Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15

Maraton 3/3

Olivia, Paryż

Siedziałam w samolocie, byłam bardzo podekscytowana. Podchodziliśmy właśnie do lądowania.

Za dwie godziny miałam spotkanie z agentem nieruchomości. Znalazł mi trzy mieszkania w stylu francuskim. Nie chciałam, żeby były one przesadnie wielkie, bo miało być tylko dla mnie jednej. Chciałam po prostu poczuć, żeby było moje i  żeby w jakiejś części przytulne. Zależało mi też na tym żeby miało dobrą lokalizację. Domyślam się, że uczelnia i treningi będą pochłaniały dużo mojego czasu, więc raczej nie będę tam spędzać dużo czasu.

Już pierwsze mieszkanie okazało się strzałem w dziesiątkę. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Nie chciałam oglądać kolejnych.

Mieszkanie mieściło się w starej kamienicy na czwartym piętrze. Po wejściu do mieszkania od razu z korytarza można było przejść do salonu przez białe drzwi z okienkami. Pomieszczenie było puste. Piękne duże okiennice wpuszczały mnóstwo światła. Co prawda na deskach podłogowych było trochę kurzu ale to dało się zmienić. Gdy tylko się wprowadzę wszystko posprzątam.

Cieszyłam się, że jest balkon. Barierki miały czarny kolor i bogate zdobienia. Będę mogła tam popijać kawę rozkoszując się widokiem. Nie był jakiś szałowy ale te kamienice były takie urocze. A w oddali było widać nawet wierzę Eiffla.

Już wiedziałam jak je urządzę. Od razu podpisałam umowę z agentem nieruchomości, przelałam pieniądze a on wręczył mi klucze. 

Tamtej nocy jeszcze musiałam spać w hotelu, ale udało mi się zamówić przez internet podstawowe meble. Między innymi łóżko więc oficjalnie się wprowadzę.

Następnego dnia odebrałam plan zajęć z dziekanatu. Składał się z trzech kartek. Już zdążyłam zapomnieć jakie nużące potrafią być wykłady.

Na samym początku byłam już wykończona. Jeszcze nie potrafiłam się odnaleźć. Gubiłam się w rozkładzie sal i z nazwiskami profesorów.

Szłam zapatrzona w kartkę, gdy na kogoś wpadłam. Miał na głowie kaptur.

-Patrz jak idziesz kretynko!-warknął.

-Skoro widziałeś, że idę mogłeś mnie wyminąć-powiedziałam naburmuszona wytykając w niego palca-Zapatrzony w siebie palant.

-Dla kobiety należy się szacunek. Matka cię nie nauczyła, Bolton?-wtrącił się jakiś chłopak z rękoma w kieszeniach czarnych spodni.

-Nie udawaj rycerza, Bonnet-odpyskował mu ten z krzywym uśmieszkiem i odszedł.

-Uważaj następnym razem-polecił mi 'mój' wybawiciel. Miał przydługie rozczochrane brązowe włosy i ciemny zarost. 

-Nie potrzebowałam pomocy-założyłam ręce na piersi. Jego krzaczaste brwi lekko się zmarszczyły. Podszedł do mnie i wyrwał mi z dłoni kartki.

-Jakiego budynku szukasz?-zapytał patrząc na rysunek budynku.

-B1.

-To w tamtym kierunku-wskazał za mnie. Przecież stamtąd przyszłam. Jak mogłam się tak pomylić. Westchnęłam.

-Nadal uważasz, że nie potrzebujesz pomocy?-w jego brązowych oczach dostrzegłam kpinę, widziałam jak powstrzymuje śmiech.

-Oczekujesz, że rzucę ci się na szyję i zacznę dziękować? Niedoczekanie.

-Francuski zazwyczaj nie są takie zadziorne-zauważył zawadiacko poprawiając swój szary rozpięty płaszcz. Czy mu nie było zimno? Mi odmarzały uszy i na pewno wyglądałam jak Rudolf z czerwonym nosem.

-Jak dobrze że jestem amerykanką-odetchnęłam z ulgą, teatralnie wachlując się dłonią.

-Masz dobry akcent-stwierdził kiwając w zastanowieniu głową.

-Śpieszę się-spojrzałam na zegarek-Jestem już spóźniona-ruszyłam a on za mną.

-Akurat idę w tamtą stronę-wytłumaczył, wsadzając ręce do kieszeni płaszcza. Co on ma z tym chowaniem rąk?

-Świetnie-jęknęłam ucinając rozmowę. Szliśmy chwilę w ciszy.

-Phillippe-przedstawił się cicho, pasowało mu to imię było szlachetne tak jak jego kości policzkowe, styl chodzenia i ubrania które miał na sobie.

-Olivia.

-Więc skąd jesteś?

-Nowego Jorku-sprostowałam, przecież nie będę mu się z wszystkiego tłumaczyć.

-Zmęczył cię tam pośpiech życia?-zaśmiał się pod nosem, już dochodziliśmy do budynku na którym było namalowane wielkie "B1", jak mogłam to do cholery przegapić?!

-Paryż jest bardziej urokliwy.

-No tak, miasto zakochanych-otworzył przed mną drzwi.

-Chociaż nie zacznij gadać o miłości bo się porzygam-powiedziałam zirytowana wchodząc do środka.

-Ani słowem-zaśmiał się wchodząc za mną. Weszliśmy na salę wykładową i zajęłam miejsce na środku auli a on usiadł obok mnie. Spojrzałam na jego profil znacznie zdezorientowana. Patrzyłam jak wyciągnął zeszyt i długopis. 

-A więc studiujesz filologię francuską?-zapytałam z pogardą, moja brew wystrzeliła ku górze. Co za gość, czyżby specjalnie działał mi na nerwy?

-Czyżbym zapomniał ci o tym wspomnieć?-zapytał unosząc kącik ust-Bardzo ciekawy kierunek nie uważasz?

Nie odpowiedziałam tylko sama zaczęłam się rozpakowywać i słuchać tego o czym mówił profesor. Siedzieliśmy obok siebie jak dwójka dobrych znajomych a jedyne co o sobie wiedzieliśmy to jak się nazywamy. 

Nagle mnie szturchnął i się głupkowato uśmiechnął. O co mu chodzi? Starałam się zachować powagę ale wyglądał tak śmiesznie, że nie wytrzymałam. Zachichotałam.

-Nie za wesoło wam?-zapytał profesor patrząc na nas spod okularów, w ręce trzymał książkę. Widać przeszkodziliśmy mu troszeczkę.

-Przepraszam profesorze Mipson to moja wina-Phillippe usiłował nas usprawiedliwić i całe szczęście. Profesor nic nie skomentował tylko wrócił do prowadzenia wykładu.

Do końca zajęć nawet nie spojrzałam na mojego towarzysza. Był zbyt pewny siebie, a tacy tylko wróżą kłopoty.

-Zgaduję, że masz sporo zaległości z większości przedmiotów-zaczął gdy wyszliśmy na dwór. Dobrze, że miałam na sobie kurtkę zimową i ciepły szalik. Było dość chłodno-Mogę pożyczyć ci jakieś notatki jeśli chcesz?

-Nie jestem pewna czy rozczytam twoje pismo-stwierdziłam szczerze, przypominając sobie jak pisał na wykładzie.

-Mogę ci podyktować każde słowo-powiedział to z taką powagą, że aż się zaśmiałam na ten jego słaby podryw.

-Mam dużo czasu-zaczął się tłumaczyć. Przeczesał ręką włosy. Oh tak ten gest zdecydowanie mu pasował. Był w nim królem, zwłaszcza kiedy robił tą swoją minę nieśmiałego chłopca.

-To może mi go trochę pożyczysz? Z chęcią bym się wyspała.

-Wiesz to chyba tak nie działa. Ale mogę zaproponować ci kawę? Jutro po zajęciach?-czy już mówiłam że miał słodki uśmiech? Pewnie nie zdawał sobie sprawy jak dział na większość kobiet. Oczywiście mnie się to nie tyczyło, bo miałam na teraz dość facetów.

-Nie mogę-przygryzłam wargę. Miałam teraz napięty grafik. Znalazłam świetną szkołę tańca. Jutro miałam przesłuchanie. Wszystko dzięki dyrektorce ze szkoły w Nowym Jorku. Rekruter to podobno jej stary znajomy-Może innym razem.

Odwróciłam się na pięcie i odeszłam w stronę przystanku autobusowego. Nawet nie siliłam się, na jakieś pożegnanie mojego nowego znajomego. Nie powinien oczekiwać zbyt dużo. Jeśli chciał być w moim życiu to tylko jako kolega. Przecież przyjaźń damsko-męska gdzieś na świecie istnieje, prawda?

Kochani uważam, że jak na pierwszy raz maraton wyszedł świetnie :) Mam nadzieję, że podoba Wam się to co przeczytaliście, piszcie w komentarzach co sądzicie!

Pozdrawiam,

xUla.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro