Postęp
Kolejny dzień przyniósł słońce, którego jasne promienie roztopiły cieniutką warstewkę śniegu pokrywającą miejskie chodniki i ulice. Na trawiastych obszarach lokalnego parku powstało błoto, w którym niejeden dorosły wywrócił się prosto na tyłek i stanąwszy wyglądał jakby zapomniał o istnieniu papieru toaletowego.
Normalnie Jace patrzyłby na to, śmiejąc się pod nosem z niezaradności Przyziemnych, ale tym razem zupełnie nie miał nastroju na takie szczeniackie zachowanie. Po tym, co usłyszał wczoraj... Jego świat zupełnie się zawalił. Miał wrażenie, jakby został zdradzony przez jedną z najbliższych sobie osób.
Wieczorem, gdy Magnus i Alec opuścili loft, udając się do lokalnego szpitala na rehabilitację, on i Simon przejęli wartę przy Izzy. Uprzednio upewnili się, że Clary nie ma w pokoju nic, czym mogłaby sobie zrobić krzywdę, a potem ruszyli do drugiej z dziewczyn. Po pewnym czasie brunetka złamała się i zaczęła mówić. Bardzo cichutko. Tak, że żeby ją usłyszeć, musieli niemal stykać się we trójkę czołami, siedząc na wąskiej kanapie w pokoju gościnnym.
A mówiła o wszystkim: o okropnym śnie, który nawiedził ją minionej nocy; o nieudanych staraniach o dziecko; o nienawiści rudowłosej do Mai, która spowodowała grzebanie w telefonie Jace'a; o ich kłótni w łazience i niewygasłym jeszcze uczuciu, które Clary żywiła do Jace'a.
Blondyn nie wiedział, co jest bardziej abstrakcyjne - to, że jego (poniekąd) była dziewczyna jest zazdrosna o nienarodzone dziecko, czy to, że odpowiedzialnością za niepowodzenie ich związku obwinia Maię. Przecież wilkołaczka sama siebie nie przeleciała ani sama ze sobą nie wpadła. To takie irracjonalne...
- Znowu usnęła- głos Simona był cichy i niemal ociekał ulgą.
- Izzy?
- Tak- kiwnął głową na potwierdzenie- Nadal nie wierzę w to, co się stało.
- Ja tym bardziej- blondyn na przemian zaciskał i rozluźniał pięści- To takie pojebane, że w głowie mi się nie mieści.
- Musimy powiedzieć Alecowi i Magnusowi. Trzymamy to w tajemnicy od wczorajszego wieczora i mimo, że dziś dopiero ranek, to czuję się źle. Zupełnie jakbyśmy ich okłamywali, zatajając tę jedną rzecz.
- Izzy będzie wściekła, ale musimy im powiedzieć- zgodził się Herondale- Może znajdą jakiś sposób na to, by pomóc jej wyjść z tego dołka, w który wpadła.
Wampir nic nie odpowiedział. Przez chwilę intensywnie nad czymś myślał, potem otworzył usta, ale zaraz je zamknął i tak kilka razy. W końcu wzruszył tylko ramionami i obrócił się na pięcie z zamiarem opuszczenia pomieszczenia.
- Czekaj- głos Jace'a był odległy, brzmiał dziwnie obco, trochę nienaturalnie. Młodszy posłusznie cofnął się i rzucił mu pytające spojrzenie.
- Tak?
- Co chciałeś powiedzieć?
- Przecież nic nie powiedziałem.
- Ale chciałeś, widziałem to.
Brunet westchnął. Zebrał się w sobie, mając nadzieję, że łowca nie odpowie mu pięścią w nos na pytanie, które zamierzał zadać.
- Tak właściwie to co czujesz do Mai?
- O kurwa- starszy zaczął intensywnie masować skronie, jakby nagle rozbolała go głowa- A co to, jakaś psychoanaliza?
- Po prostu próbuję zrozumieć sytuację. Spojrzeć na nią oczami Clary, skoro perspektywę Izzy już znam. Potrzebuję twojej wersji, żeby dopełnić ten obraz.
- Sam chciałbym wiedzieć. To wszystko jest dziwne.
Jace zaczął intensywnie myśleć nad ziarenkiem wątpliwości, które zasiał w jego głowie Lewis. Istotnie, czuł coś do Mai, ale czy to była miłość? Na pewno czuł się za nią odpowiedzialny, w końcu wiele przez niego wycierpiała, i fizycznie, i psychicznie. Było mu z nią dobrze, chętnie spędzał czas w jej towarzystwie.
Co do Clary... Ich relacja była wyjątkowa i kiedy po ponad roku zamknięcia na jakiekolwiek inne osoby w końcu się otworzył, to ona wróciła... i nieźle namąciła mu w głowie. Nadal była dla niego ważna, ale nie rozpatrywał tego w kategoriach dziewczyna/chłopak/związek. Po prostu cieszył się z jej powrotu. Jednak to, co usłyszał od Izzy... To zupełnie zepsuło znany mu do tej pory obraz dziewczyny.
- Sprawdzę, co u Fray...
Dopiero po chwili dotarło do niego, że wampir opuścił już pomieszczenie. Ucieszył się tylko, słysząc jego słowa. Sam nie czuł się jeszcze na siłach, by skonfrontować to, czego się dowiedział, a gdyby stanęli ze sobą twarzą w twarz, to pewnie tak by było.
~~
Wracając ze szpitala Magnus i Alec postanowili nacieszyć się ciepłą pogodą i zamiast portalem, do loftu udali się pieszo. Niebieskooki był widocznie zmęczony po rehabilitacji, więc bezsprzecznie zgodził się, gdy mąż zaoferował, że będzie pchał wózek za niego.
- Doktor powiedział, że robisz postępy- Bane położył dłoń na ramieniu młodszego- Jestem taki dumny.
- Nie wiem czy jest z czego, ale cieszę się, że tak myślisz. Może w końcu przestanę być bezużyteczny i po nowym roku wrócę do pracy.
- Alexandrze- starszy gwałtownie zatrzymał ich obu, a potem obszedł wózek i kucnął, by spojrzeć młodszemu prosto w oczy- Nie jesteś bezużyteczny, rozumiesz?
Łowca nerwowo przełknął ślinę.
- Rozumiesz?- z naciskiem ponowił pytanie.
- Rozumiem- bąknął zaczerwieniony Alec. Ten władczy ton u partnera trochę go onieśmielał.
- Zatem powtórz.
- Ale co?
- Powtórz, że nie jesteś bezużyteczny.
Lightwood spuścił wzrok na swoje kolana, a potem wyszeptał:
- Nie jestem... bezużyteczny.
- Głośniej- zarządził kociooki, chwytając go za brodę i lekko, ale zdecydowanie ją unosząc- I patrz na mnie, kiedy to mówisz.
Łowca znów nerwowo przełknął ślinę, a potem powtórzył:
- Nie jestem bezużyteczny.
Zdecydowane i surowe oblicze Magnusa w momencie zmieniło się na łagodne i rozpromienione.
- Dobry chłopiec- pochwalił go, a potem bezceremonialnie wprosił się na kolana i uraczył partnera długim, słodkim pocałunkiem. Dotykał dłońmi jego ciepłych z zawstydzenia policzków i oparł swoje czoło o jego - Nie mogę napatrzeć się na to jaki jesteś piękny.
- Magnus...- niebieskooki jęknął, uświadamiając sobie, że nadal są w miejscu publicznym.
Poza tym Bane miał różne fantazje i pomysły na przełamanie rutyny w ich związku, ale od bardzo, bardzo dawna nie zwracał się do męża w ten sposób.
- No co?- roześmiał się jak nastolatek, a potem zmierzwił włosy ukochanego (a w zasadzie zmierzwiłby, gdyby ich długość mu na to pozwoliła).
- Jesteś niemożliwy- Alec wywrócił oczami- Wstawaj i wracamy do domu.
- Mam nadzieję, że dzieciaki nie urządziły żadnej nielegalnej nielegalnej orgii podczas naszej nieobecności.
- Dzieciaki? Masz na myśli Jace'a, Izzy, Simona i Clary?
- Kochanie, mam ponad czterysta lat.
Dobrze, że nie ma Jace'a w pobliżu, pomyślał Lightwood, na bank wspomniałby coś o Daddy Issues.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro