Zazdrość, komplikacje i niecodzienna codzienność
Około południa Aline uporawszy się z większością swoich obowiązków, postanowiła udać się do zbrojowni. Tak jak się tego spodziewała, zastała tam Helen, samotnie pochylającą się nad serafickim ostrzem.
- Hej, piękna- rzuciła z pozorną wesołością- Zimno tutaj- dodała, a na potwierdzenie objęła się ramionami.
- Cześć- padła odpowiedź- Co cię tu sprowadza?
- To i owo... Chciałam zobaczyć jak ci idzie.
- Jak widzisz- blondynka obrzuciła spojrzeniem zaciemnione pomieszczenie- Trochę ostrzę miecze, wcześniej reperowałam groty w starych strzałach, ale Jace przyszedł mi pomóc i uwinęliśmy się z tym szybciej. Potem mam jeszcze coś do przeczytania, bo wczoraj w nocy już nie potrafiłam się skupić- ruchem głowy wskazała na stos złożony z siedmiu grubych książek w twardych oprawach.
- Sporo tego- przyznała brunetka- Ale skoro miałaś pomoc, to znaczy, że jednak zaoszczędziłaś trochę czasu, prawda?- spytała z nadzieją.
- Jasne, a co jest?
- Chodź tu do mnie- westchnęła Penhallow, rozkładając ramiona.
Jej dziewczyna z uśmieszkiem pokręciła głową, po czym ruszyła w jej kierunku i po chwili padły sobie w objęcia.
- Jesteś taka zimna...- zauważyła Aline, obserwując gęsią skórkę na jej ramionach- Ubrałaś się jak na plażę.
- Po prostu uznałam, że odrobina porannego chłodu pomoże mi się obudzić- wzruszyła ramionami- Nie powiem, metoda zadziałała.
- Oh, lepiej to ubierz- prychnęła, zdejmując swoją czarną bluzę z kapturem i wciskając ją partnerce- I, na Anioła, następnym razem w wypadku takich ciuchów nie zapominaj o bieliźnie- dodała, wskazując na sutki, odznaczające się pod obcisłym topem- Lepiej, żeby nikt poza mną ich nie oglądał.
- Oh, ktoś tu jest zazdrosny?- zadrwiła Blackthorn, posłusznie naciągając na siebie ciepłą bluzę.
- Pff...
- Są tylko twoje i dobrze o tym wiesz- dodała, chwytając ją za rękę, którą potem wciągnęła pod bluzę i przycisnęła do swojej klatki piersiowej.
- Mam nadzieję- odparła brunetka, delikatnie masując jej pierś- Świadomość, że cały ranek spędziłaś z Jace'm w takim stroju sprawia, że krew uderza mi do głowy.
- Nie gapił się, naprawdę nie masz żadnego powodu, by się martwić.
Helen przymknęła oczy, pod wpływem przyjemnego dotyku. Miała ochotę zrzucić z siebie wszystko i pozwolić dłoniom dziewczyny sunąć po swoim ciele.
- Zakaz flirtów w pracy- przypomniała sobie nagle Aline- Zobaczymy się wieczorem- dodała, kierując swoje kroki w stronę wyjścia.
~~
Jace drzemał jeszcze w swoim łóżku, odsypiając nocną wartę i poranną pracę w zbrojowni, gdy obudziło go głośne i nerwowe pukanie do drzwi.
- Wejść- odparł, wstając i przeczesując palcami swoją blond grzywkę.
W pomieszczeniu pojawiła się Maryse Lightwood ubrana w prostą, czarną suknię przed kolano i buty na wysokich obcasach. Za rękę trzymała Madzie, która niespokojnie wodziła wzrokiem po pomieszczeniu.
- Obudziłam cię?- spytala zdumiona kobieta.
- Nie- odparł, ziewając, co było oczywistym kłamstwem. Szybko ubrał jeansy leżące na podłodze obok łóżka (miał już na sobie koszulkę i bieliznę)- Co was do mnie sprowadza? Myślałem, że jest zakaz wpuszczania do Instytutu osób z zewnątrz.
- Wyjeżdżam. Dziś wieczorem.
- Jak to? Dokąd?- spytał zaskoczony.
- Do Idrisu.
- Dlaczego do Idrisu? Na jak długo?
- Nie mam pojęcia- bezradnie pokręciła głową, mocniej ściskając rączkę małej Czarownicy- To chyba bezterminowy wyjazd. Luke został tam przeniesiony.
- Jak to: przeniesiony? Przecież Aleca nawet nie ma w Instytucie.
- To odgórna decyzja Clave. Nie podali mi żadnych powodów. Z resztą, dla nich jestem już bezużyteczna od czasu utraty run- spuściła wzrok na podłogę- Ledwo pozwolili mi zamieszkać z Lucianem.
- To jakiś kosmos!- Herondale złapał się za głowę.
- Mogę zostać tu z tobą, dopóki pani Lightwood nie wróci?- zapytała do tej pory milcząca dziewczynka.
Łowca rzucił swojej przybranej matce pytające spojrzenie.
- Nie pozwolono nam zabrać Madzie ze sobą- wyjaśniła czarnowłosa- Poza tym myślę, że lepiej będzie jej tutaj z Magnusem, który nauczy ją kontroli magii i resztą naszej rodziny, która spędza z nią sporo czasu.
- Chodź tu do mnie- Jace rozłożył ręce i przytulił dziewczynkę- Możesz nawet zamieszkać ze mną w tym pokoju, jeśli tylko chcesz- zadeklarował- Clave ma jakieś dziwne pomysły...
- Wiem, że nawet nie powinnam o to prosić, ale znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia. Magnus, Alec i Isabelle jeszcze nie wrócili do pracy, a to przymusowe przeniesienie nastąpiło tak nagle... Jesteś jedyną osobą, która nam została- w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Maryse, wszystko będzie dobrze. Gdy tylko Alec wróci, spróbujemy to wszystko naprawić- wstał i objął kobietę- A my damy sobie radę- puścił dziewczynce oko- Na pewno Helen i Aline nam pomogą. Od biedy zawsze możemy poprosić Simona o jakąś głupią bajkę z żółwiami noszącymi kolorowe opaski albo robotami latającymi w statkach kosmicznych. Damy sobie radę.
- Będę do was dzwonić codziennie- załkała.
~~
O drugiej popołudniu Alec był już w pełni obudzony, najedzony i wykąpany (z nieodzowną pomocą Magnusa), a także przebrany w czarny, satynowy szlafrok.
- Czuję się dziwnie- powiedział.
- Ale tak ci wygodnie, prawda?
- Tak, ale... Sam nie wiem.
- Pewnie po prostu doświadczasz wahań nastroju typowych dla osób w tym stanie- stwierdził Mag, z pobłażliwym uśmiechem- Odpręż się, może zrobić ci masaż?
Młodszy wzruszył tylko ramionami i westchnął głęboko.
- Chcę, żebyś mnie przytulił- odparł cicho, markotniejąc nagle.
- Oh, moje kochanie jest smutne?- Czarownik pochylił się i delikatnie objął partnera, całując jego policzek pokryty coraz dłuższym zarostem, który kłuł go teraz w usta.
- Mam przeczucie, że przez tych kilka cholernych dni Instytut się zawali i zastanę gruzowisko, gdy już wrócę do pracy.
- Nie może być tak źle- starszy posłał mu swój czarujący uśmiech i zwolnił uścisk, by móc podnieść z dywanu kilka okruszków po ich drugim śniadaniu.
- Jak to możliwe, że twój tyłek wygląda tak dobrze w momencie, w którym nie mogę go mieć?- westchnął Łowca, uważnie obserwując schylającego się męża, a w szczególności jego pośladki opięte ciasnym materiałem czarnych rurek.
- Oh, Aleksandrze- Bane zaśmiał się z politowaniem.
- No co?- niebieskooki wzruszył ramionami- Mam ochotę się z tobą kochać, to takie dziwne?
Najpierw niezdecydowany, potem smutny, a teraz podniecony... Chyba huśtawka emocjonalna w przypadku Aleca wkroczyła na jakiś nowy poziom z dziesięciokrotnym przyspieszeniem.
- To nie jest absolutnie dziwne, po prostu zaskoczyła mnie twoja bezpośredniość.
- Aha, pewnie ci się nie podobam.
Kociooki zaklął w myślach.
- Oczywiście, że mi się podobasz, Alexandrze- dotknął czule jego policzka- Jeśli tylko chcesz, to możemy iść do sypialni nawet teraz.
- Przy dzieciach?- Lightwood wskazał na swój wydatny brzuszek- Nie ma mowy, ty zboczeńcu!
W tym momencie Magnus nieudolnie próbował ukryć swoje parsknięcie śmiechem.
Biedny Simon- pomyślał- On będzie musiał znosić to znacznie dłużej.
Chciał coś dodać, by uspokoić młodszego, jednak ten nagle zerwał się z krzesła i puścił biegiem w kierunku łazienki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro