Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wczoraj to (nie)przeszłość

Od ranka Magnus był jakoś dziwnie przygaszony. Nie chciał zjeść śniadania, ani wypić filiżanki kawy czy herbaty. Nie uśmiechał się jak zwykle, a z jego oczu zniknęły magiczne iskierki. Zamiast swoich fantazyjnych strojów rodem z epoki wiktoriańskiej, tudzież nowoczesnej abstrakcji z francuskich wybiegów mody, postanowił ubrać zwykłe niebieskie jeansy, czarną koszulkę z dekoltem w serek i szarą bluzę na zamek. Oczy obrysował czarną kredką (jak zawsze), jednak nie użył w swoim makijażu kolorowych cieni ani brokatu. Włosy zazwyczaj ułożone do góry lub stylizowane na artystyczny nieład, tym razem sterczały na wszystkie strony świata, jakby mężczyzna dopiero wstał z łóżka.

Aleca bardzo martwił ten stan rzeczy. Nie chodziło tylko o to, że jego mąż wyglądał inaczej. Ba, w za dużej bluzie z kapturem byłby nawet bardzo uroczy! Gdyby tylko nie te smutne oczy i ponura mina... Wielokrotnie próbował wyciągnąć z niego o co chodzi, jednak w tym temacie starszy milczał jak zaklęty. Lightwood był niemal pewien, że ma to związek z tajemniczym zniknięciem Jace'a poprzedniej nocy, jednak nie wiedział jeszcze jak połączyć fakty, by utworzyły one jedną spójną całość. Mimo tego postanowił spędzić ten dzień ze swoim ukochanym, a dowodzenie nad Instytutem i podejmowanie decyzji dotyczących ich najnowszego, rudowłosego więźnia, powierzył Aline Penhallow. Wiedział, że w tej sprawie mógł liczyć na dziewczynę.

- No dalej, Magnus, powiedz mi o co chodzi- powiedział, siadając na łóżku obok Maga i chwytając go za dłoń. Zauważył, że nie było na niej fantazyjnych pierścieni, a czarny lakier miejscami odpryskiwał od pomalowanych paznokci.

- To nic takiego, Alexandrze- Czarownik spojrzał na ich splecione ze sobą palce i poczuł ukłucie w sercu. Wiedział, że nie powinien brać do siebie wczorajszych słów blondyna, ale był on jednak bratem Aleca. Co jeśli myśleli tak samo o jego makijażu i ubraniach? Co jeśli partner będący szefem całego nowojorskiego Instytutu wstydził się pokazywać przy nim każdego dnia swojej pracy? Inni Nocni Łowcy pewnie wyśmiewali się z niego za plecami.

- Już widzę twoje nic- młodszy bez pytania wprosił się na kolana kociookiego- Jesteś inny niż zawsze, widzę to wypisane na twojej twarzy. Tęsknię za twoim uśmiechem...- przesunął kciukiem po jego suchej, spękanej wardze- Kiedy coś cię trapi, to chcę wiedzieć o tym pierwszy. Jestem twoim mężem i zamierzam wspierać cię we wszystkim, rozumiesz?

Słowa niebieskookiego zawisły w powietrzu, a po nich nastała długa, nieprzyjemna cisza. Łowca odsłonił niesforne ciemne kosmyki z czoła Czarownika, a potem delikatnie je ucałował. Ten mały gest troski był tak przepełniony uczuciem, że Magnus miał ochotę zapłakać. Jak mógł kiedykolwiek zwątpić w intencje swojego Alexandra i jego uczucia? W końcu obydwoje nazywali się Lightwood-Bane, a takie nazwisko, to nie byle co.

~~

Jace obudził w się w miejscu, którego w pierwszym momencie nie poznawał. Pomieszczenie było klaustrofobicznie małe, a ze wszystkich stron otaczały go regały zawalone jakimiś kartonami i słoiczkami z różnokolorową zawartością. Podniósł się z ziemi, przetarł oczy i wziął do ręki jeden ze słoiczków o białej zawartości i żółto-zielonej etykietce z napisem „majonez". Coś zaczęło świtać mu w głowie, więc rozejrzał się jeszcze raz i już wiedział – zaplecze w Jade Wolf. Ale jak on w ogóle się tu znalazł? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nie przypominał sobie nawet tego, by wczoraj planował odwiedzić siedzibę Wilkołaków.

Czuł dziwny ból pulsujący gdzieś z tyłu głowy, aż po skronie. Miał wrażenie, że mózg zaraz zagotuje mu się pod czaszką. Och, pewnie wypił wczoraj coś mocniejszego. Dobrze znał ten rodzaj bólu, który (szczerze powiedziawszy) nie należał do jego ulubionych. Zamknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów, po czym odłożył słoik tak, skąd go zabrał, a potem ruszył w kierunku drzwi.

Nacisnąwszy klamkę, poczuł jak uderza go fala jasnego światła słonecznego. Po kilku pierwszych krokach znalazł się w korytarzu, a w nozdrzach czuł zapach chińskich dań przygotowywanych przez tutejszych pracowników. Nagle uświadomił sobie, że jest bardzo głodny. Zjadłby wszystko, co by mu podano – nawet potrawkę z kota.

- Ooo, ktoś w końcu wrócił do żywych- usłyszał za sobą znajomy głos.

Odwrócił się i ujrzał dziewczynę w jasnoniebieskiej koszuli z podwiniętymi rękawami, białych spodniach i butach na wysokich obcasach. Na jej twarzy gościł współczujący uśmiech i mocny makijaż, włosy spinała nieodłączna bandamka, tym razem w kolorze białym.

- Maia?- spytał bardziej samego siebie, niż ją.

- Tak, ja- zaśmiała się dźwięcznie- Aż taki jesteś wczorajszy, że mnie nie poznajesz?

- Uhm, ja...- przetarł twarz dłońmi- Czy my wczoraj... No sama wiesz.

- Ahh... Myślę, że lepiej będzie nam się rozmawiało przy jakimś obiedzie. Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu.

- Taa, ja też- zgodził się, a potem podążył za brunetką do stolika zlokalizowanego w kącie restauracji. Usiedli razem na skórzanej kanapie, a po chwili przed nimi pojawił się ryż z warzywami i dziwnym, ale całkiem dobrym sosem.

- Smacznego.

- Mhm.

Zjedli w ciszy, która ciążyła nad ich głowami jak wielka burzowa chmura. Po zakończonym posiłku głos zabrał blondyn.

- Chyba wczoraj ostro zabalowaliśmy- podrapał się w tył głowy.

- O wiele za ostro.

- Czy my...?- gestem dłoni pokazał kółeczko utworzone z kciuka i palca wskazującego, a potem wsunął w nie kolejny palec.

- Jeśli chcesz przez to zapytać czy pieprzyliśmy się jak zwierzęta, to odpowiedź brzmi: tak.

- Było całkiem, całkiem- wzruszył ramionami- Niewiele z tego pamiętam, ale niewątpliwie mi się to podobało- spojrzał na swoją rozmówczynię- Nie mów, że tobie nie.

- Nie narzekam, ale nie zamierzam też tego powtarzać- ucięła szybko temat.

- Nic takiego nie sugerowałem- uniósł dłonie w obronnym geście.

- I nawet nie próbuj w przyszłości- ostrzegła go- Dosyć się rano wykosztowałam.

- Na co?- zmrużył oczy, nie rozumiejąc.

- Na pigułkę.

- Jaką pigułkę?

- Dzień po- parsknęła, kręcąc z niedowierzaniem głową- Kupiłam ją dziś rano i zażyłam od razu. Nie zamierzam martwić się przypadkową ciąża, a co gorsza ryzykować, że mój nieplanowany syn byłby takim samym dupkiem jak jego tatuś.

- O kurwa- jęknął Jace, łapiąc się za głowę- Faktycznie poszło to trochę za daleko.

- Nie martw się, wliczę ją w koszta Alecowi i Magnusowi- zaśmiała się- Byłeś na nich tak wkurzony, że nawaliłeś się w niecałe pół godziny.

- Tak szybko?- udał zdziwienie- Niesłychane...- parsknął ironicznie.

- A potem nie przestałeś pić i jeszcze wciągnąłeś w to mnie.

- A jak wylądowaliśmy w Jade Wolf?- przeszedł do pytania, na które najbardziej chciał poznać odpowiedź.

- Jak obudził nas mój przyjaciel z kolejnej zmiany, to ubrałam siebie, a potem ciebie. To nie było łatwe- zachichotała, przypominając sobie całe zajście- A potem jakoś doczłapaliśmy tu na nogach. Lamentowałeś coś o rozbiciu wozu Simona.

- O szlag, rzeczywiście... Szkoda że tego też nie można dopisać Bane'om do rachunku.

- Kasację wozu? Myślę, że by się domyślili. Co cię w ogóle ugryzło, że nazywasz ich obydwu nazwiskiem Magnusa?

- W końcu wzięli ślub, więc niech im tak będzie- wzruszył ramionami, po czym sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej telefon- O cholera...

- Co jest?- Maia z ciekawością zerknęła mu przez ramię.

- Dwadzieścia nieodebranych połączeń od Aleca i kilka sms-ów od niego i Aline. Mam przesrane.

- Niewątpliwie- znów posłała mu współczujący uśmiech, po czym wyjęła telefon z ręki- Może chcesz zostać jeszcze na chwilę, zanim brat rozszarpie cię na strzępy?

- Sugerujesz coś?

- To oferta przyjacielska- zastrzegła od razu- Wczorajszy wybryk był jednorazowy.

- Jasne.

~~

Dochodziła druga popołudniu, czyli zwyczajowa pora obiadowa w instytutowej kantynie. Magnus nadal nie wyrażał chęci na zjedzenie jakiegokolwiek posiłku, a jego zmartwiony partner nie wyobrażał sobie jedzenia samemu. Nie w takiej sytuacji.

- Szkoda, że nie ma tutaj Madzie- stwierdził niebieskooki.

- Dlaczego?

- Kiedy ostatnim razem miałeś gorsze dni, to ona potrafiła zmusić cię do jedzenia- wzruszył ramionami- Była w tym zdecydowanie lepsza, niż ja.

- Och, Alexandrze- Mag posłał mu słaby uśmiech- To nic takiego, naprawdę. Po prostu nie jestem głodny.

- A ty dalej swoje- młodszy wywrócił oczami, ciągnąc za swoje włosy w wyrazie frustracji- Przynajmniej w końcu się uśmiechnąłeś.

- Nie mogę wytrzymać bez uśmiechu, widząc jak się o mnie troszczysz.

- Och, Magnus...- Łowca westchnął przeciągle, a potem przyciągnął starszego do swojej piersi i zamknął w mocnym uścisku.

- Sprawiasz, że moje serce się roztapia i jest jedną mokrą plamą, na samą myśl o tobie.

- To bardzo dziwny komplement. Um... Dziękuję?

- Nie musisz rozumieć wszystkiego, o czym mówię, Alexandrze. Wystarczy, że tu jesteś i chcesz słuchać.

- To się nigdy nie zmieni- zapewnił, opierając brodę o czubek głowy Czarownika- A czy teraz możesz powiedzieć mi, co cię trapi od rana?

Bane już otwierał usta, by odpowiedzieć, jednak przerwał mu dźwięk telefonu Aleca.

Młodszy zaklął w myślach, ale sięgnął po komórkę.

- To Izzy- odczytał imię pojawiające się na ekranie.

- Odbierz- wzruszył ramionami starszy.

Zamiast dziewczyny w słuchawce dał się słyszeć głos spanikowanego Simona.

- Z Izzy jest źle, bardzo źle... Alec, błagam, zrób coś! Jace zabrał mój samochód, nawet nie mam jak zabrać jej do szpitala...

- Potrzebujemy portalu do domu Izzy i Simona. Na już- zakomenderował niebieskooki, rozłączając się i w pośpiechu wstając z łóżka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro