Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Oddech przed burzą

Był już późny wieczór, za oknem zrobiło się ciemno, a cały Instytut ogarnęła cisza. Wszyscy udali się do swoich pokoi, by wyspać się przed kolejnym dniem pełnym wrażeń. Niewątpliwie nic nie będzie już takie samo, odkąd Clarissa Fairchild została schwytana i uwięziona w podziemnych lochach.

Aline Penhallow siedziała na dużym łóżku pokrytym żółto-białą pościelą, wpatrując się w swoje stopy. Intensywnie myślała nad wydarzeniami tego dnia. Czy postąpiła słusznie? Czy odpowiednio szybko wezwała Aleca? Czy podjęła dobre decyzje przed jego przybyciem? Czarne myśli ciągle krążyły po jej głowie.

W pewnym momencie dębowe drzwi prowadzące do łazienki otwarły się, a stanęła w nich Helen owinięta w biały ręcznik. Z jej włosów skapywała woda, a ramiona pokryły się gęsią skórką, gdy opuściła nagrzane od ciepłej wody pomieszczenie.

- Nad czym tak myślisz?- spytała, widząc nietęgą minę swojej partnerki.

- Nad tym, co się dzisiaj stało- odparła, spoglądając w kierunku blondynki- Alec wziął wolne, zastąpiłam go. Wszystko szło dobrze, aż do momentu, w którym do gabinetu weszła Clary... Nikt jej nie widział, nie uchwycił jej monitoring- westchnęła, po czym kontynuowała- Ona jakby miała amnezję...

Blackthorn tylko potakiwała głową, wyjmując z szafy czarną koszulkę na ramiączkach i krótkie szare spodenki, które służyły jej za piżamę.

- Postawiłam wszystkich ludzi na nogi, tak bardzo bałam się, że znowu komuś może stać się krzywda...- kontynuowała Aline z coraz większym przejęciem- Teraz niemal każdy wie o tym, że Clary wróciła. Ludzie już zaczęli gadać, ciągle słychać jakieś plotki na korytarzach. Chyba zrezygnuję jutro ze śniadania, bo jak tylko wejdę do kantyny, to pewnie zjedzą mnie wzrokiem.

- Nie przesadzaj, ludzie zawsze gadali, gadają i będą gadać- powiedziała Helen, rzucając ręcznik na łóżko obok dziewczyny, po czym przebrała się szybko- To, że się zamartwiasz, naprawdę w niczym ci nie pomoże. 

- Boli mnie brzuch na samą myśl o konfrontacji z Jace'm. Przecież on mnie zabije za związanie i skucie tej dziewczyny...

- Jace nic ci nie zrobi- położyła dłoń na jej ramieniu i usiadła na łóżku- Może być zły, ale to normalne. Też byłabym wkurzona, gdyby ktoś osadził cię w więzieniu.

- To zupełnie inna sytuacja...

- Cichutko- blondynka położyła palec na ustach brunetki- Jutro spędzimy razem cały dzień. Będę chodzić za tobą krok w krok, a jeśli ktokolwiek choćby krzywo na ciebie spojrzy, to będzie musiał najpierw rozprawić się ze mną.

- Helen, twoje słowa są naprawdę miłe, ale...

- Nie ma żadnego "ale"- chwyciła dziewczynę za brodę i lekko pocałowała- Rozumiesz? Będę z tobą, dopóki nie poczujesz się znów pewnie.

- Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej dziewczyny- Aline lekko uniosła kąciki ust, a potem postanowiła, że sama też zainicjuje delikatny pocałunek.

~~

W innej części budynku nowojorskiego Instytutu Alec i Magnus również zaliczali bezsenną noc, w starym pokoju Aleca. Nocny Łowca nie potrafił oswoić się z myślą, że Jace w końcu i tak złoży im wizytę. Jeśli chodzi o Clary to tylko kwestia czasu, aż pojawi się nawet pomimo zakazu.

- Alexandrze czy możemy w końcu chociaż się położyć?- spytał Czarownik, który od dłuższego czasu siedział na krańcu łóżka i obserwował swojego partnera, wpatrzonego w okno- Naprawdę, tutaj też możesz rozmyślać o czym tylko zechcesz, a przynajmniej pod kołdrą będzie ci ciepło.

- Pamiętasz jak wpatrywaliście się z Madzie w gwiazdy, szukając w nich Catariny?- zapytał młodszy, ignorując propozycję- Nie do końca was wtedy rozumiałem, ale teraz... To takie odprężające. Sam fakt, że na chwilę możesz uwierzyć w to, że gdzieś na górze są odpowiedzi na wszystkie twoje pytania.

- Na górze są Anioły, a one znają odpowiedzi na wiele pytań- odparł starszy, wstając. Objął męża od tyłu, opierając brodę na jego ramieniu- Nie mam pojęcia czy na wszystkie, ale na pewno na więcej niż najstarszy mędrzec tego świata.

- Nawet Anioły nie wiedzą tego jak bardzo cieszę się, że mam cię u swojego boku, Magnusie- niebieskooki uśmiechnął się słabo i musnął ustami czoło Czarownika.

- Dla mnie to ty jesteś Aniołem, Alexandrze- Mag ułożył dłonie na biodrach młodszego i zaczął gładzić je lekko.

- Teraz to już przesadziłeś- odwrócił się stając z kociookim twarzą w twarz- Ale miło mi to od ciebie usłyszeć.

- Razem na pewno wymyślimy coś w sprawie Clary i twojego brata. Z pomocą Aniołów czy bez... Poradzimy sobie, jak zawsze.

- W końcu jesteśmy drużyną- Alec przygryzł wargę, spoglądając na swoją obrączkę kolejny raz tego wieczora- Lightwood-Bane, zawsze dajemy radę.

- Nie musisz tak podkreślać mojego nazwiska, to było tylko chwilowe zawahanie- westchnął starszy, przypominając sobie ich wcześniejszą rozmowę.

- Ale chcę- przerwał mu Łowca- Bo nazywam się Alexander Lightwood-Bane i od prawie półtora roku dzielę to nazwisko z tobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro