Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Perfekcyjne opko cz. 6 [unikanie schematów]

Główny bohater „Wybraniec"

Każdy lubi czytać o bohaterach ciekawych, wyjątkowych i nieszablonowych. To nie ulega wątpliwości. Niestety w dążeniu do stworzenia niepowtarzalnej i uwielbianej przez wszystkich postaci zatracamy się w błędnym kole powielania „przeoranych" i sprawdzonych w popkulturze schematów. 

Chyba nie zliczę, ileż to razy przez moje dłonie prześlizgnęła się czy to książka, czy to opowiadanie na Wattpadzie o kolejnej Merysujce, o której pierdyliard lat temu mówiła jakaś Wielka Wyrocznia, zawiłym językiem przekazując, iż przeznaczeniem bohaterki jest ocalić cały świat. Brzmi znajomo?

Jeszcze lepiej, gdy nasz Wybraniec dowiaduje się o owym przeznaczeniu dopiero na pewnym etapie swojego (najczęściej)nastoletniego życia, które do tego momentu pozbawione było wszelkich „magicznych naleciałości". Przykłady? Bardzo proszę. „Percy Jackson", „Harry Potter", „Dary Anioła". To tylko kilka z setek zawierających ów schemat pozycji. Autorom wyżej przytoczonych książek udało wprowadzić się coś nowego, coś nieoczywistego, dlatego też „Wybraniec" świetnie się sprzedawał. Ba! Mogę się założyć, że przed „Harrym Potterem" schemat Wybrańca nie był nawet schematem, a dopiero J.K.Rowling zapoczątkowała go na taką skalę. 

Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że absolutnie każdy twór literacki zawierający takie rozwiązanie jest zły. To nie tak, że absolutnie każda postać zbudowana na takim wzorcu jest skazana na banicję w żałosne Równiny Merysujek. Grunt to poprowadzić rozwój danego bohatera tak, by czytelnik nie czuł się, jakby po raz n-ty czytał jedną i tę samą historię.

Twoja bohaterka jest Wybrańcem? Świetnie, naprawdę super. Czy dowiedziała się o tym od jakiegoś skrzata, z listu dostarczonego sową lub starej czarownicy? Jeszcze lepiej. Tylko zastanów się: czy Ty już przypadkiem nie czytałeś/aś czegoś takiego? Może spróbuj potraktować temat zupełnie inaczej? Na przykład, Twój bohater/bohaterka od dziecka wie, że jest tytułowym Wybrańcem. Nie dowiaduje się o tym nagle, po prostu żyje w tym przeświadczeniu, ale (przykładowo) nikt nie chce jej/jemu w to uwierzyć. Absolutnie nikt. Wszyscy, zamiast podziwiać i składać pokłony, wyśmiewają taką postać, drwią z niej. To brzmi już trochę ciekawiej, prawda?
A może, dana bohaterka/bohater jest świadkiem śmierci PRAWDZIWEGO Wybrańca i postanawia, skuszona/y wizją bogactwa i sławy, ukraść jego tożsamość? Wariacji jest mnóstwo, więc postarajmy się nie powielać kolejnych, takich samych rozwiązań. Nie pozwól, by przekaz Twojej historii został zdegradowany do poziomu „kolejnego, identycznego opka z kolejnym, niebotycznie wyidealizowanym Wybrańcem".

Trójkąty miłosne

Kto chociaż raz, pisząc opowiadanie z jakimkolwiek wątkiem romantycznym, nie pomyślał o wprowadzeniu trójkąta, niech pierwszy rzuci kamieniem. 

Na wstępie zaznaczam, że nie mówię tutaj o trójkątach w kontekście poligamii, a raczej rozterce głównej bohaterki (w tym podpunkcie będę odnosiła się do bohaterek, wszak głównie ich ten problem dotyczy, ale całość odnosi się również do postaci płci męskiej) rodem ze Zmierzchu.

Możliwe, że tylko ja jestem tak cięta na tego typu dylematy, ale kiedy po raz kolejny mam okazję czytać pracę, której cały wątek romantyczny opiera się na „Och, och, kogo ja biedna mam wybrać? W końcu jak patrzę na Romka, to aż mi mięknie macica, ale od Mariana mogłabym pożyczać brylantynę, poza tym jest taki słodziutki!", to aż mam ochotę potraktować swoje oczy mikserem. 

Rozumiem, aby relacja naszej bohaterki i jej księcia na białym koniu nabrała dramaturgii, warto umieścić w historii jakiegoś seksownego trolla, który zagrozi pozycji księcia w sercu owej bohaterki, ale ludzie! Czy w praktycznie każdym z takich przypadków musimy sprowadzać związku między całą trójką do problemów rozwydrzonego przedszkolaka, który to nie wie, czy do zabawy wybrać Barbie, czy Lagunę Bloom?

Jeśli już się upierasz na trójkąt w tej podstawowej wersji (samica + dwóch konkurujących ze sobą samców), to postaraj się chociaż, by cały dramat, który się między nimi rozgrywa, wybrzmiał jakkolwiek. Trzymaj czytelnika za wyimaginowany pysk, by aż do samego rozwiązania, nie miał pojęcia, kogo wybierze Twoja bohaterka! Nie faworyzuj żadnego z samców, bo przez takie podejście, praktycznie od razu odbiorca zorientuje się, z kim nasza postać zwiąże się do końca życia. 

Jeśli jednak wersja „basic" omawianego trójkąta cię nie zachęca, staraj się wykreować jak najbardziej nieoczywistą relację, na jaką stać Twoje neurony! Przykład?

Może Twoja bohaterka miota się między miłością do zamienionego w borsuka męża, a mężczyzny, do którego w związku ze swoją tragedią bardzo się zbliżyła? Może jeden z wybranków wcale nie odwzajemnia jej uczucia, ale jej serce i tak trzepocze w piersi na samą myśl o nim? Nie wszyscy przecież muszą ją wielbić! 

Jednego możesz być pewny/a. Rozterka Merysujki pomiędzy wampirem a wilkołakiem, zamiast wynieść Twoje opowiadanie na piedestał blasku i chwały, stanie się ostatnim gwoździem do jego trumny. Może i na Wattpadzie się sprawdzi, ale jeśli myślisz o pisaniu na poważnie, zrezygnuj z takiego rozwiązania.

Bad boy i szara myszka

Temat przerabiany chyba miliony razy. Mimo to ja wciąż trafiam na nowe, szalenie popularne twory zawierające wspomniany schemat. Nie widzę sensu w obszernym rozpisywaniu się o tym, ale chciałam zaznaczyć go z jednego ważnego powodu: schemat ten ma mnóstwo wariacji, co nie powinno nikogo dziwić, ale jest jeden szczególnie szkodliwy. 

„Związek z psychopatą/socjopatą" jest czymś, na co największy popyt był chyba w okolicach wejścia „Legionu samobójców" na kinowe ekrany. Dużo krytyki spadło wtedy na wyidealizowaną i stworzoną prosto pod publikę relację Jockera z Harley Quinn.

Niestety, równie wiele, a właściwie więcej, posypało się ochów i achów, jaka to nie była cudowna „niebezpieczna miłość". W mojej opinii jest to tak dalece idący eufemizm, że aż zakrawający o chorą groteskę. 

Dlaczego? Musimy ustalić sobie jedną rzecz: nikt z Was nie chciałby być w związku z psychopatą. Osoby o osobowości dyssocjalnej niezdolne są do tworzenia zdrowego, opartego na miłości, zaufaniu i szczerości związku. Psychopatia to temat rzeka. Nie chcę się w niego zagłębiać, ale jednego możecie być pewni: tego typu, toksyczne relacje są wyprute z jakiegokolwiek romantyzmu, a za każdą z nich kryje się ludzkie nie szczęście.

Apeluję więc do Was: po pierwsze, jeśli nie masz na dany temat żadnego pojęcia, nie bierz się za pisanie o tym, bo możesz narobić więcej szkody, niż pożytku. Po drugie, jeśli zależy Ci na umieszczeniu związku z psychopatą w swoim opowiadaniu, nie idealizuj go, nie pokazuj w sposób, który sugeruje, że taka relacja jest normalna. Po trzecie: wyzbądź się szkodliwości swojego przekazu. Łączy się to poniekąd z drugim punktem, ale wymaga większego wyczulenia, większej dojrzałości. Pilnuj, jak zrozumiane mogą być Twoje słowa, by nie „popłynąć" i nie zaserwować jedenastoletniej czytelniczce bajki o tym, że „łobuz/osoba chora psychicznie kocha najbardziej".

Przegadana śmierć bohaterów

Skoro już jesteśmy w smutnych tematach, nie mogłam nie wspomnień o przegadanej śmierci bohaterów. 

Tutaj krótko: ktoś podziurawiony śrutem jak ser szwajcarski, nie będzie pierniczył przez cztery strony o absolutnie wszystkim, co mu ślina na język przyniesie. To samo tyczy się tych, nabitych na miecz jak szaszłyk. Wiadomo, ludzie umierają w różnym tempie, ale zaprawdę powiadam Wam: jeśli zaserwujecie danej postaci spektakularną śmierć, a nie zgon z wygłodzenia, nie będzie ona miała czasu na opowiedzenie historii swojego życia.

Kolejnym schematem, którego warto unikać, jest coś, co niejako łączy się ze schematem „Wybrańca". Mianowicie, Wielka Przepowiednia mówiona na łożu śmierci. Kto tego nie zna? Najlepiej jeszcze, żeby dana, umierająca „wyrocznia" przekaże coś (najlepiej pradawny amulet) głównej bohaterce/bohaterowi. 

Jak tego unikać? Przede wszystkim, nie zapominać o monologu wewnętrznym albo postaci umierającej, albo postaci trzymającej pół-nieboszczyka w ramionach (ponieważ najczęściej właśnie tak to wygląda), zakładając oczywiście, że już upierasz się na spory dialog pomiędzy nimi.

Wracając – mówi się, że przed śmiercią „całe życie przebiega Ci przed oczami" lub widzisz przysłowiowe światło. Dlaczego tego nie wykorzystać? Nie zapominaj, że umierający bohater wciąż jest odczuwającą, myślącą istotą, nie zawsze przyjmującym wiadomość o swoim nieuchronnym końcu spokojnie, a nie workiem słów, które musi wypluć z siebie przed zgonem, dla popchnięcia fabuły do przodu. 

Opisz towarzyszące jemu/jej uczucia, myśli, może nawet halucynacje. Pilnuj się jednak, by nie zrobić z tego drugiej „Mody na sukces", w której to bohaterka potyka się na schodach w odcinku 1300, a dostaje w głowę wspomnieniami tak licznymi, że na ziemi ląduje w 1320.

Zmartwychwstania

Postanowiłeś/aś zabić niezwykle ważną dla fabuły postać? To świetnie! Po pewnym czasie stwierdzasz, że jednak był zbyt super, by go mordować? Jeszcze lepiej! A nie... Chwila...
To okropnie. Nie zliczę, ile to razy topiłam się w oceanie zażenowania, gdy trafiałam na takie momenty. Mogę się założyć, że po przerobieniu setek odsłon tego schematu, nawet czytając Pismo Święte, nie mogłabym powstrzymać się od pacnięcia się ręką w czoło. 

Ludzie! Pisarze! Twórcy! Wattpadowicze! Bądźmy, proszę, konsekwentni w naszych działaniach. Cytując słabego, internetowego mema: „A kto umarł, ten nie żyje", powinniśmy przy tym pozostać.

Dopuszczam jednak kilka rozwiązań, które to nie kolą w oczy tak bardzo, jak nagłe odżycie bohatera w pobliskim szpitalu (piję głównie do tego, co stało się z Jugheadem w ostatnim odcinku „Riverdale" – może niektórzy skojarzą, o czym dokładnie mówię). 

Przede wszystkim: zmartwychwstanie, a właściwie życie po śmierci (w tym przypadku) nie jest złe, gdy Twój świat zakłada jego istnienie. Przykładem może być sytuacja Magnusa z nordyckiej serii Ricka Riordana. Z ręką na sercu przyznaję, że sama z tego korzystam.

Kolejnym rozwiązaniem jest przywrócenie komuś życia, za cenę życia innej postaci, co nie sprawdzi się w naszym „normalnym" świecie, wszak jest to po prostu niemożliwe. Ważne jednak, aby ta druga postać była równie ważna, co ta już zmarła. Chodzi głównie o to, by nie umniejszać wyrokowi, jakim jest śmierć, ponieważ każda z następnych sytuacji, w których życie jakiegokolwiek bohatera będzie zagrożone, straci na znaczeniu i wypruta zostanie z napięcia.
Co jeszcze możesz zrobić? Bazować na niebanalnych rozwiązaniach i zwrotach akcji. Może Twoja postać wcale nie jest martwa? Jeśli już upierasz się, by ponownie wdrożyć ją w historię, wymyśl stojącą za jej powrotem intrygę. Odpowiedz na pytania, dlaczego żyje, dlaczego wszyscy sądzili, że jest trupem, tak, by dla czytelnika Twoje rozwiązanie okazało się prawdopodobne, wręcz oczywiste i nieszablonowe.

Monolog czarnego charakteru

Siedzisz w ciemnym, zatęchłym pomieszczeniu. Ciarki opadają całunem na Twoją brudną, poobcieraną skórę. Czujesz zimny pot perlący się na twoim karku, w nozdrza gryzie cię obrzydliwy odór rozkładu i słodkawa woń śmierci. Starasz się złapać powietrze ustami, lecz taśma klejąca nie pozostawia żadnego luzu, odrywając kolejne kawałki Twojej skóry. Pomimo palącego bólu, zaciskającego się setkami obcęgów na Twoim ciele, szarpiesz się jak ryba wyrzucona z wody. 

Grube sznury boleśnie wgryzają ci się w zakrwawione nadgarstki. Próbujesz krzyczeć, płonną nadzieją na wyzwolenie, ocierając się o najgłębsze pokłady ułudy. Mrok jednak pożera wszystkie wydawane przez Ciebie dźwięki. Kolejne łzy torują sobie drogę po okaleczonych policzkach, ale nie zważasz na to.

Wtem, do pomieszczenia wchodzi on. Największy złodupiec, Mhroczny Pan Zła, Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, ostatni boss i Twój osobisty nemezis. Patrzysz na niego z mieszanką odrazy i furii w umęczonym spojrzeniu, a on z charakterystycznym dla podobnych jemu piekielnych magnificencji złowieszczym śmiechem wyjawia Ci swój plan przejęcia władzy nad światem. Na koniec ty się uwalniasz, pokonujesz go, lądujesz w objęciach seksownej brunetki/przystojnego blondyna i w okrzykach zachwytu oddalacie się w kierunku zachodzącego słońca. 

Brzmi kiczowato, prawda? Oczywiście hiperbolizuję całą sytuację, ale chciałam dobitnie zaznaczyć, jak słabo coś takiego sprawdza się w literaturze. Nie mówię nawet o przejaskrawionym happy endzie, wszak to temat na osobny artykuł, ale o długim monologu  czarnego charakteru, który to nie wiedzieć czemu postanawia wyjawić swój budowany latami plan głównemu protagoniście, którego również nie wiedzieć czemu nie zabije tak po prostu.

Ja rozumiem, dziwne więzi pomiędzy odwiecznymi wrogami, chęć pochwalenia się własnym intelektem i przenikliwością. Ale... Czy gdyby dany villian był rzeczywiście tak inteligentny, że uchwycenie go przez całą historię jest wręcz niemożliwe, gadałby na prawo i lewo o swoich konceptach, nie myśląc o tym, że nasz protagonista może mieć jakieś asy w rękawie? Swoją drużynę, która pewnie już go szuka?

Proszę Was, dla dobra słowa pisanego i cudownych historii, które jeszcze mają szanse wyjść spod naszych piór, nie róbmy z antagonistów debili! Czytelnik sam powinien domyślać się strona po stronie, jakie to motywacje mają złe charaktery, dlaczego robią to, co robią i w jaki sposób osiągają swoje cele.

Jeśli nie piszesz satyry albo fan fiction do „Fineasza i Ferba", unikaj wrogów podobnych do dr Dundersztyca, znanego w powyższej kreskówce z wyjawiania wszystkich swoich planów i opowiadania historii swego życia największemu wrogowi. 

Po prostu daj popłynąć historii i nie powielaj wszystkiego, co pochwycą Twoje oczy, a będzie dobrze.

Dziubek od Łabondzia, życzę miłego pisania!

alissonjswan

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro