Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To moja wina

Noc była bezgwiezdna, Simonowi kojarzyła się tylko ze zgaśnięciem jego małej Gwiazdki, której nawet nie zdążył powiedzieć jak bardzo ją kocha. Płakał długo, z małymi przerwami na ocieranie oczu rękawem. Twarz miał zaczerwienioną, powieki i policzki okropnie go szczypały. Nie reagował na nic ani na nikogo. Przyjmował jedynie chusteczki, które Madzie dzielnie podawała mu przez cały wieczór, a potem ranek.

Gdy dziewczynka zniknęła z pokoju, zrobiło się w nim dziwnie pusto. Magnus i Alec spędzili noc w gabinecie, więc teraz Wampir siedział sam na ich łóżku. W uszach dźwięczały mu słowa lekarza:

Moje kondolencje

Dlaczego nie można przywrócić jej do życia? Umarłby dla niej jeszcze jeszcze raz, a nawet i więcej razy, gdyby było trzeba. Oddałby swoje życie za nią. A jeśli posiadał coś bardziej cennego niż swoje życie, to dodałby to w gratisie.

- Simooon!

Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, a po chwili w pomieszczeniu pojawiła się mała Czarownica z talerzem warzyw gotowanych na parze. 

- Jedz- powiedziała, podtykając mu jedzenie pod nos.

Pokręcił tylko głową, otworzył usta, by podziękować i odmówić, ale jego gardła wydobył się tylko kolejny szloch.

Dziewczynka odstawiła posiłek na parapet i zajęła miejsce obok starszego. Chwyciła jego ramię i przytuliła je jak ulubionego pluszaka.

- Nie płacz tak bardzo- powiedziała cichutko.

~~

Alec kiepsko spał tej nocy. Mimo, że leżał w ramionach swojego męża, w najlepszym, najbardziej miękkim łóżku, jakie udało się wyczarować, to dręczyły go koszmary.

W sypialni w lofcie Magnusa Alec siedział na łóżku nakrytym czerwoną narzutą w japońskie smoki. Ręce trzymał na dużym, ciążowym brzuszku, próbując wyczuć delikatne kopnięcia dziewczynek.

Potem widział Izzy. Stała w salonie Magnusa, przyciskając bezwładną rękę Simona do swojego brzuszka i szeptała o tym, jak świetnym byłby ojcem. Nagle... 

Nagle Simon wstał z kanapy, był jak nowo narodzony. Ruszył w kierunku Aleca, wskazując na niego palcem.

- To twoja wina- powiedział.

Zaraz dołączyła do niego Isabelle, która teraz nie była już w ciąży. Akcja przeniosła się do lochów w Instytucie. Dziewczyna miała zakrwawione uda, a wzrok pełen nienawiści utkwiła w swoim bracie. Wskazała na niego palcem:

- To twoja wina...

Alec obudził się z krzykiem.

- Alexandrze?- Mag objął go mocniej- Kochanie, co się dzieje?

Młodszy drżał na całym ciele, a koszulka, którą miał na sobie, lepiła się do jego pleców mokrych od potu. Oddychał ciężko, w pierwszej chwili nie wiedział nawet gdzie jest ani co się z nim dzieje.

Dotknął swojego brzucha. Nie był w ciąży, jak we śnie, który okazał się okropną retrospekcją zdarzeń z przeszłości.

-  Alexandrze?- łagodny głos Magnusa zdradzał niepokój- Kochanie, musisz się do mnie odezwać, proszę.

Lightwood przekręcił się na bok, by spojrzeć na twarz starszego. Czoło przecinała podłużna zmarszczka skupienia, a szczęka była zaciśnięta. Oczy wyraźnie analizowały jego twarz.

- Przyśniło mi się coś okropnego- wysapał w końcu.

- Co takiego?- Bane sięgnął po jego dłoń i splótł ich palce razem.

- Że to moja wina.

- Co takiego?

- Że to przeze mnie córka Izzy nie żyje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro