Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Postęp

Kolejny dzień przyniósł słońce, którego jasne promienie roztopiły cieniutką warstewkę śniegu pokrywającą miejskie chodniki i ulice. Na trawiastych obszarach lokalnego parku powstało błoto, w którym niejeden dorosły wywrócił się prosto na tyłek i stanąwszy wyglądał jakby zapomniał o istnieniu papieru toaletowego. 

Normalnie Jace patrzyłby na to, śmiejąc się pod nosem z niezaradności Przyziemnych, ale tym razem zupełnie nie miał nastroju na takie szczeniackie zachowanie. Po tym, co usłyszał wczoraj... Jego świat zupełnie się zawalił. Miał wrażenie, jakby został zdradzony przez jedną z najbliższych sobie osób. 

Wieczorem, gdy Magnus i Alec opuścili loft, udając się do lokalnego szpitala na rehabilitację, on i Simon przejęli wartę przy Izzy. Uprzednio upewnili się, że Clary nie ma w pokoju nic, czym mogłaby sobie zrobić krzywdę, a potem ruszyli do drugiej z dziewczyn. Po pewnym czasie brunetka złamała się i zaczęła mówić. Bardzo cichutko. Tak, że żeby ją usłyszeć, musieli niemal stykać się we trójkę czołami, siedząc na wąskiej kanapie w pokoju gościnnym.

A mówiła o wszystkim: o okropnym śnie, który nawiedził ją minionej nocy; o nieudanych staraniach o dziecko; o nienawiści rudowłosej do Mai, która spowodowała grzebanie w telefonie Jace'a; o ich kłótni w łazience i niewygasłym jeszcze uczuciu, które Clary żywiła do Jace'a.

Blondyn nie wiedział, co jest bardziej abstrakcyjne - to, że jego (poniekąd) była dziewczyna jest zazdrosna o nienarodzone dziecko, czy to, że odpowiedzialnością za niepowodzenie ich związku obwinia Maię. Przecież wilkołaczka sama siebie nie przeleciała ani sama ze sobą nie wpadła. To takie irracjonalne...

- Znowu usnęła- głos Simona był cichy i niemal ociekał ulgą.

- Izzy?

- Tak- kiwnął głową na potwierdzenie- Nadal nie wierzę w to, co się stało.

- Ja tym bardziej- blondyn na przemian zaciskał i rozluźniał pięści- To takie pojebane, że w głowie mi się nie mieści.

- Musimy powiedzieć Alecowi i Magnusowi. Trzymamy to w tajemnicy od wczorajszego wieczora i mimo, że dziś dopiero ranek, to czuję się źle. Zupełnie jakbyśmy ich okłamywali, zatajając tę jedną rzecz.

- Izzy będzie wściekła, ale musimy im powiedzieć- zgodził się Herondale- Może znajdą jakiś sposób na to, by pomóc jej wyjść z tego dołka, w który wpadła.

Wampir nic nie odpowiedział. Przez chwilę intensywnie nad czymś myślał, potem otworzył usta, ale zaraz je zamknął i tak kilka razy. W końcu wzruszył tylko ramionami i obrócił się na pięcie z zamiarem opuszczenia pomieszczenia.

- Czekaj- głos Jace'a był odległy, brzmiał dziwnie obco, trochę nienaturalnie. Młodszy posłusznie cofnął się i rzucił mu pytające spojrzenie.

- Tak?

- Co chciałeś powiedzieć?

- Przecież nic nie powiedziałem.

- Ale chciałeś, widziałem to.

Brunet westchnął. Zebrał się w sobie, mając nadzieję, że łowca nie odpowie mu pięścią w nos na pytanie, które zamierzał zadać.

- Tak właściwie to co czujesz do Mai?

- O kurwa- starszy zaczął intensywnie masować skronie, jakby nagle rozbolała go głowa- A co to, jakaś psychoanaliza?

- Po prostu próbuję zrozumieć sytuację. Spojrzeć na nią oczami Clary, skoro perspektywę Izzy już znam. Potrzebuję twojej wersji, żeby dopełnić ten obraz.

- Sam chciałbym wiedzieć. To wszystko jest dziwne.

Jace zaczął intensywnie myśleć nad ziarenkiem wątpliwości, które zasiał w jego głowie Lewis. Istotnie, czuł coś do Mai, ale czy to była miłość? Na pewno czuł się za nią odpowiedzialny, w końcu wiele przez niego wycierpiała, i fizycznie, i psychicznie. Było mu z nią dobrze, chętnie spędzał czas w jej towarzystwie.

Co do Clary... Ich relacja była wyjątkowa i kiedy po ponad roku zamknięcia na jakiekolwiek inne osoby w końcu się otworzył, to ona wróciła... i nieźle namąciła mu w głowie. Nadal była dla niego ważna, ale nie rozpatrywał tego w kategoriach dziewczyna/chłopak/związek. Po prostu cieszył się z jej powrotu. Jednak to, co usłyszał od Izzy... To zupełnie zepsuło znany mu do tej pory obraz dziewczyny. 

- Sprawdzę, co u Fray...

Dopiero po chwili dotarło do niego, że wampir opuścił już pomieszczenie. Ucieszył się tylko, słysząc jego słowa. Sam nie czuł się jeszcze na siłach, by skonfrontować to, czego się dowiedział, a gdyby stanęli ze sobą twarzą w twarz, to pewnie tak by było.

~~

Wracając ze szpitala Magnus i Alec postanowili nacieszyć się ciepłą pogodą i zamiast portalem, do loftu udali się pieszo. Niebieskooki był widocznie zmęczony po rehabilitacji, więc bezsprzecznie zgodził się, gdy mąż zaoferował, że będzie pchał wózek za niego.

- Doktor powiedział, że robisz postępy- Bane położył dłoń na ramieniu młodszego- Jestem taki dumny. 

- Nie wiem czy jest z czego, ale cieszę się, że tak myślisz. Może w końcu przestanę być bezużyteczny i po nowym roku wrócę do pracy.

- Alexandrze- starszy gwałtownie zatrzymał ich obu, a potem obszedł wózek i kucnął, by spojrzeć młodszemu prosto w oczy- Nie jesteś bezużyteczny, rozumiesz?

Łowca nerwowo przełknął ślinę.

- Rozumiesz?- z naciskiem ponowił pytanie.

- Rozumiem- bąknął zaczerwieniony Alec. Ten władczy ton u partnera trochę go onieśmielał.

- Zatem powtórz.

- Ale co?

- Powtórz, że nie jesteś bezużyteczny.

Lightwood spuścił wzrok na swoje kolana, a potem wyszeptał:

- Nie jestem... bezużyteczny.

- Głośniej- zarządził kociooki, chwytając go za brodę i lekko, ale zdecydowanie ją unosząc- I patrz na mnie, kiedy to mówisz.

Łowca znów nerwowo przełknął ślinę, a potem powtórzył:

- Nie jestem bezużyteczny.

Zdecydowane i surowe oblicze Magnusa w momencie zmieniło się na łagodne i rozpromienione.

- Dobry chłopiec- pochwalił go, a potem bezceremonialnie wprosił się na kolana i uraczył partnera długim, słodkim pocałunkiem. Dotykał dłońmi jego ciepłych z zawstydzenia policzków i oparł swoje czoło o jego - Nie mogę napatrzeć się na to jaki jesteś piękny.

- Magnus...- niebieskooki jęknął, uświadamiając sobie, że nadal są w miejscu publicznym. 

Poza tym Bane miał różne fantazje i pomysły na przełamanie rutyny w ich związku, ale od bardzo, bardzo dawna nie zwracał się do męża w ten sposób.

- No co?- roześmiał się jak nastolatek, a potem zmierzwił włosy ukochanego (a w zasadzie zmierzwiłby, gdyby ich długość mu na to pozwoliła).

- Jesteś niemożliwy- Alec wywrócił oczami- Wstawaj i wracamy do domu.

- Mam nadzieję, że dzieciaki nie urządziły żadnej nielegalnej nielegalnej orgii podczas naszej nieobecności.

- Dzieciaki? Masz na myśli Jace'a, Izzy, Simona i Clary?

- Kochanie, mam ponad czterysta lat.

Dobrze, że nie ma Jace'a w pobliżu, pomyślał Lightwood, na bank wspomniałby coś o Daddy Issues.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro