Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Krótkie cięcie #26 [nauka języków obcych]

Nigdy nie czułem się jak ktoś wybitnie uzdolniony językowo. Od zawsze nauka obcej mowy kosztuje mnie sporo pracy i tylko niektóre elementy zaczynają „wchodzić ot, tak", a to za sprawą wielu niegdyś poświęconych godzin. Jednak jest to mozolna praca, a nie wybitne zdolności. Ale może to i lepiej?

Dzięki temu, że sam muszę sporo pracować, żeby zapamiętać nowe słówka, wyrażenia, a przede wszystkim pisownię, mam sporo własnych, sprawdzonych technik nauki, które wciąż i wciąż wykorzystuję. Są też takie, o których wiem, ale sam ich nie używam, choć u innych świetnie się sprawdzają.

Może szukacie nowej metody, bo stare się nie sprawdzają lub są po prostu nudne? Dziś Jeż przybywa na ratunek! Oto kilka możliwych metod nauki języków obcych. Co poniektóre bardziej odkrywcze inne niekoniecznie, ale na pewno nie mniej skuteczne. Od zwykłego zakuwania słówek na zajęcia, po wyrabianie intuicji językowej i płynności. Jeśli jakiejś nie zawrę tutaj, a wy jej używacie, koniecznie o tym napiszcie w komentarzu, oznaczając mnie.

Nie powiem - wiele z nich wymaga chęci, samozaparcia, motywacji, wytrwałości i wysiłku, ale czyż to nie piękne, rozważać na przerwie z przyjaciółmi, czym różnią się trzy francuskie słowa na określenie skóry, a w domu znaleźć czwarte?

To co? Zaczynamy?

Zajęcia dodatkowe lub w szkole - Panie, to potrzebne w ogóle? I tak mam beznadziejną grupę, więc się nie nauczę.

Nie każdy na takie chodzi, bo też nie każdy ma jeszcze taką możliwość, żeby korzystać z dobroci nauczycieli godzących się na dodatkowe godziny (najczęściej niepłatne, chyba że uda się zajęcia podciągnąć pod jakiś projekt). Jednak póki jest ta opcja, zachęcam do tego, żebyście z zajęć szkolnych czerpali pełnymi garściami - później za wszystko będziecie płacić. Dlatego nie mówicie, że nauczycie się języka później, a zajęcia szkolne przebujacie z głową w chmurach, bo niejeden dorosły potem żałuje takiego zachowania. A i osoby, które chcą się czegoś nauczyć, a inni w grupie im na to nie pozwalają, czują się z tym źle. (A o tym, jak bardzo denerwuje mnie kilka osób z mojej grupy, to inna historia).

Jeśli macie możliwość chodzenia na zajęcia dodatkowe, żeby bardziej rozwinąć swoje zdolności lub powtórzyć opanowany już materiał, to jeszcze lepiej! Pamiętajmy, że język to przede wszystkim jak najczęstszy z nim kontakt, a jeśli chcemy przystępować do egzaminów, to dobrym sposobem jest rozwiązywanie zadań.

Co przede wszystkim dają zajęcia w grupie?

Na pewno wiele pomysłów i zgłębienie tematu. Może być tak, że dla nas i nauczyciela oczywista będzie jedna konstrukcja językowa, ale wtedy zgłosi się ktoś, kto słyszał inną i zapyta, czy w takim razie może jej użyć w tym przykładzie. Tym sposobem, jak na lekcjach robimy gramatykę, to czasami przez godzinę sprawdzimy trzy przykłady. Nasza anglistka jest prawdziwą fascynatką języka, więc zawsze rozważamy, która opcja jest bardziej poprawna i rozpatrujemy subtelne różnice. Często mówimy, czy użycie jakichś konstrukcji wymiennie - nawet jeśli gramatyka na to pozwala bez żadnych ograniczeń - zostanie odebrane dokładnie tak samo przez rodzimych użytkowników.

Dla mnie to jest główną zaletą pracy w grupie, nawet tak dużej, jak dwudziestoosobowa - każdy ma swój pomysł.

Za każdym razem, gdy ktoś zrobi błąd (nawet najprostszy), nauczycielka przypomina nam zasadę, dlaczego tak ma być lub powtarza, że coś jest kolokacją, więc czy tego chcemy, czy nie, musimy powiedzieć tak, a nie inaczej. Oznacza to, że nawet jeśli ja nie jestem pewien, jak zrobić przykład, ale strzelę dobrze, to ktoś inny może go zrobić źle, więc i ja się dowiem, dlaczego dobrze strzeliłem. W naszym przypadku działa to często, nawet jeśli odpowiedź jest poprawna, ale podchwytliwa, oraz zadania są typu „ABC". Nauczyciel z pasją to skarb!

Oprócz tego, że w grupie mamy więcej pomysłów i pytań, („bo na filmie, a w Internecie..."), to każdy przoduje w czymś innym. Jedni są świetni w czytaniu, inni dobrze rozumieją teksty słuchane, a jeszcze inni płynnie mówią. Dzięki temu nauczyciel skupia się na różnych elementach, a nie tłucze z nami jednego i tego samego, „bo ostatnio to gorzej poszło". (Możemy być świetni w czytaniu, ale jeśli ktoś to zaniedba, to jego zdolności spadną).

To kilka zalet pracy w grupie, szczególnie jeśli nauczyciel i grupa jest aktywna. Kiedy grupa wykazuje mniej chęci - wiem z autopsji - może być trudniej, jednak wciąż z lekcji można wiele wynieść. Podręcznik może nie jest tak porywający, jak dyskusja z nauczycielem (u nas na angielskim zdanie: „A ja sądzę, że to może mieć negatywny wydźwięk, bo słyszałem tam i tam", to już standard), ale również jest źródłem wiedzy, a w szkole ma go każdy. Zawsze można poprosić o materiały dodatkowe, czy motywować grupę do działania, choć zachęcanie do czegokolwiek rówieśników nie należy do najprostszych.

Jeśli grupa przejawia chęci, ale brak ich u nauczyciela, to ma się ochotę napisać, że nadzieje stracone, ale, ale! Pamiętajmy, że nie tak nie jest. Po pierwsze - nauczyciel też człowiek, może po prostu obudziliście się, kiedy ma gorszy okres w życiu i potrzebuje chwili? Pokażcie mu, że warto na was poświęcić czas. Ludzie cieszą się, kiedy z ich pomocą inni coś osiągają, nawet jeśli sami się do tego nie chcą przyznać. Pokażcie więc takiemu nauczycielowi, że grupa jest chętna do pracy, może poproście go o jakieś materiały?

A jak ów nauczyciel wciąż nie chce was uczyć języka (chociaż teraz to już jest dla mnie hipotetyczne - nie wyobrażam sobie nauczyciela, który opierałby się tak zmotywowanej grupie!), to... Nie okłamujmy się, w każdej szkole są nauczyciele, którzy budzą strach, i nauczyciele, z którymi się załatwia sprawy oraz obgaduje innych pracowników. Spróbujcie zaproponować, żeby wasz ulubiony profesor pogadał z tamtym lub przedstawcie sprawę wychowawcy. Po takich zabiegach żadna grupa (która będzie oczywiście chętna do współpracy!) nie pozostanie zapomniana.

Jeśli zaś czujesz się jednostką zagubioną w klasie nieuków językowych - spróbuj poprosić o zajęcia dodatkowe lub materiały, które możesz przerobić w domu. Lub właśnie ucz się samemu, ale poproś o sprawdzenie, czy rady. Nauczyciel westchnie raz czy drugi, spojrzy na stos innych klasówek, ale naprawdę - to cieszy, jak ktoś chce się uczyć (brzmię jak jakiś nauczyciel, może moje matematyczne dzieci wywróżyły mi przyszłość?).

Skoro omówiłem temat nauki języka obcego w grupie (a w sumie ma to zastosowanie na wszystkich przedmiotach) i udowodniłem, że nie istnieje coś takiego jak brak możliwości nauczenia się języka w szkole (przy odrobinie chęci własnej), to czas najwyższy przejść do tematu zajęć indywidualnych. Wiele osób, szczególnie współcześnie, chodzi na pozaszkolne zajęcia z języków obcych. Niektórzy preferują zajęcia w grupie (na pewno jest wtedy niższy koszt oraz zalety wypisane wyżej), inni wolą być na nich samemu.

Ogólną zaletą zajęć dodatkowych jest to, że jeśli nie odpowiada nam nauczyciel czy grupa, to możemy zrezygnować i poszukać innego kursu, na którym lepiej się odnajdziemy. Można także lepiej dostosować poziom, a jeśli znajdziemy się w dobrej grupie, to na pewno będą tam również inne zmotywowane i pełne zapału osoby.

Z tego wszystkiego wynika, że warto uczyć się w grupie, ale co w takim razie z zajęciami indywidualnymi, które pobiera wiele osób, szczególnie w ramach korepetycji?

Również są one bardzo dobrą metodą nauki, zwłaszcza jeśli ktoś ma problem z materiałem bieżącym w szkole. Gdy na zajęciach jest się samemu z nauczycielem, wtedy ma on czas, aby zwrócić uwagę na najsłabsze strony i ćwiczyć je tyle, ile się da. Może dostosować program oraz przynieść materiały, które najbardziej pomogą danemu uczniowi. Oprócz skupiania się na niwelowaniu niedociągnięć, taki nauczyciel może pomóc nam jeszcze bardziej rozwinąć to, w czym jesteśmy dobrzy. Poza tym lepiej się przygotowujemy, bo mamy pewność, kto zostanie zapytany na następnych zajęciach oraz jest większa motywacja, aby się na nich pojawić.

Kolejnym rodzajem zajęć dodatkowych są te z native-speakerami, wiele osób poleca tak zainwestowany czas oraz pieniądze. Przede wszystkim rodowity użytkownik języka ma do niego inne podejście - intuicyjnie wie, co ma jaki wydźwięk, i nie popełnia zbyt wielu błędów; bądź co bądź, lektorzy powinni prezentować wysoki poziom języka. Najczęściej błędy przez nich popełniane to te, które są ogólnie akceptowane w społeczeństwie tak jak u nas sławetne: „w każdym bądź razie", „włanczać", czy też nieprawidłowe użycie „bynajmniej". Osoby odpowiednio przygotowane do nauczania obcokrajowców swojego języka, zdają sobie sprawę z tego, co może w nim okazać się kłopotliwe.

Przykładowo Anglicy zdają sobie sprawę z tego, jak absurdalna jest wymowa (jak przeczytalibyście słowo ghoti? - bez oszukiwania i czytania w Internecie o tym! - Na końcu artykułu odpowiem, co jest w tym podchwytliwego). Dlatego podkreślają, że wszędzie mówi się nieco inaczej oraz chętnie poprawiają, jeśli przez przypadek zmieniamy znaczenie słowa, tak samo wiedzą, że użycie niektórych połączeń wyrazowych po prostu nie funkcjonuje w języku, także również są w stanie to wskazać.

Oprócz tego, jeśli chcemy o coś zapytać lub uzgodnić szczegóły na przykład następnych zajęć, z Polakami często nas kusi, aby robić to po polsku. Czy też tłumaczenie trudniejszych zadań albo słówek - często robi się to nie w tym języku, którego się uczymy (przez swojego rodzaju blokadę jest to dla nas nienaturalne).

Na zajęciach z obcokrajowcem czegoś takiego nie ma, bo dla niego uzgadnianie wszystkiego w jego języku jest normalne oraz często nie zna on, w naszym przypadku, polskiego na tyle dobrze, żeby się nim swobodnie porozumieć i ustalić coś ważnego, więc zajęcia naprawdę odbywają się wyłącznie po angielsku. Czasami trzeba też wyjaśnić rzeczy nieoczywiste, rozpoczynają się dyskusje na temat kultury w innych państwach, więc okazuje się, że musimy konstruować zdania, o których tak na co dzień byśmy nie pomyśleli. A i przy okazji mamy informacje o tradycjach z pierwszej ręki, a nie z podręcznika.

W przypadku rozmowy z rodzimym użytkownikiem języka możemy mieć pewność, że albo nie popełnia kalek językowych, albo są one w jego kraju powszechnie używane (tak jak nasze „zrobić komuś dzień" czy „dokładnie" źle użyte) lub są już powszechnie akceptowane, bo czasem brakuje słów niebędących kalkami albo stają się już zapożyczeniami. Uczącym się pomaga to w nauce języka takim, jakim on jest, bez składania pokracznych zdań i tłumaczenia dosłownego związków frazeologicznych, które najczęściej w obcych językach nie mają tego przenośnego znaczenia. Na takich zajęciach poznaje się właściwe dla języka powiedzenia i idiomy.

Podsumowując, zajęcia z rodowitymi użytkownikami języka lub czas spędzony z osobą nierozumiejącą po polsku może naprawdę pomóc w doskonaleniu języka, a przede wszystkim zdjąć blokadę językową.

Podręczniki, gramatyki, repetytoria i inna makulatura

Z zajęciami zawsze kojarzą się przerabiane materiały - repetytoria, gramatyki i tak dalej. Na rynku jest naprawdę wiele takich książek, a nam pozostają pytania: czy opłaca się za nie zabierać, jak wybrać podręcznik dla siebie, są przeznaczone jedynie dla grup czy również do samodzielnej pracy?

Ile osób, tyle odpowiedzi, szczególnie jeśli chodzi o konkretne tytuły - sam mam stos podręczników wyłącznie do języków, a nie jestem filologiem.

Wszystko zależy od tego, czego chcemy się uczyć. Przed zakupem warto najpierw przejrzeć podręcznik (jeśli jest dostępny stacjonarnie w księgarni lub obejrzeć rozdziały dostępne w Internecie). Niektóre książki skupiają się na gramatyce, inne na słownictwie, inne mają sporo zadań słuchowych; wybór zależy od tego, co chcemy przerabiać czy to w domu, czy na zajęciach.

Oczywiste jest, że wady i zalety podręczników wychodzą podczas pracy nad nimi, jednak można zwrócić uwagę na to, czy jest klucz odpowiedzi (jeśli chcemy pracować w domu lub czy są wskazówki dla nauczyciela do nieoczywistych przykładów). Można także przejrzeć, czy podręcznik podoba nam się pod względem graficznym, bo w końcu zawsze przyjemniej pracuje się na czyś, co jest dla nas ładne, czy ilustracje są wyraźne, a teksty dobrze sformatowane.

W podręcznikach, które skupiają się na gramatyce, warto sprawdzić, czy jest dużo przykładów, które pokazują wszystkie opcje i sprawią, że na testach nic nie ma prawa nas zaskoczyć. Z własnych doświadczeń polecam takie podręczniki, które mają przejrzysty podział zagadnień, a i z tyłu bywają przydatne powtórzenia gramatyki. Dobrze, aby gramatyka nie była chaotyczna, a raczej, żeby w jednym temacie skupiała się na jednym zagadnieniu, które omawia w całości (jeśli chcemy poziomu zaawansowanego, w przypadku niższych poziomów niektóre rzeczy mogą być jeszcze zbyt trudne). Dobrze, żeby znajdowały się tam zarówno zadania na ćwiczenie budowy na przykład czasu, jak i na dobór odpowiedniej konstrukcji do zdania, czyli przykłady łączące w sobie wszystkie podpunkty z danego działu.

Jeśli chcemy się skupić na nauce słuchania, to dobrze byłoby, gdyby książka zawierała nagrania dostępne także dla uczniów i skrypty.

Można znaleźć wiele książek dedykowanych pod egzaminy, na przykład pod FCE lub egzaminy Cambridge na innych poziomach. Wtedy warto, żeby w książce było dużo przykładów i zadania tego typu, jakie występują na egzaminie, a także przykładowe testy. Dobrze jest sobie znaleźć przykładowe egzaminy do zrobienia, ale także już rozwiązane, aby zobaczyć, jak na przykład oceniane są wypowiedzi pisemne lub jak wypełnić kartę odpowiedzi.

Podręczniki szkolne powinny w sobie łączyć wszystkie elementy nauki, a to, którego z nich może być najwięcej, zależy od grupy. Z tyłu mogą mieć krótkie podsumowanie lub jak u mnie - dodatkowe czytanki z ciekawym słownictwem (na przykład u dentysty), tabelkę z czasownikami nieregularnymi, zebranie czasowników frazalnych oraz wyrażenia przyimkowe. Brakuje mi nieco zebrania kolokacji oraz frazeologizmów, które pojawiają się w książce, żeby ułatwić naukę, albo ich rozszerzenie, ale ponoć nie można mieć wszystkiego. Pozostaje więc przysiąść i zrobić takie podsumowanie samemu.

Gotowce - zakuwać, ale jak?

Pewnie nie raz, nie dwa, spotkaliście się z tym, że ktoś, ucząc się gramatyki, zapamiętywał frazy typu: „not olny plus inwersja" lub „if past simple plus would". Inni za to zapytani, jak poprawnie użyć conditionala szybko w myślach powiedzą sobie „If I were you, I would buy this pair of jeans".

Każdy z nas ma inną metodę i każdy powinien odkryć, czy woli zapamiętywać formułki gramatyczne jak równania matematyczne, czy woli gotowe zdania, czy chce zrobić pięćdziesiąt przykładów i w ten sposób to zapamiętać.

Warto, jak to się mawia, ryć na blachę? To zależy od nas samych oraz tego, co zamierzamy wryć. Jeśli są to zdania, które zakuwamy, ale ze zrozumieniem, więc wiemy skąd się który element bierze i potrafimy je potem przekształcać, to wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zdecydowanie gorzej, jeśli ktoś zakuwa bez zrozumienia i potem nie potrafi gotowego zdania przekształcić na swój przykład - wtedy mija się to z celem.

Ale czy ma sens powtarzanie wierszy lub gotowych czytanek i zapamiętywanie ich zdanie po zdaniu? I tak, i nie - sądzę, że powinniśmy między takimi zabiegami wyważyć proporcje i zdać się na własne techniki nauki, a także poziom naszego języka czy wymagania nauczyciela.

Plus jest taki sam jak w przypadku gotowych zdań - często coś, co dobrze obryliśmy, pamiętamy przez długie lata, nawet gdy nie używamy języka, więc gotowa wypowiedź może pomóc szybciej wrócić do używania go. Jednak należy też nauczyć się swobody i układania własnych zdań na bieżąco, jedynie z planem (jeśli ma być to odpowiedź z czytanki). Nasza nauczycielka zawsze chce, żebyśmy te wypowiedzi sobie napisali i zawarli w nich ładne konstrukcje typu inwersje, a potem nie zakuwali ich tak, że jeśli zapomnimy jednego słowa, to koniec, tylko się nauczyli, kiedy co i jak chcemy jej opowiedzieć na ten temat. Wydaje mi się to dobrym sposobem, więc jeśli wasi nauczyciele was nie proszą o konstruowanie własnych wypowiedzi na bieżąco, opowiadanie o tekście, to spróbujcie poćwiczyć sami w domu! To coś zupełnie innego przeczytać zdanie w podręczniku, a samemu go użyć; zupełnie inaczej zapada w pamięć i mózg potrafi je inaczej przetworzyć.

Klasyczne powtórki - o nauce słówek słów kilka

Zmora wielu uczniów - kartkówki ze słówek. Ale czy one naprawdę muszą być takie złe? Czy w tym przypadku są inne sposoby niż klasyczne zakuwanie?

Słówka to potęga, bez nich trudno o jakąkolwiek komunikację; gramatyka dopiero w połączeniu ze słownictwem daje nam możliwość swobodnej rozmowy. Słówka można kojarzyć, można zmyślać dzięki wyczuciu językowemu, można po prostu pamiętać przez częste używanie lub słyszenie na filmach albo zakuć.

Osobiście lubię od czasu do czasu przepisać (ręcznie) słówka z tłumaczeniem w drugiej kolumnie, zasłonić te, których się uczę, i powtarzać, a potem sprawdzać, czy dobrze zapamiętałem. Nieco nudna i oklepana metoda, ale jaka skuteczna. W ten sposób zapamiętane słówka zostają w głowie naprawdę na długo, a inne metody nauki tak naprawdę opierają się na niej. Jest czasochłonna, ale czyż nie taka jest cała nauka języka obcego?

Są oczywiście nieco inne, bardziej rozbudowane metody nauki, które zaprezentuję w następnych częściach artykułu.

Młodzież i telefon, ale czy tylko do gier?

Na rynku możemy znaleźć wiele aplikacji czy stron Internetowych do nauki języków obcych, a o tym, jak dobrym nauczycielem jest Internet sam w sobie, za momencik.

Zacznijmy od kilku aplikacji, które pozwalają na poprawienie naszych stopni w szkole czy ogólną znajomość języka.

Na pewno dobrą aplikacją jest Quizlet, gdzie można zarówno tworzyć własne zestawy, jak i uczyć się z już gotowych, nie tylko słówek! Metodą powtórek możemy poznać także pierwiastki chemiczne, dopasowywać flagi do państw i tak dalej, wystarczy tylko stworzyć odpowiedni zestaw do nauki. Aplikacja oferuje naukę na kilka sposobów. Pierwszy z nich to popularne fiszki (najpierw wyświetla się „przód" lub „tył" w zależności od ustawień, a po kliknięciu druga strona). Można wtedy odsłuchać generowanej automatycznie wymowy - dlatego ważne jest ustawienie odpowiedniego języka - oraz zaznaczenie kłopotliwych słówek gwiazdką.

Istnieje także tryb nauki, który polega właśnie na powtarzaniu słówek. Przewija się tam w formie testu kilka słówek na „turę", a „gra" trwa tak długo, aż nie nauczymy się wszystkich słówek z danego zestawu. Najpierw wybieramy odpowiedź jedną z czterech (czyli mam u góry napisane „dog" a pod spodem cztery opcje „kot, pies, żaba, królik" i mam wybrać tę dobrą). Są również pytania sprawdzające pisownię, czy w formie fiszek, możemy to zmienić w ustawieniach, gdzie da się również zaznaczyć, czy chcemy, żeby generator mowy czytał słówka podczas nauki.

Kolejną zaletą aplikacji jest to, że jeśli wpisujemy słówka, to daje nam propozycje po wprowadzeniu początkowych liter, co przyspiesza tworzenie zestawów. Dalej możemy tworzyć swoje klasy ze znajomymi, wtedy oni będą mieć dostęp do słówek tam umieszonych, czy robić zestawy prywatne, do których tylko my mamy dostęp.

Jeśli jednak chcemy, żeby każdy mógł skorzystać ze słówek, które sobie wprowadziliśmy do aplikacji, można pozostawić zestaw widoczny dla wszystkich, aby wyszukiwarka aplikacji mogła go udostępnić tym, którzy szukają już gotowych zestawień. Dużą zaletą jest także to, że możemy pozostawiać innym możliwość edycji, czyli ktoś może poprawić nasze ewentualne literówki. Taką możliwość można pozostawić albo tylko sobie, albo wszystkim, albo klasie, dla której ma być widoczny zestaw.

Co za tym wszystkim idzie, nie musimy sami tworzyć list słówek, a poszukać już jakichś gotowych. Sprawdza się to, szczególnie jeśli nie wiecie, jakie słówka mielibyście wprowadzić do aplikacji, a po wpisaniu w wyszukiwanie na przykład „matematyka angielski" dostajemy wiele gotowych zestawień tych słówek - wystarczy wybrać ten najlepszy dla siebie! Należy jednak pamiętać, że są one tworzone przez różnych ludzi, zarówno nauczycieli, jak i uczniów, więc mogą się tam przewijać błędy


Drugą aplikacją, z której przez pewien czas korzystałem, jest Memrise. Nie posiada tak rozbudowanej opcji tworzenia klas, ale są kursy utworzone przez właścicieli aplikacji (większość języków jest dostępna po angielsku), gdzie od podstaw możemy poznawać słownictwo. W tych kursach słówka są czytane przez native-speakerów, jednak w innych kursach nie ma możliwości posłuchania wymowy. Są opcje powtórkowe oraz dzienny cel, czyli ile czasu na naukę mamy każdego dnia poświęcić. W menu po lewej stronie są nasze kursy. Ładnie zaprojektowana, przejrzysta aplikacja z wieloma funkcjami podobnymi do Quizlet i bardziej rozbudowaną formą nauki.

Gdy dopiero poznajemy nowe słówka, aplikacja pokazuje nam po dwa, później je utrwala i dopiero wtedy tworzy mini-test z nimi wszystkimi. W oficjalnych zestawach co jakiś etap można przeprowadzić rozmowę z botem w tym języku na temat, z którego słówka właśnie poznawaliśmy.

Memrise na pewno bardziej przyciąga dzieci niż na przykład Quizlet, bo ma ciekawą grafikę, przykładowo nasze słówka są kwiatkami, które co jakiś czas trzeba podlać, czyli sobie przypomnieć. Daje też możliwość konkurowania z naszymi znajomymi - kto się więcej nauczył, a kto lepiej, a kto zdobył więcej punktów.


Aplikacji do nauki na komórkę jest naprawdę bardzo, bardzo dużo, a ja sam korzystałem jedynie z dwóch. Można zainstalować oficjalną aplikację wydawnictwa Edgard, jednak za ich fiszki dostępne online należy zapłacić. Słyszałem również o takich aplikacjach jak Duolingo i inne.

A wy, znacie jakieś ciekawe aplikacje do nauki nie tylko słówek?


Ktoś się kiedyś zastanawiał, jak wygląda Wattpad po francusku?

Jednak współczesny świat daje nam jeszcze więcej możliwości i aplikacje nie są jedynym, do czego możemy wykorzystać telefony. Jak być może zauważyliście, jeśli śledzicie moje konta, językiem mojego telefonu nie jest język polski. Przez parę lat był to angielski, teraz ewoluował we francuski. Wydaje się, że to nic, bo przecież i tak patrzę wyłącznie na ikony, ale jednak widzę, że pomaga mi się to oswoić z językiem, dzięki czemu korzystanie z niego staje się naturalne.

Skoro i tak co parę minut patrzę na napisy po angielsku czy francusku, to przestawienie się na ich używanie nie jest dla mnie aż tak trudne. Przy okazji może nas to nauczyć zapisu niektórych szczegółów, na które normalnie nie zwracamy uwagi; na przykład forma zapisu dnia tygodnia różni się w poszczególnych językach.

Ponadto można się w ten sposób nauczyć słówek, o których tak normalnie gdzieś nie myślimy, bo wydają się oczywiste, ale czy na pewno takie są? A wyobraźcie sobie, że czasami sama zmiana języka jest skuteczniejsza niż kody na odblokowywanie ekranu, bo ludzie czują przerażenie, jeśli nie rozumieją. Dodatkowo ostatnio zauważyłem, że bardziej się skupiam na komunikatach, które mi się pojawiają. Po polsku wszystko było takie oczywiste i ignorowałem je, jednak teraz czytam je choćby po to, żeby się samemu sprawdzić i przyznam się, że korzystanie z telefonu to nagle jest wyzwanie.

Widzicie różnicę, w zapisie daty i dnia tygodnia? Przy okazji odkryłem, że można ustawić sobie na telefonie śląski...

Teraz już nasze komórki zostały przestawione na hiszpański, a pamięć jest zarzucona aplikacjami do nauki japońskiego, możemy się skupić na tym, co najczęstsze, czyli nauce dzięki mediom społecznościowym i temu podobnym.

Któż z nas nie przegląda co jakiś czas Instagrama lub Twittera? Któż z nas nie śledzi znanych gwiazd lub amerykańskich youtuberów? Wbrew pozorom czytanie ich wpisów to również świetna lekcja języka (w tym przypadku najczęściej angielskiego). Może nie zawsze jest to idealny, literacki język, ale właśnie ten używany na co dzień, pełen skrótów i powiedzeń.

Niemal zapomniałem o samych grach komputerowych, gdzie możemy zarówno rozmawiać z innymi użytkownikami z całego świata, jak i większość czy to dialogów, czy poleceń i opisów znajdziemy w nich po angielsku. Informatyka sama w sobie to kopalnia słówek z angielskiego. Z pewnością wielu z Was potrafi więcej, niż mogłoby się wydawać.

Kolejnym sposobem lubianym przez wielu z nas na naukę są filmiki na YouTubie. Nie tylko te nagrywane w innych językach, ale również traktujące o języku samym w sobie - jak przykładowo kanał „Mówiąc inaczej" czy „Po cudzemu", gdzie Arlena wyjaśnia wiele zagwozdek językowych w angielskim nurtujących uczących się i podaje ciekawostki. Wszystko jest przedstawione w interesujący sposób, a co najważniejsze - poparte przykładami.

Skąd się wziął klej na lodówce? Dlaczego etykieta jest pomazana flamastrem?

Często słówka zapamiętujemy przez częste ich powtarzanie, bo albo pojawiają się wciąż na naszej tablicy, albo widzimy je za każdym razem, gdy spojrzymy na lodówkę.

Ta metoda jest często polecana, gdy języka mają się uczyć małe dzieci i uczą się słów takich jak „szafka" czy „biurko". Polega ona na przyklejeniu do odpowiedniego przedmiotu kartki z odpowiednikiem w obcym języku. Wtedy, widząc ten przedmiot, widzimy również słowo, dzięki czemu łatwiej je zapamiętujemy.

Jednak można również zmienić metodę i na przykład na lodówce powiesić kartkę „afflatus - wena", bo w końcu to tam często zaglądamy, a może i wena nie ma nic wspólnego z lodówką, ale słowo zostanie szybko zapamiętane.

Kiedyś na etykietach napisy znajdowały się w różnych językach, na przykład po francusku czy angielsku, a w czasach PRL-u wiele osób dostawało paczki z napisami po niemiecku. Teraz to się nieco zmieniło i często języki na etykietach są dopasowane do rejonu, w którym sprzedawany jest dany produkt, więc na wielu rzeczach w Polsce jest to słowacki czy czeski, którego mało kto się uczy, bo zdecydowanie popularniejsze są właśnie języki zachodu.

Nie zmienia to faktu, że jeśli kupimy produkty, na których etykietach będzie język, którego się uczymy, możemy stamtąd uczyć się słówek. W końcu nietrudno zauważyć, że na opakowaniu płatków można znaleźć takie słowa jak zboże czy płatki (zaskakujące, prawda?), a od częstego powtarzania ich, łatwo zapamiętamy.

Oprócz tego sprawdzenie na danym produkcie, jak się on nazywa w danym kraju, jest często szybsze i skuteczniejsze niż używanie tradycyjnego słownika i bardziej wiarygodne niż tłumaczenia w Internecie, bo należy uważać na tak zwanych fałszywych przyjaciół lub kilka wersji mających subtelne różnice czy inne pochodzenie regionalne. Na szczęście świadomość językowa rośnie, dzięki czemu nikt nie robi już dosłownych kalek z języka polskiego („thank you from the mountain"), a słowniki podają odpowiednie tłumaczenia. Teraz każdy z nas sprawdzi, jak jest lakier do włosów jako wyrażenie, a nie z osobna lakier - do - włosów. Wyobrażacie to sobie? „Can I have a varnish for hair, please?"

Bez skojarzeń, a może lepiej z?

Jak często wypowiadana fraza: „ale bez skojarzeń, zboczuchy". Może jednak czasami warto pozwolić sobie na kojarzenie czegoś z czymś, niekoniecznie w nieodpowiedni sposób.

Ja nieraz zagadnienia gramatyczne kojarzę z przykładami, na których nauczycielka nam je tłumaczyła, a słówka z sytuacjami, w których ich sam użyłem lub z dziwnymi momentami, kiedy nagle je usłyszałem.

Za to do dziś pamiętam, jak już dawno, dawno temu, uczyłem się podstawowych pierwiastków chemicznych. Pb czyli ołów, został dla mnie ołówkiem pobocznym, dzięki czemu miałem i OŁÓWek i PoBoczny. Mimo że niejeden wzór pierwiastka z mojej jeżowej głowy już umknął, to ten pozostanie jeszcze na długo i będę o nim wnukom opowiadać, bo to cała historia. Na tej samej zasadzie dokładnie pamiętam, jak wyglądała moja kartka do nauki alfabetu i gdzie się czego nauczyłem.

Dlatego często oferuje się przy nauce słówek skojarzenia z nimi związane, aby jedno słowo kojarzyć z innym czy to w obcym języku, czy w ojczystym, czy w tym samym... Metod jest wiele, a każdy z nas ma jakąś swoją ulubioną.

Można kojarzyć je właśnie z obrazami, dźwiękami, zapachami, ale innymi słowami.

Kartonik pełen mniejszych kartoników

Czyli nauka słówek przez fiszki.

Osobiście lubię tę metodę, która - teraz was zaskoczę - polega na powtarzaniu. Z jednej strony kartonika mamy słówko po polsku (chyba że nie jest to polska wersja fiszek), a z drugiej słówko w języku, którego się uczymy wraz z przykładowym zdaniem. Na niektórych możemy także znaleźć wymowę.

Są nie tylko fiszki ze słownictwem dopasowanym do poziomu, ale również z fałszywymi przyjaciółmi, slangiem czy idiomami.

Osobiście, uczyłem się z fiszek, robiąc klasyczne powtórki, ale żeby nie tracić czasu, w tym samym momencie robiłem ćwiczenia... Potem przeszedł mi zapał do fiszek i znów jestem kulką, no ale kto nie lubi puszystych kulek? Morał z tego taki, że naukę z fiszek da się śmiało łączyć z innymi zajęciami.

Można również spróbować innych metod powtórki, takich jak tworzenie pociągu słów - do jednego dokładamy takie, które zaczyna się na tę samą literę, co poprzednie kończyło. Da się również stworzyć mapę myśli i do jednego słowa dokładać te, które nam się z nim kojarzą.

Jeśli chcecie się pouczyć z kimś, to możecie nawzajem się odpytywać (uczą się wtedy obie strony) lub wylosować kilka kartoników i ułożyć z nich śmieszną historię. Warto też spróbować pobawić się rymami i zapamiętać słówka parami lub spróbować przeprowadzić rozmowę używając wyłącznie przykładowych zdań albo starać się, aby w każdym zdaniu znalazło się co najmniej jedno słówko z powtarzanych. Lub rozmawiać tak długo, aż wszystkie nie zostaną użyte.

Metod jest naprawdę wiele, a ogranicza nas jedynie nasza pomysłowość.



A jakby to powiedzieć po niemiecku?


Kolejną, już krótszą do omówienia, a bardzo skuteczną metodą jest ciągłe używanie języka. Zauważyłem, że mając już jakiś poziom, nie jesteśmy świadomi, ile potrafimy powiedzieć, dlatego warto co jakiś czas spróbować sobie w głowie układać przykładowe rozmowy lub zdania, a może i próbować tłumaczyć dane frazy.

Często jest tak, że w szkole czy na zajęciach nie poznajemy życiowych słówek, dlatego potem nagle, gdy już jesteśmy zmuszeni, żeby na przykład kazać komuś przestać dłubać w nosie, jesteśmy zaskoczeni i ogarnia nas stres, bo niemożność powiedzenia czegoś, co się chce, zawsze jest w jakiś sposób dołująca.

Dlatego warto czasami, nawet gdy nie jest to konieczne, zastanawiać się „a potrafię powiedzieć o w języku, którego się uczę?". Jeśli okaże się, że nie, można sobie takie słówko lub wyrażenie zapisać do sprawdzenia na później, a potem ono samo wskoczy na miejsce.

Myśl, myśl, myśl...

Bezpośrednio z powyższego akapitu wynika moja ulubiona metoda, bardzo cicha i prosta, a mianowicie - próba myślenia w obcym języku. Jeśli ktoś tego jeszcze nie próbował, może to zabrzmieć dziwnie, inni mogą być wystraszeni, że przecież nie dadzą rady wszystkiego sobie ułożyć w głowie w nie swoim języku! Jednak spokojnie, myślenie ma to do siebie, że jest o wiele prostsze i bardziej elastyczne niż mówienie.

Jeśli nie znamy jakiegoś słowa, to często i tak nasze myśli pędzą szybko, są nieco bezładne, jeśli się nie skupiamy, na tym, żeby myśleć ładnie (czasami się zastanawiam, czy aby na pewno nie jestem jedynym jeżem na ziemi, który praktycznie zawsze myśli pełnymi zdaniami, a przynajmniej jak coś sobie tłumaczy...). Dlatego nieznajomość słów czy konstrukcji gramatycznych nie jest problemem, bo możemy „wtrącać" słowa po polsku czy w jeszcze innym języku, który znamy, a nikt nie będzie miał nam tego za złe.

Oprócz tego myślenie pozwala na późniejsze czucie się swobodnie podczas prawdziwej rozmowy, bo staje się to naturalne, a wszystko jest „przećwiczone". Podobnie jak w przypadku tłumaczeń, pozwala nam to na znalezienie wyrażeń, nad którymi warto się zastanowić, żeby później je sprawdzić.

Porozmawiajmy!

To dość oczywisty punkt, o którym każdy doskonale wie, ale ilu z nas się do tego stosuje? Często mamy wymówki - nie mam zajęć z nativem, nie znam żadnych obcokrajowców, czy nie każdy tak jak ja prowadzi wewnętrzne monologi, żeby gadać do siebie.

Spróbujcie przekonać znajomych, żeby - może nie za każdym razem, jeśli nie są chętni - ale od czasu do czasu pogadać po angielsku (czy innemu). Da to korzyści wam wszystkim, nie bójcie poprawiać się nawzajem, jeśli usłyszycie błędy u kogoś innego. Częste rozmowy pozwalają zdjąć blokadę językową, dzięki czemu jest nam łatwiej, kiedy już naprawdę musimy użyć języka czy to w rozmowie z kimś, kto nie rozumie po polsku, czy nawet na egzaminie.

Dziwniej może zabrzmieć mówienie po angielsku do psa, czy chomika, choć powiem Wam, że pies mojej siostry ma ciekawą minę, jak już zaczynam, a potem się to rozprzestrzenia. Moja starsza siostra chętnie się włącza w nasze psie rozmówki (które potem przechodzą na normalne rozmowy jeży) i co jakiś czas dyskutujemy po angielsku, może nie tak często, jak ja bym chciał, ale zawsze coś.

Za to moja młodsza siostra nie ma jeszcze tak wysokiego poziomu, żeby płynnie mi odpowiadać, mimo wszystko ja mówię do niej po angielsku dość często i staram się układać w miarę proste zdania, przede wszystkim unikam wyszukanego słownictwa. Mała zawsze się broni, ale jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że wszystko rozumie, a nawet potrafi odpowiadać.

Jak więc widać na przykładzie, jest to bardzo skuteczna rozmowa, która pomaga nie tylko mojej siostrze, ale także mi - w końcu otwieram się na język, a żeby jej nie wprowadzać w błąd, bardzo pilnuję zarówno gramatyki, jak i wymowy, a do tego utrwalam sobie podstawy, które na pewnym etapie są już rzadko używane (tak, w zeszłym tygodniu, zapomniałem, jak są skarpety po angielsku).

Ponadto ciągłe używanie prostego słownictwa nie jest złe, bo nigdy nie wiemy, na jakim poziomie będzie nasz rozmówca. Zdarzają się sytuacje, kiedy my chcemy powiedzieć coś wyszukanym językiem, a okazuje się, że obcokrajowiec nas nie rozumie, bo on sam jest na niższym poziomie. Znam też dużo historii, kiedy ktoś myślał, że angielski tej osoby jest dość ubogi (a potem okazało się, że to Szkot) lub chciał się popisać przed znajomymi wyszukanym słówkiem, a ci zaczęli się śmiać, bo nikt tak nie mówi.

Jeśli macie możliwość, aby rozmawiać czy to z kimś z wymiany, czy może przez Internet, to świetnie! Jeśli ta osoba nie zna polskiego, to jeszcze lepiej, bo ani nie będziecie mogli wtrącać, ani używać polskich słów tylko ze zmienionym akcentem.

Jest aplikacja na telefon Bottled, która pozwala nam na chatowanie z ludźmi z całego świata, w języku, w jakim tylko chcemy. Wystarczy założyć konto, napisać kilka słów o sobie oraz jakim językiem się posługujemy i szukać osób o podobnych zainteresowaniach!

Polecam również mówienie, jeśli druga strona nie rozumie ani słowa. Pamiętam, jak na koloniach dzieci nie chciały słuchać, kiedy mówiliśmy, że idziemy na spacer, więc zagroziłem im, że będę mówił po francusku, a jeśli oni czegoś nie zrozumieją, to im się dostanie (nie wolno bić dzieci, pamiętajcie). Nie wierzyli mi, więc zacząłem mówić bardzo płynnie i szybko, ale... Mówiłem, że nie rozumiem, że mówię po polsku i angielsku, pytałem, czy jesteście gotowi, zacytowałem kilka fraz z piosenek. Czyli użyłem kilku wyuczonych i wyćwiczonych zdań niekoniecznie mających razem sens. Ale efekt był, bo dzieci się przestraszyły, że nie rozumieją (wiedziały, że nic im nie zrobię, no ej), a ja sobie powtórzyłem wymowę i poczułem motywację, żeby się jeszcze więcej uczyć i ćwiczyć, a w mojej głowie szybko powstały zdania, których trzeba by się nauczyć, bo mogą się kiedyś przydać.

Oui, bien sûr !

Wtrącenia to dla niektórych sposób na denerwowanie znajomych (dla mnie), ale także świetna okazja do nauki (na przykład dla mnie - O! czyli dwa w jednym!).

Brzmi to może trochę śmiesznie, a polski jest wystarczająco zaśmiecony, ale przyznam, że na chacie na Discordzie wtrącałem très bien na tyle często, że w końcu nauczyłem się, że ten akcent nad e jest w lewo, a nie prawo, bo po prostu za każdym razem to sprawdzałem, żeby w razie czego się nie ośmieszyć... I właśnie tu jest przewaga ciągłych wtrąceń - że najczęściej sprawdzamy ich zapis i wymowę, żeby się nie ośmieszyć, gdybyśmy ich źle używali, a co za tym idzie, w końcu uczymy się poprawnego zapisu n'est-ce pas ?

Nowa płyta oraz kilka słów o niej

Tak samo, jak warto przeglądać social media gwiazd (teraz już nikt nie będzie mógł wam zarzucić tracenia na to czasu), tak samo warto jest oglądać z nimi wywiady. Można z tego się nauczyć i słownictwa, i konstrukcji językowych, a przede wszystkim osłuchać się z żywym językiem. Lektorzy mają wszystko wyćwiczone i mówią bardzo poprawnie, za to z gwiazdami różnie bywa i czasami mają dziwne akcenty lub angielski jest ich drugim językiem.

Tak samo warto poznawać teksty piosenek i rozumieć je. Użyte w nich słownictwo i konstrukcje mogą się na przydać zarówno na testach, jak i w codziennej rozmowie.

Osobiście lubię też tłumaczyć. W sensie bawię się w to może od sierpnia i średnio mi idzie, ale cóż, tłumaczenie My Chemical Romance to nie powinno być zadanie dla początkującego. Często, jeśli chcemy dobrze zrozumieć jakiś tekst, okazuje się, że trzeba poszukać znaczeń idiomów czy odwołań do popkultury, ale w obrębie danego kraju. Czasami musimy też poszperać w poszukiwaniu dokładnego znaczenia lub pomyśleć nad żartem językowym. To wszystko pomaga wyrobić intuicję i jest po prostu dobrą zabawą.

Wyjście do kina czy kolejny serial w samotności?

Oglądanie, oglądanie, oglądanie, to jeszcze komuś trzeba tłumaczyć?

Nie dość, że przyjemne, to jakże użyteczne. Dzięki kontekstowi muzycznemu oraz obrazowemu zrozumienie aktorów okazuje się o wiele prostsze.

Jeśli boisz się, że nie zrozumiesz filmu, zawsze można zacząć od wersji z napisami czy to po polsku, czy w języku, w którym oglądasz. Nie bój się oglądania bajek, każdy od czegoś zaczynał, język ojczysty też poznaliśmy między innymi w ten sposób.

Ptasie radio

Słuchacie czasami czegoś, czego kompletnie nie rozumiecie? Nie mam teraz na myśli filmów czy seriali z punktu wyżej, w nich zawsze coś zrozumiemy z samego obrazu. Co jednak z radiem w tle lub audiobookiem?

Często mi polecają tę metodę, mówiąc: „może i nic nie zrozumiesz, ale osłuchasz się z językiem". Cóż, ja próbuję, i powiem wam, że wbrew pozorom, to coś daje, bo jak się skupiam, to wychwytuję pojedyncze słówka, a melodia języka staje się dla mnie po prostu naturalna. Jak już wiem, jak coś powiedzieć, albo czytam, to brzmię dość naturalnie (przynajmniej porównując mój francuski do innych, bo w przypadku angielskiego siedzi we mnie to przeświadczenie, że i tak jestem gorszy i mam polski akcent, więc tak zostaje; wiele z tych rzeczy zwanych „swobodą językową" siedzi gdzieś głęboko w głowie, niestety).

Ostatnio pomyślałem sobie, że fabułę Małego Księcia czy Mikołajka znam, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sobie ów francuski podszkolić. Byłem zaskoczony, że tyle zrozumiałem. A skoro ja coś zrozumiałem, to wy też dacie radę! Dlatego jak macie górę naczyń do zmywania, nie bójcie się puścić w Internecie czy to audiobooka, czy radia, czy nawet jakiegoś dobrego musicalu, z którego piosenki możecie później śpiewać z przyjaciółmi.

„Lubisz czytać, nie? Przeczytaj piątą książkę."

Nie zabijajcie mnie, proszę, ale czytanie jest sposobem na wszystko! Tyko, jak czytać? Tłumaczyć, nie tłumaczyć, czytać książki, gazety, komiksy, opowiadania w Internecie?

Cóż, wszystko.

Przy tłumaczeniu możemy się nauczyć wielu wyrażeń i potem je powtarzać na zasadzie tradycyjnych słówek. Jednak czytając bez tłumaczenia, jeszcze bardziej wyrabiamy swoją intuicję, a słówek uczymy się przez częste powtarzanie ich w kontekście.

Na czytaniu książek skupiamy się inaczej niż na czytaniu artykułów, również styl ich pisania jest zupełnie inny, więc warto czytać i to, i to. Za to komiksy podpowiadają nam obrazami.

Czytanie w Internecie niesie za sobą ryzyko, że w tekście będzie dużo błędów, bo spójrzcie, jak niektórzy rodowici Polacy znają swój język, a po angielsku pisze każdy. Dlatego warto sprawdzić, czy na przykład opowiadanie wygrywa konkursy i na początku nie starać się aż tak odkrywać cudnych nowości, dopóki nie mamy pewności, że nasz poziom jest na tyle wysoki, że nie przejmiemy nieprawidłowych konstrukcji od kogoś innego.

Myślę, że czytać należy na każdy ze sposobów, nie tylko dlatego, że to ważne na wszelkich maturach i innych egzaminach, ale czytanie ze zrozumieniem choćby na stronie Internetowej jest ważne w życiu codziennym.

Światełko w tunelu

Widzę przed nami światło. To znicze.

Metod jest wiele, ale jak zmotywować się do tego, żeby je wcielić w życie i żeby aż tyle czasu marnować na naukę języka?

Warto postawić przed sobą cel, dość jasny i wyraźny. Czyli jeśli jeszcze nie zaczęliście nauki języka, to nie mówicie sobie „za pół roku będę mieć poziom C1", bo jest to po prostu trudne - nie wątpię, że są osoby, dla których nie byłby to problem - jednak wielu innych osób cele niemożliwe do zrealizowania nie zachęcają, a wręcz przeciwnie. Dlatego dobrze jest poznać swoje możliwości, nie tylko talent, ale też czas, który możemy włożyć w naukę i postawić przed sobą własny cel. Nie taki jak przyjaciel z ławki, tylko wyjątkowo i egoistycznie skupić się wyłącznie na sobie.

Może to być egzamin poziomujący, ale nie tylko. To może być przeczytanie książki, zrozumienie filmu czy swobodna rozmowa z koleżanką, a nawet piątka ze sprawdzianu!

A teraz obiecane wyjaśnienie wymowy słowa ghoti. Dlaczego by nie przeczytać go tak samo, jak klasycznej ryby?

Teraz pewnie wszyscy myślą, że jestem geniuszem językowym, a ja się ledwo przedstawić umiem... No, nic, pozostaje wcielić własne słowa w życie.

Nie męczący Was już dłużej, a wracający do francuskiego

NikodemJeż


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro