Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ IV

Mimo iż człowiek był w stosunku do ciebie agresywny, nie poddałaś się. Miałaś zamiar mu pomóc, nawet jeśli będzie protestował.

-Chcę ci tylko pomóc- Powiedziałaś ostrożnie unosząc w jego stronę dłoń. Zmierzył cię takim wzrokiem, że mimo wszystko zawahałaś się. Byłaś zafascynowana tym, że ten gość działa na ciebie w taki sposób. Miałaś wrażenie, że ty jesteś dziewczyną, która chce pomóc rannemu, dzikiemu zwierzęciu. Mężczyzna prychnął odsuwając się od ciebie aż znalazł się zupełnie pod ścianą. W pewnym momencie miałaś wrażenie, że chce się w nią wtopić. Przyjrzałaś się jego lewemu ramieniu. Widniała na nim wielka dziura po ostrzu miecza. Wielkością rany mogłaś stwierdzić iż miecz należał do Crowleya. Znów wyciągnęłaś dłoń w jego stronę i tym razem dotknęłaś materiału jego poszarpanego i brudnego munduru. Udało ci się nawet dotknąć opuszkami rany lecz nim się spostrzegłaś facet strzelił ci kopniaka prosto w twarz. Odsunęłaś się zdezorientowana łapiąc się za nos. Nie sądziłaś, że ma jeszcze tyle siły. Najwyraźniej go nie doceniałaś.

-Zostaw mnie w spokoju, albo zabij!- Warknął wpatrując się w ciebie lodowatym wzrokiem pełnym arogancji. Westchnęłaś głośno i nastawiłaś jednym szarpnięciem nos. Skrzywiłaś się pocierając jego płatki dwoma palcami. Szybkim ruchem złapałaś go za zdrowe ramię przekręcając go do siebie plecami. Miałaś znacznie więcej siły od niego, przecież byłaś wampirem. Mimo iż walczył zaciekle udało ci się rozpiąć jego kajdanki. Po tym wyrwał się z twojego uścisku i skrzywił się, wolną ręką uciskając ranne ramię.

-Jesteś lekkomyślna- Wychrypiał na co lekko się uśmiechnęłaś.

-Nie bardziej niż ty i pomysł z obroną innych ludzi.

-Jesteś wampirem, nie masz pojęcia co oznacza słowo rodzina- Mruknął bardziej do siebie niż do ciebie. Zmarszczyłaś brwi. Rodzina?

Potrząsnęłaś głową po czym złapałaś go za szyję, łapiąc torbę, która stała na jego pryczy. Szperałaś w niej nie zawracając sobie uwagi żołnierzem który bił się zdrową ręką po twojej. Wyciągnęłaś igłę razem z rurką, która chowała się do torby. Tego co prawda używaliście na dzieciach z podziemnego miasta ale tutaj raczej też się sprawdzi. Od razu zobaczyłaś jedną z żył głównych na jego długiej szyi. Wbiłaś igłę w to miejsce be żadnego zastanowienia puszczając jego szyję. Złapałaś go jednak jedną ręką za policzki a drugą unieruchomiłaś mu zdrową rękę. Widać, że był wściekły. Wpatrywał się prosto w twoje oczy. Nie pozostałaś dłużna. W końcu mogłaś się przyjrzeć tym oczom. Nie widziałaś, żeby jakiekolwiek dziecko miało takie oczy. Ciemny, żywy fiolet. Czując iż ten odpuszcza puściłaś jego rękę a ta bezwładnie wylądowała na posadzce. Jego spojrzenie z sekundy na sekundę robiło się bardziej zamazane. Widać było, że jest na granicy świadomości. Wyjęłaś igłę i otarłaś ściekającą krew opuszkiem kciuka. Nie mogłaś się powstrzymać pochyliłaś się i zbliżyłaś  do jego bezbronnej szyjki po czym polizałaś ukłucie. Te kilka kropel doprowadziło cię do istnego szaleństwa. Czułaś jak mimo wszystko się spina i to pobudziło cię jeszcze bardziej. Wyszczerzyłaś kły w uśmiechu, byłaś już gotowa do ugryzienia.

-Yuu....nie wybaczyłby mi- Szepnął a ty zatrzymałaś się, twoje kły dotykały już jego skóry. Opamiętałaś się. Przecież kolejny upust krwi zabił by go. Ty chciałaś go tylko osłabić by się nie stawiał. Odsunęłaś się i znów zerknęłaś na jego twarz. Bełkotał, to było jasne. Zacisnęłaś szczęki ze złości. Przecież mogłaś go zabić. Prychnęłaś  pod nosem a następnie rozpięłaś biały pasek jego munduru i zajęłaś się guzikami marynarki jak i koszuli która znajdowała się pod spodem. Zdjęłaś górną część ubioru. Zaciekawiła cię brożka, którą miał na marynarce. Starałaś się zapamiętać jak najwięcej szczegółów po czym rzuciłaś ubrania na bok. Zabezpieczyłaś igłę i schowałaś ją do torby a następnie wyjęłaś z niej butelkę i jakąś szmatkę. Zaczęłaś oczyszczać zranione miejsce. Rana widniała też i z tyłu. Badałaś dłonią jego ramię, bark a następnie łopatkę. Nic nie wydawało się uszkodzone, no oprócz mięśni i ścięgien. Siniaki były niemal wszędzie na jego piersi. Mimo iż na początku wydawał się chudy, tak naprawdę był umięśniony. Zmarszczyłaś brwi i przejechałaś palcami po jednej z blizn na jego biodrze. Jako iż ty byłaś wampirem nigdy nie widziałaś czegoś takiego.

W końcu jednak otrząsnęłaś się z ekscytacji jaką była dla ciebie lekcja ludzkiej anatomii i zajęłaś się tym po co tu przyszłaś.  Oczyściłaś ranę jak najstaranniej mogłaś po czym wyjęłaś z torby rolkę bandaża elastycznego. Owinęłaś ranę szczelnie bandażem i zabezpieczyłaś. Następnie założyłaś mu koszulę i zapięłaś guziki. Złapałaś jego dalej bezwładne ciało pod pachami by przetransportować je na pryczę. Położyłaś go najostrożniej jak tylko mogłaś. Jego marynarkę złożyłaś w kostkę i podłożyłaś mu ją  pod głowę. Przynajmniej tyle mogłaś zrobić. Nawet nie zauważyłaś, że zamknął oczy. Uśmiechnęłaś się lekko dumna ze swojej roboty. Pozbierałaś wszystkie zbędne rzeczy i wsadziłaś do torby. Zarzuciłaś ją sobie na ramię.

-Nie dam.... rady. Wybaczcie.- Szepnął, usłyszałaś to. Zacisnęłaś mocniej wargi. Miałaś wrażenie, że gdzieś to słyszałaś. Zamknęłaś drzwi do jego celi po czym udałaś się do swojego mieszkania. Weszłaś szybko do środka. Wyjęłaś igłę razem z innymi przyrządami. Na końcu rurki widniał dość spory worek pełny czerwonej posoki. Krew. Otworzyłaś szybko i wylałaś całą zawartość do wcześniej przygotowanych fiolek. Drżącą ręką wzięłaś jedną z nich i powąchałaś. Jedną pochłonęłaś niemal natychmiast. Zarumieniłaś się oblizując warki z pozostałości krwi. Musisz się dowiedzieć o nim więcej i zdobyć jego zaufanie. Może uda ci się z niego wyciągnąć coś na temat powierzchni. Ale co najważniejsze:

Może dobrowolnie da ci się ugryźć?    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro