My gal is back
Kilka minut przed północą Magnus starannie zapakował składniki, o które poprosił Brat Zachariasz, po czym przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze. Ubrany w czerwono-białą tweedową marynarkę, dopasowane spodnie i czarną koszulę wyglądał jak nie z tej epoki. Policzki oprószył różem w bladym odcieniu, a na jego oczach nie mogło zabraknąć czarnego eyelinera. Chyba setny raz tego wieczora poprawił włosy, ułożone w nienagannego quiffa, po czym odwrócił się w kierunku wejścia do salonu, w którym właśnie stanął Alec.
Łowca miał na sobie niebieski sweter, czarne jeansy i wygodne buty. Spodnie, w które wcisnął się z widocznym trudem trzymał rękami, nie mogąc ich zapiąć. Ostatnie dni spędzał głównie w szlafroku, więc zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Czarownik pstryknął palcami, a jego problem zniknął.
- Uhm, dzięki- powiedział zakłopotany.
- Jesteś gotowy?- spytał Bane, wyciągając rękę w jego kierunku.
Młodszy jedynie skinął głową, po czym chwycił go mocno. W ułamku sekundy Czarownik otworzył portal, do którego obydwaj weszli.
~~
Trzaśnięcie drzwi zamkniętych przez Madzie odbijało się echem w głowach Jace'a i Simona jeszcze długo po tym, gdy dziewczynka opuściła pokój z kotem w ramionach. Żaden z nich nie zamierzał odezwać się pierwszy. Simon - bo bał się, że nie będzie w stanie nic z siebie wydusić i znów zaniesie się przeraźliwym płaczem, a Jace najzwyczajniej w świecie oniemiał i pomimo upływu czasu nadal nie był w stanie przyswoić zaistniałej sytuacji. Jedynym dowodem na to, że sytuacja nie była wymysłem chorej wyobraźni stała się biała firana, potargana przez kocie pazury, która teraz falowała w rym wietrzyku wlatującego do pomieszczenia przez uchylone okno.
Trwali tak aż do późnego wieczora. Wampirowi zabrakło już łez, jednak nadal wbijał wzrok w podłogę i uparcie milczał. Był to chyba jego rekord życiowy bez wypowiedzenia choćby jednego słowa. Nocny Łowca zdążył kilka razy przeanalizować dokładnie swoje zachowanie w minionych dniach, za każdym razem dochodził jednak do innych wniosków i już pogubił się w tych wszystkich myślach. Gdyby tylko mógł, to z chęcią cofnąłby czas i zamiast do baru z Maią, poszedłby do sali treningowej, dać sobie niezły wycisk i wypocić wszystkie myśli o alkoholu i kontakcie fizycznym z jakąkolwiek kobietą.
Nie wiedzieli, która była godzina, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Gdy żaden z nich nie odpowiedział, pukanie rozległo się ponownie.
- Cholerna niemowa!- dał się słyszeć stłumiony głos Aline- Pukam jeszcze raz, a potem wywarzam drzwi!
Brunet w końcu dźwignął się z ziemi i podreptał w kierunku wejścia. Nacisnął klamkę i przyciągnął drzwi do siebie, akurat gdy stopa Nocnej Łowczyni ze świstem przecięła powietrze tuż obok jego głowy.
- Nie wiem, co zrobiłem, ale nie atakuj- powiedział błagalnym głosem, odruchowo zasłaniając twarz rękoma.
- Na Anioła, Simon, płakałeś?- dziewczyna od razu przyciągnęła go do uścisku- Co się stało?- powiodła spojrzeniem po pomieszczeniu- Jace?
Blondyn odchrząknął.
- Chyba będę się już zbierał- powiedział z lekką chrypką- Mam dziecko i kota do odszukania.
Jego głos wypełniający przestrzeń wydał się teraz Lewisowi dziwnie odległy, jakby dzieliły ich kilometry bezkresnej przestrzeni.
- Ty też nie powiesz mi, o co tu chodzi?- spytała go dziewczyna, jednak on wyminął ją i zniknął na korytarzu.
Wampir opuścił jej objęcia i usiadł na skraju łóżka.
- Świetnie, nikt mnie tu nie szanuje!- rzuciła zdenerwowana w kierunku drzwi.
- Przepraszam- powiedział cicho brunet- Chyba powinnaś już iść.
- Ale...
- Naprawdę, porozmawiamy jutro.
- Rozumiem- odparła zrezygnowana. Rzuciła okiem na zegarek wskazujący siedem minut po północy- Śpij dobrze.
~~
Około trzeciej w nocy Alec, Magnus i Izzy siedzieli już w mieszkaniu mężczyzn. Czarownik przygotowywał kawę, a jego mąż układał na talerzach kanapki, które właśnie skończył robić. Trochę dziwnie czuł się, wracając do swojej dawnej sylwetki, jednak cieszył go fakt, że razem z siostrą w końcu wrócili do normalności.
Dziewczyna siedziała na krzesełku przy kuchennym blacie, wygładzając fioletowy sweter, który powinął jej się na brzuszku. Jej twarz była blada, włosy rozwiane, a policzki pokryte delikatnymi rumieńcami. Uśmiechnęła się na widok jedzenia, które podsunął jej niebieskooki.
- Dziękuję- powiedziała, sięgając po kanapkę- Nie miałam nawet pojęcia, że jestem aż tak głodna- westchnęła, wgryzając się w nią.
- A będzie tylko gorzej- zaśmiał się Mag, pstryknięciem sprawiając, że trzy kubki kawy pojawiły się wprost przed nimi.
- Czy to jakaś aluzja do mnie?- Lightwood nieudolnie próbował udawać oburzenie.
- Dobrze wiesz, że nie- odparł starszy, a potem uciszył go pocałunkiem.
- Jesteście razem tacy słodcy- stwierdziła rozmarzona brunetka, odsuwając od siebie pusty talerz i podbierając jedną z kanapek Aleca.
- Nie mam podstaw, by się nie zgodzić- Bane maślanymi oczkami wpatrywał się w chłopaka, który spłonął rumieńcem.
Po posiłku (w całości zjedzonym przez Izzy) wszyscy troje udali się do sypialni, by zażyć trochę snu. Dziewczyna uparła się, by spać między nimi, a żaden ze starszych nie miał sił ani ochoty by oponować.
~~
Rankiem Magnusa zbudził telefon. Spojrzał na wyświetlacz, na którym pojawiło się jego wspólne zdjęcie z Aline i numer dziewczyny. Po cichu wyszedł z łóżka i upewniwszy się, że Lightwoodowie nadal śpią, udał się do salonu, w którym odebrał przychodzące połączenie.
- Magnus?
- Tak, cukiereczku?
- Nie ma może u was Helen?
- Niestety, nie. Coś się stało?- spytał zmartwiony.
- Opuściła nocną wartę wcześniej niż zwykle i nigdzie nie mogę jej znaleźć. Miała dużo swoich zajęć w zbrojowni i laboratorium, jednak to do niej niepodobne, by tak bez słowa znikać.
- Od kiedy Helen została strażniczką?
- Och, no tak, o pewnych rzeczach jeszcze nie wiesz... To długa historia.
Po chwili ciszy Łowczyni dodała konspiracyjnym szeptem:
- Jeśli ty i Alec czujecie się już dobrze, to będę potrzebować waszej pomocy.
- W sprawie poszukiwań?
- Niestety. Dzisiaj dostałam raport, w którym inni strażnicy zeznali, że Clary zapadła znów w jakiś dziwny letarg, a opuszczenie podziemi przez Helen nastąpiło w podobnym czasie.
- Boisz się, że te sprawy mogą być ze sobą powiązane- domyślił się.
- Jeśli to Fairchild zrobiła coś mojej Helen, to uduszę ją gołymi rękami.
- Nie działaj pochopnie, króliczku, daj mi dwie minuty i będziemy w Instytucie. Otworzę portal do gabinetu- powiedział, rozłączając się.
Biegiem wrócił do sypialni, budząc Aleca i Izzy. Zrzucił z nich kołdrę, w pośpiechu tłumacząc, co się właśnie stało.
- Idę z wami- powiedziała dziewczyna, przecierając zaspane oczy.
- Nie ma mowy, Izzy- odparł ostro Alec.
- Dlaczego nie?
- Bo tam jest niebezpiecznie. Zostaniesz tutaj.
- Jestem w ciąży, a nie chora albo niepełnosprawna!- obruszyła się.
- Zostajesz tutaj i nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu.
- A jeśli coś mi się stanie tutaj?- postanowiła wytoczyć swój ostatni argument, wierząc, że on przekona mężczyzn do zabrania jej ze sobą.
- Niby co?
- No nie wiem- udała, że się zastanawia- Na przykład śmierć?
- Jaka śmierć, o czym ty znów pieprzysz?- zdenerwował się niebieskooki. Szybki rzut oka na zmartwioną twarz Magnusa przypomniał mu o śmierci Catariny, która istotnie miała miejsce w tym mieszkaniu.
- Dobrze, pączuszku, możesz iść z nami. Dobrze ci zrobi opieka Jace'a i Simona. Można poprosić kilku strażników, by pilnowali drzwi waszego pokoju, w razie potencjalnego niebezpieczeństwa.
Młodszy posłał mu spojrzenie mówiące: "I ty przeciwko mnie?", kociooki jednak nie zwracał na niego teraz uwagi. Bolesne spojrzenia na nowo powróciły, a on nie chciał się nim poddać.
Otworzył portal, chwycił Lightwoodów za ręce i pociągnął ich za sobą w jego kierunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro