Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Koszmary, część druga

Podążałem za nimi, idąc do mojego drugiego domu. Nie byłem pewny, czy mogę już nazywać dorm moim domem, ale na pewno bardziej niż mieszkanie z moimi rodzicami.

Atmosfera budynku wydawała się złagodnieć od czasu, gdy pierwszy raz do niego wszedłem. Wtedy wydawała się być napięta.

Usiadłem na kanapie, która znów miała być moim miejscem do spania. Nie bylem przekonany, gdy opowiadali o przygotowanym dla mnie pokoju. Przypuszczałem, że to klamstwo. Jin-hyung i Yoongi-hyung już poszli do swojego pokoju, Jimin-hyung za to trenował. Och, jak bardzo chciałbym teraz poćwiczyć. Zostaję w tyle.

Poszukałem mojego, opuszczonego na kilka dni, telefonu. Cóż, wciąż leżał na stoliku do kawy, w pełni naładowany. Nawet nie chciałem go teraz odblokować. Bałem się, że zobaczę coś niemiłego, co mnie przerazi i znowu ucieknę.

Zobaczyłem moje odbicie w ekranie telefonu, oprócz oczu, zbyt czarnych by mogły być widoczne. Westchnąłem i poszedłem do łazienki.

Rozebrałem się i zobaczyłem moje stare siniaki oraz zabandażowane rany. Musieli dowiedzieć się od lekarza. Nie ma po co tego ukrywać. Ale jestem pewny, że nie poruszą szybko tematu, prawda?

Znowu westchnąłem, zakładając ubrania. Wyszedłem z łazienki, zauważając Jina-hyunga na kanapie, oglądającego telewizor. Nie odważyłbym się mu przeszkodzić, ale mnie zobaczył i zawołał do siebie.

Podszedłem do sofy i usiadłem niezręcznie obok niego, chowający dłonie między ściśniętymi udami. Pobawił się chwilę moimi włosami, a później przesunął dłoń na plecy, głaskając mnie. To było dziwnie komfortowe. Kiedy ostatni raz czułem prawdziwą miłość?

- Jungkook, chciałbyś odpocząć? - zapytał po chwili.

Przytaknąłem, wciąż patrząc w dół.

- Dobra, chodź za mną.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Naprawdę mam własne łóżku? Zaraz, co?

- Nie bądź zszokowany. Yoongi powiedział ci w szpitalu, prawda?

Pokiwałem głową.

Podszedł do mojej walizki, zapinając i niosąc ją do pokoju. Po prostu za nim podążałem.

Otworzył drzwi do przestronnego i czystego pokoju. Jin-hyung miał swoją cześć, tak jak ja i Yoongi-hyung. Nie żartował, gdy mówił, że jest wystarczająco duży dla nas wszystkich.

Moja część pokoju miała duże, pojedyncze łóżko, stojące blisko ściany, biurko i małą szafę. Cóż, wciąż muszę się uczyć. Ale skąd o tym wiedzą? CEO już im powiedział? Nigdy nie pomyślałem, że tak szybko mnie zapisze. Jest połowa semestru!

Jin-hyung położył walizkę na podłodze i pomógł mi się rozpakować. Chciałem zrobić to sam, stwierdził, że nie mogę się nie przemęczać, bo dostanę ataku serca. Oczywiście, nie zrozumiałem o czym mówi, ale położyłem się. Było tak miękko! Kiedy ostatni raz leżałem na normalnym łóżku?

W dormie, w czasach gdy jeszcze byłem trainee, nie miałem miejsca do spania. Większość z nich była zajęta przez dobrze zbudowanych chłopców. Nie takich jak ja.
Ohydny i gruby. Powiedzieli mi, żebym
spał poza dormem lub w kuchni. Nie było miejsca nawet na kanapie, zajętej przez ich torby, wypełnione nie wiadomo czym. Wieczorem byłem zbyt zmęczony, by je przenosić, więc spałem po prostu na podłodze. Lub dywanie.

Mimo wszystko bałem się zamknąć oczy. Koszmary nawiedzały mnie ostatnio, a nie chciałem przeszkadzać hyungowi. Leżał
już na łóżku z telefonem w prawej ręce, chichocząc z czegoś. Yoongi-hyung wyszedł do swojego studia, ponieważ nie słyszałem odgłosu otwierania i zamykania drzwi wejściowych.

Obróciłem się, by patrzeć przez okno. Niebo było piękne, częściowo zachmurzone. Błękit i biel mieszały się tak pięknie, zastanawiałem się, czy pasowałbym tam.

Długo patrzyłem w niebo, zanim moje oczy zaczęły się zamykać. Próbowałem utrzymać je otwarte, ale przegrywałem
walkę. Niebo zdażyło się już zmienić. Czarne i przerażajace. Deszcz padał ciężko, pioruny strzelały. Jin-hyung szybko pozbierał ubrania, wiszące na balkonie.

Przykryłem się moim nowym, puszystym kocykiem, próbując odciąć się od strasznej burzy. Nie było to proste, ponieważ wciąż nie mogłem zasnąć. Czułem łzy w oczach, ale nie chciałem
pozwolić sobie na płacz. Przykryłem twarz kocem, co okazało się być jeszcze gorszym pomysłem. W krótce poczułem
zmęczenie, poddałem się i zamknąłem oczy.

Bezużyteczny.

Ohydny.

Gruby.

Brudny.

Niechciany.

Samobójca.

Głupi.

Wszystkie te głosy. Znowu, znowu się odezwały. Nie wiem, skąd pochodzą, ale mnie przerażają. Nie lubię tego, że brzmią jak moi rodzice lub przyjaciele. Nie lubię tego, że słyszę je wyraźnie mimo burzy. Zakryłem uszy i klęknąłem, zasłaniając oczy. Jednak wciąż były obecne.

Dlaczego są coraz głośniejsze, mimo tego, że zatykam uszy. Nie powinny cichnąć?

Zacząłem płakać, wciąż klęcząc w niezmienionej pozycji. Mam nadzieje, że odejdą, nie lubię tego uczucia. Nie lubię tego, że nikt mnie nie broni, że nikogo dla mnie nie ma. Nie lubię tego. Nie lubię. Nienawidzę.

Niech ktoś mnie uratuje. Proszę, wyciągnięcie mnie z tej pustki. Proszę. Proszę. Proszę, obrońcie mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro