ROZDZIAŁ II
Szybkim krokiem szłaś przez korytarz. W głowie dudniły ci twoje własne kroki niosące się echem po pustym korytarzu. Krążyłaś już tak od godziny. Czemu to robiłaś?
Chciałaś porozmawiać z siódmym protoplastą. Myślałaś, że sprawa z tym człowiekiem pójdzie mu szybko lecz grubo się pomyliłaś. Myślałaś o tej sytuacji z przed kilku dni. Co lepsze, przed twarzą miałaś cały czas tę scenę, kiedy ten człowiek się stawiał. Nie mogłaś o tym zapomnieć, do tego jeszcze ten rozbrajający zapach. Lekko uderzyłaś się w czoło. O czym ty myślisz? Przecież, nigdy nie zachowywałaś się w ten sposób widząc, czy czując krew. Czułaś się zupełnie jak niedoświadczony krwiopijca. Westchnęłaś ciężko kręcąc głową. Naprawdę nie poznawałaś sama siebie. Z tych rozmyślań wyrwał się inny stukot butów. Te rozpoznałabyś nawet na drugim końcu miasta. Odwróciłaś się w stronę dobiegającego hałasu. Ferid szedł pewnym krokiem nucąc coś pod nosem. Gdy jednak zobaczył ciebie, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Oh, witaj kochana! Coś cię do mnie ważnego sprowadza?- Spytał nawet się obok ciebie nie zatrzymując. Po chwili złapał za najbliższą klamkę, prowadzącą do korytarza, który miał wyprowadzić was na zewnątrz budynku.
-W sumie to tak Ferdzie- Powiedziałaś lekko przyspieszając by dorównać mu kroku. Cóż, nie byłaś niska ale nie dorównywałaś wzrostem Bathoremu w szczególności kiedy nosił buty, które miały nieco wyższy obcas.
-A zatem słucham cię moja droga- Powiedział znów zaczynając nucić coś pod nosem. Nabrałaś głęboko tchu, zastanawiając się jak do tego podejść.
-Chodzi o tego człowieka- Zaczęłaś, nie widząc żadnej reakcji w jego mimice, kontynuowałaś- Czemu go oszczędziłeś?
Ferid w końcu stanął a ty zaraz za nim wpatrując się w jego plecy. W końcu jednak się do ciebie odwrócił. Nie widziałaś po nim jakiejkolwiek zmiany, ale doskonale zdawałaś sobie sprawę, że coś jest na rzeczy.
- Jeśli przeżyje nasze....zabawy, dostarczy nam wiele cennych informacji moja droga- Odpowiedział po chwili znów odwracając się do ciebie plecami.
-Co?! Nie może zginą....- Nie dokończyłaś swojego protestu. Czasami po prostu nie umiałaś się pohamować.
-A to niby dlaczego?- Spytał szlachcic znów odwracając się do ciebie lecz tym razem był szczerze zainteresowany.- Chcesz wiedzieć jak smakuje krew dorosłego człowieka, mam rację?
Niechętnie i powoli przytaknęłaś a słysząc jego niepohamowany chichot odwróciłaś wzrok zażenowana.
- Przy okazji będziesz mógł wyciągnąć z niego trochę więcej mam rację?
-Cóż, tak będzie. Jest jednym z wyżej postawionych w tej ich....organizacji.
-Organizacji?- Powtórzyłaś zdziwiona na co Ferid znów parsknął śmiechem.
- Wybacz kochana, zawsze zapominam, jak mało wiesz o ludziach.
-Może wiedziałabym nieco więcej, gdybyś nie zamknął mnie pod ziemią- Mruknęłaś, jednocześnie tego żałując bo poczułaś na sobie jego przeszywające na wskroś spojrzenie.
-Nie robiłbym tego, gdybym nie miał konkretnego powodu.-Powiedział już trochę poważniej.- Idź do Crowleya, jeśli zechce to poopowiada ci o ludzkiej anatomii i radzeniem sobie z ranami. Jeśli jednak nie, masz do dyspozycji bibliotekę.- Mruknął po czym zostawił cię przy wyjściu. Wpatrywałaś się jeszcze przez chwilę w jego plecy, nie do końca zdając sobie sprawy, że w niedługim okresie czasu odwiedzisz interesującego cię człowieka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro