Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ponura poezja

W pełni sił wstałam z łóżka. Mimo, że wisiorka nadal nie znalazłam, to rozpierała mnie energia. Niedziela - był to dzień mojego spotkania z Lysandrem. Może i było to tylko kumpelskie wyjście, to miło tak od czasu do czasu spędzić z kimś wolne chwile. Poza tym miała być podobno też Rozalia, więc z pewnością to wyjście nudne być nie mogło. Stresowałam się jedynie samym miejscem spotkania. Ciekawiła mnie reakcja szefa, jak również tamtejszej pracownicy Edyty, na mój widok. Tym bardziej, że nic nie wspominałam o mojej obecności tam. Obawiałam się, że coś się stanie lub też zrobią małe zamieszanie. Starałam się jednak myśleć bardziej optymistycznie. Nie chciałam sobie zmarnować kolejnego dnia na smutnych przemyśleniach. Choć potrafiło to zaprzątnąć cały mój umysł.

Szybkim krokiem udałam się do jadalni, by zjeść śniadanie z moją ciocią. Zastałam ją już czekającą tam wraz z psem. Zasiadłam do uszykowanego już stołu pełnego smakowitości - w tym moich ulubionych bułek. Krewna wydawała mi się trochę przygnębiona i ospała, więc podsunęłam jej ciepłą bułeczkę pod nos.

- Proszę - z uśmiechem powiedziałam podając jej pieczywo - musisz coś zjeść!

- Ach, dziękuję Mileno- otrząsnęła się z własnych myśli i wzięła ode mnie jedzenie.

Zaczęłam się trochę martwić o nią. Ostatnio wydawała mi się smutniejsza. Nie była taka pogodna jak w dniu, gdy wprowadziłam się do niej. Przez to zastanawiałam się, czy przypadkiem nie przezemnie jej humor się pogorszył. Mniejsza, najważniejsze było w tym momencie poprawienie jej samopoczucia. Jeśli sama nie mogę dojść ze swoimi myślami do ładu, to chociaż jej pomogę.

- Ciociu, jak się czujesz? Wydajesz się przygnębiona.

- A to nic takiego, zaspana jestem i tyle. Ach te poranki - zaśmiała się pod nosem.

- Jakby co wiesz do kogo się zwrócić! Rodzina trzyma się razem- radośnie powiedziałam kładąc swoją dłoń na jej.

- Dziękuję za troskę, ale teraz skup się na sobie i szkole. To najważniejszy okres w twoim życiu, nie możesz pozwolić by tak przemknął ci się koło nosa- łagodnie powiedziała z uśmiechem na twarzy.

Przez jej słowa, aż przyszedł mi na myśl dzisiejszy dzień. Aż musiałam się z nią podzielić informacją o dzisiejszym wydarzeniu. Oczywiście starałam się na tyle to powiedzieć by nie miała uprzedzeń.

Rozeszłyśmy się w dobrych humorach. Do spotkania było jeszcze sporo czasu, ale już postanowiłam przygotować dla siebie strój. Przegrzebałam całą szafę w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Chciałam jak najlepiej wyglądać, no wiadomo przecież, że byle jak na spotkanie się nie wychodzi. Zdecydowałam się na luźną, czarną spódniczkę, biały top, a do tego sweter i baleriny o tym samym kolorze, co spódnica.

Była już pora wyjścia, więc ruszyłam ku drzwiom. Ciocia wcześniej wyszła do pracy, więc bez słowa wyszłam. Ku mojemu zdumieniu ujrzałam przy bramie Lysandra.

- Lysander, a ty tu? Myślałam, że spotkamy się na miejscu.

- Racja, ale pomyślałem, że było by miło, gdybym po ciebie przyszedł- uśmiechnął się, otwierając bramę, tak bym swobodnie wyszła.

Ruszyliśmy ku kawiarni ciągle rozmawiając po drodze. Nie mogłam od niego oderwać wzroku, wydawało się jakby wyprzystojniał. Podczas gdy szukałam przyczyny, chłopak spojrzał na mnie, a ja nieśmiało odwróciłam wzrok. Po chwili znowu kątem oka mu się przyjrzałam. Może miałam takie wrażenie przez jego płaszcz, który był lekko inny niż ten, co ma w zwyczaju ubierać. Jego chusta też miała inny kolor - biały.

Dotarliśmy na miejsce, gdzie zobaczyłam machającą do nas Rozalię.Stała przy wysokim czarnowłosym mężczyźnie. Miał podobny styl co Lysander, przez co przykuł moją uwagę.

- Hej! Jesteście w końcu- dziewczyna radośnie nas przywitała.

- Hej, tak tak. Cieszę się, że jesteś.

- Ja też! A no właśnie, poznaj mojego chłopaka, Leo, który pracuję w sklepie z ubraniami. Jest bratem Lysia.

- Serio?- zdziwiona spojrzałam na braci i dodałam- miło poznać! Tak wydawało mi się, że znajomo wyglądasz.

Weszliśmy do środka kawiarni. Wyglądało tam zupełnie inaczej niż normalnie. Wszędzie były porozwieszane jasne lampki, a okna były zasłonięte, dodając klimatu. W kącie przy ladzie znajdowała się przygotowana scena z mikrofonem by móc recytować wiersze i nie tylko. Nawet stoły i lada były lekko ozdobione o detale. Normalnie jakby była to wyjątkowa okazja.

Usiedliśmy w czwórkę przy stoliku, blisko sceny. Ludzi zbierało się coraz więcej. Z głośników słychać było lekkie soulowe dźwięki. Po pewnym czasie właściciel kawiarni się zjawił i podszedł do mikrofonu.

- Witam szanownych państwa! Mam ogromną przyjemność gościć was tu. Jest to już drugi organizowany w tej kawiani wieczór poezji. Oczywiście nie ostatni. Miłej zabawy życzę - kończąc wypowiedź, dostrzegł mnie kątem oka i szeroko się uśmiechnął.

Miałam już tylko nadzieję, że nikt nie zwrócił na to uwagi. Czułabym się jeszcze bardziej niezręcznie, gdyby zauważyli to jego spojrzenie. Po jego krótkiej przemowie już kilka osób było gotowych do podzielenia się swoimi wierszami. Tymczasem wysłuchując młodych poetów, rozmawialiśmy w naszym gronie. Wkrótce Rozalia się ku mnie pochyliła:

- Normalnie jakby podwójna randka, co?

- Rozalia!- momentalnie się zaczerwieniłam zerkając na towarzysza.

- Oj no już, już, nie wstydź się- puściła ku mnie dyskretnie oczko.

- Ćśśś! Bo jeszcze cię usłyszy!- Starałam się w miarę cicho ją uspokoić.

Gdy ktoś skończył już przemawiać, Lysander się odezwał:

- Moja kolej. Proszę wysłuchaj tego- zwrócił się tymi słowami do mnie i udał się na scenę.

Zaczął przepięknie recytować wymyślony przez siebie wiersz. Nie odrywał ode mnie wzroku, oddając się całym sobą w mówieniu. Poczułam jak się czerwienię, było to takie romantyczne oraz piękne, że nie wiedziałam jak zareagować. Nie wiedziałam, że jest aż tak dobrym poetą! Wiele rzeczy dowiedziałam się o nim tego wieczora. Dzięki temu wyjściu nie przejmowałam się już zbytnio wcześniejszymi przykrościami. Nie wiedziałam nawet jak zareagować.

Gdy chłopak już szedł ze sceny, wynagrodziliśmy go wielkimi brawami.

- Wow, świetnie to zarecytowałeś. Było to piękne...- pochwaliłam wyżej wymienionego.

- Dziękuje- podziękował lekko się rumieniąc.
- Może kiedyś będziesz miała więcej okazji do posłuchania jego wierszy- dziewczyna poklepała mnie po ramieniu. Widać było, że coś knuje.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, aż postanowiłam pójść po napoje. Wstałam i oddaliłam się od stolika o kilka kroków, a już szef mnie zaczepił.

- O witaj Mileno! Więc postanowiłaś przyjść, nawet w dniu wolnym?- jego kąciki ust powędrowały ku górze.

- Tak, przyszłam z przyjaciółmi, a teraz przepraszam, obiecałam, że przyniosę im coś do picia - chciałam już iść, ale złapał mnie za granatowy sweter.

- Ale nie śpieszmy się! A może zechcesz pomóc Edycie przy obowiązkach? Co ci szkodzi...

- Nie, dziękuję. Jest pan zbyt nachalny, muszę wracać do nich!

- Aż tak nie lubisz towarzyszyć nam tu?- trzymał mnie za ramię jakby nigdy nic.

Tą scenę dostrzegł Lysander i natychmiastowo wstał. W tym samym czasie przypominając sobie tamto traumatyczne przeżycie z parku, gwałtownie wyrwałam się z jego uścisku i pobiegłam ku wyjściu.

- Milena!- usłyszałam krzyk zza pleców.

Zatrzymałam się przed wyjściem z kawiarni łapiąc ostatki tchu. Ręce zaczęły mi się trząść, a ciało lekko zdrętwiało. Zaczęłam głęboko oddychać, próbując się uspokoić.
- Jesteś bezpieczna, uspokój się...- sama do siebie mówiłam. Po chwili zadzwonił telefon. Odebrałam go, już trochę spokojniejsza.

- Dobry wieczór, tu miejski szpital. Mam przyjemność rozmawiać z Mileną Tree?- usłyszałam poważny, kobiecy głos ze słuchawki.

- Uch, tak, w czymś problem?

- Przykro nam to zakomunikować, ale pańska krewna wylądowała na oddział w ciężkim stanie. Uczestniczyła w wypadku samochodowym, prawdopodobnie w drodze do domu.

- S-słucham- zmroziło mnie całkowicie, ale po chwili udało mi się wybełkotać coś jeszcze- a-ale... powinna być w pracy... Dziękuję za informację.

- Znajduję się tymczasem na piętrze, ma operację. Jeśli pani może, proszę przynieść jej rzeczy...

W tym momencie z budynku wyszedł Lysander. Rozłączając się, prawie upuściłam telefon. Zwróciłam bezsilnie wzrok na chłopaka. Nie mogłam wymówić ani jednego słowa. Nie mając już na nic siły zakryłam twarz dłońmi, by nie widział moich łez.

________________________________________________________________

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, choć był trochę smutny. Pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro