Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

My gal is back

Kilka minut przed północą Magnus starannie zapakował składniki, o które poprosił Brat Zachariasz, po czym przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze. Ubrany w czerwono-białą tweedową marynarkę, dopasowane spodnie i czarną koszulę wyglądał jak nie z tej epoki. Policzki oprószył różem w bladym odcieniu, a na jego oczach nie mogło zabraknąć czarnego eyelinera. Chyba setny raz tego wieczora poprawił włosy, ułożone w nienagannego quiffa, po czym odwrócił się w kierunku wejścia do salonu, w którym właśnie stanął Alec.

Łowca miał na sobie niebieski sweter, czarne jeansy i wygodne buty. Spodnie, w które wcisnął się z widocznym trudem trzymał rękami, nie mogąc ich zapiąć. Ostatnie dni spędzał głównie w szlafroku, więc zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Czarownik pstryknął palcami, a jego problem zniknął.

- Uhm, dzięki- powiedział zakłopotany.

- Jesteś gotowy?- spytał Bane, wyciągając rękę w jego kierunku.

Młodszy jedynie skinął głową, po czym chwycił go mocno. W ułamku sekundy Czarownik otworzył portal, do którego obydwaj weszli.

~~

Trzaśnięcie drzwi zamkniętych przez Madzie odbijało się echem w głowach Jace'a i Simona jeszcze długo po tym, gdy dziewczynka opuściła pokój z kotem w ramionach. Żaden z nich nie zamierzał odezwać się pierwszy. Simon - bo bał się, że nie będzie w stanie nic z siebie wydusić i znów zaniesie się przeraźliwym płaczem, a Jace najzwyczajniej w świecie oniemiał i pomimo upływu czasu nadal nie był w stanie przyswoić zaistniałej sytuacji. Jedynym dowodem na to, że sytuacja nie była wymysłem chorej wyobraźni stała się biała firana, potargana przez kocie pazury, która teraz falowała w rym wietrzyku wlatującego do pomieszczenia przez uchylone okno.

Trwali tak aż do późnego wieczora. Wampirowi zabrakło już łez, jednak nadal wbijał wzrok w podłogę i uparcie milczał. Był to chyba jego rekord życiowy bez wypowiedzenia choćby jednego słowa. Nocny Łowca zdążył kilka razy przeanalizować dokładnie swoje zachowanie w minionych dniach, za każdym razem dochodził jednak do innych wniosków i już pogubił się w tych wszystkich myślach. Gdyby tylko mógł, to z chęcią cofnąłby czas i zamiast do baru z Maią, poszedłby do sali treningowej, dać sobie niezły wycisk i wypocić wszystkie myśli o alkoholu i kontakcie fizycznym z jakąkolwiek kobietą.

Nie wiedzieli, która była godzina, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Gdy żaden z nich nie odpowiedział, pukanie rozległo się ponownie.

- Cholerna niemowa!- dał się słyszeć stłumiony głos Aline- Pukam jeszcze raz, a potem wywarzam drzwi!

Brunet w końcu dźwignął się z ziemi i podreptał w kierunku wejścia. Nacisnął klamkę i przyciągnął drzwi do siebie, akurat gdy stopa Nocnej Łowczyni ze świstem przecięła powietrze tuż obok jego głowy. 

- Nie wiem, co zrobiłem, ale nie atakuj- powiedział błagalnym głosem, odruchowo zasłaniając twarz rękoma.

- Na Anioła, Simon, płakałeś?- dziewczyna od razu przyciągnęła go do uścisku- Co się stało?- powiodła spojrzeniem po pomieszczeniu- Jace?

Blondyn odchrząknął.

- Chyba będę się już zbierał- powiedział z lekką chrypką- Mam dziecko i kota do odszukania.

Jego głos wypełniający przestrzeń wydał się teraz Lewisowi dziwnie odległy, jakby dzieliły ich kilometry bezkresnej przestrzeni.

- Ty też nie powiesz mi, o co tu chodzi?- spytała go dziewczyna, jednak on wyminął ją i zniknął na korytarzu.

Wampir opuścił jej objęcia i usiadł na skraju łóżka.

- Świetnie, nikt mnie tu nie szanuje!- rzuciła zdenerwowana w kierunku drzwi.

- Przepraszam- powiedział cicho brunet- Chyba powinnaś już iść.

- Ale...

- Naprawdę, porozmawiamy jutro.

- Rozumiem- odparła zrezygnowana. Rzuciła okiem na zegarek wskazujący siedem minut po północy- Śpij dobrze.

~~

Około trzeciej w nocy Alec, Magnus i Izzy siedzieli już w mieszkaniu mężczyzn. Czarownik przygotowywał kawę, a jego mąż układał na talerzach kanapki, które właśnie skończył robić. Trochę dziwnie czuł się, wracając do swojej dawnej sylwetki, jednak cieszył go fakt, że razem z siostrą w końcu wrócili do normalności.

Dziewczyna siedziała na krzesełku przy kuchennym blacie, wygładzając fioletowy sweter, który powinął jej się na brzuszku. Jej twarz była blada, włosy rozwiane, a policzki pokryte delikatnymi rumieńcami. Uśmiechnęła się na widok jedzenia, które podsunął jej niebieskooki.

- Dziękuję- powiedziała, sięgając po kanapkę- Nie miałam nawet pojęcia, że jestem aż tak głodna- westchnęła, wgryzając się w nią.

- A będzie tylko gorzej- zaśmiał się Mag, pstryknięciem sprawiając, że trzy kubki kawy pojawiły się wprost przed nimi.

- Czy to jakaś aluzja do mnie?- Lightwood nieudolnie próbował udawać oburzenie.

- Dobrze wiesz, że nie- odparł starszy, a potem uciszył go pocałunkiem.

- Jesteście razem tacy słodcy- stwierdziła rozmarzona brunetka, odsuwając od siebie pusty talerz i podbierając jedną z kanapek Aleca.

- Nie mam podstaw, by się nie zgodzić- Bane maślanymi oczkami wpatrywał się w chłopaka, który spłonął rumieńcem.

Po posiłku (w całości zjedzonym przez Izzy) wszyscy troje udali się do sypialni, by zażyć trochę snu. Dziewczyna uparła się, by spać między nimi, a żaden ze starszych nie miał sił ani ochoty by oponować.

~~

Rankiem Magnusa zbudził telefon. Spojrzał na wyświetlacz, na którym pojawiło się jego wspólne zdjęcie z Aline i numer dziewczyny. Po cichu wyszedł z łóżka i upewniwszy się, że Lightwoodowie nadal śpią, udał się do salonu, w którym odebrał przychodzące połączenie.

- Magnus?

- Tak, cukiereczku?

- Nie ma może u was Helen?

- Niestety, nie. Coś się stało?- spytał zmartwiony.

- Opuściła nocną wartę wcześniej niż zwykle i nigdzie nie mogę jej znaleźć. Miała dużo swoich zajęć w zbrojowni i laboratorium, jednak to do niej niepodobne, by tak bez słowa znikać.

- Od kiedy Helen została strażniczką?

- Och, no tak, o pewnych rzeczach jeszcze nie wiesz... To długa historia.

Po chwili ciszy Łowczyni dodała konspiracyjnym szeptem:

- Jeśli ty i Alec czujecie się już dobrze, to będę potrzebować waszej pomocy.

- W  sprawie poszukiwań?

- Niestety. Dzisiaj dostałam raport, w którym inni strażnicy zeznali, że Clary zapadła znów w jakiś dziwny letarg, a opuszczenie podziemi przez Helen nastąpiło w podobnym czasie.

- Boisz się, że te sprawy mogą być ze sobą powiązane- domyślił się.

- Jeśli to Fairchild zrobiła coś mojej Helen, to uduszę ją gołymi rękami.

- Nie działaj pochopnie, króliczku, daj mi dwie minuty i będziemy w Instytucie. Otworzę portal do gabinetu- powiedział, rozłączając się.

Biegiem wrócił do sypialni, budząc Aleca i Izzy. Zrzucił z nich kołdrę, w pośpiechu tłumacząc, co się właśnie stało.

- Idę z wami- powiedziała dziewczyna, przecierając zaspane oczy.

- Nie ma mowy, Izzy- odparł ostro Alec.

- Dlaczego nie?

- Bo tam jest niebezpiecznie. Zostaniesz tutaj.

- Jestem w ciąży, a nie chora albo niepełnosprawna!- obruszyła się.

- Zostajesz tutaj i nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu.

- A jeśli coś mi się stanie tutaj?- postanowiła wytoczyć swój ostatni argument, wierząc, że on przekona mężczyzn do zabrania jej ze sobą.

- Niby co?

- No nie wiem- udała, że się zastanawia- Na przykład śmierć? 

- Jaka śmierć, o czym ty znów pieprzysz?- zdenerwował się niebieskooki. Szybki rzut oka na zmartwioną twarz Magnusa przypomniał mu o śmierci Catariny, która istotnie miała miejsce w tym mieszkaniu.

- Dobrze, pączuszku, możesz iść z nami. Dobrze ci zrobi opieka Jace'a i Simona. Można poprosić kilku strażników, by pilnowali drzwi waszego pokoju, w razie potencjalnego niebezpieczeństwa.

Młodszy posłał mu spojrzenie mówiące: "I ty przeciwko mnie?", kociooki jednak nie zwracał na niego teraz uwagi. Bolesne spojrzenia na nowo powróciły, a on nie chciał się nim poddać.

Otworzył portal, chwycił Lightwoodów za ręce i pociągnął ich za sobą w jego kierunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro