Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Decyzje, decyzje, decyzje...

Luke udał się do swojego pokoju, chcąc w ciszy przeanalizować wszystkie ślady i wskazówki, które uzyskali. Magnus i Maia zabrali Madzie do kantyny, chcąc poprawić jej humor porcją pysznych gofrów z bitą śmietaną. Jace wyszedł z gabinetu jako ostatni, powłócząc nogami i ze spuszczoną głową. Ciągle myślał o słowach dziewczynki, nie chciały one opuścić jego głowy.

W pomieszczeniu zostali tylko Maryse, Alex i Izzy. Starsza dopiero gdy zostali sami, dojrzała swoją córkę leżącą w łóżku na stercie poduszek.

- Isabelle!- od razu podeszła bliżej i dotknęła jej policzka- Co się dzieje? Wyglądasz bardzo blado...

- Nic mi nie jest, mamo- zmusiła się do uśmiechu- Po prostu trochę tu zimno, zaraz mi przejdzie- na potwierdzenie swoich słów okryła się kołdrą.

- Zimno?- zdziwił się Alec- Luke dopiero co mówił, że jesteś rozpalona.

- Najpierw było mi gorąco, teraz zimno- wzruszyła ramionami- Może rzeczywiście to jakieś przeziębienie. Poproszę potem Magnusa o jakiś wywar i mogę ruszać z wami na misję.

- Wykluczone, Izzy.

- Jaką misję?- dopytywała kobieta.

- Wilkołaki znalazły okulary Simona. Nikt nie potrafił wyczuć jego sygnału ani Luke, ani ja. Tylko Izzy na chwilę się udało, ale jakim kosztem..!

- Nie zaczynaj, Alec- brunetka nakryła twarz poduszką.

- Prawie zemdlała, mamo. To nie jest normalne.

Starsza tylko posłała swoim dzieciom zmartwione spojrzenie.

- Izzy wyczuła ciemność i Anielskie skrzydło. Potem wróciliśmy do Instytutu. Madzie miała jakąś wizję albo coś podobnego, ciągle słyszała imię Ithuriela. Nie wiem co o tym myśleć...

- Jeśli jest jakikolwiek sposób, w jaki mogę wam pomóc- zaczęła Maryse, pocierając swoje przedramię, które jeszcze niecałe dwa lata temu było pokryte runami Nocnych Łowców.

- Już robisz dużo, mamo.

- Gdyby jednak...- naciskała starsza.

- Tak w sumie, to jest coś, co mogłabyś zrobić- mruknął w zamyśleniu brunet- Zaopiekuj się Izzy, gdy wyruszymy na poszukiwania- zdjął poduszkę z twarzy młodszej, widząc, że ta zasnęła- Dam ci kogoś do pomocy. Jakiegoś silnego Łowcę. Najchętniej zostawiłbym z wami Magnusa, ale jego moc będzie nam potrzebna.

- Poradzimy sobie, Alec- chwyciła mocno jego dłoń- W końcu jesteśmy Lightwoodami.

- Jesteśmy- posłał jej uśmiech- Dołączy do was Madzie, bardzo zaangażowała się w opiekę nad Magnusem, a potem Izzy, gdy mieli gorsze dni. Pomoże ci, a jej magia jest w stanie obronić was w razie niebezpieczeństwa.

Maryse zacisnęła usta w wąską kreskę, na dźwięk imienia dziewczynki i spojrzała gdzieś w bok. Jej oczy stały się lekko wilgotne.

- Mamo, co się dzieje? Chodzi znowu o ojca?

Starsza tylko pokręciła głową.

- Zatem o co? Czy to ta sprawa, o której chciałaś ze mną porozmawiać?- przypomniał sobie nagle.

- Tak...- powiedziała cicho, ocierając samotną łzę wierzchem dłoni- Chodzi o Madzie.

- Oh, o nią w sumie też chciałem cię zapytać. Powiedziała nam dzisiaj coś bardzo niepokojącego zanim przyszłaś.

- Co takiego?- spytała z przejęciem.

- Jace nie umiał utrzymać języka za zębami- westchnął, przecierając ręką zmęczoną twarz- Zwróciłem mu uwagę, żeby nie przeklinał przy dziecku, na co Madzie... Ona... Powiedziała, że nie jest dzieckiem. Zdziwiliśmy się wszyscy, więc zapytaliśmy, co ma na myśli. Powiedziała, że jeśli nie ma mamy, to nie jest dzieckiem i że serce Jace'a jest podobne do twojego, dlatego mógł zostać twoim synem po śmierci swojej matki. Potem dodała, że usłyszała to od ciebie. Była bardzo smutna. Wiem, że dzieci lubią coś źle zrozumieć, przekręcić, ale... Trzeba to jakoś naprawić. Nie mogę znieść jej smutnej twarzy.

- Oh, Alec...- kobieta wpadła w jego ramiona i załkała cicho. Czarnowłosy przytulał ją, oddychając spokojnie, a jego serce biło jak szalone- Tłumaczyłam jej, jak to możliwe, że Jace jest waszym bratem, mimo że nie jest podobny do pozostałych członków naszej rodziny. Powiedziałam jej też, o podobieństwu wewnętrznym: odwadze, lojalności, o tym, co każdy z nas ma w sercu. Kiedy wspomniała o swojej zmarłej babci... To było straszne. Zapytała mnie czy myślę, że jest gdzieś na świecie babcia, która pokocha ją całym swoim serduszkiem. Wtedy moje serce... Rozpadło się na małe kawałeczki. Ja...- położyła ramiona na barkach syna, patrząc mu prosto w oczy- Ona nas potrzebuje, Alec. Widzę jak na nią patrzysz... U twojego boku jest szczęśliwa. Tak samo wygląda, gdy jest z Magnusem. Rozumiesz, o co mi chodzi?- zapytała z nadzieją.

- Jesteś gotowa zostać babcią?- w oczach Lightwooda zalśniły łzy.

- Tak! Nigdy nie byłabym szczęśliwsza...- westchnęła, a potem znów padli sobie w ramiona, wypłakując wraz z łzami skumulowane w nich emocje- Wiesz co to znaczy, prawda, Alec?

- Nigdy nie sądziłem, że w wieku 21 lat będę ponad rok po ślubie z mężczyzną mojego życia, prawie tyle samo czasu spędzę jako szef nowojorskiego Instytutu i do tego zostanę ojcem... Myślisz, że ona by tego chciała?

- Ona tego chce, Alec! Ona tego chce...

- Czego chce?- spytała zaspana Izzy, mrużąc oczy- Chwila... Dlaczego płaczecie, co mnie ominęło?

- Isabelle Lightwood- starszy zrobił głęboki oddech, po czym z dumą oznajmił- Zostaniesz ciocią.

- Co?!- pisnęła uradowana, po czym wyskoczyła z łóżka i rzuciła się bratu na szyję.- Jak to w ogóle możliwe?- zakołysała się, próbując utrzymać równowagę po wyjściu z mocnego uścisku. Kosztowało ją to wiele energii.

- Wszystko w porządku, Isabelle?- Maryse chwyciła ją pod ramię i ponownie posadziła na łóżku- Lepiej tu zostań.

- Słyszałaś, co on powiedział? Słyszałaś?!- po policzkach brunetki spłynęły łzy.

- Słyszałam...- szepnęła z dumą- Zostanę babcią, to takie cudowne!

- Mam nadzieję, że Madzie i Magnus... Że oni... Huh, że oni myślą tak samo...- powiedział cicho Alec.

- Madzie? Na pewno- stwierdziła z niezachwianą pewnością starsza Łowczyni- Bardzo kocha was, a jeszcze bardziej chce być kochana. To z pewnością będzie najszczęśliwszy dzień jej życia.

- Powiedzmy, że mam przecieki z pewnego źródła- młodsza posłała bratu szeroki uśmiech- I wiem, że Magnus też tego chce.

~~

Późnym popołudniem Jace wszedł do kantyny. Stanął w krótkiej kolejce po posiłek i zagadując kucharkę, dostał podwójną porcję pachnących gofrów z bitą śmietaną. Trzymając w dłoniach tacę, rozejrzał się po pomieszczeniu. Przy stoliku z tyłu jadalni pod oknem dostrzegł Maię, Madzie i Magnusa. Na Anioła, co ja robię..? Pomyślał, po czym ruszył w ich kierunku.

- Możecie zostawić nas na chwilę samych?- spytał, patrząc na Czarownika i Wilkołaczkę. Spojrzeli oni na siebie, wzruszyli ramionami i w ciszy odeszli od stolika. Łowca postawił swoją tacę obok tacy dziewczynki i usiał na krześle- Nic nie jesz, hm?- zagadnął, biorąc gofra do ręki. Odpowiedziało mu milczenie. Zjadł do końca, nerwowo przełknął ślinę i spróbował jeszcze raz, a gdy i to nie zadziałało, połaskotał dziewczynkę.

- Przestań!- pisnęła, śmiejąc się.

- Oh, czyli jednak umiesz mówić? A już się zmartwiłem- teatralnie przyłożył rękę do czoła.

- Stary głupek.

- Co powiedziałaś?- blondyn aż zakrztusił się kęsem drugiego gofra.

- Usłyszałeś!- dźgnęła go palcem w ramię.

- No dobra, poddaję się- uniósł ręce, przez co bita śmietana spadła mu na koszulkę.

- To wygląda jak ptasia kupka- zaśmiała się Czarownica- Ptak na ciebie narobił!- krzyknęła głośniej, na co kilku Łowców przy stolikach obok odwróciło się w ich stronę.

- No i na co patrzycie?!- Jace obrzucił ich groźnym spojrzeniem, a Madzie wybuchła śmiechem- Bawi cię to?- znów zaczął ją łaskotać- No dobra, przyznaję, że to trochę śmieszne.

Po rozbawieniu młodszej, namówił ją do zjedzenia posiłku. Czuł dziwne ciepło na myśl o tym, że wywołał uśmiech na jej smutnej buzi.

- Jaaaace?- Madzie pociągnęła go za rękaw, gdy po zakończonym jedzeniu siedzieli w ciszy przy stoliku. Większość osób już dawno temu opuściła kantynę.

- Tak?- uniósł brew.

- Mogę cię o coś zapytać?

- No jasne- zaśmiał się mimowolnie- W końcu cały czas pytasz.

- No wiem, ale nie chcę żeby był potem smutny...- spuściła wzrok na swoje kolana.

- Smutny, dlaczego?

- Bo twoja mama płakała, jak ze mną rozmawiała dzisiaj...

- Płakała?- chłopak szerzej otworzył oczy- Co się stało?

- No bo mówiła mi o twojej pierwszej mamie i potem o drugiej- zaczęła miąć w rękach rąbek swojej sukienki- No i chyba była smutna, chociaż na początku się uśmiechała...

- Dorośli czasami tak mają, wiesz?- powiedział łagodnie, po czym posadził ją na swoich kolanach- O co chciałaś mnie zapytać?

- Jak znalazłeś panią Lightwood, kiedy twoja pierwsza mama umarła?- spytała z rozbrajającą szczerością, a Jace poczuł, że na serio za chwilę się rozpłacze. Odetchnął, opanowując łzy i odpowiedział:

- Tak właściwie, to ona znalazła mnie.

- Oh...- mała Czarownica znów posmutniała.

- Eeej... Nie martw się - objął ją, brudząc przy okazji bitą śmietaną- Wybacz- wskazał na plamę.

- No problem, amigo- pstryknęła palcami, a jej sukienka i koszula starszego w momencie stały się czyste.

- MOGŁAŚ TO ZROBIĆ PRZEZ CAŁY CZAS?!

- W końcu jestem Czarownicą- wzruszyła ramionami.

- Jutro pół Instytutu będzie śmiało się z tego, że jadłem obiad z ptasim gównem! Jesteś niemożliwa- pokręcił głową z niedowierzaniem- Pewnie na twoim miejscu zrobiłbym to samo.

Dziewczynka znów wtuliła się w niego, a on odwzajemnił uścisk.

- Myślisz, że znajdę kiedyś mamę? Albo ona znajdzie mnie?

- Na pewno- powiedział.

Muszę porozmawiać z tym pieprzonym Alekiem, zanim to dziecko do reszty złamie mi serce. Na co on do cholery czeka?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro