzyć, że nie potrafiła się skupić na walce. Jej brak koncentracji mógł skończyć się o wiele gorzej i dobrze o tym wiedziała.

– A powiadają, że jesteś w stanie położyć każdego potwora. – Przerwał dudniącą w uszach ciszę Cathal. Lavena posłała mu ostrzegawcze spojrzenie.

– Jestem, ale tylko w stanie całkowitego skupienia. Myśl, że mam być w pałacu, udawać kurtyzanę regenta... To nie pozwala się skupić. – Lavena skrzywiła się. – Poza tym to, że moim ojcem jest bóg, wcale nie znaczy, że jestem niepokonana. Mam część mocy swego ojca, jego siłę, ale druga połowa mnie to ludzka krew.

Cathal skinął głową na jej słowa i ponownie zapadła cisza.

Nie upłynęło wiele czasu, nim na horyzoncie pojawił się pałac. Wysoki, majestatyczny, wręcz przytłaczał swym ogromem. Otaczały go góry, co zapewne miało znaczenie obronne. Zachowany był w barwach srebra oraz błękitu, który miał kojarzyć się z Husanem, lodem i wieczną zimą. Mnóstwo strzelistych wieżyczek pięło się w górę, pragnąc dosięgnąć firmamentu. W większości witrażowe okna były wąskie, lecz wysokie. Gdzieniegdzie dało się również dostrzec witraże. Lavena spoglądała na budowlę i musiała przyznać, iż wywarła ona na niej piorunujące wrażenie.

– Powinnaś włożyć woalkę – stwierdził Cathal, marszcząc brwi.

Lavena wyjęła z niesionego na plecach tobołka woalkę przymocowaną do płaskiego nakrycia głowy. Włożyła ją na siebie, w duchu zastanawiając się, za ile będzie mogła odsłonić twarz. Stanowiło to jednak konieczność, w innym razie regent nie miałby problemów z rozpoznaniem jej.

– Powiedz, że nie rozpoznałbyś mnie, gdybyś nie wiedział, że to ja... – W jej głosie brzmiało strapienie.

– Najbardziej widoczne są twoje oczy, poza nimi nic nie widzę. – Kobieta odetchnęła z ulgą.

Wreszcie znaleźli się przed bramą. Na wysokich wieżach stali strażnicy którzy pilnowali, czy do zamku nie wchodził nikt nieproszony.

– Stać! Kto idzie? – zawołał jeden ze strażników, trzymając łuk przygotowany do strzału.

– Cathal z rodu Velier, jeden z rady królewskiej! – odpowiedział mężczyzna, a straż natychmiast opuściła broń.

– Kim jest twoja towarzyszka?

– To moja kuzynka, mająca służyć przyszłemu królowi.

Nawet z tej odległości Lavena dostrzegała na twarzy strażników obrzydliwe uśmiechy. Była skłonna założyć się, że wiedzieli, a spytali, aby ją upokorzyć. Zacisnęła usta w wąską kreskę.

Strażnicy zarządzili otwarcie bramy, co uspokoiło i jednocześnie zaniepokoiło Lavenę. Dobrowolnie weszła w paszczę lwa. Starała się złapać oddech, lecz przychodziło jej to z trudem. Cathal najwyraźniej poczuł jej lęk, gdyż uśmiechnął się do niej niepewnie, chcąc dodać jej otuchy.

Przekroczyli bramy, a przed nimi rozciągała się droga w górę, prowadząca do wrót. Gdyby nie Cathal, który śmiałym krokiem skierował się do pałacu, Lavena zapewne stanęłaby skamieniała. Za nimi rozległ się huk, oznaczający zamknięcie bramy. Bez odwracania się za siebie Lavena dogoniła mężczyznę. Grę czas rozpocząć.

Wszedłszy do środka Zimowej Fortecy, Lavena poczuła się mała jak mrówka. Wysokie ściany holu przyozdobiono obrazami. Głównie przedstawiały one zimowe krajobrazy, zamrożone ogrody i rzeki. Biała podłoga lśniła czystością, a na środku pomieszczenia znajdowały się szerokie schody. Przy każdym z przejść do innych komnat stali strażnicy.

Lavena czuła się przytłoczona panującym tu przepychem. Bywała gościem w pałacach, jednak nie działo się to często. Nie mogła uwierzyć, że to miejsce ktoś mógł nazywać domem. Według ciemnowłosej dom był tam, gdzie można było czuć się swobodnie i każdy cię akceptował. A jak powszechnie wiadomo w pałacach było zupełnie inaczej.

Nie czekali długo, nim zjawiły się dwie służki. Jedna z nich była kobietą w średnim wieku o brązowych włosach i piwnych, surowych oczach. Marszczyła grube brwi, a wyraz jej twarzy wyrażał niezadowolenie. Lavena nie mogła powiedzieć, że zrobiła na niej dobre wrażenie.

Druga służąca była przygarbioną staruszką. Jej włosy upięte w ciasne upięcie już dawno pokryły się bielą. W jej błękitnych jak lód oczach widać było, że wiele przeżyła. Suknia najlepsze lata miała już za sobą, gdyż wystrzępiła się i pobrudziła niejeden raz.

– Witam, panie. — Skłoniła się lekko brązowowłosa w stronę Cathala. – Jak mniemam, to jest twoja kuzynka, Innes?

– Owszem. Zaprowadź ją do odpowiedniego skrzydła i opowiedz o zasadach – rozkazał Cathal, a Lavena poczuła się dziwnie, słysząc jego władczy głos.

– Chodź ze mną – powiedziała młodsza kobieta do Laveny tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Półbogini przełknęła gorycz i podporządkowała się. Wiedziała, że musiała udawać jak najlepiej. Zmuszona była stać się cicha, pokorna i wykonywać rozkazy.

Idąc, Lavena starała się zapamiętać układ korytarzy. Wszędzie było pusto i co dziwne, cicho. Pałace zwykle tętniły życiem. Na każdym kroku dało się ujrzeć dwórki, dworzan oraz służących, którzy wiecznie gdzieś spieszyli.

– Nie rozglądaj się tak. Trwa rada królewska, stąd jest spokojniej niż zazwyczaj – rzekła kobieta, na co Lavena skinęła głową.

– Kim właściwie jesteś? – spytała półbogini. Ujrzawszy wyraz twarzy kobiety, natychmiast tego pożałowała.

– Byłam pierwszą damą dworu księżnej Maire. – Uniosła dumnie głowę, mówiąc to. – Mam na imię Echna.

Księżna Maire była postacią owianą tajemnicą. Król Dallas pilnie strzegł małżonki i mimo słabego stanu zdrowia nie pozwalał jej przejąć obowiązków władcy. Podobno była najpiękniejszą kobietą w całym Husanie, lecz niewiele osób mogło to potwierdzić. W całym królestwie znana była jako biała róża.

Lavena zastanowiła się chwilę nad słowami Echny. Maire mogła zostać zamordowana przez regenta, lecz równie dobrze mogła stać się jego trofeum, które zamknął w komnacie. To byłoby podobne do Arthyena.

Dotarły do komnaty, która jak domyślała się Lavena, miała należeć teraz do niej. Pokój zachowany był w stonowanych kolorach, a meble wykonano z najlepszego jasnego drewna. Łoże, stojące przy ścianie, zasłano satynową pościelą i mnóstwem poduszek. Okna średniej wielkości stanowiły jedyne źródło światła. Szafa w oczach Laveny była zbyt duża. Echna usiadła na jednym z foteli i ruchem ręki nakazała Lavenie to samo.

– Kobiety takie jak ty zajmują zachodnie skrzydło. Nie masz prawa opuszczać go, chyba że wezwie cię regent.

– Czyli przez cały czas mam siedzieć w tej komnacie? – burknęła Lavena bez zastanowienia. Echna obdarzyła ją surowym spojrzeniem.

– Po tym skrzydle możesz śmiało się poruszać. Istnieje również pomieszczenie wspólne, gdzie można porozmawiać i odpocząć. – rzekła, a Lavena skinęła głową. – Jak się domyślasz, musisz zawsze prezentować się nienagannie. – Echna podeszła do szafy i otworzyła ją, a Lavena widząc bogactwo sukien, oniemiała z wrażenia. – Jeśli chodzi o zachowanie, musisz nauczyć się dworskiej etykiety. Naśladuj inne dziewczęta, a wówczas wszystko będzie dobrze. Wobec Jego Wysokości powinnaś być uległa i pokorna, a równocześnie adorować go na każdym kroku. Liczę, iż wszystko jest zrozumiałe?

Lavena powstrzymała odruch wymiotny. Miała być na każde skinienie Arthyena. Okazywać mu szacunek, podziw oraz zauroczenie, choć był jej największym wrogiem. Człowiekiem, który chciał odebrać jej wszystko, co było dlań ważne. Zaraz po tym jednak przypomniała sobie, dlaczego zdecydowała się na ten krok. Ten plan, choć nie należał do najlepiej dopracowanych, doprowadzi do śmierci regenta. Odetchnęła głęboko, zachowując opanowanie.

– Tak. – Skinęła głową Lavena.

– Masz do dyspozycji jedną służącą. Wezwiesz ją dzwoneczkiem i pomoże ci się ubrać. Teraz idź się umyć. – Echna wstała i otrzepała suknię, mimo że nie było na niej ani jednego pyłku kurzu. – Za godzinę tu wrócę. Potem zaprowadzę cię do komnaty wspólnej dla kurtyzan. Tam nie musisz wkładać woalki.

Echna opuściła sypialnię Laveny. Półbogini jeszcze raz rozejrzała się wokół. Przepych, który ją otaczał, przytłaczał ją. Nigdy nie chciała mieszkać w pałacu, a dobrowolne zostanie kurtyzaną było w jej oczach poniżej godności szanującej się kobiety.

Otrząsnęła się z bezsensownych rozmyślań, po czym skierowała się do łaźni. Na środku pomieszczenia stała balia z czystą jak lustro wodą. Prędko oporządziła się, aby nie tracić czasu. Widząc w szafie feerię barw, Lavena zmarszczyła brwi. Górowały błękity, granat, ale nie zabrakło również czerwieni, żółci oraz różu. Wolała ciemne kolory, ucieszyła się więc dostrzegając ciemną suknię. Wyjęła ją z szafy. Była idealna, w kolorze czarnym i nie była rozkloszowana czy ciężka. U dołu wyszyte zostały róże. Odsłaniała dekolt, lecz w granicach dobrego smaku i wiązało się ją na plecach.

Pociągnęła za dzwoneczek, by przywołać służkę, a następnie usiadła w wygodnym fotelu. Nigdy nie marzyła o byciu księżniczką, bowiem wiedziała, iż one nigdy nie miały łatwego życia. Musiała jednak przyznać, że posiadanie służby na każde skinienie było niezwykle wygodne. Jednakże przepych czy służący nie zastąpiliby jej domu. Jej domem był Zakon.

Minął moment, nim próg przekroczyła garderobiana. Jej skóra była ciemna niczym obsydian. Zielone oczy jaśniały dzikim blaskiem, a twarz o ostrych rysach okalały proste włosy. Jednakże uwagę Laveny zwróciła blizna na policzku kobiety.

– Pani – odezwała się służka szorstkim tonem, co musiało oznaczać, iż Lavena przypatrywała się jej trochę za długo.

– Pomóż mi z tą suknią – nakazała Lavena. Garderobiana uniosła brew, widząc wybór kobiety. – Coś z nią nie tak?

– Wybacz, pani. Tylko ta suknia będzie się wyróżniać – stwierdziła bezpośrednio kobieta.

– Nie szkodzi. – Potrząsnęła głową półbogini. – Jak cię zwać?

– Sevi – odparła z dumnie podniesioną głową. – Nie chcę pospieszać, lecz w sali wspólnej zapewne pani oczekują.

Będąc już odzianą w suknię, Lavena przejrzała się w zwierciadle. Wyglądała i czuła się dziwnie. Nader rzadko nosiła tak elegancki ubiór, bowiem był zwyczajnie niepraktyczny. Spodnie oraz koszula ułatwiały walkę i trzymanie przy sobie broni. Zacisnęła wargi. Tym razem będzie mogła polegać wyłącznie na własnej mocy.

– Czas na mnie. – Sevi skłoniła się lekko. Służąca wyszła, a zaraz potem przyszła Echna.

Echna nic nie powiedziawszy, wykonała dłonią gest oznaczający, że Lavena miała ruszyć za nią. Półbogini natychmiast wstała.

Szybko dotarły na miejsce. Przeszły przez szerokie drzwi, a im oczom uazało się spore pomieszczenie. Ściany wyłożone boazerią ozdobiono kinkietami ze świecami oraz obrazami, które nadawały smaku komnacie. Duże na całą wysokość ściany okna wpuszczały światło. Każdy fotel, sofa i otomana były zajęte przez kobiety o nie zakrytych twarzach. Wszystkie pary oczu zwróciły się w stronę Laveny.

– To nowy nabytek regenta – rzekła, na co Lavena otworzyła szerzej oczy. Nie wierzyła, że takie słowa opuściły usta kobiety. – Ma na imię Innes. Mam nadzieję, że dobrze ją przyjmiecie i tym razem obejdzie się bez awantur – powiedziała, po czym opuściła pomieszczenie.

Lavena nie wiedząc, co ze sobą uczynić, usiadła na wolnym fotelu. Ponownie się rozejrzała. Kobiety posiadały odmienną urodę, każda z nich była inna. Jedne o urodzie typowo husarskiej, blade, z jasnymi włosami i niebieskimi oczyma, inne wyglądały jak kobiety pochodzące z Galienu o ciemnej cerze, włosach i oczach. Ale czymś, co zszokowało Lavenę była obecność dziewczynek, które mogły mieć nie więcej niż czternaście wiosen. Zdawała sobie sprawę, że Arthyen to bestia niemająca skrupułów. Nie mogła jednak uwierzyć, że wykorzystywał dzieci. Poczuła mdłości spowodowane obrzydzeniem.

Słyszała o władcach, którzy za małżonki brali dziewczynki, lecz nigdy nie widziała takich przypadków w rzeczywistości. W jej oczach było to niemoralne i z pewnością krzywdziło umysł dziecka.

Jedna z kobiet podeszła do Laveny. Jej ciało opinała biała suknia ze złotymi zdobieniami. Na odsłoniętej, bladej szyi dumnie prezentowała się drogocenna kolia. Za woalką półbogini dostrzegała jedynie ciemne oczy.

– Jesteś tu nowa, zatem musisz wiedzieć, że to ja tu rządzę. – Ton jej głosu był władczy i świadczył o nieugiętości. – Mam na imię Ailla i wywodzę się z rodu Seavian.

Lavena roześmiała się kpiąco. Nie obchodziło jej, że Ailla to faworyta regenta. Przynajmniej nie w sposób bezpośredni. Sama informacja mogła, choć nie musiała, okazać się przydatna.

– Tak, słyszałam o rodzie Seavian – rzekła Lavena, przeciągając słowa. – Słyszałam również, że ród ten upadł i z tego też powodu sprzedał wszystkie młode panny do pałacu. Przykre, lecz nawet nie możesz zaprzeczyć.

To, że Lavena znalazła się tu z przymusu i wcale nie chciała być kurtyzaną, nie znaczyło, iż zamierzała dać sobą pomiatać. Będzie trzymała się na dystans, póki to możliwe, lecz jeśli ktoś będzie w niej szukać wroga, może się mocno sparzyć. Dlatego też jej usta wygięły się w drapieżny uśmiech, widząc gniew Ailli.

– Lepiej ze mną nie pogrywaj, gdyż skończy się to dla ciebie tragicznie. Nie masz prawa się wychylać, rozumiesz? – syknęła kobieta, na co Lavena westchnęła.

– Dla regenta jesteś ważna, dopóki się nie znudzi. Gdy wybierze sobie małżonkę, ty będziesz na straconej pozycji. A jeśli myślisz, że się ciebie obawiam, to dowiedz się, że nie – powiedziała dobitnie Lavena. – Nie mam zamiaru się tobie podporządkowywać.

Ailla przez gniew dyszała, a Lavena ledwo powstrzymywała się od śmiechu.

Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jakakolwiek kobieta mogła pragnąć zostania kurtyzaną. Oczywiście, wiązało się to z przywilejami, mieszkaniem w pałacu, luksusami oraz sukniami. Przede wszystkim jednak kobiety, nawet te, które decydowały się na to dobrowolnie, były odzierane z godności. Odbierano im coś, co było zdaniem Laveny niezwykle istotną wartością. Poza godnością, zabierano im również wolność i swobodę wyboru. Pałac coraz bardziej kojarzył się Lavenie z więzieniem, złotą klatką. A kobiety decydujące się zostać kurtyzanami, były rajskimi ptakami, które z każdym dniem usychały.

Półbogini wiedziała, że jej rozmowa z faworytą zwróciła powszechną uwagę. Czuła na sobie spojrzenia reszty kobiet. Niektóre przypatrywały się jej z nieprzeniknionymi wyrazami twarzy, inne zaś z podziwem. Najwyraźniej Ailla nie była zbyt lubiana, lecz dzięki swej reputacji stała się nietykalna.

Lavena zauważyła, że jedna dziewczynka wpatrywała się w nią szeroko otwartymi oczyma. Nie mogła mieć więcej niż piętnaście wiosen. Nie rozmawiała z nikim, siedziała skulona w kącie. Kobieta podeszła do niej i schyliła się.

– Jak masz na imię? – zapytała cicho Lavena.

– Fanny, pani. – Skuliła się jeszcze bardziej w sobie, na co Lavena zacisnęła wargi. Nie chciała jej wystraszyć.

– Żadna pani. Mów mi Innes. Mogę zapytać, jak tu trafiłaś? – Starała się nadać swemu głosu delikatnego tonu. Dziewczynka smutno zwiesiła głowę.

– Moi rodzice nie żyją, a wuj ma już trzy córki i czterech synów. Oddał mnie tutaj, bym sama na siebie zarobiła. – Lavenie ścisnęło się gardło na jej słowa.

To miejsce z każdą chwilą wydawało jej się coraz bardziej przerażające. Rozejrzała się wkoło. Każda z będących tu dziewczyn posiadała urodę, przez co rodziny uznały, iż miały prawo do sprzedania ich. Lavena nie kochała swej matki, ale miała świadomość, iż ta nie zrobiłaby jej czegoś tak okrutnego. Nie pozwoliłaby jej uzależnić się od jakiegokolwiek mężczyzny, bowiem ona sama to przeżyła i wiedziała, jak bardzo to bolało.

– Wiesz, myślę, że potrzebujesz przyjaciółki. A mnie też by się ona przydała – zaproponowała po chwili namysłu Lavena. Fanny zerknęła na nią z niepewnością i nieufnością widoczną w oczach. – Będziemy sobie wzajemnie pomagać i ewentualnie wymieniać informacjami.

– Nie kłamiesz? – Przekrzywiła lekko głowę, jakby rzeczywiście się zastanawiała. Lavena pokręciła głową, patrząc dziewczynce prosto w oczy. Fanny niemal niezauważalnie skinęła głową.

Lavena musiała przyznać, iż myśl, że nie była tu samotna, dodała jej otuchy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro