31
Olivia, Paryż
Było zaledwie kilka minut po dziesiątej. Od godziny próbowałam dodzwonić się do Philla. Czemu kiedy jest potrzebny to nie odbiera? Tak to go zawsze pełno. Wpieprza się tam gdzie nie trzeba, a teraz?
Stwierdziłam, że nie mogę dłużej na niego czekać, bo mi wszystkie sklepy zamknął. Musiałam znaleźć sobie kreację na wieczór. Wybrałam się do galerii. Szłam korytarzem i znowu zadzwoniłam do mojego korytarza.
-Halo?
-O Boże, ty żyjesz! W końcu odebrałeś.
-Coś chciałaś?-zapytał zaspanym głosem.
-Potrzebuje pomocy przy wyborze sukienki-westchnęłam siadając na kanapę, musiałam odpocząć. Nogi mnie już bolały.
-Gdzie jesteś?
-W galerii-byłam już znudzona. Wcale nie chciało mi się iść już na ten bal. To cierpienie nawet nie było warte tańca z Bastienem.
-Będę za 15 minut.
Rozłączył się i kazał znowu na siebie czekać. Faceci są beznadziejni. Chociaż mam chwilę na kawę.
Gdy Phill przyjechał nawet się nie przywitał. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę jakiegoś drogiego sklepu.
Ekspedientki skakały nad nim jakby był jakąś wielką osobistością. Rozsiadł się i zaraz przyniesiono mu kawę w porcelanowej filiżance. Machnął kilka razy palcem i te kobiety zabrały mnie do przymierzalni, przynosząc zaraz kilka różnych wieczorowych sukni.
Pokazałam się Phillowi w pierwszej to tylko pokręcił głową. Przy drugiej stwierdził stanowcze "nie". Za to przy trzeciej był zdecydowanie zachwycony.
-Mamy to-klasnął w dłonie z szerokim uśmiechem na ustach i wyciągnął kartę płatniczą.
-Phill sama zapłacę za tą sukienkę-powiedziałam stojąc przy kasie już w swoich ubraniach.
-To prezent. Niech ci się dobrze nosi. I nawet nie próbuj dyskutować-uśmiechnął się, chyba też chciał mi zrekompensować swoje zachowanie z ostatniego czasu.
Uniosłam obie ręce do góry. Poddaje się. Nie ma sensu się kłócić. Babka za ladą tak się wdzięczyła do Phillipp,a że chciało mi się śmiać bo nawet tego nie zauważał. Bacznie mi się przyglądał. Kobieta podała mu suknię w pokrowcu.
Przyjaciel zaproponował, że mnie odwiezie żebym nie musiała ciągnąć się metrem z tą cudowną suknią.
-Długo będziesz na tym balu?
-Nie wiem-wzruszyłam ramionami patrząc na jego profil.
-Może wpadniecie z Bastienem do bliźniaczek na domówkę-zaproponował z jakąś smutną miną, wyglądał jakby myślami był gdzieś daleko.
-Może-spojrzałam w małe lusterko patrząc na swoje worki pod oczami. Dzisiejszej nocy nie mogłam spać. Miałam koszmary. I wcale nie śniło mi się to jak Dymitr upada od postrzału na piasek. Byłam cała zlana potem. Krzyczałam i płakałam. Nawet zwymiotowałam. Ten sen był taki realny.
***
Snułam się po sali treningowej, którą przerobiliśmy na bal sylwestrowy. Było tu mnóstwo dekoracji, pięknie nakrytych stołów i ozdobionych krzeseł. Przy suficie były porozwieszane migoczące lampki. Wszystko było urządzone z przepychem.
Dj grał zremiksowane kawałki jezzu z techno, co nie cieszyło starszej publiczności. Ava dotrzymywała mi towarzystwa, tak jak kilku innym tancerzom. Była wręcz duszą towarzystwa. Trzymałam w dłoni kieliszek z szampanem. Co jakiś czas podtrzymywałam spojrzenia Bastiena. Nasze relacje były skomplikowane, byliśmy na etapie pomocy koleżeńskiej.
Miałam na sobie elegancką białą suknie z odkrytymi ramionami i długim rękawem. Wręcz ciągnęła się po ziemi, bo nie zdążyli by jej skrócić. Przylegała do mojego ciała jak druga skóra. Jednak najlepsze w niej było rozcięcie na nogę. Czułam się w niej tak kobieco.
Rozpoczęła się wolna piosenka. Jacyś dwaj mężczyźni w smokingach poprosili mnie i Avę do tańca. Po chwili wirowaliśmy po parkiecie. Nie było dane długo tańczyć mi z moim partnerem, bo Bastien stanął za nim, klepnął go w ramię i stwierdził że odbijany.
Uśmiechnęłam się przepraszająco do mojego towarzysza i zwinnie przylgnęłam do Bastiena. Właściwie ledwo się kołysaliśmy. Patrzyłam w jego niebieskie oczy. Były cudowne ale to nie te oczy w których się zakochałam.
Nie lubiłam takich sztywnych przyjęć.
-Ucieknijmy stąd-zaproponował mi na ucho Bastien. Nie czekając na moją odpowiedź chwycił mnie za rękę i wyprowadził z sali bocznymi drzwiami. Skąd po przeciwległej stronie była szatnia. Weszliśmy tam. Jego wzrok mnie pożądał. Rozumieliśmy się bez słów.
Ulokował swoje ręce na mojej talii i zaatakował moje usta. Wczepiłam palce w jego krótkie włosy. Miał popękane od zimna wargi. Ich szorstkość przyprawiała mnie o cudowne dreszcze w dołku. Pocałunek był gwałtowny jakby się bał, że za chwilę zmienię zdanie i ucieknę. Nie tym razem. Jesteś za dobry w te klocki, Bastien. Jeśli wyprawiasz takie rzeczy językiem to strach się bać jakim demonem jesteś w łóżku.
Przygwoździł mnie swoim ciałem do metalowych szafek. Jego ręka wędrowała po moim nagim udzie w górę. Nagle w pomieszczeniu otworzyły się drzwi i błysnęło światło. Odsunęliśmy się od siebie. W progu stała pani Delacour. Uniosła wysoko brwi. Odwróciłam głowę speszona. Bastien ciężko oddychał.
-Wszyscy was szukają-poinformowała z nutką rozbawienia w głosie. Bastien odchrząknął.
-Już idziemy-zapewnił pocierając brodę. To już drugi raz jak nas złapała. Pani Delacour wyszła tak szybko jak weszła.
Czułam się jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku. Igramy z ogniem. Widziałam te chochliki szczęścia w oczach Bastiena. Podobało mu się to. Wcale nie był taki sztywny jak mi się wydawało, po prostu był zdystansowany do pewnych spraw.
-Jeszcze nie skończyliśmy-powiedział łobuzersko co trochę zabrzmiało jak groźba. Podszedł powolnym krokiem do mojej osoby. Trzymając w dłoniach moje policzki cmoknął mnie w usta.
-Mam ochotę na więcej-szepnął mi na ucho. Kiedy się odsunął oblizał dolną wargę a ja zrobiłam się morka. To było niedorzeczne. Dokładnie dwanaście sekund później jego postawa się zmieniła. Przybrał maskę obojętności i opuścił szatnie.
Zaklęłam bezradna. Obiecałam sobie zero facetów a tymczasem wpadłam w ramiona kolejnego.
***
Przekroczyliśmy próg domu bliźniaczek z Bastienem niezauważalnie. Było pełno ludzi. Wszyscy się bawili. Trochę się wyróżnialiśmy w eleganckich strojach. Bastien ściągnął muszkę i zdjął marynarkę oraz rozpiął dwa górne guziki białej koszuli.
-Nie kuś-powiedziałam zadziornie szukając wzrokiem Philla, podbiegła do mnie jedna z gospodyń i ucałowała moje oba policzki. Beatrice była już nieźle wstawiona. Chwiała się na swoich masakrycznie wysokich szpilkach.
-Porywam ją na chwilę-oświadczyła Bastienowi, jednak zanim pociągnęła mnie w głąb domu dodała-Phill jest z chłopakami w kuchni. Zaraz wrócimy.
Wylądowałyśmy w garderobie. Dziewczyna zdjęła z wieszaka jakąś sukienkę i mi ją rzuciła.
-Przebierz się. To polecenie Phillppe.
Sukienka była przylegająca, krótka i z seksownym wycięciem na plecach. Materiał wyglądał jak lateks. Za bardzo ździrowata. Miała złote kryształki przyszyte pionowo po całości. No cóż chyba nie mam wyjścia.
Weszłam do kuchni. Chłopacy siedzieli w kółku. Phill stał między nogami jakiegoś Francuza, który siedział na wyspie. To nie był ten sam chłopak co go z nim widziałam. Czyżby Phill skakał z kwiatka na kwiatek. Przy tamtym Azjacie promieniał domyślałam się, że był nim zauroczony bo przy tym wyglądał jakby był za karę. Co się dało zauważyć lekko się chwiał. Zapach alkoholu był pierwszy jaki poczułam gdy otworzyłam drzwi do pomieszczenia.
Francuz nie szczędził czułości. Podziwiałam Philla, bo dookoła było dużo ludzi. Widać przy nich nie wstydził się swojej orientacji.
Po blatach walały się puste kubeczki, kieliszki i butelki. Byłam prawie trzeźwa więc wszystko zdawało się być takie dziwne. Chciałam się napić ale chyba mi nie wypadało.
Bastien się odwrócił i mnie dostrzegł jakby wyczuł moją obecność. Przyglądał mi się uważnie jak wtedy w szatni. Bąbelki szampana już dawno ze mnie wyparowały. Dochodziła trzecia godzina a ja dalej dobrze wyglądałam. To była nowość. Podeszłam do Bastiena.
-Lubię cię w rozpuszczonych włosach-wyznał mi na ucho, nie kryłam uśmiechu. Dotykał ręką moich nagich pleców. Czułam iskry.
-Liv! Ubrałaś sukienkę. Zajebista jest, prawda?-przyjaciel zauważył mnie i zrobił dziubek-Beatrice dawaj stówę. Przegrałaś frajerko.
Krzyknął Phill upijając łyka czegoś mocnego z kubka. Dziewczyna wyciągnęła banknot ze stanika i podała go kuzynowi. Pocałował go i schował do kieszeni.
-Uwielbiam robić z tobą interesy.
-Chrzań się-Beatrice chwyciła za butelkę whiskey i wlała sobie do szklanki-Napijesz się?
Rzuciła pytanie w moim kierunku a ja spojrzałam wyczekująco na Bastiena.
-Nie krępuj się-zapewnił z uśmiechem, następnie dodał tak cicho żebym tylko ja słyszała- To że ja sobie ograniczam nie znaczy, że będę tak robił z tobą.
-Oddawaj kasę gnoju!-Beatrice szarpnęła Philla za koszulę, ten się oburzył i lekko ją od siebie odepchnął.
-To akurat nie był zakład.
-Nie umiesz przegrywać-prychnęła i wyszła kręcąc przesadnie biodrami. Martin podał mi kubeczek z drinkiem. Upiłam łyk. Mocny był. Palił mnie w gardło. Zakaszlałam. Wszyscy się zaśmiali.
***
A więc Sylwestra tutaj mamy za sobą hehe
Jak wam się podobał dzisiejszy rozdział? Dawajcie znać w komentarzach :)
Pozdrawiam,
xUla
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro