30
Olivia, Paryż
Dzisiejszy dzień jeszcze nie dobiegł końca. Kroiłam owoce w kuchni, żeby zrobić smoothie. Wrzucałam je po kolei do blendera.
Phill zakręcił wodę w łazience co znaczyło, że skończył brać prysznic. Mój przyjaciel czuł się u mnie w mieszkaniu jak u siebie. Brał z lodówki co chciał, mył się i spał. Nawet tu swoje ubrania zostawiał. Może powinnam pobierać od niego opłatę za czynsz?
Chwilę później wyszedł na korytarz.
-Zrobiłaś już ten koktajl?
-To smoothie. Prawie. Czy ty ciągle musisz być głodny?-zapytałam lekko zirytowana, ustaliliśmy że ja zrobię a on pozmywa brudne rzeczy. Chociaż wątpię, że podejmie się tego zadania.
Rozległ się dzwonek. Kogo niesie o tej porze? Przecież tylko Phill do mnie przychodził.
-Otworzysz?-poprosiłam w międzyczasie nalewając napoju ryżowego.
-Tak.
Chwilę później usłyszałam głosy. Philla znałam bardzo dobrze, drugi jednak był delikatniejszy ale też męski. Znałam go.
Poszłam na korytarz sprawdzić co się dzieje. Phill opierał się o otwarte drzwi. Musiałam opuścić siłą jego rękę, żeby dał mi ujrzeć kto to był. Nie myliłam się. Bastien.
-Co tu robisz?-zapytałam poprawiając szlafrrok, na głowie miałam turban z ręcznika.
-Yhym-odchrząknął skanując mnie wzrokiem, nie miałam na sobie grama makijażu-Zapomniałaś telefonu ze szkoły.
-To aż takie pilne?-zapytał Phill piorunując go wzrokiem, uważał pewnie że to tylko wymówka. Skrzyżował ręce na piersi i dopiero zdałam sobie sprawę że miał na sobie tylko ręcznik przewieszony na biodrach.
-Ciągle ktoś dzwonił pomyślałem, że to ważne.
Dał mi telefon do ręki.
-Dziękuję za fatygę.
-żaden problem-powiedział lekko kiwając przy tym głową. Phill przewrócił oczami. Sprawdziłam nieodebrane połączenia. Były od Maureen. No nie. Czego ona znowu chciała?
-Wejdziesz?-zaproponowałam chociaż liczyłam że odmówi. Trochę było to niezręczne ale chciałam być miła.
Zastanawiałam się skąd miał mój adres. Musiał grzebać w dokumentach, bo przecież nie udostępniają takich informacji byle komu.
Chciał być miły, zrobić dobry uczynek, nie powinnam więc drążyć tego tematu.
-Nie, późno już-jego twarz była poważna, widziałam jak mocno ściskał szczękę, wyglądał trochę jakby był zły-Pójdę już.
-Na razie-powiedział Phill próbując mu zatrzasnąć drzwi przed nosem, przytrzymałam je.
-Bastien?-już był na schodach, odwrócił głowę w moim kierunku-Dziękuję.
Nie odezwał się już. Nasze rozmowy zawsze dziwnie się kończyły. Zrezygnowana wróciłam do kuchni, musiałam dokończyć te głupie smoothie.
-Żeby nie ja zerwał by z ciebie ten szlafrok i wziął by cię tam w drzwiach-powiedział Phill już ubrany w spodenki koszykarskie.
-Może nie miałabym nic przeciwko-mruknęłam do siebie, mam nadzieję że przyjaciel tego nie usłyszał bo włączyłam blender.
-W ogóle masz coś tam pod spodem?-zapytał z uśmieszkiem gdy hałas ucichł pociągając za pasek szlafroku. Mało brakowało a by się rozwiązał.
-Nic co by ci się podobało-uniósł wysoko brwi lekko zdziwiony moim chłodem w głosie. Wyciągnęłam z szafki szkło i postawiłam je na blat.
-Uważasz że geje nie lubią cycek?
-Chyba nie są im do niczego potrzebne, nie?-powiedziałam z sarkazmem. Wręczyłam mu szklankę z różowym płynem i położyłam się spać. Phill rozsiadł się przed telewizorem więc tam pewnie też i zaśnie.
Rano nie zastałam Philla w mieszkaniu. Zostawił karteczkę, że miał pilną sprawę do załatwienia. Oczywiście brudnych naczyń nie pozmywał tak jak obiecał.
Na śniadanie poszłam do małej knajpki. Czekając na zamówienie zadzwoniłam do Maureen, wczoraj już nie miałam na to siły.
-Co się z tobą dzieje dziewczyno?-usłyszałam w słuchawce kiedy tylko się połączyłyśmy.
-Zabiegana jestem. Mam dużo nauki.
-Aż taki wycisk wam dają?-wyobrażałam sobie jak właśnie marszczy brwi z nieodgadnioną miną.
-Niestety. Zwłaszcza, że muszę trenować-wyjaśniłam z niesmakiem, nie lubiłam się tłumaczyć.
-A jak ci idzie?-zaciekawiła się.
-Jestem w trakcie układania nowej choreografii.
-Ale zaprosisz nas na występ?-zapytała ze śmiechem.
-Oczywiście.
Nastała głucha przerwa. Kelnerka przyniosła mi talerz z ślicznie ułożonym jedzonkiem. Świeży chlebek z humusem i warzywami.
-A co u was?-zapytałam, żeby nie mówić ciągle o sobie. Zaczęłam jeść.
-Wszystko dobrze. Firma się rozwija. Szykuję imprezę charytatywną ale jeszcze czeka mnie z tym dużo pracy. Niedługo z Benjaminem chcemy zrobić sobie mini wakacje, gdzieś pojechać i odpocząć. Marzy mi się słońce i piękna opalenizna. Nie chce już chodzić w puchowej kurtce..
-A tata jeszcze u was jest?-wtrąciłam pytanie, może było trochę nie na miejscu w tym momencie ale musiałam to wiedzieć.
-Wyjechał zaraz po świętach. Olivia wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać ale Dymitr był w Chicago. Wydaje mi się że liczył, że cię zobaczy.
O mało nie zakrztusiłam się kanapką. Machnęłam odruchowo ręką i wywróciłam kubek z kawą.
-Nosz kurwa-warknęłam pod nosem, zaczęłam wycierać chusteczkę ciecz ze stolika. Kilka osób na mnie spojrzało próbując zrozumieć co się stało-Maureen muszę kończyć.
Do stolika podeszła kelnerka ze ścierką. Chciała mi pomóc. Położyłam telefon na suchą powierzchnie i złapałam za kolejną porcję chusteczek.
-Proszę to zostawić. Posprzątam-powiedziała uprzejmie zabierając się do ścierania.
-Przepraszam-mruknęłam zdenerwowana opadając znowu na krzesło.
-Nic się nie stało. W końcu za coś mi płacą-dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie i odeszła. Nie miałam ochoty na dalszą konsumpcje posiłku. Chciałam go jak najszybciej zwrócić, ale się powstrzymywałam. To co powiedziała Maureen nie miało sensu. Robiła mi mętlik w głowie. A to co ostatnio miało miejsce na stacji metra sprawiło, że wariowałam. Zdawałam sobie sprawę, że to był już koniec. Mogliśmy szukać milion wymówek ale jakbyśmy mieli spojrzeć sobie po tym wszystkim w oczy? To było bez sensu.
***
Weszłam do szatni, żeby się przebrać. Przyszłam dziś trochę wcześniej niż zwykle ale zamiast zacząć coś działać to myślami byłam gdzie indziej. A dokładnie przy Dymitrze. Przypominałam sobie każdy jego uśmiech, jego dotyk na mojej skórze i to jak mnie całował. Chciałam tego z powrotem. Jednak wszechświat nie był dla mnie łaskawy. Kiedy usłyszałam otwierające się drzwi natychmiast otarłam łzę.
-Płakałaś?-zapytała Ava siadając obok mnie .
-Nie-odchrząknęłam pozbywając się z gardła wielkiej guli-Gdzie wszyscy?
-Jest zebranie.
-A trening?-zapytałam zaskoczona. Nic mi na ten temat nie wiadomo.
-Dziś odwołany. Nie mów, że zapomniałaś. Jutro sylwester, wielki bal. Co roku go organizują. Wszystkie osobistości będą i sponsorzy. My też mamy być, bez wyjątku.
-Ale ja nic nie wiem-schyliłam się i oparłam łokciami na kolanach. Nie miałam humoru na żaden bal.
-Pani Delacour mówiła o tym trzy tygodnie temu-oburzyła się jakbym zrobiła coś złego. I wszystko jasne.
-Dołączyłam niecałe dwa tygodnie temu więc nawet nie mogłabym o tym zapomnieć, bo o tym nie wiedziałam-zaśmiałam się jak idiotka, dziewczyna spojrzała na mnie jakby widziała mnie pierwszy raz i wyglądała na przybysza z innej planety.
Chyba zdała sobie sprawę, że miałam rację. Poklepałam ją po ramieniu wstając.
-Czyli możemy iść do domu?-zapytałam nim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
-Z tego co wiem to mamy pomóc nosić dekoracje-wyjaśniła Ava również wstając,
-Super-westchnęłam zrezygnowana, ten dzień nie był fajny.
-No dalej, będzie fajnie-zaprowadziła mnie na salę. Chłopcy wynosi ławki i rozstawiali wysokie stoliki, inni nosili sprzęt elektroniczny.
-Ooo..dziewczynki-pani Delacour podeszła do naszej grupki-Pomóżcie nosić kwiatki dla pani Fendi.
Wykonałyśmy polecenie bez zbędnego gadania. Niosąc kwiaty zobaczyłam Bastiena przy stoliku z lampkami. Podeszłam do niego. Chyba wypadało by coś wyjaśnić.
-Hej-przywitałam się aż nadto nieśmiało. Stanęłam obok niego stawiając kwiaty na kancie stołu. Mogły wydawać się lekkie ale swoje ważyły.
-Cześć-mruknął nawet na mnie nie spoglądając.
-Może zrobimy dziś trening?
-Jestem zajęty przygotowaniami na jutro nie zauważyłaś?-zapytał wściekle.Co go dziś ugryzło?
-Tak ale...
-Weź się do pracy-powiedział w dalszym ciągu próbując rozplątać lampki-Uważaj z tym sprzętem trochę! To nie są zabawki.
Przeszły mnie ciarki jak krzyknął na jakiegoś chłopaka. Widać był sfrustrowany.
-Coś jeszcze?-spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem.
-Co do wczoraj...
-Wczoraj nic się nie wydarzyło-aha, zabolało. Czyli dla niego to nic nie znaczyło?
-Nie o to mi chodziło. Chciałam jeszcze raz podziękować. Mogłabym ci to jakoś wynagrodzić? Kawa albo może obiad?-zaproponowałam wykręcając sobie palce ze stresu. Był zdenerwowany więc szybciej odmówi niż się zgodzi.
-Zajmij się swoim chłopakiem a nie go na boku zdradzasz-warknął rzucając lampki i wciąż patrząc w dół na te cholerstwo. Więc o to chodziło?
-Phill nie jest moim chłopakiem. To mój przyjaciel.
-Wczoraj widziałem co innego-uniósł brwi do góry, pewnie myślał że chce zrobić z niego debila. Wcale tak nie było. On mi się naprawdę podobał. I nie chodziło żeby od razu wskoczyć mu do łóżka po prostu chciałam się z nim przyjaźnić. No i skrycie liczyłam, że będzie pomagał mi z choreografią, bo świetnie mu to wychodziło.
-To źle widziałeś-powiedziałam złym tonem, chciałam podkreślić że jego zachowanie było nieodpowiednie i nie można oceniać książki po przeczytaniu tylko fragmentu. Żeby stwierdzić czy ci się podobała wypadało by przeczytać całą- Phill jest gejem.
-Co?
-Prędzej zainteresował by się tobą niż mną-wyjaśniłam już nieco spokojniej, widać że chłopak był skołowany, nawet nie zdawał sobie sprawy co działo się w jego otoczeniu.
Bastien się zaśmiał. Uśmiechnęłam się. Zobaczyłam też, że się rozluźnił. Widać zależało mu na mnie skoro chciał się wycofać z znajomości ze mną.
-To co ? Umówisz się ze mną na tą kawę?-zapytałam patrząc na niego spod rzęs, teraz już nie może mi odmówić, skoro postawiłam sprawę jasno.
-Chodź zerwiemy się na 5 minut-powiedział biorąc mnie za rękę z delikatnym uśmiechem.
-Ale...
-Nikt nie zauważy-zapewnił jakby doskonale wiedział co chodziło mi po głowie. Pociągnął mnie w kierunku wyjścia ewakuacyjnego. Wyszliśmy tyłem. Chichotałam jak głupia idąc za nim.
Poszliśmy do tej kawiarni co kiedyś widziałam jak Phill z niej wychodził. Było tam klimatycznie Miło by się siedziało ale my wzięliśmy kawę na wynos. Postanowiliśmy się chwilę przespacerować. Szliśmy w ciszy. Upiłam łyk gorącej kawy latte.
-Tego było mi trzeba-uśmiechnęłam się rozkoszując się smakiem. odwzajemnił mój uśmiech.
-Zatańczysz ze mną jutro?-zapytałam z nadzieją. Pociągnął łyka z plastykowego kubka. Zaskoczyłam go.
-Mówiłem ci już, że nie tańczę-odpowiedział zgryzając wargę jakby próbował ukryć w pewnym sensie zadowolenie. Skończył swój napój i wyrzucił opakowanie do kosza na śmieci. Pokiwałam głową, nie będę naciskać to przyjdzie z czasem.
Szliśmy dalej. Nagle pośliznęłam się na chodniku. Przeklęty lód, cholerne botki na obcasie. W ostatniej chwili Bastien złapał mnie w talii. Chwyciłam się jego ramienia. Kubek z kawą gdzieś mi upadł ale to teraz nie ważne. Skupiłam się na jego oczach. Rozpływałam się pod ich spojrzeniem. Położył mi rękę na policzku i przyciągnął bliżej do siebie. Nie czekał długo. Namiętnie mnie pocałował lekko pochylając do tyłu.
***
Kochani! Wczoraj Walentynki, dziś Dzień Singla, nie ważne który z nich obchodzicie. Życzę Wam wszystkiego co najlepsze!
Zakochani! Dużo miłości i cierpliwości do partnera ;p Świętujcie też w dni powszednie, bo miłość zawsze trzeba pielęgnować!
Single! Kiedyś każdy znajdzie swoją drugą połówkę, pamiętajcie że w sklepie na półce na pewno jakaś będzie!
Ja tymczasem jestem w trakcie przygotowań do jutrzejszej studniówki :) Już nie mogę się doczekać...ale będzie się działo :)
Miłego wieczorku wszystkim,
Pozdrawiam,
xUla :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro