Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nowe życie

    Zabiłam kokejnego shinobi. Wokół mnie było mnóstwo ciał- jedne przebite lodem, a inne pokaleczone moimi technikami wiatru. Skoro ojciec powiedział mi, że przed utratą pamięci też tak robiłam, to nie będę tego zmieniać.
- To twoi nowi przeciwnicy- syknął wyżej wspomniany, a przez drzwi weszły cztery osoby.
  
   Czerwonowłosa dziewczyna z dziwnym hełmem. Facet z dwiema głowami. Jakiś tam grubas i chłopak z nienaturalną ilością rąk.
- Użyj swojego drugiego ja. Mieliśmy wczoraj lekcję z teorii, więc przyszedł czas na praktykę. Spróbuj ich nie zabić- wyjaśnił ojciec i odskoczył.
 
    Niepewnie zamknęłam oczy. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Skupiłam się na energii w moim ciele.  Pojawiłam się na polanie bez końca.
Przede mną stała czerwonowłosa dziewczyna z szyderczym uśmiechem. Była naga, ale nie wyglądała na zawstydzoną.

   Po chwili podniosła delikatnie dłoń. Poczułam przeszywające mnie zimno i ból w klatce piersiowej. Polanę zaczęła zalewać woda. Nie, nie była to zwykła woda. Przerażona starałam się uciec od krwi, która mnie doganiała.
Krzyknęłam ze strachu, a mój głos zaczął roznosić się echem po całej polanie.

   Nagle wszystko zaczęło pękać jak lustro. Pojawiłam się w pokoju bez okien. Jasna tapeta ze ścian zaczynała odpadać i miała liczne plany, a panele na podłodze były obdrapane, a niektóre nawet powyrywane.
  Słyszałam tylko cieche kapanie wody, a żarówka mrugała nad moją głową. Podeszłam do jedynego w tym pokoju mebla.

    Duże lustro aż błyszczało z czystości. Nie pasowało do tego pomieszczenia. Nie widziałam w nim mojego odbicia. Zamiast mnie stał tam mały chłopiec z noworodkiem na ręcach. Miał białe jak śnieg włosy, a jego ubranie było mokre najpewniej od potu. Dziecko spojrzało na mnie ze łzami w oczach.
- Mamo!- krzyknęło, wybuchając szlochem.

   Stałam jak słup soli, nie wiedząc co robić. Gdy chłopiec padł na kolana, rzuciłam się w jego stronę, chcąc rozbić lustro. Waliłam w nie wszystkim, co mam, ale nie chciało się rozbić. Padłam na kolana i przyłożyłam dłoń do chłodnej szyby.
- Mamo, odebrałem poród. Słyszysz? Mamo, siostrzyczka jest cała i zdrowa. Nie zasypiaj. Musimy uciekać! Zaraz nas znajdą!- krzyknął i obejrzał się za siebie.

   Usłyszałam krzyki i potężne stukanie. Nie widziałam, co się tam dzieje. Wpatrywałam się w dziecko.
- Przepraszam- szepnął. Otarł łzy i wstał z ziemi. Poszłam w jego ślady. Chłopiec uciekł gdzieś w prawo, znikając z lustra.

***
   Otworzyłam oczy i znów byłam w sali treningowej. Padłam na ziemię. Poczułam ogromny ból w klatce piersiowej. Byłam wykończona, więc wnioskuję, iż przemiana była udana.

   Rozejżałam się po pomieszczeniu. Dookoła mnie był krąg z pieczęci, a ojciec stał daleko przy ścianie. Nie mogłam namierzyć wzrokiem czwórki ninja, z którymi miałam walczyć. Znalazłam ich dopiero po dłuższej chwili. Leżeli gdzieś pośród licznych kolców z lodu cali zakrwawieni.
 
   Nie mogłam dłużej powstrzymywać wyczerpania, więc pozwoliłam sobie zamknąć oczy. Koniecznie muszę się zregenerować.

Narrator
   
    Kabuto podszedł do nagiej dziewczyny i szybko nakrył ją kocem. Miała na ciele liczne poparzenia, więc będzie musiał potem się tym zająć.
- Doprawdy niezwykłe. Zanieś ją do pokoju i zajmij się nią. O dwudziestej oczekuję ciebie w moim gabinecie- powiedział Orochimaru z uśmiechem na twarzy.

   Kabuto nie zdążył odpowiedzieć, bo wężowaty szybko się ulotnił. Chłopak spojrzał na nieprzytomną dziewczynę, a potem na czwórkę dziwolągów. Westchnął zrozpaczony. To było dla niego oczywiste, że będzie musiał się wszystkimi opiekować, bo w końcu jest jedynym lekarzem w bazie.

  Podniósł dziewczynę z pokrytej lodem ziemi. Do jej pokoju dotarł po paru minutach. Rzucił ją na skrzypiące łóżku i poszedł do swojego gabinetu, jeśli można tak to ująć, po bandaże. Zapowiada się pełen męczącej pracy wieczór.

Miki (Shiro)

- Daj ten dzwoneczek Naruto.

  Zerwałam się z miękkiej poduszki. Oddychałam szybko i byłam cała upocona. Moje rany były zabandażowane, a na szafce nocnej stała miska z ramen. Pewnie dlatego śniło mi się, że gadam z naruto. Ciekawe, czy jak postawię obok łóżka dango, to też bedą ze mną rozmawiać we śnie.

  Zabrałam się za ciepły posiłek, ale poczułam dziwne déjà vu. Zignorowałam jednak moje przeczucie i dokończyłam zupę. Zaczęłam rozglądać się za jakimś ubraniem. W końcu jestem naga i nie chcę tak paradować po całej bazie. W szafie znalazłam ciuchy, które były w większości brzydkie lub za duże.

   Westchnęłam i włożyłam czarne spodenki. Długo namęczyłam się z szukaniem odpowiedniej bluzki. Zdecydowałam się na szarą bluzę z kapturem, która sięgała mi do połowy ud. Musiałam obejść się bez butów.

   Ustałam przed lustrem i dotknęłam opuszkami palców jego ramy. Wiem, że ten chłopiec nie był prawdziwy, ale jestem ciekawa, co się z nim stało. Wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę wyjścia z bazy. Wiem, że nie powinnam, ale muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.

   Schowałam się za dużą rurą, która wystawała z podłogi. Na szczęście przechodzący ninja nie zauważyłam mnie w półcieniu. Starałam się być cicho. Mój cel był w zasięgu wzroku. Do tylnych drzwi wyjściowych z bazy dzieliło mnie tylko kilkanaście metrów. Chwyciłam z metalową klamkę.

   Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Podskoczyłam i spojrzałam na strażnika. Kopnęłam go w czuły punkt i zerwałam mu z szyi klucz. Szybko otworzyłam metalowe drzwi i wybiegłam na dwór. Zaśmiałam się i wskoczyłam na drzewo.

- Na pewno wszytsko dobrze?

  Kto to powiedział? Nie czuję obcego zapachu. Spanikowana rozejżałam się dookoła siebie. Nikogl tu nie ma. Chowa się? Wróg czy przyjaciel?

- Dasz radę iść na misję? Rany się jeszcze nie zagoiły.

  Spadłam z gałęzi prosto na trawę. Ten głos była tak blisko mnie. Usłyszałam go dosłownie obok. Co się dzieje?
- Miki, wracaj do pokoju.
   Obejrzałam się za siebie. Ojciec stał niedaleko mnie ze srogim wyrazem twarzy. To nie on, ma inny głos.

   Gdy szłam w stronę taty, zerknęłam przez ramię. Nie widziałam niczego. Tylko wiatr poruszał lekko liśćmi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro