Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdził 8

Trzymając mnie na rękach wyłączył telewizor i przeszedł przez ciemny pokój. Szarpałam się i krzyczałam ale nic to nie dało, go to wogule nie ruszało. Nagle on się nachylił, a ja byłam pewna że mnie upuści. Jednak tak się nie stało, zostałam położona na wielkim łóżku. Jak tylko mnie puścił chciałam uciec, ale jego ręka była szybsza. Przytrzymał mnie za ramię i sam położył się obok. Jego silne ręce oplotły mnie w tali i przyciągnął mnie do siebie tak by moje plecy opierały się o jego klatkę piersiową. 

- puść mnie! Zabieraj te swoje łapy!- krzyczałam bijąc go pięściami po dłoniach w nadziei że to coś da. 

- miałaś nie krzyczeć, księżniczko- szepnął opierając swoją brodę na czubku mojej głowy. Zamarłam na te ostatnie słowo dokładnietakmnie nazywał... 

- to ty- bardziej stwierdziłam niż zapytałam  

- tak, a teraz śpij jest trzecia w nocy- ziewnoł. Nie zasnęłam, z nerwów i nie miałam zamiaru. Cała spięta leżałam w ramionach mojego porywacza. Nie wiedziałam czy on śpi czy nie, oddycha równo, ale jego uścisk jest nadal bardzo mocny. Nie wiem kim on jest i gdzie jestem. Ani dlaczego tu jestem, wiem jedno - zostałam porwana. 

***

W pokoju powoli zaczęło się przejaśniać, a ja nadal leżałam w tej semej pozycji. Powoli rozejrzałam się po pomieszczeniu. Stare dębowe meble nadawały magicznego klimatu. Zaraz przy łóżku stoi wielką ciemna szafa z lustrem w drzwiach. Przy niej rzeźbiony regał pełen książek i drogich ozdób. Kawałek dalej stoi wielką kanapa na przeciwko kominka, a nad nim wisi duży telewizor. Podniosłam głowę by zobaczyć co jest z drugiej strony łóżka. W tedy uścisk wzmocnił się jeszcze bardziej. 

- to będę twój pokój- powiedział łagodnie i zaspany glosem nie zmienił pozycji, nadal opierał podbródek o moją głowę. Czułam że serce wali mi caraz mocniej, zaczęłam się bać że on to usłyszy. I co to ma znaczyć! Mój pokój? Ja tu nie zostane, niech on sobie tego nie wyobraża. 

- kim jesteś i czemu zostałam porwana?- Bardzo starałam się nie okazywać strachu, ale jak zwykle zdradziło mnie drżenie rąk. Chłopak zabrał swoję dłonie i usiadł, ja szybko też to zrobiłam odsuwając się jak najdalej. Dopiero teraz mogłam przyjrzeć się nieznajomemu. Na oko ma może 19 lat, jest odemnie wyszy o głowę. Ma czarne rozczochrane włosy, zjechałam wzrokiem niżej trafiając na jego ciemno niebieskie tenczówki. Przypominające burzowe chmury, dopiero po chwili się otrasnełam. Ma on ostre rysy twarzy. Z lewej strony szyji zaczyna się tatuaż węża, który znika pod czarną koszulką i pojawia się na prawej ręce. Nie umknęło mi że ma on szerokie ramiona i jest umięśniony. 

- czego ode mnie chcesz?- szepłam. Czarnowłosy wstał i zaczął się zbliżać, odrazu zerwałam się na nogi. Ale on spowrotem mnie posadził. 

- a jak myślisz u kogo twój braciszek ma długi- zaśmiał się bawiąc się moimi włosami, odwróciłam głowę by tego nie robił. 

- to Zen ma rachunki mnie w to nie mieszajcie!- krzyknęłam, a jego palce błyskawicznie i boleśnie zacisnęły się na moim podbródku. Przytrzymał go i kciukiem gładził mój policzek. 

- słuchaj- przybliżył twarz do mojej- nie interesuje mnie czy masz z tym jakiś związek czy nie, ale będziesz świetną motywacją dla brata- uśmiechnął się szyderczo. 

- wypuść mnie, nikomu nie powiem, tylko mnie wypuść- błagałam go

 - nie wypuszczę Cię, a wiesz czemu?- zapytał zadowolony, przecząco pokręciłam głową. - bo jesteś moją, księżniczko- szerzej otworzyłam oczy. Że co?! Nie nie nie to jakiś wariat... psychol....

- nie jestem niczyja!- krzyknęłam prubójąc się wyrwać z jego silnych rąk.

- owszem jesteś i miałaś nie krzyczeć- warknął ostrzegawczo. Prubowałam zabrać jego rękę, szarpałam się, nie chciałam tu być. Boże proszę żeby był to tylko sen, z które się obudzę.

- a teraz wypadałoby sprawdzić czy Zen wie o wszystkim- zaśmiał się czochrając mi włosy jak jakiemuś psu i nareszcie puścił mnie.

- tam masz łazienkę i nawet nie próbuj uciec, możesz być za to srogo ukarana- odwrócił się w stronę drzwi. 

- ile?- zapytałam nim wyszedł, nieznajomy spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. - ile Zen jest Ci winien?- naprostowałam otulajac się rękami.

 - 20000 dolarów- powiedział zimno. A ja załamałam ręce 

- Zen...- jeknełam, jak on może być takim kretynem? 

- na razie księżniczko, niedługo wrócę - rzucił mój porywacz jeszcze nim zostawił mnie samą. Chwilę nasłuchiwała, a kiedy kroki ucichły podbiegłam do drzwi i szarpnęłam za klamkę. Nic z tego, nawet nie drgnęły. Solidne zdobione drewniane drze.... Plecami odsunęłam się po ścianie, co teraz ze mną będzie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro