Krótkie cięcie #25 [wpływ obserwacji życia na pisanie]
Jestem stworzeniem leniwym. Zazwyczaj piszę artykuł na temat, na który już coś wiem albo który mnie z jakichś powodów osobiście interesuje. Niniejszy artykuł jest wyzwaniem, gdyż temat dostałem odgórnie. A ściślej mówiąc, wybrałem go sam z listy gotowych tematów - Wpływ obserwacji życia na pisanie.
Muszę przyznać, że wybrałem akurat ten także z wygodnictwa. Moje pisanie polega głównie na relacjonowaniu wydarzeń, które miały miejsce w moim życiu, sytuacji z pracy, anegdot moich przyjaciół. Stwierdziłem więc, że wiem całkiem sporo i mimo że nie „czułem" tematu, byłem przekonany, że sobie poradzę. A potem trafiłem w mojej ulubionej księgarni na książkę Tunel z gołębiami Johna le Carre, o którym już wspominałem przy okazji gatunków kryminałów. Autor ten pisze świetne kryminały szpiegowskie, bo... sam pracował w MI5 i MI6. Zacząłem ją czytać i okazało się, że te wspomnienia pisarza-szpiega są odpowiedzią na moje wątpliwości dotyczące artykułu. W sumie mógłbym ją Wam streścić i całkiem nieźle wyczerpałaby zagadnienie przydatności obserwowania życia dla pisarza. A już na pewno takie streszczenie byłoby szalenie interesujące i o wiele ciekawsze niż to, co ostatecznie stworzyłem.
Zacznijmy od tego, jak powinienem ugryźć ten temat. Co się tak naprawdę pod nim kryje? Jest tak ogólny, że można go rozumieć na miliard sposobów, i tak, czy chodzi o to, że pisarz w twórczości odmalowuje życie, a może, że życie jest impulsem do pisania? Życie może rozczarowywać, obserwowany świat może zawodzić i zabijać w pisarzu chęci czy „wenę". A może pod wpływem życia i śledzenia rzeczywistości pisarz może się zmienić, dojrzeć, zdziecinnieć, zgorzknieć lub odkryć w sobie afirmację życia? I o czym ja mam pisać?!
Ernest Hemingway, dając początkującym pisarzom rady, powtarzał, że uważna obserwacja życia jest kluczowa, by dobrze pisać. Twierdził, że należy nie tylko patrzeć, ale też słuchać, że pisarz musi dostrzegać to, co dzieje się pod powierzchnią wydarzeń, czyli motywy, uczucia. Czy my, wattpadowi pisarze, to potrafimy? Ilu z nas naprawdę przytoczyło kiedyś sytuację ze swojego życia, jako przygodę swojego bohatera? A przecież każdy może znaleźć taką anegdotę. Gdy byłem kiedyś na wakacjach z moją byłą dziewczyną w pewnym egzotycznym kraju, spotkałem się z ciekawym zjawiskiem najróżniejszych nagabywaczy, którzy chodzili po plaży i proponowali wygrzewającym się turystom różnorakie usługi. Jak taki Donut Man z barcelońskiej plaży, który nawet wystąpił w teledysku Shakiry. Ci, których my spotkaliśmy, byli mniej uroczy, a bardziej nachalni.
Pewnego dnia do mojej dziewczyny podeszła kobieta i bezceremonialnie zaczęła gładzić ją po nagiej skórze nogi.
- Uuuu... No, no, lady... - odezwała się łamaną angielszczyzną, podkreślając i przeciągając głoskę „r" oraz kręcąc z dezaprobatą głową. - Verrrry hairrry! - Pogroziła jej palcem i wskazała na mnie. - He doesn't like it! No, no, lady...
Okazało się, że pani przeprowadza szybkie depilacje na miejscu. Podziękowaliśmy jej i odeszła, szukając innej „zarośniętej" klientki, a my śmialiśmy się z tego i z owłosionych nóg mojej dziewczyny do końca wyjazdu.
Ta historia przydarzyła się naprawdę, ale czy nie pasuje do jakiegoś opowiadania? Jest zabawna, krótka i barwna, dobrze wykorzystana może pomóc podkreślić charaktery bohaterów czy ich wzajemne relacje. Może być zaczątkiem kłótni lub wręcz przeciwnie -zbliżenia bohaterów. Może budować tło, nadać kolorytu miejscu, które opisujemy.
A wiecie, jak młody Orwell zdecydował o tym, że zostanie pisarzem? Napełnił szklankę wodą, wypił i popatrzył przez okno, a w głowie zadźwięczały mu słowa: „Napełnił szklankę wodą, wypił i popatrzył przez okno"[1]. Według Orhpana Pamuka w Orwellu opowiadacz tkwił cały czas, zmieniając na słowa wszystko, czego doświadczał [2]. Jestem pewien, że większość z nas, czasami nawet nieświadomie, też tak robi. Czy stojąc w kolejce, zastanawiacie się czasem, po co ten facet przed Wami kupuje humus i tofu? Nie wygląda na miłośnika wege. Ja potem całą drogę do domu, niosąc zakupy, wymyślam rozwiązanie. Tak właśnie wpływa na nas obserwowanie świata. Gdybym był zadowolony z rezultatu, po dotarciu do domu szybko bym zapisał, do czego udało mi się dojść. Pamuk ładnie to ujął, dużo ładniej niż ja - „W nas i między nami nieustannie słychać szept opowieści, którego obecność od czasu do czasu sobie uświadamiamy". Amos Oz nazywa pisarza „kieszonkowcem", który podkrada cudze historie, domyśla się ciągu dalszego, wypełnia ledwo zarysowane kontury narracji i prowadzi postaci w nieznaną stronę. A taki kieszonkowiec pracuje w ludnych miejscach: właśnie w kolejce, na stadionie, w parku, w autobusie itp.
Ale nasze życie, życie innych osób nie musi stanowić tylko materiału uzupełniającego, ubarwiającego książkę. Może stanowić jej jądro, całą fabułę, a i bohatera możemy oprzeć na naszych doświadczeniach. Czasem będzie z tego shot, a czasem epopeja. Świetną metodę, którą polecam i Wam, znalazł czeski pisarz Josef Skvorecky. Narzekał, że jego przyjaciele, znajomi oraz nawet nieznajomi, wiedząc, czym się zajmował (zmarł w 2012 r.), ciągle opowiadali mu jakieś historie. Przyznawał, że miało to dla niego pewien urok i nawet je zapisywał z zamiarem późniejszego wykorzystania, ale niestety w większości przypadków nie były dobrym materiałem. Więc kiedy zaczął myśleć o nowej powieści, postanowił wypróbować nową metodę: „Zanotowałem na kartkach papieru tak wiele momentów z mojego życia, ile potrafiłem. Potem rozrzuciłem te kartki na podłodze w kuchni, padłem na kolana i przez kilka dni układałem je w różne ciągi narracyjne. Następnie przepisałem wszystko na maszynie w porządku, jaki wyłonił się z kuchennego chaosu, zakasałem rękawy i zabrałem się do pracy [czyli pisania - przyp. Autora]". Jest to na pewno powieść w pewnym sensie autobiograficzna, ale przecież my możemy do tego użyć nie tylko własnych przeżyć, ale też np. przyjaciela, ojca, babci, kogoś, kto może nam opowiedzieć coś ciekawego. Ja bardzo żałuję, że nie poświęciłem więcej czasu na dowiedzenie się czegoś o życiu moich dziadków, którzy obaj już nie żyją, a odeszli, kiedy byłem już dorosły. Pamiętam urywki ich opowieści, które są tak niezwykłe i nieprawdopodobne, że aż trudno uwierzyć, że przydarzyły się komuś, kogo znałem osobiście. Obaj przeżyli wojnę, w biedzie i chłodzie, ale również, jak to dzieci, beztrosko. Za to mój pradziadek uciekł z sowieckiego pociągu, którym go wywożono na Sybir. Miałem w rodzinie naocznych świadków tych wydarzeń, ale byłem za głupi, by rozumieć tego wartość.
Impulsem do napisania książki była za to sytuacja, która przydarzyła się pisarzowi Paulowi Austerowi. Pewnego dnia w jego domu zadzwonił telefon, gdy odebrał, ktoś zapytał go, czy to Agencja Pinkertona (słynna amerykańska agencja detektywistyczna - przyp. Autora). Auster odpowiedział, że to pomyłka. Następnego dnia otrzymał taki sam telefon i znów zaprzeczył, ale odwieszając słuchawkę, pożałował, że nie odpowiedział „tak" i nie dowiedział się, kim jest dzwoniący. Czekał na trzeci telefon, ale nigdy nie nastąpił. Co więc zrobił? Napisał książkę, w której bohater otrzymuje trzeci telefon i przyjmuje zlecenie. Ta historia natchnęła mnie do refleksji, czy i mnie nie przydarzyło się w życiu coś, co mogłoby otwierać nową opowieść albo inicjować fabułę. Pewnie tak, choć teraz na gorąco nic nie przychodzi mi do głowy. Po chwili mi się przypomniało, że jedna z moich koleżanek z poprzedniej pracy marudziła, że ma numer telefonu podobny do numeru proboszcza, jakiejś śląskiej parafii i bardzo często dostaje telefony od parafianek poszukujących księdza. I bywają nawet oburzone, że telefon śmiała odebrać jakaś kobieta!
Jak widać historie, czyhają na nas wszędzie. Swietlana Aleksiejewicz mówi, że wszystkie jej książki wyłaniają się z rozmów, długich i licznych, z opowieści, których wysłuchuje. W jakim więc stopniu możemy posiłkować się czyjąś historią? Zróbmy takie ćwiczenie. Otwieram portal informacyjny i wybiorę jakiś news, może nie pierwszy, ale jakiś chwytliwy.
Dwa samochody, jeden kluczyk. Dziwna sprawa zaginionej pralki.
Kobieta i mężczyzna zakupili pralkę, a potem włożyli ją do bagażnika i wrócili kontynuować zakupy. Po ponownym wyjściu na parking zorientowali się, że pralka zniknęła z bagażnika. Wezwali policję. W tym samym czasie do sklepu zadzwonił mężczyzna, informując, że w jego bagażniku pojawiła się pralka i nie należy do niego. Okazało się, że na parkingu obok siebie stały dwa bardzo do siebie podobne pojazdy. Nie dość, że były tej samej marki i tego samego koloru, to - o dziwo - do obu pojazdów pasował ten sam kluczyk. Niezwykłe, prawda? A znalazłem to w kilka minut.
Możemy zmienić bohaterów, zamiast pralki dać coś bardziej krępującego lub osobistego, lub komicznego. Czy tak nie mogą poznać się nasi bohaterowie? A może jakiś niezbyt ogarnięty złodziej schowa łup do czyjegoś samochodu? Ta z życia wzięta historia jest idealnym materiałem wyjściowym do stworzenia fabuły. A jak nam ktoś zarzuci, że to zbyt nieprawdopodobne, możemy mu rzucić w twarz twarde fakty!
Stephen King w „Jak pisać? Pamiętnik rzemieślnika" przedstawia całą drogę, jaką przeszedł jako autor i podaje wiele anegdot z dzieciństwa, młodości i dorosłości, gdy zaobserwował coś i się czymś zainspirował. Np. jego matka kolekcjonowała szczęśliwe znaczki, takie naklejki, które po zebraniu odpowiedniej ilości można było wymienić na jakiś prezent (coś jak nasze Świeżaki). Od lizania tych znaczków i przyklejania ich do kuponów, język barwił się jej na zielono. Młody King, widząc to, postanowił napisać opowiadanie o podrabianiu znaczków. Jego bohater zajął się produkowaniem tych naklejek w piwnicy, bo jego mama była ich zapaloną fanką. Odkryła, że można za nie dostać wszystko, dowiedziała się, że za jedenaście milionów znaczków może nawet otrzymać dom. Jej syn, Roger, musiał więc wyprodukować i polizać ich aż tyle, a jego język, usta i nawet zęby farbowały.
Jakaś drobna skaza na charakterze członka naszej rodziny lub nasza wada może być inspiracją dla ciekawej opowieści. Ja, na przykład, zbieram obsesyjnie gazetki z Lidla, wyszukując promocji, potem te gazetki leżą, zajmując miejsce i gdy jest ich już naprawdę dużo, wynoszę je hurtowo. Mój ojciec zawsze wypakowywał zakupy na stół, zanim je schował do szafek. To była pozostałość po komunie, kiedy w sklepach nic nie było, a teraz cieszy się z tego, ile może kupić. Nasi bohaterowie nabiorą głębi, staną się bliżsi naszym czytelnikom, gdy wyposażymy ich w fobie, wady, maniery i zwyczaje. A podpatrzeć je możemy wszędzie.
Obserwując świat i przelewając go na papier, możemy uczynić go rzeczywistym, namacalnym albo przepuścić go przez jakąś wybraną przez nas soczewkę. By stał się bardziej mroczny, bardziej sielski, stworzyć jego odbicie, negację. Ale by osiągnąć zamierzony cel, musimy poznać ten, który zamierzamy przekształcić. Bez znajomości świata, reguł nim rządzących, bez „życia" niewiele w naszej opowieści umieścimy. Merce Roddoreda, hiszpańska pisarka, pierwszą książkę wydała po pięćdziesiątce. Gdy była młoda naczelny barcelońskiego dziennika La rambla, powiedział jej - „Chce pani pisać? To najpierw proszę żyć!" I ona to zrobiła i jak twierdzi, „żyła niebezpiecznie". Oczywiście ja Was nie namawiam do podejmowania jakiegoś ryzyka dla pisania, choć już wysunięcie pół stopy ze swojej strefy komfortu, może przynieść nieoczekiwane rezultaty. Pamiętajcie „Niebezpiecznie wychodzić za własny próg, mój Frodo".
Mistrzem takiego ryzyka dla pisania jest właśnie John le Carre. W wieku 33 lat porzucił karierę w tajnych służbach (rozpoczął ją jako nastolatek), mając już na koncie literacki sukces. Ze swoich doświadczeń korzystał na każdym kroku, opisując świat szpiegów i wykorzystując swoje kontakty do poszukiwania nowych historii, robienia reaserchu i poznawania niezwykłych ludzi, a nazwiska, jakimi rzuca w swoich wspomnieniach, zwalają z nóg. „Z tajnego świata, który kiedyś znałem, próbowałem uczynić teatr dla tego szerszego świata, w którym wszyscy żyjemy - najpierw wyobraźnią, potem potrzebą odwzorowania rzeczywistości. Później znowu zaczyna pracować wyobraźnia i wreszcie można zasiąść za biurkiem, przy którym teraz siedzę"[3]. A le Carre czerpał z tego świata garściami, przykładem tego jest jego sztandarowa książka Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg (po ang. Tinker, tailor, soldier, spy), zekranizowana w gwiazdorskiej obsadzie (w George Smiley'a wcielił się Gary Odlman, do tego Colin Firth, Tom Hardy, Benedict Cumberbatch, John Hurt, Mark Strong, - wszyscy w jednym filmie!) pod tytułem Szpieg. Opowiada ona o sowieckim krecie w MI6, na wysokim stanowisku. Cała intryga oraz postać podwójnego agenta była wzorowana na Kimie Philby'm i George'u Blake'u, którzy byli największymi w historii brytyjskich tajnych służb zdrajcami. A skala ich zdrady i poziom szkód, jakie wyrządzili, nie da się określić. Za to w Morderstwie doskonałym, pisarz umiejscawia akcję w szkole z internatem i jak sam mówi - „tło wziąłem z Sherborne, gdzie byłem uczniem, i z Eton, gdzie uczyłem". Prościej, przynajmniej na początku pisarskich zmagań, napisać o znanych nam miejscach, najlepiej takich, które możemy w każdej chwili odwiedzić, by coś sobie odświeżyć, niż wymyślać jak wygląda australijskie szkolnictwo. Oczywiście dobry reaserch może naprawić problem, ale ten artykuł dotyczy obserwowania życia, reaserchem zajmę się kiedy indziej.
Pisząc Małą doboszkę, autor inspirował się swoją siostrą aktorką teatralną i telewizyjną Charlotte. Główna bohaterka tej książki to także aktorka o imieniu Charlie zwerbowana przez izraelskiego szpiega do zagrania w Teatrze Rzeczywistości. Le Carre podszedł do zadania poważnie i postanowił odbyć tę samą podróż, którą odbywa bohaterka. I tak doszło do tego, że Sylwester 1981/1982 autor spędził z Jasirem Arafatem. Sam wspomina, że impulsem do stworzenia postaci bądź fabuły są niezwykłe spotkania. (Serial Mała doboszka, na podstawie ww. książki, tegoroczna produkcja dostępna na Canal+)
Osobiście dla prowadzenia takich szeroko zakrojonych obserwacji polecam zabieranie ze sobą jakiegoś małego notesu i długopisu lub robieniu notatek w telefonie czy innym elektronicznym urządzeniu, które mamy zawsze ze sobą. Moje postacie bardzo często wypowiadają takie „ukradzione" podczas obserwacji zdania. Podobnie czynił le Carre, który wspominał „uwielbiam pisać w drodze, robić notatki na spacerze, w pociągach, w kawiarniach, a potem pędzić do domu i napawać się tymi skarbami"[4]. Twój tata zrobił koszmarną pomyłkę, myląc jakichś celebrytów? I rozbawił Cię tym do łez? Twojego czytelnika też rozbawi, więc wykorzystaj to! Nie bój się czerpać z otaczającej nas rzeczywistości, bo to ona jest podwaliną wszystkich opowieści. Ktoś Cię zaskoczył ciętą ripostą, wyjdź do korytarza i szybko ją zapisz, a nuż się przyda! Niech Twój bohater zabryluje później w towarzystwie.
Nie od dziś wiadomo, że istotą każdej opowieści jest konflikt. Uproszczając, konflikt fabularny to sytuacja, w której jedna osoba bardzo czegoś pragnie, a druga ma cel odwrotny lub chce uniemożliwić osiągnięcie celu przez tę pierwszą. Szukajmy konfliktów w naszym życiu, w życiu naszych przyjaciół, rodziny oraz wśród obcych. Nie musimy opisywać konfliktu na Bliskim Wschodzie, ale antagonizmy pomiędzy sąsiadami? Możemy to przełożyć nawet na graniczące ze sobą mocarstwa w naszym świecie fantasy.
Oczywiście, najczęściej czytelnicy chcą czytać o historiach, które mogłyby się wydarzyć, a nie wydarzyły. To znaczy, że nasza historia nie może w 100% odzwierciedlać sporu sąsiadów, może się na niej opierać, ale powinna zostać wypełniona wieloma innymi rzeczami, czerpanymi z innych źródeł, także z naszej wyobraźni. Do tego znalezienie własnego stylu, sposobu pisania itp. To wszystko składa się na sukces, ale jak mówił Grzegorz Kozera, dziennikarz i prozaik, „dla pisarza, poza codzienną obserwacją życia czy poza podróżami, podstawową nauką jest czytanie książek".
Nie pozostaje nam nic innego, jak zostać takim szpiegiem literackich inspiracji. „Szpiegostwo i powieściopisarstwo są dla siebie stworzone. I jedno, i drugie wymaga dobrego oka do ludzkich występków i do najróżniejszych dróg, którymi chadza zdrada [albo konflikt - przyp. aut.]"[5]. Wydaje się Wam, że to trudne? Wcielić się w szpiega? Wg le Carre, każdy nastolatek ma w sobie coś ze szpiega.
Czytając Szkołę szpiegów, czyli, jak reklamuje ją wydawca, podręcznik dla szpiegów KGB, natrafiłem na kilka ciekawych pomysłów czy technik, które mogą być przydatne dla nas pisarzy. Na przykład: „Przyjrzyj się osobie, która cię interesuje. Zwróć uwagę na wyróżniające ją cechy. To może być wszystko: wysokie czoło, niezwykły kształt nosa lub ucha, szeroko lub wąsko rozstawione oczy, dołeczek w podbródku, pieprzyk, blizna. Teraz wymyśl historię, która połączy imię tej osoby z wyróżniającą ją cechą. Aby lepiej zapamiętać historię i osobę, której dotyczy, zastanów się, czy podoba ci się ta cecha. Dlaczego tak lub, dlaczego nie?"[6]. Przekładając to na nasz warsztat pisarski, skupcie się w tramwaju lub kolejce do sklepu na jednej konkretnej osobie, znajdźcie cechę, która odróżnia ją od innych w miejscu, w którym się znajdujecie. Dajcie jej imię i historię związaną z tą cechą, może jest tak szczupły, bo nie ma na jedzenie, może ma bliznę, bo stoczył walkę bokserską? Zastanówcie się, czy to powoduje, że byłby protagonistą czy antagonistą, a może współczujecie mu lub Was obrzydza. Ważne, byście się zastanawiali, jak reagujecie na te cechy i historie, bo emocje są istotnym elementem opowieści. Trenujcie często, a jestem pewien, że z czasem zaczniecie spotykać swoje gotowe postacie na ulicach.
Wskazana przeze mnie książka, daje też sposób na tworzenie „werbalnego opisu", który nam pomoże stworzyć sugestywny opis naszej postaci lub po prostu ją zbudować. Agenci, używając tej metody, łatwiej zapamiętują dane osoby, szczególnie w sytuacji, gdy przechowywanie zdjęcia jest zbyt niebezpiecznie, np. ze względu na inwigilację agentów obcych wywiadów. Podręcznik dla szpiegów przedstawia punkty, na których bazuje współczesny system opisu słownego:
• Cechy anatomiczne (wygląd, wiek, płeć itp.),
• Cechy dynamiczne (postura, ekspresja mimiczna, sposób chodzenia),
• Cechy wyróżniające jednostkę (blizny, brakujące części ciała, ubytki),
• Cechy dodatkowe (ubiór, charakterystyczne akcesoria, fryzura itp.).
„Nie chodzi o to, aby dowolnie opisywać wygląd czyjejś twarzy czy sylwetki - dla każdej cechy należy wybrać określony parametr. Przykładowo: czoło można opisać jako cofnięte, proste, wypukłe"[7]. Mam dla Was ciekawe ćwiczenie. Dobierzcie się w parę z przyjacielem, bratem czy kimkolwiek i spróbujcie opisać sugestywnie, używając tej metody, waszego wspólnego znajomego. Opisujcie tak długo, aż Twój przyjaciel zgadnie, o kogo chodzi. W ten sposób nauczycie się, jak tworzyć postaci, by były łatwe do wyobrażenia i czytelnik miał przeświadczenie, że może takiego bohatera spotkać na ulicy.
Spodobało mi się jeszcze jedno zadanie dla kandydatów na agentów i chyba sam je zastosuję wkrótce. „Wszyscy wchodzimy codziennie w mnóstwo przelotnych, powierzchownych interakcji - z taksówkarzami, urzędnikami pocztowymi, ekspedientkami, fryzjerkami, pracownikami ochrony. [...] Poświęć chwilę na rozmowę z przygodnie poznaną osobą i spróbuj wywnioskować, jakie są jej zainteresowania. Utnij sobie pogawędkę z kierowcą taksówki i namów go, by podzielił się z tobą ciekawymi historiami ze swojej pracy. Zapytaj fryzjera, gdzie uczył się swojego fachu. Zagadnij sprzedawcę w sklepie, chwaląc jakość towarów na półkach. Dobrym pretekstem do rozpoczęcia konwersacji może być też niezwykły bibelot na biurku kolegi lub koleżanki w pracy. Eksperymentuj, wypróbowuj różne sposoby na zagajenie. Podczas rozmów nie wahaj się przyznać, że brakuje ci umiejętności i talentów, jakimi może poszczycić się rozmówca. [to z reguły skłania do dalszego mówienia/przechwalania się - przyp. aut.]"[8]. Zapamiętujcie odpowiedzi, to może być gotowiec na świetny dialog!
Emocje są w powieściach ważniejsze niż fakty, więc opisujcie nie tylko zdarzenia, ale głównie reakcje na nie. Możecie wykorzystać powyższe zadanie, by zbadać reakcje różnych ludzi na to samo zjawisko. Zadajcie im wszystkim takie samo pytanie, np. „Co by pan/pani zrobił/a, gdyby...?" W poradniku o sztuce pisania Warsztat pisarza, autor, D. V. Swain dużą wagę przypisuje kreowanym przez pisarza emocjom: „Opowieść to jak samochód napędzany uczuciami". Autor proponuje, aby się zastanowić, jak na burzę, błyski i grzmoty zareaguje właściciel wesołego miasteczka, a jak rolnik. Czym ta burza będzie dla dyżurnego inżyniera w elektrowni, czym dla sprzedawcy parasoli, a czym dla gospodyni, która szuka wymówki, aby dzisiaj nie robić prania.
Moim zdaniem, sama obserwacja to nie wszystko, ponieważ pisarz powinien umieć wyciągać ze swoich spostrzeżeń wnioski. Literatura, która zdaniem Konstantego Ćwierka winna wyrażać prawdę o świecie, społeczeństwie, historii, jest także sposobem przekazywania uczuć, wrażeń, subtelnych przemyśleń, które rodzą się w toku obserwacji codzienności i przeciętności. Z naszych obserwacji może wyniknąć krytyczny obraz jakiegoś otoczenia, społeczności, zjawiska, a może nadzieja, bo autor dostrzega pozytywne zmiany. Baczny obserwator nie skupi się tylko na powierzchownej sytuacji, ale dojrzy lub zbada przyczyny, przebieg, skutki, kontekst. Zapamiętajmy, że nic nie jest inspiracją samą w sobie. By coś, co dostrzeżemy, stało się inspiracją, my jako pisarze, musimy to, po pierwsze, zauważyć, wyłowić spośród innych, po drugie, nadać temu właściwości, wartości. Gdy natrafimy na taką „perłę", przyjrzymy się jej, gdy nas zadziwi, opiszmy ją tak, by i inni odczuli to samo, by zdziwili się tak samo. Nasze „pisanie" ma wywołać reakcję, pobudzić czytelnika. Coś, co ktoś w innych okolicznościach minąłby bez zwrócenia uwagi, w naszej opowieści ma wywołać wypieki na twarzy, łzy czy śmiech. Nie wystarczy więc tylko patrzeć, trzeba widzieć i umieć to przefiltrować, tak by stało się bliskie czytelnikowi.
Warto spisywać życie, by z czasem stało się opowieścią, którą chciałby przeczytać każdy. Z własnego doświadczenia, wiem, że to niełatwe, ale bardzo pomocne i pobudzające. Przeżywajmy, doświadczajmy i nie zamykajmy się na świat. Jeśli cierpimy, cieszymy się, zapamiętajmy swoje odczucia, doznania. Dzielcie się opowieściami z życia, bo to podobno życie pisze najlepsze scenariusze!
[1] Z eseju Orwella z 1946 r. pt. Dlaczego piszę?
[2] Grzegorz Jankowicz, Życie na poczytaniu, Książkowe klimaty, Wrocław 2016, str. 29.
[3] John le Carre, Tunel z gołębiami, Sonia Draga, Katowice 2017, str. 22.
[4] John le Care, Tunel z gołębiami, Sonia Draga, Katowice 2017, str. 17.
[5] Op. cit., str. 35.
[6] Denis Bukin i red., Szkoła szpiegów. Czy jesteś wystarczająco bystry, by zostać agentem KGB?, Insignis, str. 186.
[7] Op. cit., str. 194.
[8] Op. cit., str. 204.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro