Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Znów ją straciliśmy

Po nagłym wezwaniu Alec i Magnus znaleźli się na miejscu w tempie ekspresowym. Drzwi do mieszkania otworzył im spanikowany Simon, który przy każdym kroku trząsł się jak galareta. Gdy tylko małżonkowie przekroczyli próg i zamknęli za sobą drzwi, brunet od razu popędził w kierunku niewielkiego saloniku, w którym na kanapie leżała jego dziewczyna.

- Izzy?- dołączywszy do nich, niebieskooki ukląkł przy siostrze. Jej rozpalone czoło pokrywały kropelki potu, a klatka piersiowa unosiła się i opadała, przy szybkich, nierównych oddechach.

- Na Anioła...- westchnął najstarszy, również pochylając się nad dziewczyną. Ułożył dłoń nad jej głową, wystrzelając z niej malutkie niebieskie iskierki- To wygląda źle, bardzo źle- ocenił.

- Pomożesz jej?- spytał Wampir z nadzieją. W jego oczach lśniły łzy przerażenia.

- Czas pokaże, ale bądźmy dobrej myśli- westchnął Czarownik- Strasznie tu duszno, gdy wszyscy jesteśmy w tym małym pomieszczeniu. Możecie zostawić mnie na chwilę z Isabelle?

Obydwaj pytani zgodnie kiwnęli głowami na „tak", a potem opuścili pomieszczenie, udając się do kuchni.

- Długo jest z nią tak źle?- zapytał Lightwood, siadając na taborecie przysuniętym do kuchennego blatu.

- Zaczęła dziwnie oddychać jakieś pół godziny temu, coś takiego- wzruszył ramionami młodszy- Próbowałem skontaktować się z jej lekarką, ale jak na złość nie odbierała.

- Nie warto w ogóle brać pod uwagę tej kobiety, jest okropna i ma wszystkich gdzieś. Dobrze, że nas wezwałeś, Magnus jej pomoże.

- A propo Magnusa...- szatyn nerwowo przestąpił z nogi na nogę, nie wiedząc jak zadać pytanie- Wszystko u niego w porządku? Wygląda jakoś inaczej niż zwykle.

- Chodzi ci o te ubrania?- Łowca potarł się ręką po brodzie- Nie mam pojęcia skąd je wytrzasnął ani dlaczego... To dziwne, ale w ogóle od rana jest jakiś nieswój i nie chce ze mną o tym rozmawiać. Mam wrażenie, że jest taki, odkąd Jace uciekł z Instytutu.

- Chwila, co?- Wampir szeroko otworzył oczy ze zdumienia- Jace był wczoraj w Instytucie?

- Tak, wezwałem go- westchnął ciężko- Myślałem, że może on jakoś zmusi Clary do mówienia... Cóż, myliłem się.

- To wszystko nabiera sensu...

- Teraz nie rozumiem kompletnie o co tobie chodzi, Simon.

- O mój wóz. Jace wczoraj nagle wybiegł z mieszkania i zabrał bez pytania mój wóz.

- Co do..?!- Alec w momencie poczuł jak krew uderza mu do twarzy. Był wściekły na blondyna, niesamowicie wściekły. Jak można zrobić taką głupotę?

- Przez to, że go zabrał, nie byłem w stanie zabrać Izzy do żadnego medyka, który mógł by jej pomóc. Musiałem wezwać was.

- Na Anioła! Jak tylko dostanę Jace'a w moje ręce, to porządnie przetrzepię mu skórę- Lightwood zacisnął dłonie w pięści- Same z nim kłopoty od jakiegoś czasu.

- Odkąd Clary go rozpoznała- westchnął Simon- To rozpętało niemałą aferę, a od tamtego czasu... Jest coraz gorzej.

- Długo byłem ślepy, ale teraz mam pewność, że dla własnego dobra nie powinien jej już więcej widywać. Nie tylko dla siebie, ale też dla dobra całego Świata Cieni. Jak tylko wróci do Instytutu, to osobiście dopilnuję tego, żeby nic już więcej nie nabroił. Cholera, to moja wina.

- To nie twoja wina, Alec- szatyn zaprzeczył od razu, kładąc rękę na ramieniu starszego w niemym geście wsparcia- Odkąd straciliśmy Fray, Jace trochę się pogubił. Nawet trochę bardzo. Jako jego brat, który jednocześnie jest szefem wszystkich nowojorskich Łowców, miałeś na głowie wiele problemów. Moim zdaniem całkiem dobrze sobie radzisz w tej sytuacji. Po prostu wczoraj podjąłeś decyzję, która skończyła się nieszczęśliwie, ale na pewno da się to jakoś naprostować.

- Wcześniej kiedy podjąłem złą decyzję, to Catarina zginęła i osierociła Madzie. Powiedz mi, Simon, kto ma umrzeć tym razem?

- Nie mów już o Catarinie, to była zupełnie inna sytuacja i nikt nie wiedział, że skończy się ona tak tragicznie.

- Ciekawe czy mówiłbyś to samo, gdybyś posiedział w tym obrazie trochę dłużej...

Ich dyskusję przerwało niespodziewane pojawienie się Magnusa w kuchni. Czarownik posłał im zmartwione spojrzenie, bo czym grobowym głosem obwieścił:

- Z Isabelle jest naprawdę źle. Muszę zabrać ją do pewnego miejsca, gdzie Brat Zachariasz pomoże mi przywrócić ją do zdrowia.

- Co chcesz przez to powiedzieć?- Łowca zasępił się- Jesteśmy gotowi do drogi- dodał, rzucając spojrzenie swojemu towarzyszowi, który potwierdzająco pokiwał głową.

- Och, bardzo chciałbym, byście mogli nam towarzyszyć, jednak to niemożliwe. Wasza obecność nie byłaby mile widziana, a to mogłoby utrudnić proces leczenia. Muszę na jakiś czas sam się nią zająć, a wy zostańcie tutaj. I tak macie wiele innych problemów.

- Na jakiś czas, czyli na ile?- spytał zmartwiony Wampir.

- Być może na kilka dni, być może na dłużej. Nie wiadomo jakiej dawki magii będzie potrzeba, by przywrócić ją do normalnego funkcjonowania. Obawiam się, że ma w sobie jeszcze resztki złych mocy po tym ataku sprzed kilku tygodni.

- Zrób wszystko, co tylko możliwe byście obydwoje wrócili do nas jak najszybciej- Alec posłał mu zdeterminowane spojrzenie i wstał, by wycisnąć delikatny pocałunek na ustach Bane'a.

- Obiecuję- przytaknął Czarownik- Żegnaj, Alexandrze- skierował wzrok na młodszego- Żegnaj, Simonie, zrobię wszystko co w mojej mocy by twoja kobieta i dziecko były całe i zdrowe.

Po tym posłał obydwu pokrzepiający uśmiech i zniknął w salonie, z którego wyczarował portal, w którym zniknął razem z Izzy na rękach.

- I znów zniknęli- czarnowłosy opadł na kuchenny taboret- Mam wrażenie, że otaczający mnie ludzie są jak mgła. Pojawiają się i znikają pod wpływem chwili.

Nagle telefon Aleca zaczął grać dobrze obu znaną melodyjkę z bajki o kucykach. Chłopak wyciągnął go z kieszeni.

- To Luke- stwierdził, patrząc na ekran- Ciekawe, czego chce.

~~

Resztę popołudnia Alec i Simon spędzili na znalezieniu takiego połączenia autobusowego, które pozwoliłoby im dotrzeć w okolice budynku Instytutu. Łowca pierwszy raz podróżował komunikacją miejską, ściśnięty między innymi Przyziemnymi jak sardynka w puszce. Simon, będący przyzwyczajonym do autobusowego gwaru i tłoku posyłał mu tylko współczujące spojrzenia.

Po wydarzeniach tego dnia Lightwood zdecydował, że najbezpieczniejszą opcją będzie zabranie Wampira ze sobą do Instytutu i trzymanie go pod ręką. Młodszy zapewne sam nie poradziłby sobie najlepiej w razie jakiegoś ataku (którego ofiarą już raz padł w ostatnim czasie).

Po około godzinnej podróży kilkoma liniami, głównie spędzonej w korkach, obydwaj dotarli do miejsca docelowego. Tylnym wejściem wślizgnęli się do budynku, a potem udali bezpośrednio do gabinetu, w którym aktualnie urzędowała Aline.

- Mogłabyś zostawić nas na chwilę samych?- spytał niebieskooki.

- Jasne, jakby co, to wołaj- odparła dziewczyna i szybko opuściła pomieszczenie.

Czarnowłosy od razu opadł na swój fotel i przymknął powieki, rozkoszując się zapachem książek i starego papieru, który roznosił się w powietrzu.

- Uhm, Alec?- Simon w pewnym momencie przerwał ciszę.

- Tak?- otworzył oczy i zwrócił swój wzrok na szatyna- Usiądź- dodał, gestem dłoni wskazując krzesełko dla gości.

Młodszy podziękował i zajął miejsce.

- Zastanawiałem się czemu byłeś taki milczący po telefonie od Luke'a i podczas jazdy autobusem. Dowiedziałeś się czegoś strasznego?

- Nie ja, Simon, nie ja.

- To kto?

- Luke.

- Obawiam się, że nie rozumiem.

- Mój kochany braciszek spędził noc w Jade Wolf- Alec uśmiechnął się ironicznie- Pochwalił się, czy też pożalił, bo sam już nie wiem jak to interpretować... W każdym razie posłał w świat informację, że mamy tutaj Clary.

- Ale Luke nie przebywa w Jade Wolf, tylko w księgarni twojej mamy- młodszy zmarszczył brwi.

- Jace powiedział o tym Mai, a ona Luke'owi, wiesz jakie mają ze sobą relacje...

- Fakt- potaknął, kiwnięciem głowy i zachęcił starszego do kontynuacji.

- Luke wkurzył się okropnie, że nie poinformowałem go o tym, ale znając życie zachowałby się jeszcze bardziej pochopnie, niż Jace... A mieć ich dwóch na głowie i do tego Clary... To byłby istny Edom na ziemi.

- Czyli ogólnie przerąbane.

- Dokładnie tak. Luke nie dostanie się tu, wie o zabezpieczeniach, poza tym musi chronić mamę i Madzie. Jednak gdy tylko spotkamy się twarzą w twarz, może dać upust swoim emocjom.

- Myślisz, że Luke byłby w stanie cię uderzyć? Znam go od wielu lat i on taki nie jest...- zaczął Simon, jednak Alec szybko mu przerwał.

- Nie, jeśli chodzi o więzienie dziewczyny, która jest dla niego jak córka.

- To też prawda- Wampir skulił się na krześle- Teraz to już nawet boję się oddychać, bo mam wrażenie, że lada chwila czekają mnie tego konsekwencje.

- Uwierz mi, że ja też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro