19
Olivia, Paryż
W sobotni poranek zabrałam się za nadrabianie zaległości z uczelni. Phill zostawił notatki na komodzie. Byłam mu bardzo wdzięczna.
Te kilka godzin które przespałam na podkurczonej ręce dlatego strasznie bolał mnie kark. Nawet rozmasowanie go nie pomogło. Byłam ledwo przytomna, piłam już 3 filiżankę kawy.
Nim się zorientowałam była 15.30 co oznaczało, że do treningu zostało mi pół godziny. Zebrałam rzeczy i w pośpiechu wystrzeliłam jak torpeda z mieszkania.
Na salę treningową weszłam jako ostatnia. Pani Delacour skarciła mnie wzrokiem, Ava pomachała mi z drugiego końca sali.
Zaczęłam od rozciągania. W pomieszczeniu rozbrzmiewała spokojna muzyka jezzowa.
Dzisiejszego dnia powtarzaliśmy podstawowe kroki. Dla baleriny liczyła się technika. Nasza grupa liczyła dziesięć dziewczyn i pięciu chłopaków. Wszyscy byli na poziomie zaawansowanym. Właściwie różniliśmy się wszystkim, wyglądem i tym co robiliśmy w życiu ale wszyscy mieliśmy marzenie żeby osiągnąć coś w balecie.
-Każdy kto chce wystartować do przedstawienia na przesłuchanie musi mieć swoją muzykę i choreografię-oświadczyła pani Delacour na koniec zajęć. Nie byłam zaskoczona, Ava wcześniej powiedziała mi o przedstawieniu i że każdy może zagrać główną rolę. Ona zawsze miała jakieś wtyki i o wszystkim wiedziała pierwsza.
Ogólnie wyczuwam klapę, z choreografii jestem noga. Nad ostatnią pracowałam pół roku więc nie ma opcji że ogarnę coś w przeciągu dwóch tygodni.
Po treningu wybrałyśmy się z Avą do kina tak jak wcześniej się umawiałyśmy. Pozwoliłam jej wybrać film jednak niestety jej upodobania nie trafiły w mój gust. Seans był o dwójce ludzi, którzy chcieli zeswatać swoich szefów, żeby mieć więcej wolnego w pracy. Prawie im się udało ale ostatecznie ci się rozeszli, co nie obyło się bez happy endu, bo główni bohaterowie się zeszli. Cudownie, takie rzeczy tylko w filmach. Prawdziwe, życie jest bardziej brutalne.
Teoretycznie nie byłam w nastroju do włóczenia się po mieście więc odmówiłam drinka, którego zaproponowała Ava.
Wszędzie były świąteczne dekoracje i w tle jak co roku leciały te same piosenki. Panował przepych i miliony rozswietlonych lampek na ulicach i domach.
Chciałam już wrócić do mieszkania i zrobić sobie gorącą herbatę. Strasznie zmarzłam, obym tylko się nie rozchorowała.
-Nie przejmuj się tą choreografią. Tylko tak straszą. Ale jeśli ci na tym zależy to zgłoś się do Bastiena. On jest najlepszy. I jesteś nowa więc dostaniesz fory.
-Jakoś nie przepadamy za sobą-stwierdziłam nieco chłodniej niż chciałam.
-Wcale nie jest taki zły jak się wydaje. Tylko ta małpa mąci mu w głowie. Był inny zanim ją poznał-wzruszyła ramionami. Po co ona mi to mówiła?
-Co mam przez to rozumieć?
-Nikki leci na jego hajs i nazwisko-wytłumaczyła strasznie się przy tym krzywiąc. Widać współczuła chłopakowi.
-Kim on...Zresztą nie ważne-powiedziałam od niechcenia, nie powinnam wypytywać o niego, nie interesował mnie, nie obchodziło mnie jego życie. Był dla mnie niemiły.
-Wiem, że coś chodzi ci po głowie. Pytaj-zatrzymała się i spojrzała mi w oczy widząc że coś mnie trapi. Wahałam się.
-Dlaczego on przestał tańczyć?-zapytałam na jednym wdechu, Ava wcale nie była zaskoczona pytaniem, wręcz przeciwnie czekała aż je zadam.
-Krążą plotki, że pokłócił się z ojcem a ten mu zabronił tańczyć. Nawet zagroził, że go wydziedziczy. Ale to tylko plotki-ruszyła dalej, ta odpowiedź nie zaspokoiła moich oczekiwań. Byłam lekko rozchwiana emocjonalnie. Gdyby ktoś zabronił mi robić to co kocham to chyba bym się zabiła. Wytrzymanie ostatnich tygodni było bez tańca katorgą. Tak się cieszę, że w końcu dostaje wycisk na sali. Lubię być zmęczona po treningu, wtedy czuję że robię coś pożytecznego.
-Więc co jest prawdą?-te pytanie było skierowane jakby do mnie samej ale wiem że w najbliższym czasie nie uzyskam odpowiedzi.
-Idziesz?-Ava odwróciła głowę przez ramię, była już kilka dobrych metrów przed mną.
-Tak-zrównałam się z jej krokiem.
Było przed północą. Leżałam w piżamie przed telewizorem w salonie. Dawno nie miałam tak spokojnego wieczoru. Niestety powiedziałam to chyba za wcześnie, bo zaraz rozdzwonił się mój telefon. A nie ukrywam, że już przysypiałam.
Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojego przyjaciela, teraz już oficjalnie i bez podtekstów mogę go tak nazwać.
-Halo?-mój głos był lekko zachrypnięty. Phill nie odzywał się cały dzień, dlaczego więc dzwonił tak późno?
-Amerykanko? Pszyjedzieszzz po mne? Jestem w pbie Niebiosa-powiedział bełkotliwie.
-Phill. Spiłeś się?
-Kryzysowa situacja-powiedział i czknął pijacko.
-Nie ruszaj się stamtąd. Będę za 15 minut-rozłączyłam się i od razu zamówiłam taksówkę. W tym czasie zdążyłam się ubrać o wziąć do kieszeni kurtki najpotrzebniejsze rzeczy.
Całe szczęście, że taksówkarz znał ten pub z tego co mówił był dość popularny. Szczerze ja nawet nie wiedziałam na jakiej ulicy on się znajduje. Wiem tylko, że był w centrum. Zapłaciłam za taryfę i ruszyłam odnaleźć przyjaciela.
Siedział przy barze, właściwie praktycznie na nim leżał. Był bliski zaśnięcia gdy go szturchnęłam. Spojrzał na mnie rozbieganym wzrokiem, chwilkę mu zajęło zanim uświadomił sobie, że to ja.
-Przyjechałaś po mnie-uśmiechnął się, znaczy próbował ale to było ponad jego siły.
Chciał mnie przytulić ale zsunął się z krzesła i oparł na mnie. Strasznie śmierdziało od niego whiskey. Był strasznie ciężki.
-Nie uniosę cię Phill, stań na nogi-poprosiłam go, obejmując ramionami. Był od mnie o wiele wyższy więc to była kolejna przeszkoda.
-Jesteś prawdziwą przyjaciółką-rzekł i się wyprostował, był taki poważny w tym co mówił.
-Ty byś zrobił dla mnie to samo-pokiwał głową, że się ze mną zgadza.
-Zawsze i wszędzie!-zawył jak wilk do księżyca.
-Dobrze wracamy do domu, chodź-starałam się go wyprowadzić na zewnątrz, żeby chłodne powietrze powietrze go trochę otrzeźwiło ale zaczął się opierać.
-Nie chce do domu-jęknął jak pięciolatek któremu zabiera się czekoladę, żeby go później nie rozbolał brzuch.
-Do mojego domu Phill.
-A to co innego-puścił mnie nagle i sam z dumnie podniesioną głową wyszedł z pubu. Stanął przed wejściem i zaczął się rozglądać. Znalazł w kieszeniach kluczyki i odblokował zamki w aucie. Jego światełka zamrugały. Aston Martin był gotowy.
-Chyba nie zamierzasz prowadzić?-zapytałam wystraszona doganiając go. Oczy o mało mi z orbit nie wypadły.
-Ja nie ale ty tak-rzucił mi kluczyki od samochodu, ledwo je złapałam.
-Ufasz mi na tyle, żeby dać prowadzić mi swoje dziecko?
-Ufam ci bezgranicznie. Amerykanko, wiesz że jestem gejem-tu zciszył głos, jakby chciało mu się siku-To też możesz prowadzić moje auto.
-To nie jest dobry pomysł Phill-powiedziałam zdenerwowana, zaczęłam wyłamywać sobie kostki w palcach.
-Dlaczego?-zapytał delikatnie podirytowany, zaczynał się niecierpliwić. Nie wróżył to nic dobrego.
-Nie jestem dobrym kierowcą.
-Ale nas chyba nie zabijesz?-zmarszczył brwi jakby intensywnie myślał i zastanawiał się nad tym co powiedział- Nie chce umierać tak młodo. Jestem na to zbyt piękny.
Chwilę później zachichotał i czknął. Był mega śmieszy ale sytuacja była trudna.
-Dlatego pojedziemy taksówką. I nawet nie próbuj dyskutować-pogroziłam mu palcem a on uniósł ręce w geście poddania się.
O ile wsadzenie go do taksówki było bułką z masłem to katorgą było wciągnięci go na czwarte piętro.
Kiedy tylko poczuł poduszkę leżącą na mojej sofie odpłyną. Nawet nie trudziłam się z rozebraniem go. Wystarczająco się namęczyłam.
***
Pomimo pośpiechu mam chwilową przerwę w pieczeniu ciast 🙈 2 dni do świąt! nie mogę się doczekać 😍🎄
Pewnie nie tylko ja mam dużo na głowie ale myślę, że jak nie będziecie mieli czasu teraz przeczytać to będzie was czekała miła niespodzianka po świętach 😅
Miłej reszty dnia,
x.Ula
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro