Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36

Olivia, Paryż

Nie miałam z Phillem kontaktu od trzech dni. Martwiłam się. Dzwoniłam. Zastanawiałam się co z nim się dzieje. Lecz on nie odbierał. Jego telefon był wyłączony.
Nie znaliśmy się długo ale nasza szalona przyjaźń dużo mnie nauczyła. Lepszy był za przyjaciela szczery gej niż fałszywa pusta lala, której zależy tylko na jednym.

Świadomość podpowiadała mi, że Phill nie znikał od tak, coś musiało się dziać. Musiałam do niego dotrzeć.

Ostatnie dni spędzałam z tatą. Próbowaliśmy nadrobić ostatni czas. Rozmawialiśmy o planach, marzeniach, świętach. Kiedyś wspólnie jeździliśmy na wakacje. Mieliśmy na celu zwiedzić całą Europę. Brakowało nam jeszcze kilka krajów do zdobycia.

Byliśmy w trakcie jedzenia ostatniego wspólnego śniadania przed jego wylotem gdy nagle mnie olśniło.

-Przepraszam tato-wstałam odchodząc od stołu-Muszę zadzwonić.

Zgarnęłam z kuchennego blatu telefon i poszłam na balkon, żeby rozmowa nabrała prywatności. Nie chciałam w to mieszać ojca.

-Cześć Beatrice.

-Zastanawiałam się kiedy zadzwonisz-powiedziała przejętym głosem, chyba wiedziała o co chodzi.

-Wiesz co się dzieje z Phillem?-zapytałam z nadzieją, była jego kuzynką, utrzymywali dobre stosunki, musiała coś wiedzieć.

-Słyszałam, że imprezuje ze znajomymi.

-Od trzech dni?-byłam totalnie zaskoczona, po Phillu można spodziewać się wiele ale coś takiego? To przechodzi ludzkie pojęcie.

-Kochana on potrafi być w ciągu nawet tydzień.

Słuchałam tego z niedowierzaniem. Jak można tyle czasu zapijać smutki? Zresztą on pewnie nie tylko sięga po alkohol. Philla stać na znacznie więcej. Na przykład na różnego rodzaju używki, których ja nawet nazwy nie umiem wymówić.

-Ostatnio nie było z nim kontaktu przez pięć dni jak z rodzicami się pokłócił-Beatrice trajkotała jak najęta, jak widać każdy ma swoje wady-Teraz może to potrwać dłużej. No wiesz męska duma. Sprawy sercowe. Oni to zbyt mocno przeżywają. Przynajmniej nie mazgai się jak jakaś panienka. Ale fakt Phillippe jest wrażliwy.

-Beatrice wiesz gdzie on jest?-przerwałam jej monolog. Chyba trzeba wziąć sprawy w swoje ręce.

-Nie wiem-powiedziała tajemniczo, czyżby w tym było ukryte drugie dno?

-A możesz się dowiedzieć?-zapytałam zaczynając się niecierpliwić, nie lubiłam takich zagrywek.

-Zobaczę co da się zrobić..

-Dzięki-rozłączyłam się, będę musiała poczekać. Mam nadzieję, że nie potrwa to nie wiadomo jak długo. Jestem dość niecierpliwą osobą, nie lubię mieć nadszarpanych nerwów, wtedy zamieniam się w potwora.

Wróciłam do kontynuacji śniadania. Tata zauważył moją zmartwioną minę.

-Wszystko w porządku?

-Tak-skłamałam wpychając do buzi porcje jajecznicy.

-Wiesz,że możesz mi o wszystkim powiedzieć?

-Wiem, zrobiłam krótką pauzę-Kiedy zaczynasz zdjęcia do nowego filmu?

-W przyszłym  tygodniu-odpowiedział z uśmiechem patrząc na mnie znad gazety. Co z tego, że była w języku francuskim i najprawdopodobniej nic z niej nie rozumiał. Wyczuwałam w nim ekscytację.

-W Singapurze jak dobrze pamiętam. Długo tam będziesz?

-Dwa tygodnie, potem przenosimy się do Berno-powiedział upijając dwa krótkie łyki kawy.

-Dawno nie byłam w Szwajcarii. Ostatni raz chyba cztery lata temu jak byliśmy na nartach.

-Byłaś wtedy jeszcze w liceum..

-Powinniśmy to powtórzyć-powiedziałam z uśmiechem wspominając świetną zabawę. Ostatnio zazdrościłam Avie rodzinnego wyjazdu. Nie wszyscy to lubią. Zazwyczaj nastolatkowie się nudzą i narzekają na takie wyjazdy. 

Odkąd nie było z nami mamy bardziej się zżyliśmy. Spędzanie czasu razem było przyjemnością. Uczyliśmy się jak żyć bez kobiety, która nas urodziła. Kiedy odeszła bracia byli starsi, rozumieli więcej, nie mogli jej tego wybaczyć. Ja byłam dzieckiem, czułam się zraniona ale wiem, że padłabym jej w ramiona gdy tylko by się pojawiła.

Zawsze brakowało mi kobiety, z którą mogłabym porozmawiać o babskich sprawach. Trochę żałuję, że ojciec się z nikim nie związał i nie ma kto o niego dbać. Całe szczęście dobrze sobie radzi.


***

Odprowadziłam tatę na lotnisko, nie lubiłam tych banalnych pożegnać ale prawda była taka, że będę za nim bardzo tęsknić. Nie wiadomo kiedy teraz będziemy mieli okazję się spotkać. Każde z nas ma już swoje życie, musimy się więc nim zająć.

Cieszę się, że tata dalej jest aktywny zawodowo, przynajmniej nie nudzi się sam w domu. Ja to chyba bym oszalała. Ta sama rutyna by mnie zdołowała. Nie uchodzę za jakąś tam szaloną osobę, zazwyczaj wolę mieć wszystko zaplanowane aczkolwiek nuda też nie jest dla mnie.

Gdybym mogła to bym zamieszkała na sali treningowej. Przecież to największe szczęście. od świtu do nocy bym tańczyła robiąc tylko przerwy na jedzenie i odpoczynek, oczywiście o różnych porach.
Chyba te cechy miałam po ojcu. To taki człowiek z którego warto brać przykład.

Wypadałoby się już rozstać. Tata zdał bagaż i musiał teraz iść na odprawę. Ja nie mogłam iść dalej. 

Cieszyłam się, że mnie odwiedził, choć było to niespodziewane. 

-Zadzwoń jak dolecisz.

-Dobrze-zgarnął mnie do uścisku, zaciągnęłam się jego perfumami.

-Uważaj na siebie.

-To ja ci powinienem to powiedzieć-tata zaśmiał się obok mojego ucha a jego ciało przechodził rytmiczny wstrząs. Zaraz dodał poważnym tonem-Masz się uczyć, dobrze odżywiać i spać przynajmniej osiem godzin.

-Postaram się. Miło było cię zobaczyć, ale następnym razem uprzedź mnie o swojej wizycie. Będę mogła lepiej rozplanować czas.

-Pomyślę nad tym-uśmiechnął się łobuzersko co kompletnie nie było w jego stylu. Tata był rozrywkowy i lubił podrywać kobiety ale zazwyczaj był szarmancki. Teraz miałam przed sobą ducha nastolatka z bagażem doświadczeń w postaci lekkich zmarszczek-Kocham cię, Liv.

-Ja ciebie też, tato-powiedziałam cicho. Miłość rodzicielska sprawiała, że czułam się nieswojo lecz przynajmniej wiedziałam o jego ogromnym uczuciu. Tata machał mi przechodząc przez bramki. Uśmiechnęłam się wysyłając przy okazji całusa. Do zobaczenia.



***

Byłam w trakcie przekręcania klucza w zamku gdy dostałam wiadomość od Beatrice. Przerwałam czynność, żeby odczytać jego treść.

"Rue de Paradis 3
Nie śpiesz się, on nigdzie się stamtąd nie wybiera. B."

Zamówiłam szybko ubera. Miał przyjechać za pięć minut. Upewniłam się, że drzwi są zamknięte. Najrozsądniej będzie poczekać na dole. Wychodząc z budynku wpadłam na Bastiena. Tylko jego tu brakowało. To, że nie odbieram telefonu powinien być dla niego jasny sygnał, że nie chce z nim rozmawiać. Po cholerę tu przyszedł?

-Cześć..

-Co ty tu robisz?-zapytałam zaskoczona nawet wręcz oburzona. Zakłócał mój spokój. Byłam w bojowym nastroju. Nie chciałabym powiedzieć czegoś chamskiego ale to pewnie nie nieuniknione.

-Chciałem sprawdzić czy wszystko okej. Nie odzywasz się.

-Jestem po prostu zajęta..-schowałam ręce do kieszeni zaciskając je mocno w pięści.

-Przyznaj, że mnie ignorujesz-stwierdził sucho. A więc o to chodziło. Myślałam, że go to nie obejdzie. Wmawiałam sobie, że jestem dla niego kimś w rodzaju pocieszenia po Nikki.

-Nie przychodzisz na wspólne treningi-rozumiem, że się stęsknił-Miałem ci przecież pomóc z choreografią.

-Aż tak ci na tym zależy?-zapytałam trzęsąc się z zimna ale też po części może ze złości.

-A ci nie?

-Zależy, ale jestem po prostu zmęczona uczelnią-kłamię, coraz częściej mi się to zdarza. Ale nie chce by wiedział, że ojciec mnie odwiedził.

-Jesteś świetną baleriną, nie możesz tak...

Właśnie podjechał uber. Nie zamierzałam stać  i go słuchać. Niech zajmie się swoim życiem.

-Muszę lecieć-wyminęłam go i podeszłam do auta.

-Liv-złapał mnie za rękę-Nie rezygnuj tak z tego.

-Zobaczymy się w poniedziałek, okej?

-Możemy spotkać się w weekend-zaproponował lekko zgryzając dolną wargę. Ten gest sprawił, że wyglądał jeszcze seksowniej w moich oczach.

-Zastanowię się. Jak coś mam twój numer-uśmiechnęłam się ironicznie i wsiadłam podając kierowcy adres.


***

Drzwi do mieszkania były otwarte na roścież. Weszłam nieśmiało pomimo, że nikt nie zwrócił na mnie uwagi.

W pomieszczeniu było siwo od dymu papierosowego. Wszędzie siedzieli jacyś ludzie obściskując się albo rozmawiając, jednak więcej osób było w tej pierwszej grupie. Głośna muzyka im w tym wcale nie przeszkadzała. 

Szukałam wzrokiem Philla. Dostrzegłam bruneta na kanapie siedzącego między dwoma plastikowymi dziuniami, które się do niego kleiły. Obie miały platynowy blond, zrobione cycki i kwas w ustach, które przypominały te od karpia. Żebym go nie znała pomyślałabym, że jest jakimś nadzianym alfonsem ale prawda była taka, że te laski mu wisiały i nawet, żeby którąś potrącił autobus gówno by go to obeszło.

Stanęłam przed nim podpierając się pod boki. Wyglądałam jak wkurwiona mamuśka.

-Phill?

-Amerykańska suuuuka pszyszla!

Zrobiłam wielkie oczy. Jak on mnie przed chwilą kurwa nazwał? Chyba go nieźle pojebało.

Spojrzał na mnie pijackim wzrokiem. Skupienie się na mojej twarzy musiało go dużo kosztować. Wyglądał jakby cierpiał.

Jego jedno zdanie sprawiło, że niesamowicie podniósł mi ciśnienie. Wyrwałam butelkę wódki od jakiegoś młodziaka, który właśnie przechodził obok i upiłam długiego łyka. Fuj.

-Wstawaj. Zbieramy się-krzyknęłam przez zachrypnięte gardło.

-Nidzie ni ide-jęknął jak obrażone dziecko.

-Nie próbuj dyskutować-warknęłam czując przypływ odwagi. Chciałam mu pomóc. Powinien to docenić i jakoś mi to ułatwić.

-Jestec straszzznom jedzą-wstał i syknął mi w twarz.

-A ty zwykłym kutasem-odpyskowałam krzyżując ręce na piersiach. Patrzyłam na niego lodowatym wzrokiem, przynajmniej tak chciałam.

-Mosze w koncu dooo czechoś się pszydam. Chętna?

-Dzięki, nie skorzystam-odwróciłam głowę w bok zniesmaczona. Jego pijacki bełkot był obrzydliwy, pomimo że seplenił bardzo dobrze rozumiałam o co mu chodzi.

-Nafet ty mnie ni chceszzz-zawył żałośnie wkładając fajkę do ust, z lekkim trudem za drugim razem udało mu się ją podpalić.

-Wychodzimy-zarządałam stanowczo ale mnie zignorował o sięgnął po czerwony kubeczek.

Nie pierwszy raz widziałam jak Phill był pijany ale dzisiaj totalnie nie chciał mnie słuchać. Miałam wrażenie, że sprawiłam mu sporo zabawy swoim matkowaniem. 

-Pokasz jak potrafisz się bafić. Ostatnio swetnie ci to wiszło-rozłożył ręce jak król, wypuścił dym z ust z wielkim uśmiechem. Podpuszczał mnie, nie chciałam znowu tego przechodzić. Nie chciałam czuć tego palącego upokorzenia.

-Ej ludzie gramy w butelkę!-krzyknął czarnoskóry chłopak z czapką na głowie daszkiem odwróconą do tyłu, uniósł puste szkło do góry-Kto chętny?

Myślałam, że takie gry sprawiały frajdę tylko w liceum i na studiach ludzie używają trochę mózgu.

-Dalej będziesz zgrywać świętą?-zapytał Phill spokojnym głosem, miałam wrażenie jakby kompletnie wytrzeźwiał, albo to były tylko pozory. Stał prosto z cwaniackim uśmieszkiem.

Przepadłam. Upiłam kolejne dwa łyki i zgłosiłam się do zabawy. Ludzie ochoczo wiwatowali i podkręcali siebie nawzajem. Usadowiliśmy się na ziemi w kółku. Phill specjalnie usiadł naprzeciwko mnie.
Nie znałam tu nikogo. Wyczuwałam krzywe akcje. Mój przyjaciel będzie chciał mi dokopać za moje 'niestosowne' zachowanie w towarzystwie jego znajomych.

Pierwszej dziewczynie zadali pytanie-niewinne, czy jest dziewicą.
Drugi chłopak musiał wypić dwa piwa jedno po drugim, kolejny musiał policzyć wszystkie dziewczyny które zaliczył a trochę ich było bo uchodził w tu za męską dziwkę.
Potem padło na mnie.

-Prawda czy wyzwanie, Liv?

Przełknęłam ślinę. Jego spojrzenie sugerowało mi żebym zastanowiła się mądrze. Miał dziką satysfakcje trzymania mnie na niewidzialnej smyczy.

-Prawda-powiedziałam unosząc wyżej brodę, Phill nie mógł być górą.

-Przespałaś się z Bastienem?-zapytał jeżdżąc językiem po górnych zębach. Próbował ukryć uśmiech ale mu nie wychodziło.

-Nie-przyznałam zgodnie z prawdą. Przyjaciel kiwnął głową, a zebrani dookoła chyba byli lekko zawiedzeni.

Gra ruszyła dalej. Zamknęli jakąś parę w szafie na siedem minut. Jakaś laska musiała wciągnąć do nosa trochę proszku do pieczenia. Niektóre pomysły były naprawdę głupie. 
Kolejny chłopak miał zrobić striptiz i tańczyć przy tym zalotnie. Jego ciało było bez szału a kiedy zdjął majtki wszyscy zaczęli się śmiać, robić sobie z niego żarty i na zmianę zakrywać sobie oczy. A ten nic sobie z tego nie robił bo był totalnie zalany.

Znowu padło na mnie.

-Prawda-powtórzyłam poprzednie słowo. Phill zrobił zirytowaną minę.

-Mówiłem ci już, że jesteś nudna?-zapytał a wszyscy znowu zaczęli buczeć. Jeszcze trochę a zostanę tu pośmiewiskiem. Nie lubiłam na oczach wszystkich czuć się gorsza. Oceniali mnie chodź mnie nie znali. Zacisnęłam usta w wąską linię.

-Udowodnij, że się mylę-jego słowa sprawiły, że miałam ochotę to zrobić. Upiłam duży łyk alkoholu. W tym momencie nie myślałam już racjonalnie.

-Niech będzie. Biorę wyzwanie. Co mam zrobić?-zapytałam przybierając na twarz maskę suki, która chciała sprowokować swojego przyjaciela.

Usłyszałam kilka głosów z różnych stron pokoju:

-Niech pocałuje kogoś nieznajomego!

-To będzie zbyt proste-powiedział zamyślony Phill, chciał mi chyba nieźle dokopać.

-Niech pocałuje się z laską!

-Dawno nie było tu tyle kobiet, trzeba to wykorzystać!

-Niech zrobią show!

Wstałam spoglądając po nieznajomych twarzach. Ręce opuściłam luźno wzdłuż ciała. Dostałam nerwowego tiku w postaci stukania stopą  w ziemię, oby tego nikt nie zauważył.

-Która chętna?-podniosłam kącik ust, miałam z tego niezły ubaw.

-Może ja?-zapytała jakaś gotka wychodząc z tłumu. Ubrana w kuse czarne ciuchy i glany. Miała krótkie niebieskie włosy, grzywka opadała jej na jedno oko. Wyraźnie żuła gumę. Uśmiechnęła się słodko.

-Vee?-usłyszałam zdziwiony głos Philla, nie widziałam jego twarzy bo stał za mną.

-Świetnie-podeszłam do niej i bez słowa ją pocałowałam. Moje ręce wylądowały na jej policzkach. Słyszałam rozgrzany tłum. Robili zdjęcia i kręcili filmiki. Vee wtargnęła językiem do moich ust, miała miętowy oddech. Nasze wargi ocierały się o siebie. Pocałunek był elektryzujący i bardzo namiętny. Taki jaki miał być. 
Vee obejmowała mnie w talii. Znajdowałam się jak w bańce, nic do mnie nie docierało. Dawno nie czułam takiego spokoju wewnętrznego. Dziewczyna zabrała ze mnie całe napięcie. Uniosłam powieki. Patrzyła na mnie. Miała brązowe oczy, o odcieniu mlecznej czekolady.

Ciężko było nam się od siebie oderwać. Kiedy to się stało zrobiłam balona z gumy, która znalazła się w mojej buzi.

Wszystkim się podobało. Wiwatowali. Rozejrzałam się z Phillem. Nie było go. Chciałam zacząć go szukać ale Vee zaproponowała drinka. Zgodziłam się. Przecież Phill nie jest dzieckiem a ja nie mogę za nim latać. To nie jest zabawa w kotka i myszkę. 
Gra w butelkę chyba się skończyła bo ludzie się rozeszli a my wylądowałyśmy w kuchni. 

Stanęło na innym trunku. Otworzyła dwa piwa i mi podała jedną butelkę.

-Znacie się z Phillem?-zapytałam nieśmiało stukając palcami w szkło. Ciekawiła mnie jej postać.

-Z liceum. Stare dzieje-uśmiechnęła się do siebie, miała lekko zamglony wzrok jakby myślami wróciła do tamtego okresu-Wyjechałam zaraz po ukończeniu szkoły. Phill wolał zostać. Czasem jeszcze uda nam się  wymienić kilka wiadomości. Kontakt nam osłabł ale on nic się nie zmienił. Pomyślałam, że jak jestem w mieście to go odwiedzę.

Wyjaśniła a ja tylko kiwnęłam głową. Dziewczyna wyglądała na słodką elfkę, bardziej widziałam ją w różu i z głową w chmurach opowiadającą o jednorożcach. Te mroczne ciuchy i groźna mina wcale do niej nie pasowały.

-Widzę, że zajęłaś moje miejsce-powiedziała ze śmiechem na ustach, których jeszcze nie dawno sprawdzałam temperaturę i miękkość.

-Szczególnie ci na nim nie zależało skoro zniknęłaś-wzruszyłam ramionami jakby mnie to nie obchodziło i chciałam jej dogryźć. Pojawiła się nagle i myśli, że będzie tak jak kiedyś a wszyscy będą nad nią skakać i wielbić ją bo wróciła.

-Nie mów o mnie tak jakbyś mnie znała.

-Przeciwnie Phill nie mówił o tobie za dużo-pociągnęłam łyka z butelki, między nami toczyła się jakaś wojna a ja chciałam ją wygrać. Dominowanie dało by mi dużo pewności siebie.

-A mi wręcz przeciwnie, Liv.

Uśmiechnęłam się zadziornie. Z jednej strony się cieszyłam, że Phill powiedział jej o mnie, bo to znaczyło, że traktuje mnie poważnie jako przyjaciółkę. Ale nie chciałam być jak ona. Wydawałyśmy się kompletnie inne.

-Gramy do jednej bramki, siostro. Trzeba wyciągnąć go z tego syfu. Potem znikam-ciekawe kto ją tutaj ściągnął. Domyślam się, że to nie była taka pierwsza akcja. Musieli znać się dość blisko skoro tak sobie ufali.

-Zawsze tak uciekasz?-zapytałam trącając ją lekko w ramię. Spiorunowała mnie wzrokiem. Chyba wstąpiłam na ruchomy grunt. A nie chciałabym spaść.

-Nie nazwałabym tego ucieczką-odpowiedziała zimno, przepychałyśmy się do salonu.

-Tak mówi tylko tchórz.

-Liv, postępujesz podobnie. Nie oceniaj mnie-warknęła nie patrząc na mnie. Stanęłam w miejscu. Miała racje. Nie znałam jej historii a oceniałam. Po sobie wiem, że nie miałam łatwo. A zakładałam, że u niej to błahostka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu.

-Wiesz gdzie mógł pójść?-zmieniła temat, pokręciłam tylko głową. Nie mówił mi o swoich tajnych miejscach. Oby nie zrobił nic głupiego. Co prawda ostatnio wyglądał w miarę trzeźwo ale pojawienie się Vee mogło go pchnąć ku dziwnym pomysłom.

-A może po prostu się zabawimy? Nie jesteśmy jego niańkami-Vee wyciągnęła z kieszonki szortów skręta i pomachała mi nim przed oczami-Zaufaj mi.

Te dwa słowa zburzyły mój mur do tej dziewczyny. Chciała pomóc mi się wyluzować. Odciągnąć od tego bajzlu. Skoro Phill jej ufał, też powinnam to zrobić. Chyba dostrzegła moją zgodę w oczach, bo wyciągnęła do mnie rękę.

Wyszłyśmy na dach skąpany w mroku nocy. Był oświetlony tylko przez jedną lampę wiszącą nad wejściem. Można było na niebie dostrzec sklepisko błyszczących gwiazd.
Było zimno ale dało się to znieść. Pocierałam swoje ramiona rękami. Dobrze, że miałam na sobie kurtkę.

Podeszłyśmy do krawędzi gdzie stała zakapturzona postać. Po sylwetce rozpoznałam Philla. Vee chyba domyślała się, że go tu znajdzie. Wszystko działo się tak szybko.

Chłopak spojrzał najpierw na nią potem na mnie.  Vee odpaliła skręta i mi podała go odchodząc kilka kroków tanecznym ruchem. Zaciągnęłam się i z uśmiechem wypuściłam dym. Phill chciał mnie taką zobaczyć. Proszę bardzo. Podaje się jak na tacy. Ostatni raz. Nie jestem typem imprezowej przyjaciółki, którą chcesz.
Vee objęła nas oboje z głośnym śmiechem.  Phill zawył do księżyca. Chyba przekonał się, że komuś na niemu zależy. Poczuł się ważny. Na nas mógł liczyć. Byłyśmy tu dla niego.

Trwaliśmy tak w uścisku ,aż do momentu kiedy słońce zaczęło pojawiać się na horyzoncie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro