9. Poppy
Dajcie, proszę, znać co myślicie o tej historii :) Każdy nawet najkrótszy komentarz naprawdę bardzo motywuje do działania <3
Przez cały dzień próbowałam dodzwonić się do Walkera, jednak ten skutecznie ignorował moje połączenia i smsy. Powoli zaczynałam tracić cierpliwość, bo zajęcia z Palmer były dla mnie naprawdę ważne. A przede wszystkim byłam perfekcjonistką i po trzydziestu minutach, wcale nie czułam się przygotowana do wykonania tego cholernego projektu. Właściwie nawet nie wiedziałam, jak się zabrać za ten projekt, bo szczerze powiedziawszy był naprawdę trudny. Rysowanie ludzi i portrety, były najtrudniejszą sztuką. Jak oddać istotę człowieczeństwa? Jak uchwycić to co rozgrywa się we wnętrzu? Te pytania skutecznie uniemożliwiały mi łatwe zasypianie. Dlatego też, kilka minut po dwudziestej, kiedy odrobiłam się z materiałem, jaki zadano mi na zajęciach i przeczytałam trzy rozdziały nadprogramowej lektury na psychologię o eksperymencie Zimbardo, podjęłam odważną decyzję, która kłóciła się całkowicie z moją osobowością. Może miało to coś wspólnego z tym, że mieszkałam z Mallory, a ta najwyraźniej wyprała mi mózg, ale jakimś cudem postanowiłam ponownie zjawić się pod domem bractwa, do którego należał Walker.
Wciągnęłam na tyłek najzwyklejsze dżinsy, które już dawno przeżyły czasy swojej świetności i zarzuciłam na przepoconą już zapewne bluzkę, długi szary sweter. Miałam całkowicie gdzieś jak wyglądałam. Chciałam jedynie wyjaśnienia, dlaczego Walker mnie unikał, a tym samym nie pozwalał mi wykonać zadania. Byłam nową odważną Poppy.
Zanim zamknęłam drzwi do pokoju w akademiku, złapałam swoją ukochaną torbę i przerzuciłam ją przez głowę. Starałam się nie myśleć o tym, że serce biło mi podejrzanie szybko ze stresu, kiedy przekręciłam klucz i schowałam go do torby.
W pokoju wspólnym na moim piętrze jak zwykle kręciło się kilka dziewczyn z pierwszego rocznika. Zasiadały właśnie przed telewizorem, najwyraźniej mając zamiar stworzyć nową piątkową tradycję z romansami, bo ta sytuacja powtarzała się już któryś raz z kolei. Pomachałam nieśmiało kilku dziewczynom, nadal nie mogąc się przyzwyczaić do tego, że ktoś zdawał się być dla mnie najzwyczajniej w świecie miły. Bardzo powolutku zaczynałam myśleć, że może świat wcale nie był aż taki wredny. A przynajmniej nie wszyscy ludzie.
Zbiegając po schodach zamówiłam studencką taksówkę i miałam nadzieję, że nie zdążę odmrozić sobie tyłka, zanim nadjedzie. Przez chwilę rozważałam czy nie wrócić do akademika po kurtkę, ale doszłam do wniosku, że jeśli to zrobię to najzwyczajniej w świecie stchórzę i już nie wyjdę z pokoju. A nie chciałam być tchórzem.
W końcu po ciągnących się w nieskończoność dziesięciu minutach pod akademik podjechał samochód. Wcisnęłam się na tylnie siedzenie, szczękając zębami. Wmawiałam sobie, że to jedynie z zimna. Prawie sobie uwierzyłam, gdy dotarłam pod dom bractwa.
I przeżyłam niemiłą niespodziankę, choć patrząc na to, że był piątek, wcale nie powinno to być niespodzianką.
Imprezy studenckie nie powinny mnie dziwić, bo w końcu byłam na studiach, ale mimo to poczułam wściekłość. Przecież wyraźnie mówiłam Walkerowi, że chcę się z nim dzisiaj spotkać, bo zajęcia z historii sztuki były dla mnie bardzo ważne. Może gdyby mnie nie ignorował, mogłabym mu o tym przypomnieć. Nie mogłam uwierzyć, że olał mnie, żeby imprezować.
Zacisnęłam mocniej ręce na pasku torby i odważnie ruszyłam przed siebie. Słyszałam za sobą dźwięk odjeżdżającego samochodu, który szybko utonął w głośnej muzyce dochodzącej z wnętrza domu studenckiego. Na werandzie siedziało kilka osób rozmawiając ze sobą półgłosem i kompletnie nie zwracając na mnie uwagi, za co byłam dozgonnie wdzięczna.
Zdecydowanie nie wyglądałam, jak dziewczyna, która przyszła na imprezę. W zwykłych dżinsach i rozciągniętym swetrze, czułam się zupełnie nie na miejscu. Nie dodawało mi to pewności siebie. Nerwowo poprawiłam zwisającego na moje ramię warkocza.
Niepewnie pchnęłam drzwi wejściowe i w moją twarz buchnął smród taniego piwa, zielska i dałabym sobie uciąć dwie ręce, że niedawno ktoś zwymiotował. Wszystko to tworzyło niezbyt przyjemną mieszankę, ale zajechałam aż tu i głupotą byłoby teraz wracać. Skoro tu byłam mogłam zwyzywać Donovana.
Głośna muzyka dudniła mi w uszach, wprawiając całe moje ciało w rytmiczne drżenie. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko wyglądało tak jak ostatnim razem, kiedy byłam tutaj z Mallory. Ludzie tłoczyli się na każdej wolnej powierzchni. Na stole stojącym pośrodku pomieszczenia, tańczyły dwie dziewczyny, trzymając wysoko w ręku czerwone kubki zapewne wypełnione alkoholem. Przez chwilę zazdrościłam im tej niezachwianej pewności siebie. Gdzieś w głębi chciałam kiedyś być taką dziewczyną – tą, która potrafi odpuścić i dobrze się bawić. Wejść na stół i tańczyć tak jakby nikt mnie nie obserwował.
Zagryzłam mocno wnętrze policzka, rozglądając się dookoła. W rogu kuchni mignęła mi dziewczyna z zajęć malarstwa i jedna z koleżanek Mallory, którą niegdyś mi przedstawiła, chcąc być uprzejmą. Ale oprócz tych dwóch twarzy nie znałam tu kompletnie nikogo. Poczułam się jeszcze bardziej niepewnie i objęłam się jedną ręką, chcąc dodać sobie otuchy. Ruszyłam w głąb pomieszczenia, próbując odnaleźć Walkera. Kiedy jednak minęło dziesięć minut, a ja nadal nie mogłam go znaleźć, byłam bliska poddania się. Zamiast tego podsycałam w sobie wściekłość. Gdyby tylko odpisał na moje wiadomości, może nie byłabym taka zła. Nawet jeśli powodem, dla którego nie mogliśmy omówić projektu, była przeklęta impreza. Pewnie bym to zrozumiała, ale ta jego ignorancja doprowadzała mnie do szału.
Nie pozostawało mi nic innego jak zajrzeć do jego pokoju. Przedarłam się w stronę drewnianych schodów, usiłując przypomnieć sobie, które drzwi w korytarzu na piętrze prowadziły do pokoju Donovana. Chyba drugie po lewej. Boże, żeby to były drugie drzwi po lewej. Nie chciałam znowu natchnąć się na czyjeś nagie piersi.
– Hola, hola, mała! Gdzie to?
Wysoki brunet zatrzymał mnie, gdy dotarłam do schodów. Patrzył na mnie podejrzliwie, mrużąc lekko oczy. Nie sprawiał wrażenia zbyt trzeźwego, co potwierdził fakt, że zachwiał się lekko i musiał oprzeć się o ścianę przy schodach. Jak nic był kolegą Walkera, bo należał do klubu Przystojnych i Gorących. Ze złością wyrwałam rękę z uścisku jego wielkich paluchów.
– Łapy przy sobie – warknęłam głośno.
– Na górę wstęp tylko z towarzystwem. – Mrugnął do mnie, na co automatycznie oblałam się rumieńcem. Wkurzało mnie to, bo nie chciałam być nieśmiałą, wiecznie rumieniącą się kretynką, która zapominała języka w gębie za każdym razem, kiedy ktoś się do niej odezwał. Zwłaszcza gdy ten ktoś był atrakcyjny.
– Szukam Donovana – rzuciłam szybko i chciałam ruszyć w górę schodów, ale ręka chłopaka znowu zacisnęła się na moim przedramieniu. Serce podskoczyło mi do gardła, a dobrze znane uczucie paniki, chwyciło mnie za gardło.
Przystojniak spojrzał na mnie groźnie i mimo, że stałam na drugim schodzie a on na podłodze w salonie, nadal nade mną górował, co nie dodawało mi pewności siebie. Czułam się głupia i malutka.
– Walker jest zajęty – rzucił, szarpiąc mną lekko, tak abym zeszła ze schodów. Zachwiałam się lekko i byłam zmuszona przestawić stopę.
– Zajmę mu tylko chwilę – warknęłam po raz kolejny wyrywając rękę z jego uścisku. Uniósł obie dłonie w defensywnym geście i pokręcił lekko głową.
– Wchodzisz tam na własną odpowiedzialność, mała.
Wywróciłam wymownie oczami. Naprawdę nie cierpiałam, kiedy ktoś nazywał mnie „małą" i innymi cholernymi zdrobnieniami. Za każdym razem brzmiało to cholernie protekcjonalnie.
Czułam na sobie uważne spojrzenie nieznajomego, kiedy wspinałam się pod schodach, ale nie miałam zamiaru się odwracać. Próbowałam za to uporządkować myśli. Nie miałam pojęcia co właściwie chciałam powiedzieć Walkerowi, ale w chwili obecnej kierowała we mnie zwyczajna złość. Mógł mieć na tyle przyzwoitości, żeby mnie poinformować, że ma zamiar imprezować zamiast próbować popracować nad naszym projektem. Wystarczyło, żeby napisał przeklętą wiadomość albo odebrał ode mnie telefon. Nie zmarnowałabym całego dnia na bezczynnym czekaniu.
Na piętrze muzyka wydawała się być nieco cichsza, ale i tak czułam drżenie posadzki. Nerwowym ruchem po raz kolejny poprawiłam warkocz i licząc w myślach do trzech, złapałam za klamkę do, jak miałam nadzieję, pokoju Walkera. Gwałtownie otworzyłam drzwi, zanim miałam szansę się rozmyśleć i uciec, gdzie pieprz rośnie.
Walker siedział na skraju łóżka, obejmując ciasno jakąś dziewczynę. Dziewczyna była szczupła, a jasnobrązowe włosy zasłaniały jej twarz. Zaciskała dłonie na szarej koszulce Donovana, a ten oplatał ją jak cholerne pnącze. W pierwszej chwili chciałam wybiec i zatrzasnąć drzwi, ale przyszłam tutaj w konkretnej sprawie i cholera mój projekt był ważniejszy niż obściskiwanie się z jakąś laską. Jeśli wcześniej czułam złość, to teraz byłam najzwyczajniej wściekła.
Drzwi wydały z siebie głośne skrzypienie, słyszalne nawet pomimo głośnej muzyki. Donovan uniósł głowę znad ramienia dziewczyny i spojrzał w moją stronę.
– Poppy? – W głosie Walkera zabrzmiało zaskoczenie i z trudem powstrzymałam się, żeby nie prychnąć.
– Świetnie, czyli imprezowanie i obściskiwanie się są ważniejsze niż moje zaliczenie – syknęłam wściekła.
I od razu tego pożałowałam.
Dziewczyna odsunęła się nieznacznie od Walkera i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że wcale się nie obściskiwali. Dziewczyna była naprawdę ładna. Miała okrągłą twarz, niczym porcelanowa laleczka, co uwydatniały jeszcze uroczo zarumienione policzki. Dopiero po sekundzie dotarło do mnie, że te urocze rumieńce były efektem płaczu. Jej oczy były mokre od łez i brudne od czarnego tuszu. Pośpiesznie je otarła i pociągnęła głośno nosem, uciekając na moment spojrzeniem.
Momentalnie poczułam się głupio. Czułam się jak totalna idiotka, która zobaczyła coś czego nie powinna. Wtargnęłam z butami w czyjeś prywatne sprawy. Zagryzłam nerwowo policzek i odnalazłam wzrok Walkera. Wyglądał na zirytowanego, co podpowiedziały mi jego mocno zaciśnięte szczęki.
W ogóle mi to nie pasowało do Walkera. W moich myślach nie widziałam go z dziewczyną. Z płaczącą dziewczyną, którą pocieszał. Ale dlaczego miałby nie mieć dziewczyny? Ślicznej, płaczącej dziewczyny?
– Zaraz wracam. W porządku, Harper? – Zwrócił się łagodnie do płaczącej dziewczyny i nie czekając na odpowiedź, złapał mnie za łokieć i wyprowadził z pokoju, jak niegrzeczną pięciolatkę. Minę miał przy tym nietęgą.
Zaparłam się piętami, kiedy zatrzasnął za nami drzwi i spojrzałam na niego spod byka. Mimo tego co zobaczyłam nadal byłam zdenerwowana.
– Przepraszam, że tak wtargnęłam – zaczęłam nerwowo, wskazując dłonią w stronę drzwi.
Walker prychnął głośno.
– Ale mieliśmy się dzisiaj spotkać – dodałam szybko i nieco zbyt żałośnie, tasując go spojrzeniem.
Cholerka, wyglądał naprawdę przystojnie i nie podobało mi się to, że to zauważyłam. Szara koszulka, idealnie podkreślała jego szerokie, umięśnione barki. Ale ten wściekły wyraz twarzy w ogóle do niego nie pasował.
– Myślałem, że sobie odpuścisz. – Przeczesał dłonią czarne włosy. Wyglądał na poruszonego i nie mogłam go za to winić. Zerkał w stronę drzwi, jakby jak najszybciej chciał zakończyć naszą rozmowę i wrócić do swojej dziewczyny. – Poza tym, jestem trochę zajęty.
– Mogłeś chociaż odpisać na głupiego smsa! – syknęłam.
Pomimo tego, co zobaczyłam w jego pokoju, nadal uważałam, że zachował się w stosunku mnie nie fair. Rozumiałam, że są różne sytuacje i plany mogą się zmieniać, ale doceniałam również, kiedy byłam o tym poinformowana.
– Przystopuj, kwiatuszku. – Mrugnął do mnie, kompletnie zmieniając swoje zachowanie. – Naprawdę, za dużo desperacji.
Otworzyłam usta z oburzenia. Nie mogłam wyjść z podziwu, jakim cudem jego nastrój zmienił się jak za sprawą pstryknięcia palcami. Przecież jeszcze sekundę wcześniej był zdenerwowany, a teraz znowu był dupkiem i się zgrywał. Z trudem powstrzymałam się, żeby nie wywrócić oczami. Jakim cudem mógł tak słodko pocieszać swoją dziewczynę i jednocześnie tak się zgrywać?
– Myślisz, że nie mam nic innego do roboty tylko szlajanie się za tobą na jakiś głupich imprezach? – zapytałam, krzyżując ramiona na piersiach.
Wzruszył ramionami.
– Szczerze? – Uniósł brew i pociągnął mój warkocz. – Myślę, że nie. Nie masz.
Wzięłam głęboki oddech, czując jak złość krążyła mi po żyłach. Był zwykłym bezczelnym dupkiem. Pacnęłam go w dłoń i zrobiłam mały kroczek w tył, jednocześnie mordując go wzrokiem.
– W porządku, Donovan. Mam gdzieś co sobie myślisz. Zależy mi tylko na tym projekcie. Niektórzy z nas nie mają bogatych rodziców i wspaniałej przyszłości. Niektórzy z nas muszą sobie na wszystko zapracować. Cholernie ciężko.
– Auć! – wykrzyknął z udawanym oburzeniem, chwytając się za serce. – Słuchaj, jesteś naprawdę zdolną artystką. Weź narysuj coś, cokolwiek. Przecież to dopiero pierwszy projekt. Palmer na pewno nie oczekuje, że po kilku dniach znajomości zajrzysz mi do duszy. – Mrugnął do mnie bezczelnie. – Mam kryzysową sytuację, muszę się zająć przyjaciółką.
Zacisnęłam mocno wargi. Może faktycznie miał rację. Może byłam nadgorliwa i nazbyt panikowałam. Wszyscy mieliśmy własne życie i ktoś taki jak Walker Donovan na pewno nie będzie go podporządkowywać pode mnie. Mimo to byłam na niego wkurzona.
– Następnym razem po prostu odpisz na te cholerne smsy – warknęłam najbardziej nieprzyjemnym tonem, na jaki mnie było stać.
Walker uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi.
– Nie martw się, kwiatuszku, jeszcze ci to wynagrodzę.
Nie chciałam wiedzieć co to znaczy.
Walker zasalutował mi i nie przestając się głupio szczerzyć, zniknął za drzwiami swojego pokoju, zostawiając mnie samą na korytarzu.
Pokazałam środkowy palec zamkniętym drzwiom, zanim ruszyłam w stronę schodów.
Cholerny Donovan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro