Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Realia bycia opiekunem

Dla Simona ostatnie 24 godziny były zwariowane. Nie dość, że rozpoczął dzień od wyczerpującego treningu z Jace'm, to jeszcze gdy po nim, ociekając potem, walczył o kolejny oddech, usłyszał od blondyna, że Maryse i Luke wyjeżdżają do Idrysu, a im "w spadku" została opieka nad małą Czarownicą. Gdy doszedł już do siebie, wziął prysznic i przyjął odpowiednią dawkę grupy A na śniadanie, do zajmowanego przez niego pokoju wparował Herondale, ciągnąc za sobą Madzie. 

- Mam bardzo ważne zadanie, więc ty musisz się nią zając. Obejrzyjcie jakieś głupie żółwie albo coś- powiedział, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem, a potem w pośpiechu opuścił pomieszczenie. 

Wampir posłał dziewczynce zdezorientowane spojrzenie, a potem faktycznie oglądali bajki na jego telefonie.

Wieczorem zjedli razem kolację w kantynie, towarzyszyła im Helen, obiecując, że w razie czego sama spędzi z dziewczynką trochę czasu. Przerwała im jednak Aline, przynosząc swojej partnerce rozkład wart.

- Od kiedy jesteś strażniczką?- spytał zdziwiony brunet.

- Od dziś rana. Tak w zasadzie, to odkąd dowiedziałam się, że Maryse zleciła Jace'owi opiekę nad Madzie. Chciałam go trochę odciążyć- wzruszyła ramionami- Przynajmniej, dopóki Alec i Magnus nie będą w stanie nam pomóc.

- Oh- to jedyne, co zdołał z siebie wydusić.

- Clave robi jakieś dziwne akcje, więc przynajmniej w tym wąskim kręgu przyjaciół, jakich mamy w Instytucie, musimy się wspierać.

- A co z twoimi obowiązkami w zbrojowni?

- Postaram się zwiększyć trochę intensywność pracy, znalazłam też pomocnika, więc powinniśmy dać radę- posłała mu uspokajający uśmiech.

Po kolacji Simon zabrał Madzie do "swojej" sypialni, gdzie wrócili do oglądania bajek, a potem dziewczynka usnęła. 

Po północy drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, a stanął nich nikt inny, tylko Jace Herondale. Po wykonaniu zadanych obowiązków odebrał małą Czarownicę i zabrał ją na noc do siebie.

Simon przez resztę nocy spał spokojnie. Nie śniło mu się nic niepokojącego, co było dużą ulgą. Rankiem obudził go nagły telefon od Magnusa. Chłopak spodziewał się jakichś wieści dotyczący Izzy, jednak okazało się, że Czarownik chciał go tylko prosić o opiekę nad swoim kotem.

Tak więc w przeciągu 24 godzin:

- dostał:

a) niebotyczny wycisk na treningu

b) dziecko do opieki

c) kota do pilnowania

- zyskał:

a) kontakt z Jace'm zredukowany do minimum (jednak Łowca był dla niego nawet miły)

b) zapewnienie od Helen o tym, że może na niej polegać

c) towarzystwo podczas maratonu Star Wars i Wojowniczych Żółwi Ninja

a ponadto szczątkowa informacje od Magnusa na temat tego, że jego dzieci są zdrowe i mają się dobrze.

Tak więc teraz, w 25. godzinie tego całego zamieszania siedział w instytutowej kantynie, trzymając na kolanach kota, którego sierść fruwała dosłownie wszędzie i (nie wiedzieć czemu) najczęściej lądowała w jego ustach, a obok niego wesoła Madzie jadła naleśnika obficie polanego czekoladą.

- Chcesz trochę?- zapytała, kierując w jego stronę widelec z nabitym kawałkiem jedzenia.

- Dziękuję, ale Wampiry nie jedzą raczej takich rzeczy- uśmiechnął się przepraszająco.

- Żałuj- wzruszyła ramionami, po czym wpakowała sobie widelec do buzi.

Prezes Miau zaczął się nagle dziwnie wiercić, więc brunet musiał przytrzymać go mocniej, co skutkowało podłużnym zadrapaniem na przedramieniu.

- Uh, co za wredny kot! Kotki powinny być słodkie!- pisnął nienaturalnie wysoko.

~~

Rano, po odprowadzeniu Madzie do Simona, Jace postanowił odreagować informacje, które usłyszał dzień wcześniej od Maryse i w tym celu zadzwonił do Mai, z którą umówił się na spotkanie w jednym z okolicznych barów.

Około dziesiątej - bo o tej godzinie najwcześniej otwierano bary w ich okolicy - Wilkołaczka wyłoniła się zza rogu budynku i wybiegowym krokiem zmierzała w kierunku Jace'a. Ubrana była jak prawdziwa alfa stada: czarne buty na słupku, skórzana spódnica do pół uda, biała koszula i ciemna kurtka. Do tego mocny makijaż oczu i krwistoczerwone usta. Sprawiała wrażenie gotowej zdominować każdego, kogo spotka na swojej drodze.

A Herondale'owi taki styl się właśnie podobał.

- Nie najgorzej wyglądasz- rzucił z szelmowskim uśmieszkiem zamiast powitania.

- Mhm, na pewno lepiej niż ty- odgryzła mu się i z miną triumfu pierwsza przekroczyła próg lokalu.

Nie kłopotali się z jedzeniem, od razu zamówili po dwa piwa, które wypili dosyć szybko. Po nich przyszedł czas na drinki.

- Ty robisz dużo lepsze niż ten cholerny barman- ocenił Łowca, obracając w palcach pustą szklankę. Od ilości wypitego alkoholu język powoli mu się rozwiązywał.

- Ah tak?- spytała dziewczyna, której powoli zaczynało szumieć w głowie.

- Mhm- rzucił jej niejednoznaczne spojrzenie- Nie tylko drinki, oczywiście.

- Chciałbyś przelecieć tego barmana?- zaśmiała się, dosyć nieporadnie łącząc fakty.

- O kurwa, nie ma szans- energicznie pokręcił głową, kończąc kolejnego drinka- Nie kiedy mogę to zrobić z tobą.

- Nie ma nawet południa, a my już się nawaliliśmy- zaniosła się pijackim śmiechem.

Po chwili Maia siedziała na kolanach Jace'a, wymownie kręcąc biodrami. Blondyn naprzemiennie pił i próbował wsadzić jej rękę pod spódnicę. 

W pomieszczeniu było pusto. Tylko ich dwójka i barman, który nie zwracał na nich uwagi, dopóki nie chcieli domówić czegoś jeszcze.

- Chcesz pójść do mnie?- zamruczała brunetka do ucha swojego towarzysza.

- Jak cholera- westchnął, a potem nie mogąc się powstrzymać, zrobił jej malinkę na szyi.

Uregulowali rachunek, płacąc po połowie, a potem chwiejnym krokiem dotarli do małego mieszkanka dziewczyny, które w zasadzie było pokojem z aneksem kuchennym. Nawet łazienka była współdzielona z sąsiadami.

Chłopak bez słowa krytyki ulokował się na kanapie, która pełniła również funkcję łóżka. Był przyzwyczajony do spartańskich warunków, więc czuł się tutaj bardzo dobrze. Znów przyciągnął towarzyszkę na swoje kolana, po czym zaczęli się namiętnie całować.

Nagle komórka w kieszeni jego spodni zaczęła brzęczeć i wibrować. Niezadowolony, że ktoś im przerywa, wyjął ją z kieszeni, rzucił okiem na wyświetlacz, po czym odrzucił połączenie.

- Kto to?

- Nikt ważny.

- No powiedz!

- Twój były.

- Oh...

Zapadła między nimi niezręczna cisza.

- Nie odbierzesz?

- Nie ma nawet południa, a ja jestem zbyt nawalony, żeby z nim rozmawiać.

- Racja- zaśmiała się, wodząc ręką po udzie blondyna.

- Możemy po prostu kontynuować?- zapytał z nadzieją, a po otrzymaniu niemej zgody mocno wpił się w jej usta.

~~

Gdy Jace obudził się, zegar wiszący naprzeciw łóżka wskazywał 12:01. On sam był nagi, owinięty jedynie cienkim prześcieradłem. Obok zamiast Mai leżał telefon. Z ociąganiem sięgnął po niego, widząc kilka nieodebranych połączeń od Simona i informację o wiadomości głosowej.

Gdy rozważał usunięcie jej, drzwi otworzyły się z cichym szumem, a w nich pojawiła się Wilkołaczka w białym szlafroku. Nie miała na sobie makijażu, a z jej włosów skapywała woda.

- Jednak wstałeś?- rzuciła z przekąsem.

Odpowiedział, posyłając jej nierozumiejące spojrzenie.

-  Zasnąłeś zaraz po tym jak doszedłeś- parsknęła na to wspomnienie. Jednak nadal była pijana.

- O cholera- nakrył twarz dłońmi.

- Simon dzwonił kilka razy, gdy spałeś- rzuciła, siadając na sofie obok blondyna.

- Taaa, nawet nagrał się na pocztę.

- Serio? 

- Serio.

- Puść, ciekawe co powiedział.

Nocny Łowca z ociąganiem odszukał nagranie i puścił je w trybie głośnomówiącym.

- Jace? Tu Simon, nie wiem co się z tobą dzieje, ale jeśli mamy razem pilnować dziecka i kota, to nie możesz tak nagle znikać! Yyy... wracaj natych miast, bo... Bo...- sygnał urwał się, a piknięcie oznaczało koniec wiadomości.

- Masz dziecko z Simonem? No nieźle- szturchnęła go łokciem- Gratuluję.

- Nieśmieszne- fuknął, naciągając prześcieradło na  głową- Nigdy więcej nie pijemy przed dwunastą.

- Aż do następnego razu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro