Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Twoja rodzina się wykruszyła

Aline poprawiała właśnie makijaż, gdy drzwi jej pokoju otworzyły się i stanęła w nich Helen. Odłożyła na łóżko obok siebie puchaty pędzelek do nakładania cieni i małe lusterko, które trzymała w dłoni, posyłając nowoprzybyłej pytające spojrzenie.

- Już po pierwszej- powiedziała Helen, zamykając za sobą drzwi- O której wracasz do gabinetu przekładać papierki?

- Przekładać papierki? Zabawne- brunetka pokręciła głową z dezaprobatą- O drugiej jestem umówiona na spotkanie z kilkoma przedstawicielami Wampirów. Mam dosyć bycia mediatorem w ich konfliktach z Wilkołakami.

- Czyli mamy niecałą godzinę dla siebie?- sugestywnie uniosła brew.

- Pół godziny, jeśli już chcesz być tak dokładna.

- Dobre i to- przysunęła się bliżej i dotknęła uda swojej partnerki- Od twojej wizyty w zbrojowni tylko czekam, aż nadarzy nam się jakaś chwila sam na sam. W końcu powiedziałaś "zobaczymy się wieczorem", a tak na dobrą sprawę to padłaś jak zabita i nawet nie zdążyłam cię przytulić. 

- Ach, więc o to chodzi- Penhallow uśmiechnęła się cwanie, a potem przymknęła oczy- Mamy ostatnio dużo roboty, dobrze o tym wiesz. Potrzebuję snu tak samo jak ty, żeby potem móc pracować na pełnych obrotach za siebie i za osobę, którą zastępuję.

Specjalnie nie reagowała na ten delikatny, acz sugestywny dotyk, by trochę podroczyć się z dziewczyną. Ta z kolei aż gotowała się w środku, słysząc lakoniczną odpowiedź. Chciała już zatopić się w objęciach wybranki, nim obowiązki na nowo je rozdzielą.

- Ale teraz obydwie mamy wolne- podsunęła Helen- Przez pół godziny- nachyliła się i szepnęła zmysłowo wprost do jej ucha.

- No dobrze...- Aline poddała się szybciej, niż zamierzała- Tylko uważaj na mój makijaż, nie będę już miała czasu go poprawić.

- Słowo skauta.

- Kogo?

- Ach, nieważne! Tracimy czas, zapytasz o to kiedyś Simona.

Blondynka zwinnie wskoczyła na kolana Nocnej Łowczyni i delikatnie odchyliła jej głowę, składając małe, mokre pocałunki na jej szyi i odsłoniętym ramieniu. Uśmiechnęła się zadowolona, słysząc pierwszy cichy jęk, opuszczający jej usta. 

- Poczekaj- brązowooka przerwała nagle, po czym odgarnęła włosy, za jej elfie uszy- Teraz lepiej- uśmiechnęła się ciepło.

- Uszna fetyszystka!

- Jaka?

- Uszna!

Obydwie nie wytrzymały i wybuchnęły gromkim śmiechem, upadając na łóżko. Wykorzystując chwilę nieuwagi, Aline zepchnęła z siebie dziewczynę i sama ułożyła się na niej wygodnie. Na górze leżało się o wiele lepiej. Wcisnęła nos w zagłębienie jej szyi i chuchnęła lekko, jako reakcję otrzymując uroczy chichot i lekkie drżenie. Powtórzyła tę czynność, a potem zadowolona z siebie, pocałowała ją w szczękę. Czerwona szminka zostawiła ślad ust, wyraźnie odznaczający się na bladej skórze.

- Na co tak patrzysz?

- Będziesz musiała się potem umyć.

- Pfff, pójdę tak do laboratorium. Niech wiedzą, że nie nudziłam się na przerwie.

- Zapomnij- Penhallow chwyciła za róg pościeli i starła kosmetyk, pozostawiając jedynie różowawą smugę.

Blondynka sięgnęła po małe lusterko, które nadal leżało na łóżku obok nich.

- Brawo- stwierdziła ironicznie- Wygląda to, jakbyś zrobiła mi potężnego siniaka. Do tego ta kołdra... Jak ktoś tu wejdzie, to powiem mu, że masz okres!

- Jesteś obrzydliwa!

- I tak mnie kochasz.

Blackthorn rzuciła okiem na zegarek. Zostało im jeszcze kilka minut, więc wsunęła ręce pod bluzkę swojej dziewczynie i delikatnie przejechała dłońmi, zatrzymując się na zapięciu stanika.

- Ani się waż...

- Ups?- wzruszyła ramionami, rozpinając go.

- Jesteś niemożliwa...

- I tak mnie kochasz- zaśmiała się, dotykając jej piersi.

Chciałaby trwać w tej pozycji w nieskończoność, ale miały mało czasu, więc opamiętała się i wykonała kilka delikatnych ruchów dłońmi, przy okazji wracając do całowania po szyi.

- Mm... Pieprzone spotkanie z Wampirami- westchnęła Aline- Będę na nim myśleć o tobie- jęknęła cicho, bezwładnie opadając na leżącą pod nią Łowczynię- Cholera, mmmmkkkooo miii...- wysyczała, zaciskając dłonie w pięści.

- Co tam szepczesz?- spytała Helen z błyskiem w oku.

- Mokro mi przez ciebie...- powiedziała cicho, a potem pomimo makijażu, jej policzki poczerwieniały ze wstydu.

Blondynka tylko posłała jej triumfujący uśmiech, a potem spojrzała na zegarek.

- Było miło, ale nasz umówiony czas dobiegł końca.

~~

Jace opuścił właśnie ciasne mieszkanko Mai, ubrany w swoje wczorajsze ciuchy, które po przedpołudniu pełnym wrażeń nie były już pierwszej świeżości. Pomimo wypitej z dziewczyną kawy, był okropnie głodny i rozważał wstąpienie do sklepu po coś do jedzenia, przed powrotem do Instytutu.

Z kieszeni skórzanej kurtki wygrzebał kilka drobniaków, które wydał na hot doga z ketchupem. Zjadł go w kilku gryzach i skończył, nim w ogóle poczuł się najedzony. Zrezygnował z wydawania reszty pieniędzy na kolejne głupie przysmaki Przyziemnych, które w nikłym stopniu zapełniały jego żołądek. Z burczącym brzuchem zatopił się w myślach.

Jak to możliwe, że znowu upił się z Maią i wylądowali razem w łóżku? W swoim czasie lubił przygodny seks z Podziemnymi, jednak w ostatnim roku... Prawie cały czas był czysty, aż tu nagle... Bum! Dwa razy z osobą, z którą na dobrą sprawę nigdy w szczególny sposób się nie lubił. Na dokładkę za każdym razem bez zabezpieczenia. 

Nie uśmiechało mu się zostać ojcem w wieku 20 lat. Wystarczyło, że Izzy wpadła z tym durniem, Simonem. Los od razu "pobłogosławił" ich bliźniętami. Do tego ciąża była zagrożona, sama Isabelle musiała udać się na specjalne leczenie do Cichych Braci, a jej ciążę przejął Alec... O nie, Jace zdecydowanie nie potrzebował takiego scenariusza w swoim życiu. I bez tego miał masę problemów.

Nagle poczuł tępy ból z tyłu głowy. Musiał przysiąść na parkowej ławce i zamknąć oczy, by się nie przewrócić. Po chwili było już lepiej. Wstał, powtarzając sobie w głowie: Nigdy więcej alkoholu.

Około pół godziny spokojnego marszu wystarczyło mu, by dotrzeć do miejsca docelowego. Wtedy przypomniał sobie jednak, że zalecane jest wejście bocznymi drzwiami. Ze złością kopnął kamyk, leżący na ziemi przed budynkiem, a potem ruszył dalej. 

~~

- W końcu jesteś!- sfrustrowany Wampir momentalnie zeskoczył z łóżka, widząc Łowcę, wchodzącego do jego pokoju.

- Gdzie Madzie?- spytał Jace, ignorując sposób, w jaki został "powitany"- I co, do cholery, robi tu kot Magnusa?

- Madzie jest kantynie z Lydią, martwiło ją twoje zniknięcie. Nie mogła się skupić na porannej lekcji magii z Dot- odparł Simon oskarżycielskim tonem- A kot jest u nas, ponieważ stał się niebezpieczny dla Aleca. Magnus poprosił mnie o opiekę nad nim, bo nie mógł skontaktować się z waszą matką. Rozumiesz, że do tej pory nawet nie wiedział o jej wyjeździe do Idrysu? Podejrzewam, że Alecowi nadal o tym nie powiedział, żeby bardziej nie denerwować go w jego stanie.

- Zaraz zaraz- blondyn uniósł ręce, by zatrzymać potok słów, wydobywający się z ust jego towarzysza- Jaka lekcja magii z Dot? Dlaczego Madzie spędza czas z kimś, kto nie jest tobą ani członkiem naszej rodziny? I w ogóle w jaki sposób miałem powiadomić Aleca o wyjeździe Maryse i Luke'a, kiedy sam nie wiedziałem, że wrócił już z Magnusem od Cichych braci? I wreszcie- z każdym pytaniem był bardziej wzburzony- W jaki sposób ten cholerny kot jest niebezpieczny dla mojego brata?!

Młodszego bardzo ugodziły słowa "z kimś, kto nie jest tobą ani członkiem naszej rodziny". Poczuł się zraniony, mimo że faktem było to, iż do ślubu z Izzy (jeśli w ogóle kiedykolwiek by do niego doszło) formalnie nie będzie członkiem tej rodziny, nawet po narodzinach swoich dzieci.

- Twoja rodzina już się wykruszyła. Alec i Magnus nie są dostępni ze względu na opiekę nad córkami twojej siostry - szczególny nacisk położył na dwa ostatnie słowa- Robert i Max od dawna tu nie mieszkają, Maryse i Luke zostali przeniesieni do Idrysu, Izzy jest leczona u Cichych braci, a ty znowu gdzieś zniknąłeś. Jeśli ja nie zajmuję się aktualnie Madzie, to musi to zrobić ktoś, kto "nie jest mną ani członkiem twojej rodziny".

Łowca otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak jego rozmówca nie dał mu dojść do słowa.

- Co do samej lekcji... Magnus uznał, że Madzie potrzebuje ciągłych lekcji kontroli nad swoją magią, kiedy on akurat nie jest obecny. A skoro ma w niedalekiej przyszłości zostać jej ojcem...

W oczach bruneta zaszkliły się łzy, gdy przypomniał sobie rozmowę telefoniczną z Czarownikiem i jego reakcję na "Przyszli ojcowie muszą sobie pomagać".

- Simon...

- Po prostu nie wymagaj ode mnie nie wiadomo czego, kiedy ciebie tu ciągle nie ma!- wrzasnął, a potem ukrył twarz w dłoniach, przerażony własną reakcją.

Jego krzyk wystraszył kota, który zeskoczył z parapetu i potargał białą firanę, przysłaniającą okno.

Wtedy do pomieszczenia weszła mała Czarownica, która właśnie żegnała się z Lydią.

- Hej, Jace, w końcu jesteś- powiedziała smętnie, a potem rozejrzała się po pokoju- Dlaczego Simon płacze?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro