Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wybraliście ją

W malutkim domku na przedmieściach od prawie doby panowała wyjątkowo napięta atmosfera. Jace nawet na minutę nie zmrużył oka, Simon nie odezwał się ani słowem od odejścia Aleca, a Izzy przez pół nocy wymiotowała ze stresu. Wampir bez słowa podsuwał jej jedzenie i wodę, by nie traciła siły, ale i tak na niewiele się to zdało.

O szóstej rano Herondale wykonał chyba setny już telefon do swojego przyrodniego brata, lecz ani ten, ani dziesiątki poprzednich nie zostały odebrane. Łowca chodził nabuzowany od ściany do ściany niewielkiego saloniku, dosłownie trzęsąc się z nerwów. Jego serce waliło jakby chciało wyskoczyć w piersi. Z głowy już dawno wyrzucił ciążę siostry, zdjęcie usg, którego nadal nie zobaczył, czy sam fakt, że mógłby się zainteresować brunetką, która od kilku godzin bez przerwy klęczała nad toaletą.

Jednak on potrafił myśleć tylko o jednej dziewczynie. Clary wróciła. Clary jest w Instytucie. Clary jest tak blisko. Clary jest na wyciągnięcie ręki. Ciągle tylko Clary, Clary, Clary... Zdawać by się mogło, że z każdym oddechem wciągał w nozdrza zapach delikatnych perfum rudowłosej. Obiecał sobie, że gdy już ją zobaczy, to nie pozwoli jej znowu zniknąć. O nie, będzie przy niej czuwał dzień i noc. Udowodni tym wszystkim niedowiarkom, że Clary nie jest morderczynią, tylko znów została zmanipulowana. Kto wie, może to właśnie ona jest czyjąś ofiarą?

- Jace? Jace...?- w pewnym momencie z bojowego nastroju wyrwało go słabe wołanie z łazienki.

- Izzy?- blondyn szybko otworzył drzwiczki, zastając młodszą leżącą na ziemi. W mikroskopijnym niemal pomieszczeniu czuć było okropny odór wymiocin. Chłopak szybko podniósł dziewczynę, a wolną ręką spuścił wodę w toalecie- Izzy, co się stało?

- Co się stało?- młodsza powtórzyła jego pytanie ze łzami w oczach- Nie miałam siły wstać, możesz pomóc mi podejść do umywalki?

- Oczywiście- przerzucił sobie jej rękę przez ramię i chwycił ją w talii, prowadząc we wskazane miejsce- Tak bardzo cię przepraszam, Izzy... Nie płacz, proszę.

- To takie upokarzające- westchnęła Isabelle, odkręcając zimną wodę, którą zmyła resztki wymiocin ze swojej brody.

- To nieprawda- zaprzeczył szybko, ocierając łzę z jej policzka.

-Nic już nie mów- zacisnęła powieki- Czy możesz tu przyprowadzić Simona? Czuwał przy mnie całą noc, pewnie zasnął gdzieś ze zmęczenia.

- Ale Iz...

- Naprawdę, posadź mnie na podłodze i sprowadź Simona.

- Izzy, przecież ja mogę ci pomóc.

- Nie, nie możesz- syknęła ze złością- Chcę być z przyszłym ojcem moich dzieci, a ty możesz iść sobie iść do Clary. Najwyżej Alec cię spierze na kwaśne jabłko po drodze... Z resztą, i tak jesteś od niego silniejszy, więc to nie problem.

- Izzy, naprawdę przepraszam, przez noc nie byłem sobą...

- Nie mów do mnie Izzy i sprowadź Simona albo zaraz zacznę krzyczeć!- powiedziała głośno, po czym zakołysała się lekko i gdyby nie ramię Jace'a, to upadłaby na ziemię- Chcę do mojego chłopaka, nie do ciebie...- jej dolna warga zaczęła drżeć, a potem brunetka rozpłakała się na dobre.

Jace w tamtym momencie też miał ochotę płakać, ale zagryzł zęby i ułożył siostrę na podłodze, pod plecy podkładając jej torbę z ubraniami, która leżała nieopodal. Wyszedłszy z łazienki wciągnął w płuca spory haust świeżego, wolnego od smrodu wymiocin powietrza. 

Simona znalazł zwiniętego w kulkę pod kuchennym blatem, z białym kubkiem w dłoniach. Nie było w nim nic, więc trudno nawet ocenić czy szatyn przyszykował go dla siebie czy dla swojej dziewczyny.

- Ej, ty, wstawaj- warknął, potrząsając mocno ramieniem młodszego. Rozbudzony chłopak upuścił kubek, który z trzaskiem rozbił się o posadzkę.

- Co się dzieje?- spytał półprzytomny, a wstając uderzył głową w blat.

- Izzy chce żebyś do niej poszedł, jest w łazience.

- Izzy?- zrobił dziwną minę, zastanawiając się- O nie! Nie, nie, nie!- zaczął mówić do siebie spanikowany- Izzy, już idę!

Simon pędem udał się do niewielkiej łazienki. W pierwszym momencie ledwo powstrzymał odruch wymiotny, a potem delikatnie wziął brunetkę na ręce i zaniósł do kuchni. Posadził ją na małym krzesełku i uchylił okno.

- Kochanie, naprawdę przepraszam. Zamknąłem oczy tylko na sekundę...- tłumaczył się spanikowany.

- To nic- odparła dziewczyna cicho, siląc się na słaby uśmiech- Byłeś bardzo zmęczony opiekowaniem się mną przez całą noc. Chyba ciąża w połączeniu z powrotem Clary ewidentnie mi nie służy...

- Potrzebujesz czegoś? Mam wezwać lekarza? Może Magnusa? Kogokolwiek?- spytał, przykładając dłoń do jej czoła.

- Już jest lepiej, powiew świeżego powietrza dobrze mi zrobił, dziękuję. Magnus musi chronić teraz Instytut, nie zawracajmy mu głowy.

- Jeśli czujesz się źle, to mogę wezwać kogoś innego na pomoc- powiedział spokojnie,odgarniając jej włosy z czoła.

- Chciałam tylko, żeby ktoś przy mnie był, to wszystko.

- Och, Izzy...- Wampir pogładził jej policzek, a potem chciał ją pocałować, jednak ta szybko odsunęła się.

- Nie umyłam zębów, lepiej tego nie rób- ostrzegła go z małą iskierką rozbawienia w oczach.

- Przestań, kochałbym cię tak samo nawet gdybyś nie myła się przez tydzień- zaśmiał się, uspokojony tym, że dziewczyna przestała już płakać i wyglądała zdecydowanie lepiej, niż gdy zastał ją w łazience.

W pomieszczeniu obok Jace siedział na kanapie i nawet gdyby nie chciał, to i tak słyszał całą ich rozmowę. Czuł się winny temu, że Izzy poczuła się zaniedbana z powodu Clary. 

~~

- Luke!- mała Czarownica stała nad śpiącym mężczyzną, podnoszą jego zamkniętą powiekę- Luke, widzisz mnie?

Mężczyzna wzdrygnął się , po czym usiadł na księgarnianym stole, na którym zasnął poprzedniego dnia.

- Nie rób tak więcej, bo wybijesz mi oko- upomniał ją- Są milsze sposoby na budzenie ludzi.

- Kiedy wrócimy do Instytutu?- zapytała niezrażona jego uwagą- Tęsknię za Alekiem i Magnusem. I za Izzy, i za Jace'm.

- Alec powiedział mi, że na razie nie możemy wrócić. Ma jakąś ważną sprawę i tym, którzy znaleźli się w budynku nie wolno go opuszczać, a nikt inny nie może wejść z zewnątrz- wyjaśnił- Poza tym tutaj jest wiele fajnych rzeczy do roboty. Te wszystkie książki są bardzo ciekawe- wskazał ruchem dłoni na otaczające ich regały.

- Błagam cię, mieszkamy tu już trzy dni. Przeczytałam połowę książek, które zgromadziła pani Lightwood- dziewczynka skrzyżowała ręce na piersi- Pozostałe są nudne i dobre dla Przyziemnych.

Zza regału wyłoniła się Maryse w długiej granatowej sukience, włosach spiętych w kok i lekkim makijażu. Luke'a w momencie zamurowało na jej widok.

- Słoneczko, nie wolno tak mówić- odezwała się kobieta, pochylając głowę w kierunku dziewczynki- Przyziemni mogą czytać wszystkie książki, tak samo jak Podziemni czy Nocni Łowcy.

- Magiczne księgi też?- nie ustępowała młodsza.

- W mojej księgarni nie ma magicznych ksiąg, kochanie. Poza tym nie zapominaj, że ja też jestem Przyziemną. Nie uważasz chyba, że jestem w czymś gorsza od ciebie czy Luke'a, prawda?

- Nieee- Madzie szybko przytuliła starszą- Ale pani była kiedyś naprawdę zdolną Nocną Łowczynią, Magnus mi opowiadał. Poza tym to nie to samo, co urodzenie się jako Przyziemny.

Starsi popatrzyli po sobie. Wiedzieli, że czeka ich niełatwa rozmowa, w której będą musieli nauczyć małą Czarownicę podobieństw i różnic, między ludźmi. Maryse była przygotowana na wiele bolesnych wspomnień spowodowanych niewątpliwym poruszeniem kwestii pozbawienia jej run. Kochała jednak dziewczynkę jak swoje dziecko i chciała nauczyć ją wszystkiego, a w szczególności szacunku do każdego stworzenia.

~~

Po kolejnym przesłuchaniu Clary Nocni Łowcy nadal nie wiedzieli nic więcej niż to, co wczorajszego dnia. A że wczoraj nie dowiedzieli się niczego szczególnego, to dzisiaj również zostali z niczym. 

Alec podłamany stał przed szybą z grubego szkła, wpatrując się w zapłakaną rudowłosą, która błagała o rozkucie, twierdząc, że nic nie wie i nie jest w stanie nikogo skrzywdzić. Kilka kroków od niego stała Aline, również obserwując uwięzioną dziewczynę, czując całkowitą bezsilność. 

Magnus od samego rana nakładał zabezpieczenia, szukając śladów jakiejkolwiek obecności demonów w budynku. Nic nie znalazł. Helen zajmowała się ostrzeniem i czyszczeniem broni, a także koordynowaniem rozdzielania jej między strażników. Oni również czuli się bezsilni wobec panującej sytuacji. Chcieli jakoś pocieszyć swoje drugie połówki, jednak nie byli w stanie do nich dotrzeć.

W pewnym momencie Alec podjął decyzję. Nie wiedział czy będzie jej żałował, czy nie, ale nie miał innego pomysłu jak zmusić Clary Fairchild do mówienia. Wyjął z kieszeni telefon, wybrał numer i przyłożył aparat do ucha.

- Jace, będę czekał na ciebie za równe dwadzieścia minut przy tylnym wejściu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro