Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wybory

Rodzeństwo Lewis weszło do budynku szpitala trzymając się za ręce. Obydwoje drżeli, a serca biły im jak szalone. W oczach mieli łzy.

- Chcielibyśmy odwiedzić Isabelle Lightwood- powiedział Simon do pracownicy recepcji.

Po kilku kliknięciach w komputer czarnowłosa kobieta z gęstą grzywką i nieodłączną gumą do żucia powiedziała coś do siebie, a potem zniknęła na chwilę w pomieszczeniu dla personelu.
Po chwili wróciła, trzymając w dłoni kilka kartek.

- Ostatnie drzwi po lewej- powiedziała- Zalecany czas trwania wizyty to nie więcej niż 15 minut. Nadal jeszcze nie doszła do siebie.

- Nie rozumiem- chłopak zmarszczył brwi.

- Wczoraj wybudzono ją ze śpiączki. Ni czuje się najlepiej, ale jej stan jest stabilny. Niech nie nadużywają państwo jej zdrowia.

- Wybudziła się?- jego oczy gwałtownie się rozszerzyły- To cudowna wiadomość! Dziękuję bardzo!

Chwycił Becky za ramię i razem pognali we wskazanym kierunku.

- Wiedziałam, że wszystko będzie dobrze- brunetka uśmiechnęła się, gdy stali pod drzwiami wyznaczonej sali.

- Powinienem być tu wczoraj- Wampir nagle stracił swój wigor- W końcu wczoraj się wybudziła...

- Twoje biadolenie teraz nic nie zmieni. Nie przeciągaj tego momentu i wchodź już- dziewczyna lekko pchnęła go w stronę wejścia, a po chwili obydwoje byli już w sali.

- Izzy...

Dziewczyna leżała, wpatrzona w okno. Jej ciemne włosy leżały na poduszce i układały się wokół jej głowy niczym aureola. Na dźwięk głosu chłopaka, zwróciła oczy ku niemu.

- Simon... Becky?

- Hej- machnęła ręką do swojej przyszłej szwagierki i uśmiechnęła się szeroko- Pięknie wyglądasz.

Te słowa nie były do końca prawdą. Łowczyni była blada, a jej oczy mocno przekrwione. Zupełnie jakby płakała całą noc. Widocznie też schudła.

- Ty też, Becky- wymusiła uśmiech- Dawno cię nie widziałam...- jej głos był cichy i słaby.

- Miałam dużo na głowie, wiesz... Zaczęłam studia i w ogóle. W końcu udało się znaleźć chwilę, by was odwiedzić, więc jestem. Mam nadzieję, że niedługo poczujesz się na tyle dobrze, że dostaniesz wypis i pójdziemy razem na jakąś kawę. Co ty na to?

Siliła się na optymizm, choć miała ochotę płakać. Widząc dziewczynę, która właśnie straciła dziecko, będąc w ciąży z drugim i nawet nie mogła uczestniczyć w pogrzebie... To po prostu było za dużo. Ona na to nie zasłużyła. Jej brat na to nie zasłużył. Nikt na to nie zasłużył. Obydwoje byli za młodzi na takie okropne lekcje od życia...

- Chętnie opuściłabym już to okropne miejsce. Czuję się dobrze, mogłabym już wrócić do domu- tylko część słów Isabelle była prawdą- Dziękuję, że przyszłaś... Mogłabyś zostawić mnie z Simonem samych? Tylko na minutkę, proszę.

- Oczywiście- Becky podeszła do szpitalnej szafki i położyła na niej małą figurkę kotka- Wykonała ją moja koleżanka z roku. Weź ją do domu, żebyś o mnie nie zapomniała, kiedy już wyjadę- jeszcze raz uśmiechnęła się szeroko, pomachała do ciężarnej, a potem zniknęła na korytarzu.

- Kochanie...- teraz Simon podszedł do dziewczyny- Jak się czujesz?

- Przepraszam- zacisnęła powieki, pod którymi zgromadziły się łzy.

- Za co?- chłopak chwycił jej dłoń w swoje- Co się dzieje?

- Powiedzieli mi...- jej ciałem wstrząsnął szloch- Powiedzieli mi o wszystkim. To moja wina...

- O czym ty...?- chwilę zajęło mu zrozumienie o co chodzi.

- Nie dałam rady... Tak bardzo cię przepraszam, Simon...

- Izzy...- uklęknął przy niej, również płacząc- To nie jest twoja wina... 

- Co za matka wydaje na świat dziecko, które nie ma prawa przeżyć?- jej głos się załamał, a spojrzenie, którym obdarzyła Lewisa, niemal fizycznie bolało.

- Kochanie... Nie mów tak... Nic nie jest twoją winą. Po prostu jej serduszko było za słabe...- wtulił twarz w ciało brunetki, która objęła go drżącymi dłońmi- Nie miałaś na to żadnego wpływu. Proszę, nie obwiniaj się...

~~

W zastraszającym tempie pochłonął obiad, który postawiła przed nim Maryse. Mimo, że już od dwóch dni jadł normalnie, to nadal każdy posiłek pożerał niczym wygłodniały sęp. Nigdy nie śmiał poprosić o więcej, ale miał wrażenie, że byłby w stanie opróżnić całą  lodówkę za jednym podejściem.

- Dziękuję- powiedział.

Kobieta bez słowa zabrała od niego talerz i nałożyła dodatkową porcję.

- A Luke?

- Zje w pracy, rzadko wraca na noc.

- A ty siedzisz tu sama?

Kiwnęła głową.

W mgnieniu oka dokładka zniknęła w brzuchu blondyna.

- Co on właściwie robi?

- Niewiele mi mówi- uśmiechnęła się smutno- Na dobrą sprawę sam niewiele wie. Odbywa serie morderczych treningów, czasem trenuje innych. Bywa w laboratoriach, podobno testują jego wytrzymałość. Chodzi o jakiś nowy lek, coś takiego.

- Brzmi co najmniej dziwnie.

- Też nie do końca w to wierzymy...

- Czegoś mi nie mówisz- sięgnął po jej dłoń- Widzę to w twoich oczach. O co chodzi?

- To nic takiego.

- Maryse?

- Grozili mu. Kilka razy.

- Czym?

Westchnęła.

- Że skrzywdzą mnie, jeśli wyda coś o swojej pracy osobom niepowołanym.

Jace wstał i przytulił się do pleców starszej.

- Nie pozwolę nikomu dotknąć cię choćby jednym palcem. Nie musisz się już bać.

- Jestem z ciebie dumna- spojrzała mu w oczy- Zawsze byłeś silny i mądry, a teraz... Jesteś prawdziwym mężczyzną. Z zasadami, z honorem. Marzenie każdej matki.

- Niech tylko Alec to usłyszy!- zaśmiał się.

- Alec... Chciałabym go zobaczyć, usłyszeć...

- Zaraz... Nie możesz do niego zadzwonić?

- Zabronili mi mieć telefonu- wzruszyła ramionami- Tylko Luke może dzwonić do kogoś, kiedy jest w pracy czasem mu się udaje, ale zawsze robi to w tajemnicy. Mnie pozostaje jedynie pisanie listów, by ich ostrzec, gdy o czymś się dowiemy... Nawet nie mają mi jak odpisać. Nie wiem czy moje wiadomości w ogóle do nich dochodzą.

Herondale gestem zachęcił ją by mówiła dalej.

- Dowiedzieliśmy się, że będą chcieli pozyskać ciebie. Napisałam do Aleca, by miał na ciebie oko, ale...

- Ale było już za późno- dokończył, a ona tylko potaknęła ruchem głowy.

- Mam tylko nadzieję, że zdążyli ochronić Madzie.

- Na pewno- posłał jej pokrzepiający uśmiech- Umieją się zająć swoim dzieckiem, nie dadzą jej byle komu.

- Obyś miał rację.

~~

W Instytucie Magnus od rana przesiadywał w bibliotece. Alec zwołał właśnie nadzwyczajne spotkanie z częścią swoich ludzi, więc i on postanowił nie marnować czasu. Wyszukiwał rozmaite zaklęcia oraz przepisy na eliksiry, które mogą się przydać podczas podróży do Idrysu. Brakowało mu jednak książek, które zostały w mieszkaniu. Postanowił, że zaproponuje mężowi, by wybrali się po nie razem tego popołudnia.

- Dzień dobry- usłyszał znajomy głos, jednak nie był w stanie go rozpoznać.

- Och, witaj, Anesso- spojrzał na dziewczynkę- Co tu robisz?

Blondynka pokazała mu książkę, ilustrowany zbiór baśni o średniowiecznych rycerzach.

- Czytam. Jest zbyt ciężka, bym mogła zabrać ją do pokoju- stwierdziła- Ma ponad tysiąc stron!

Madzie przeczytałaby ją w dwie, może trzy godziny, stwierdził w myślach.

- To prawda, jest dosyć gruba- ocenił- Wolisz czytać o rycerzach niż o księżniczkach?

- Zdecydowanie! Księżniczki w literaturze są ukazywane jako słabe, mające jedynie ładnie wyglądać kobiety. To nudne i krzywdzące. Wolę więc poczytać o rycerzach, u nich przynajmniej coś się dzieje. Smoki, jazda konna, bitwy, wojny...

Był pod wrażeniem jej słów. Nie posądzał tak młodej osoby o tego typu wnioski.

- To prawda, większość księżniczek nie potrafi jeździć konno ani walczyć- przyznał- A słyszałaś może o Mulan?

Blondynka pokręciła przecząco głową.

- Choć- chwycił ją za rękę i zaprowadził do odpowiedniego regału. Obrzucił spojrzeniem książki, po czym z zadowoleniem sięgnął po cienką historię o Mulan- Tę możesz wypożyczyć. Na pewno ci się spodoba.

- O czym to jest?

- O bardzo silnej i przebojowej młodej kobiecie- uśmiechnął się- Myślę, że ci się spodoba.

Młodsza kiwnęła głową, podziękowała mu i wróciła do historii o rycerzach.

Magnus z kolei udał się do kantyny. Zjadł w niej syty obiad, a potem wrócił do pokoju, w którym zastał Aleca.

- Jak zebranie, panie Lightwood?

Niebieskooki fuknął na niego, ale uśmiechnął się zaraz potem.

- Ludzie są zdenerwowani, ale też zdeterminowani. Wracamy do ostrzejszych treningów, kilkoro najlepszych zabierzemy ze sobą do Idrysu.

- Tylko nie narzucaj im tak morderczego tempa, jak przed odnalezieniem Clary.

- Czy ja ci mówię jak masz szkolić swoich ludzi?

- To była tylko rada, Alexandrze.

Młodszy był wyraźnie poirytowany.

- Wiem, co mam robić.

- W to nie wątpię, kochanie- Mag dotknął jego ramienia- Jesteś strasznie spięty.

- Trudno być rozluźnionym, gdy ktoś non stop krytykuje twoją pracę.

- Skarbie... Już nie będę ingerował w twoje działania- Bane postanowił odpuścić- Tylko nie denerwuj się tak.

- Najpierw kwestionujesz moje słowa, a potem każesz mi się nie denerwować- Lightwood prychnął.

Magnus pokręcił głową, a potem przytulił Łowcę od tyłu.

- Jesteś strasznie rozdrażniony, Alexandrze... Martwi mnie to- oparł brodę o czubek jego głowy- Ostatnio byłeś taki szczęśliwy po otrzymaniu dobrych wieści z Idrysu, a teraz... Po prostu nie chcę byś wrócił do tego błędnego koła, które zatoczyłeś wcześniej.

- Myślałem, że miałeś nie komentować moich wyborów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro