Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Złe złego początki

- Że co?- spytał Alec, nerwowo odsuwając krzesło i wstając zza biurka. Obszedł stary mebel i stanął naprzeciw swojego brata, mierząc go podejrzliwym spojrzeniem. Nie wierzył w to, co przed chwilą usłyszał. Był zły na blondyna, niesamowicie zły. Wiedział, że ten nie grzeszył subordynacją, ale żeby zrobić coś aż tak niewyobrażalnie głupiego?! Czuł zażenowanie i rozczarowanie. A może to była jego wina? Powinien zabronić chłopakowi opuszczania Instytutu w celu podglądania pobliskiej galerii sztuki. Pewnie młodszy i tak by nie posłuchał, ale trzeba było spróbować. A jeśli nie to, to przecież mogli porozmawiać. Gdyby więcej czasu poświęcił rodzinie, to zauważyłby jakieś zmiany w zachowaniu brata, pomógłby mu uporać się z przeszłością... Oh, teraz złość i rozczarowanie, które do tej pory były skupione na blondynie stojącym tuż przed nim, przeszły na samego Aleca.

- Wiem, że usłyszałeś wszystko bardzo dobrze, nie każ mi tego powtarzać- odparł Jace, a potem westchnął przeciągle. Musiał przyznać się bratu, że tego wieczoru widział Clary w galerii sztuki. Oglądał jej pierwszą, samodzielną wystawę. Nigdy nie był wielkim fanem obrazów czy rysunków, to ona zaszczepiła w nim zainteresowanie, pokazując swoje dzieła, gdy trafiła do Instytutu. Gdy więc stało się to, co się stało (bardzo nie lubił wspominać tego, jak Clary poświęciła się, by zniszczyć Jonathana, kładąc na szali swoje wspomnienia i moce Nocnych Łowców, które w efekcie swojego działania utraciła), nie mógł oprzeć się pokusie podglądania jej, gdy tworzyła, pomagała przy innych wystawach, aż w końcu zrealizowała swoje marzenie...  Chciał, by kiedyś jeszcze raz narysowała jego portret, jak uczyniła to pewnej nocy, gdy spał. 

To pragnienie choćby widywania jej (zawsze przy użyciu runy maskującej) było powodem wielu zgrzytów między nim, a pozostałymi. Największy żal zawsze wyrażał Simon, który był bliskim przyjacielem rudowłosej. Mówił, że wspomnienia należy porzucić i pozwolić jej żyć swoim życiem, spełniać marzenia i zacząć od nowa. Wampir tłumaczył mu też wielokrotnie, by spróbował zapomnieć albo chociaż odpuścił z wizytami w galerii. Wiedział, że dla nieszczęśliwie zakochanego Łowcy nie skończy się to dobrze. No i wykrakał... 

Kolejną osobą, która oficjalnie potępiała jego zachowanie był Alec. Alec Lightwood, krew z krwi, brat, przyjaciel, parabatai... W tym momencie czuł na sobie jego palący wzrok. Wiedział, że starszy jest zawiedziony i rozczarowany jego postawą. Czekał na to, co stanie się dalej. Krzyknie? Był na to gotowy. Uderzy go w twarz? Z chęcią przyjmie każdy cios, w końcu zasłużył. Potraktuje go jak podwładnego i nałoży karę z przepisów wewnętrznych Instytutu? Wykona każde zadanie, nawet to najgorsze, najbardziej obrzydliwe. Jedynym, czego nie mógł znieść u Aleca w tym przypadku, było milczenie. A Alec, jakby czytając w jego myślach, milczał i mierzył go przenikliwym spojrzeniem.

- Powiedz coś- mruknął blondyn zachrypniętym głosem, przerywając nieprzyjemną ciszę. Odpowiedziało mu zirytowane westchnienie.

- Nie wiem, co mam ci powiedzieć, rozumiesz?! NIE WIEM!- wybuchł brunet, a wykrzyczane słowa przeraziły ich obu. Alec zawsze wiedział co powiedzieć, był tu szefem, znał odpowiedzi na wszystkie pytania, a jeśli pojawiały się komplikacje, to znał sposób, by im zaradzić. Nie wiem było w jego ustach czymś obcym i nie wróżyło nic dobrego.

- Alec...- Jace zrobił krok w jego stronę, wyciągając rękę w kierunku jego ramienia.

- Nie wiem..- powtarzał starszy jak mantrę, opierając się o przód biurka i spuszczając wzrok na swoje kolana. Był zawiedziony samym sobą, nie miał pojęcia jak teraz się zachować. Okazywanie słabości przy bracie nie było dobrym rozwiązaniem. Puszczenie mu tego płazem nie wchodziło w grę, ale nie miał nawet pojęcia w jaki sposób mógłby go ukarać. Poczuł dłoń młodszego na swoim ramieniu, to było dla niego zdecydowanie za dużo- Odejdź- skwitował krótko, zamykając oczy.

- Co? Ale ja... Alec!

- Odejdź!- z trudem powstrzymał drżenie głosu, strącając dłoń ze swojego ramienia- Nie mów o tym nikomu, nawet Izzy- dodał, odwracając twarz w kierunku okna.

Przez chwilę obydwaj stali w bezruchu, przetwarzając to, co się stało. Ostatnie wypowiedziane słowa zawisły w powietrzu, tworząc nieprzyjemne napięcie. Jace otworzył usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale zrezygnował i posłusznie opuścił gabinet, udając się do swojego pokoju.

Alec policzył do dziesięciu, odszedł od biurka i otworzył oczy. Upewnił się, że został w gabinecie zupełnie sam, po czym zamknął drzwi. Przetarł twarz dłońmi, wydając dziwne dźwięki frustracji. Wsunął ręce w swoje przydługie włosy i pociągnął za nie. Przystanął, obrzucając spojrzeniem puste pomieszczenie, zatrzymując się w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał blondyn. Jego parabatai. Jego przyjaciel. Jego młodszy brat, który przez ostatni rok (tak przecież szczęśliwy po pokonaniu Valentine'a, Jonathana, Lilith i Asmodeusa) pogubił się - utracił miłość, sens życia... Jego braciszek potrzebował pomocy, przyszedł po nią i został odtrącony. Tak nie może być... Alec kolejny raz zrozumiał, że nie poświęca rodzinie zbyt wiele czasu, przez co zaczyna ich traktować niczym pozostałych pracowników Instytutu, a przecież tak nie powinno być... Rozgoryczony kopnął bok biurka, a gdy to nie wystarczyło, zaczął bić pięściami w jego twardy, stary blat.

~~

Dochodziła 3:00, gdy Alec obudził się z twarzą w stosie papierów. Tępy ból pulsował z tyłu jego głowy i odrapanych dłoni. Spojrzał na telefon, który wskazywał 10 nieodebranych połączeń od Magnusa oraz kilka wiadomości również od niego. Cholera, Magnus! Łowca szybko użył runy, by wyleczyć zakrwawione kostki, a potem ułożył dokumenty, które próbował przeglądać po tym, jak polecił Jace'owi opuszczenie gabinetu. Nie potrafił się na niczym skupić i usnął. Biedny Magnus pewnie odchodził od zmysłów sam w domu... Brunet szybko odblokował telefon i sprawdził wiadomości.

Magnus: Gdzie się podziewasz, kochanie?

Magnus: Pewnie dużo pracy... Przygotuję Ci ciepłą kąpiel jak wrócisz, mam świetne świece zapachowe prosto z Mediolanu! 😚🤩

Magnus: Jakaś misja? Potrzebujecie mnie?

Ostatnia wiadomość była wysłana jakieś dwie, może trzy minuty temu, a więc w czasie, gdy Lightwood próbował doprowadzić się do porządku.

Ja: Przepraszam, zasnąłem nad raportami. Zaraz wychodzę :( 

Zrezygnowany przetarł dłońmi zmęczoną twarz i podszedł do okna, które otworzył. Zimny powiew nocy owionął jego twarz, a przy okazji rozrzucił kilka kartek, które dopiero co zostały uporządkowane na biurku. Sięgnął po nie i położył tam, gdzie ich miejsce, uprzednio zamykając okno. Wtedy do jego gabinetu z hukiem wpadła Isabelle.

- Alec!- krzyknęła ile sił w płucach. Impet z jakim otworzyła drzwi, sprawił, że spory stos pojedynczych kartek kolejny raz tej nocy wylądował na podłodze. Łowca widząc to, miał na przemian ochotę się rozpłakać się i rwać ostatnie włosy z głowy.

- Izzy? Co się stało?- spytał, unosząc brew.

- To ja powinnam spytać o to Ciebie!

Alec postanowił zachować spokój. Pierwszym, co w tym celu zrobił, było kucnięcie i zebranie papierów z podłogi. 

- Magnus do mnie dzwonił. I pisał. I dzwonił!- każde kolejne zdanie wypowiadała głośniej, żywo gestykulując rękami, co podkreślało jej zdenerwowanie.

- Chcecie postawić na nogi cały Instytut?- rzucił lekko Jace, który nagle znikąd pojawił się w drzwiach- Jeśli tak, to całkiem nieźle wam idzie.

Lightwooda uderzyło to, z jaką nonszalancją blondyn potrafił się teraz odnosić. Zupełnie jakby ich wieczorna wymiana zdań nie miała miejsca. Chociaż... On sam kazał mu to zrobić. W końcu nie wiedział, co innego począć w zaistniałej sytuacji.

- Cisza- brunet podniósł palec w kierunku swojego młodszego rodzeństwa - Jeszcze raz- westchnął, wskazując Isabelle- Dlaczego wbiegasz do mojego gabinetu w środku nocy i krzyczysz jak opętana?

- Bo Magnus postawił mnie na równe nogi swoimi telefonami, myślałam, że coś ci grozi!- odparła, poprawiając ramiączko czarnej, lnianej koszuli nocnej, które podczas rozmowy zsunęło się z jej ramienia. Wtedy najstarszy uświadomił sobie, że ta stoi przed nim w piżamie, a Jace opierający się o futrynę nie ma na sobie koszulki - najprawdopodobniej również przyszedł tu wyrwany ze snu.

- Nic mi nie jest, Magnus za bardzo przeżywa- odparł- W końcu wczoraj była nasza rocznica, ale przez pewne wydarzenia trochę spóźniłem się na świętowanie.

O KURWA, ROCZNICA. 

Alec przybił piątkę ze swoim czołem. Przez pieprzonego Jace'a i jego problemy zupełnie o niej zapomniał. Oparł się biodrami o blat biurka i oparł głowę na dłoniach. I jeszcze musiał to powiedzieć przy swojej siostrze... Dlaczego przypomniał sobie akurat teraz? Dlaczego nie pomyślał, zanim to powiedział? Dlaczego w ogóle się odezwał?

- Alexandrze, nie mam do ciebie słów..- pokręciła głową rozczarowana- Biedny Magnus... Idę go pocieszyć, a Ty NIE POKAZUJ SIĘ W DOMU zanim nie wymyślisz jak go przeprosić. Tylko wysil się na coś więcej niż gówniane kwiaty, czekoladki i słaba mowa przeprosinowa. Pierwszą rocznicę ma się tylko raz w życiu i ty właśnie pokpiłeś sprawę- oskarżycielko dźgnęła go w ramię, po czym opuściła gabinet, z rozpędu uderzając ramieniem w Jace'a - A ty mógłbyś się chociaż przesunąć?! - pogroziła mu palcem - Dopilnuj, żeby nasz śpiący książę w końcu się ogarnął.

Blondyn uniósł ręce w obronnym geście, a gdy echo kroków siostry ucichło w korytarzu, postanowił wejść do gabinetu i zamknąć za sobą drzwi. Usiadł na biurku obok Aleca. Dotknął jego ramienia, jak zrobił to wieczorem, a gdy jego ręka nie została odtrącona, nabrał powietrza, po czym powiedział:

- Słuchaj uważnie, bo powiem to tylko raz. Przepraszam.

- Raz wystarczy- starszy nakrył dłoń młodszego swoją- Ja też przepraszam. Tylko raz- w jego oczach zaszkliły się łzy, którym nie dane było znaleźć ujścia na policzki. Spojrzał w oczy blondyna, w których ujrzał to samo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro