Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Olivia, Meksyk

-Witam panno Clark-konsultant ślubny przywitał mnie szerokim uśmiechem.

-To pewnie twój tata. Dzień dobry-tata kiwnął głową ściskając jego dłoń.

-Zestresowany?-zapytał ze śmiechem Steve.

-Może troszeczkę-przyznał speszony pocierając czoło. Gdzie jego odwaga? Pierwszy raz widziałam go zakłopotanego.

-Niepotrzebnie. Wybierzemy najpiękniejszą suknię-rzekł klaszcząc w rękę. Steve był typem faceta dokładnie wykonującego swoje obowiązki, jego wygląd i zachowanie musiało być perfekcyjne. Facet był konkretny i szczery co do pomocy w doborze.

-Tylko wiesz Steve, że mamy mało czasu-wtrąciłam się, ściągając torebkę z ramienia.

-Kochana. Nie martw się, jeśli będzie trzeba własnoręcznie ci ją przerobię-potarł w geście otuchy moje ramię. Właściwie też się stresowałam, to ten moment gdy muszę wybrać najważniejszą kreację w życiu.

-Świetnie. Mam nadzieję, że nie będę maiła problemu z wyborem-powiedziałam zmartwiona, miałam kilka wizji co do sukni ale jakoś żadna mnie nie przekonywała. Wiadomo, że suknia którą prezentuje supermodelka nie będzie leżała na mnie idealnie.

-Wiesz już jaki chcesz fason?-zapytał Steve patrząc, że rozglądam się po wieszakach w poszukiwaniu tej jedynej sukni.

-Tak.

-To może zabiorę cię do przymierzalni-oświadczył ciągle się uśmiechając, ojcu wskazał ręką na lewo-Tatę zapraszamy na kanapę. Proponuję kawę.

-Z chęcią, chociaż szkoda że nie macie czegoś mocniejszego.

-Tato-jęknęłam przybijając sobie mentalnie piątkę ręką w twarz. Po drodze do przymierzalni opowiedziałam w skrócie Stevowi czego oczekuję. Wszystkie suknie, które mi pokazywał były śliczne ale mnie nie zachwycały.

Przymierzalnia była małym pomieszczeniem z wielkim lustrem i kilkucentymetrowym podestem. W kącie stało ręcznie robione krzesło w kolorze beżowym.

-Rozbierz się i chwilkę poczekaj. Zaraz przyniosę kilka opcji.

Zdjęłam swoje ubranie narzucając na ciało jedwabny biały szlafrok, żeby nie czekać tylko w bieliźnie. Przyglądałam się w lustrze. Położyłam rękę a brzuchu. Rozwiązałam szlafrok i stanęłam bokiem patrząc w odbicie. Przecież to było dziwaczne, wręcz niedorzeczne. Nie wiem jak i kiedy straciłam kontrolę nad swoim życiem. Czułam się, że tonę a nie miałam żadnego punktu zaczepienia żeby jakoś się ratować. 

Znowu zaczął dzwonić mi telefon tylko, że tym razem była to Cataleya. Wyciszyłam smartfona i usiadłam na krześle rzucając telefon do leżącej na ziemi torebki.

Steve przyniósł mi cztery sukienki. Dwie nawet nie były w moim typie. Na pierwszy ogień poszła obcisła biała suknia bez ramiączek, nie miała żadnych zdobień.

-Uuu. Ale seksowna, podoba mi się-zgryzłam wargę, żeby nie ukazać zbyt szerokiego uśmiechu. Nie mogłam zdradzać się z emocjami. Musiałam budować napięcie żeby nie wiedzieli do końca którą ostatecznie wybiorę.

-To co pokażesz się tacie?

-Tak, powiedziałam z wielkim entuzjazmem,byłam zachwycona. Prosta ale piękna i to miało swój urok.

Tata kiedy mnie zobaczył miał nie przekonującą minę.

-Co myślisz?-zapytałam kładąc ręce w talii.

-Nie jest odpowiednia kochanie.

-Dlaczego?-spojrzałam na niego zdziwiona.

-Musisz wziąć pod uwagę, że będzie ci już widać brzuch. Myślałem, że chcesz go ukryć.

-Przecież każdy wie, że jestem w ciąży-wzruszyłam ramionami, nie będę się ukrywać. Nie jestem święta, teraz co drugi człowiek uprawia seks przed ślubem. Większość zresztą na tym bazuje swój związek.

-Może jednak spróbujesz coś innego-zaproponował tata pochylając się w moim kierunku-Może coś bardziej nadającego się na plażę?

-Jest dużo ciekawszych sukni-podsumował Steve-Znajdzie się też coś lekkiego.

Wróciłam do przymierzalni z naburmuszoną miną. Konsultant zabrał poprzednie propozycje i w zmian przyniósł suknię na cienkich ramiączkach zdobioną delikatną koronką. Miała pięknie wycięte plecy w kształcie litery V i była w odcieniu ivory.

Założyłam ją tylko po to żeby ojciec zobaczył mnie w innej propozycji,  tym razem to on był zachwycony a ja chciałam jak najszybciej wyjść na powietrze, bo czułam że zaczyna mi go brakować.

-Nie czuję tego czegoś. To nie jest moja suknia-mówiąc to pokręciłam przecząco głową.

-Może spróbujemy dodać welon?-zapytał Steve, stojąc za mną.

-Nic z tego dziś nie będzie, nie mogę podjąć decyzji.

-Przecież jest jeszcze wiele propozycji, Liv. Na pewno coś ci znajdą-ojciec próbował okazać wsparcie. Niestety miałam zaprzątnięte myśli. Nic mi się nie podobało. Czułam narastającą presję. Nie widziałam się w roli panny młodej.

-Nie mogę, nie mogę-powtarzałam jak mantrę, byłam jak w bańce mydlanej. Nic dookoła mnie nie miało znaczenia, liczyły się moje wewnętrzne emocje i ta cholerna walka. Nie odzywałam się podczas jazdy. Tata nie rozumiał mojego postępowania. Wróciliśmy do domu rodzinnego Aleksandra gdzie zamknęłam się na długie godziny w pokoju.


***

Wieczorem odważyłam się porozmawiać z Aleksandrem. Znalazłam go bez problemu, zawsze o tej porze był w gabinecie.Wahałam się czy zapukać czy po prostu wejść. Zostałam dobrze wychowana dlatego wybrałam pierwszą opcję. Niby mówił, że to jest także mój dom ale nie czułam się tu swobodnie.

-Proszę-usłyszałam donośny baryton Aleksa, pewnie myślał że to ktoś z obsługi,często zawracali mu głowę o najdrobniejsze szczegóły jak nie było jego matki.

Uchyliłam drzwi i powoli weszłam do środka. Byłam już w długiej nocnej koszuli. Uniósł głowę z nad papierów. Zdziwił się kiedy zobaczył mnie w progu.

-Olivia-wypowiedział już łagodniej, na jego usta wypłyną uśmiech. Z własnej woli znalazłam się w jaskini lwa. Jak postąpić teraz żeby przetrwać?

-Masz chwilę?

-Dla ciebie nawet dwie-odłożył długopis i rozsiadł się wygodniej w fotelu, uniosłam lekko brew. Doprawdy Taylor? Czemu wcześniej tego nie okazywałeś.

-Chce żeby moją ciąże poprowadziła doktor Martinez. Umówiłam się na wizytę za kilka dni.

-Zamierzasz lecieć do Nowego Jorku?-poderwał się z krzesła z oburzoną miną. Odruchowo zrobiłam krok w tył.

-Tak, chciałam przy okazji pogodzić się z Cataley'ą-wymyśliłam na poczekaniu, z "przyjaciółką" raczej nie zabroni mi się spotykać.

-Ohh..

-Później zależnie od wizyty i mojego stanu-zaczęłam powoli, domyślałam się że moje słowa go podburzały-Posłucham poleceń doktor. Jeśli będzie potrzeba poproszę żeby lekarka przylatywała tutaj. Tylko do niej mam 100% zaufanie.

-Dobrze, cokolwiek ustalisz zgadzam się. Oczywiście pokryje koszta-a ty jak zawsze o pieniądzach Taylor.

-Co do kwestii pieniędzy. Tata zaoferował się, że zapłaci za połowę wesela.

-Przecież nie ma takiej potrzeby-no przecież musisz się pokazać z jak najlepszej strony, niby taki szarmancki ale pochwalić się majątkiem musisz. Przecież ja nie lecę na pieniądze, kiedy to w końcu do ciebie dotrze człowieku?

-Zależy mu na tym. Jestem jego jedyną córką-uniosłam wyżej podbródek.

-Z tego co słyszałem nasi ojcowie zawarli już porozumienie w tej sprawie-powiedział łagodnie. Pokiwałam tylko głową. Tata mnie o tym nie raczył poinformować. Grał na dwa fronty, chciał dobrze ale nadal na tym traciłam.

-I jak wybrałaś dziś suknie?-zapytał przyglądając mi się uważnie.

-Nie mogłam się zdecydować-podeszłam do małej biblioteczki, otworzyłam jakąś na pierwszej lepszej stronie, żeby tylko nie patrzeć na Aleksandra.

-Wiesz, że jest mało czasu.

-Mam wątpliwości-powiedziałam cicho, nie odrywając wzroku od tekstu, którego i tak nie czytałam. Drżały mi dłonie i miałam przyśpieszony oddech, byłam cholernym kłębkiem nerwów.

-Ale jakie? Przecież w każdej będziesz wyglądać pięknie-zaśmiał się jakby to był błahy problem ale przecież nie o to chodziło.

-Co do ślubu, Aleks. Za bardzo się śpieszymy. Nie jestem na to gotowa. Dopiero dowiedzieliśmy się o dziecku-spojrzałam na niego z wielką desperacją licząc, że jakoś na niego wpłynę.

-Przecież to i tak nadejdzie prędzej czy później-zacisnął usta i rozłożył ręce jakby był wszechwiedzący. Obszedł biurko dookoła co oznaczało tylko kłopoty.

-Przesuńmy datę ślubu. Proszę-stałam do niego przodem, mimo odległości czułam się malutka jak nic nieznacząca mrówka, którą mógł bez problemu przygnieść butem.

-Dziś zostały wysłane zaproszenia. Nie odwołam tego-syknął jak diabeł, nie przyjmował odmowy ani zmiany planów. On wszystko miał zaplanowane i tak miało być, nie umiał zrobić czegoś spontanicznego.

-Ale ja nie chce do cholery tego ślubu!-wrzasnęłam wytrącona z równowagi. Najpierw zastygł wstrzymując oddech. Chwilę później jego źrenice się zwęziły  a nozdrza niebezpieczni zadrżały. Zrobił się cały czerwony, jego miła osobowość gdzieś wyparowała.

-Ty...

Doskoczył do mnie chwytając mnie za ręce. Wyglądał jak szaleniec wypuszczony z zamknięcia. Byłam przerażona i czułam napływającą na mnie falę strachu. Potknęłam się o własne nogi cofając do tyłu. Upadłam na kolana a on dalej mnie trzymał. Gdy myślałam, że jego furia była tylko chwilowym epizodem uderzył mnie w policzek. Byłam pod wpływem takiego szoku, że zapomniałam mrugać. Oczy mnie zaczęły piec co było sygnałem, że jeszcze moment a się rozpłacze.

-Odsuń się od niej-usłyszałam przesiąknięty do szpiku kości lodem głos ojca. Stał w otwartych drzwiach patrząc na Aleksandra z obrzydzeniem.

-Wyjdź Greg. Rozmawiamy.

-Rozmową nazywasz bicie mojej córki?-warknął ojciec zaciskając ręce w pięści, jego złość była namacalna.

-Przewróciła się. Pomagam jej wstać. Wiesz jak działają hormony na kobiety-chwycił mnie pod ramię i pociągnął do góry, nogi miałam jak z waty. Uśmiechał się przy tym tak fałszywie jak kłamiące anorektyczki że wcale nie zwróciły obiadu do muszli klozetowej.

-Tylko winny się tłumaczy. A ja nie jestem ślepy. Wszystko widziałem a jej czerwony policzek potwierdza twój czyn.

Chciałam zapaść się pod ziemię. W końcu wszystko wyszło na jaw a ja czułam się głupio złapana na kłamstwie.

-Jestem jej przyszłym mężem, powinna się mnie słuchać i pokazać lojalność a nie się sprzeciwiać-wyraził swoje zdanie jakby pozjadał wszystkie rozumy. Nie dogada się z moim ojcem. Nie po tym jak mnie potraktował.

-Nie jesteś jej panem, żeby mówić co ma robić. Olivia nie jest twoją niewolnicą. Ma swój rozum. A kiedy mówi 'nie' powinieneś odpuścić-tata wszedł głębiej do gabinetu, jego wzburzona postawa wcale nie zachęcała do dalszej rozmowy.

-Nadszedł czas by przypomnieć jej jak traktuje się mężczyznę.

-Czy raczej damskiego boksera?-uniósł brwi, czułam że się niecierpliwi.

-Uważaj na słowa,Greg-Aleksander mnie puścił i stanął przed mną. Zasłaniał mnie więc słabo widziałam sylwetkę ojca.

-Prawda boli? Nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że za tobą nie przepadam.

-Mam gdzieś co myślisz. Jesteś w moim domu i powinieneś przestrzegać zasad które tu panują-warknął zły. Byłam na straconej pozycji, ciężko było mi się odezwać. Moja bezsilność brała górę.

-Zasadami nazywasz krzywdzenie kobiety w ciąży? To jest podwójne przestępstwo-tata uniósł głos. Aleksander nie wytrzymał oszczerstw którymi mój ojciec w niego rzucał. W momencie gdy mrugnęłam ten zamachnął się i uderzył go w nos. Tata odepchnął go od siebie ukazując tym twarz zalaną krwią. Nie spodziewał się że mój narzeczony jest do czegoś takiego zdolny. Otarł krew rękawem szarej bluzki i syknął z niesmakiem:

-Nie masz prawa nigdy więcej dotykać mojej córki-tata miał zasady, nie lubił kiedy ktoś się z nim sprzeciwiał. Był człowiekiem honorowym. Wierzył, że karma wraca z podwójną siłą-Z samego rana wyjeżdżamy a ty nigdy więcej się do niej ani do dziecka nie zbliżysz.

-Może niech Olivia o tym zadecyduje-Aleksander się wyprostował, rozkładając ręce jakby był Bogiem.

Nastała chwila ciszy. Atmosfera była tak gęsta, że można było ją kroić na kawałki i wgryźć się jak w jakiś wyśmienity tort. Ale tak właśnie smakowała porażka.

-Olivia-zwrócił się do mnie ojciec. W mojej głowie nagle zrodził się pewien plan, przyznaję że był niezwykle głupi ale jedyny jaki na tą chwilę miałam. Jego realizacja wcale nie będzie łatwa.

-Tato ja.. ja.. nigdzie nie jadę. Moje miejsce jest przy Aleksie-podeszłam do narzeczonego i chwyciłam go za rękę. Uśmiechnął się do mojego ojca zwycięsko. Patrzyłam na profil 'ukochanego' bo wstyd było mi spojrzeć w oczy dla taty. Zobaczyłabym tam tylko rozczarowanie. Z trudem powstrzymywałam płacz.

-Chyba oszalałaś-jego głos wbijał mi gwoździe w serce.

-Musisz zaakceptować mój wybór-powiedziałam twardo, przepraszam tato. Tak mi wstyd. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz moje postępowanie.

-Ale.. on cię bije. Zastraszył cię. Pomogę ci. Nie pozwolę więcej cię skrzywdzić...

-Masz dwa miesiące, żeby oswoić się z tą decyzją. Jeśli nie, możesz na ślub nie przyjeżdżać. Kocham Aleksa, zresztą za kilka miesięcy będziemy mieć dziecko. To jest teraz najważniejsze-przerwałam mu i spojrzałam na niego beznamiętnie.

-Popełniasz duży błąd-jego głos był zraniony, tak jak cała jego osoba. Nagle jego twarz zrobiła się zmęczona. Zauważyłam wiele licznych zmarszczek.  Lekko się zgarbił i czekał na dalszy przebieg sytuacji, była tak popieprzona że sama tego nie ogarniałam.

-Błędem było to że zwlekaliśmy tak długo-zacisnęłam zęby z bezsilności-Chodź kochanie, położymy się. Jestem zmęczona.

Wyminęliśmy mojego ojca zostawiając go zdezorientowanego i widocznie zasmuconego.

-Śpij dobrze Greg-rzucił zwycięsko na odchodne Aleksander. Chciałam w tym momencie wrócić do ojca i zacząć go przepraszać za moje zachowanie i górę kłamstw. Czy mi kiedykolwiek wybaczy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro