CZĘŚĆ DRUGA
Magnus trzymał w ramionach Madzie, opierając brodę o czubek jej głowy. Wmawiał sobie, że w ten sposób ją uspokaja, choć prawda była taka, że dziewczynka stała spokojnie, a to on trząsł się jak osika, z łomoczącym sercem i zaschniętymi łzami na policzkach.
Obejrzał się za siebie, gdzie Isabelle pomagała Simonowi dojść do siebie. Dźwigała ciężar jego ciała, przerzucając rękę chłopaka przez swoje ramiona i pomagając mu wstać. W jej oczach widać było determinację - gdyby musiała, to na własnych plecach zaniosłaby go do instytutu, nie narzekając choćby jednym słówkiem na to, że jej ciężko. Mag podziwiał to w drobnej brunetce. Z resztą, nie tylko to, między nim a Izzy utworzyła się wyjątkowa więź. W szczególności po ślubie jego i Aleca... Właśnie, Alec. Dla niego musi być teraz silny.
Z zamyślenia wyrwał go głośny huk, przypominający zawalenie się potężnego budynku. Zwrócił wzrok w kierunku, z którego dobiegł dźwięk, a potem zamarł.
- Alexandrze...- w jego oczach zabłysły nowe łzy, ale nie dbał o to. Puścił dziewczynkę i pędem podbiegł w miejsce, gdzie zmaterializowali się Clary i Jace z nieruchomym ciałem jego ukochanego.
Clary pocieszającym gestem dotknęła ramienia starszego.
- Mamy mało czasu- powiedziała- Stracił dużo krwi, a iratze nie działa. Musisz coś zrobić...
Bane ze wszystkich sił starał się wykrzesać maksimum możliwości ze znanych sobie leczniczych zaklęć, jednak niebieskie iskierki ulatujące z jego dłoni w niczym nie pomogły. Zupełnie jakby organizm łowcy był na nie odporny.
- Co się dzieje?- Jace nie wytrzymał panującego napięcia, cały czas zaciskał palce na dłoni swojego parabatai- Dlaczego on nie otwiera oczu?
- Moja magia na niego nie działa...- kociooki był załamany- Nic nie wskóram...
- Co to, do cholery, znaczy?- głos blondyna był piskliwy jak u małej dziewczynki.
- Musimy przenieść go do szpitala, ale...- czarownik bał się własnych słów- Może nie przetrwać transportu.
Zza jego pleców wyłonił się Simon, nadal podtrzymywany przez Isabelle.
- Jeśli to przez tego demona, to mogę... Przekazać mu swoją energię jeszcze raz, jeśli to w czymś pomoże- zaoferował.
- To zbyt krótki czas regeneracji- w głosie starszego brzmiał gorzki smutek- Nic z tego nie będzie.
- A ja?- spytała brunetka- Ten demon zaatakował mnie w zbrojowni, a nawet jeszcze wcześniej, w jednym z pokoi w instytucie... Czuję się dobrze, mogę to zrobić.
- Ja też- od razu poparł ją Herondale.
- Po przyjęciu antidotum to niemożliwe, Jace- Magnus potarł policzek Lightwooda i ostatni raz spróbował użyć swojej magii, znów bezskutecznie- Jedyna nadzieja w tobie, Isabelle, ale wtedy razem z Simonem możecie być zbyt słabi, by wrócić do domu o własnych siłach. Będziecie zupełnie bezbronni w razie jakiegokolwiek ataku.
- Ja ich obronię- wtrąciła milcząca do tej pory Clary, jednak mężczyzna nadal nie był przekonany.
Pod jego ramieniem prześlizgnęła się Madzie i dotknęła tyłu głowy Aleca. Jej palce oblepiła krew, ale rana powoli zaczęła krzepnąć. Dziewczynka dotknęła policzków czarnowłosego, a potem położyła dłoń na jego klatce piersiowej na wysokości serca.
- Nie mogę więcej dla niego zrobić- pokręciła główką- Ale dam radę zabrać ich do domu- wskazała palcem na Izzy i Simona- Uratujesz go.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, słoneczko- głos drżał mu ze wzruszenia.
- To nie było pytanie.
Mag przytulił dziewczynkę, a potem rzeczowym tonem zaczął wydawać polecenia:
- Isabelle i Simon muszą wrócić do instytutu, ja i Jace zabierzemy Aleca do szpitala, to jego jedyna szansa. Madzie... musisz zadbać o transport do instytutu. Clary również pójdzie z wami.
Wszyscy przytaknęli, a potem mag chwycił dłoń Izzy oraz dłoń Aleca. Transfer energii nie trwał długo, ale brunetka zaraz po nim bezsilnie upadła na ziemię.
- Nic mi nie jest- jęknęła, dotykając obolałego po upadku barku- Damy radę.
- Musimy- przytaknął Jace.
- Szkoda czasu, Clary, pomóż mi wstać- poleciła, a potem każdy spełnił wyznaczone mu zadanie.
~~
Simon i Izzy leżeli obok siebie na łóżku przykryci beżową puchową kołdrą. Wampir powoli odzyskiwał siły, ale łowczyni zdecydowanie gorzej znosiła skutki transferu energii. Nadal z trudem łapała każdy oddech i po wpełznięciu pod pierzynę od razu zamknęła oczy.
Brunet odszukał jej dłoń i zamknął ją w swojej.
- Zaraz będzie lepiej- wyszeptał i pocałował ją w czoło. Odpowiedziało mu niezrozumiałe mruknięcie.
Stojąca w drzwiach Clary zdjęła różowy blezer i powiesiła go na oparciu krzesła. Z rozczuleniem przyglądała się parze przyjaciół. Ich miłość była aż wyczuwalna w powietrzu. Zazdrościła im tak pięknie kwitnącego uczucia, ale z drugiej strony cieszyła się ich szczęściem. Zasłużyli na to.
- Umiesz robić rosołek?
Wzdrygnęła się na dźwięk głosu, który wyrwał ją z zamyślenia. To Madzie, która pociągnęła ją za rąbek brudnego od ziemi swetra.
- Yyy... Przepraszam, możesz powtórzyć?
- Pytałam czy umiesz zrobić rosołek.
- Och, nienajlepsza ze mnie kucharka- westchnęła z zakłopotaniem.
- Na pewno lepsza od Izzy.
- Słyszałam to!- żachnęła się brunetka, choć w jej głosie nie było słychać złości, a raczej rozbawienie.
- Jesteś głodna?- rudowłosa puściła ich przekomarzanki mimo uszu.
- Nie- dziewczynka pokręciła głową- Ale zawsze, gdy Luke był chory, pani Lightwood gotowała mu rosołek i potem było mu lepiej.
- Och.
- Ja nie umiem gotować, a nie wolno mi używać magii bez wyraźnej potrzeby- tłumaczyła mała wiedźma- A myślę, że przydałby wam się rosołek. No, przynajmniej tobie i Izzy, bo Simon pewnie po nim rzygnie.
Teraz Clary była skołowana. Po pierwsze: nie wpadła w ogóle na to, że posiłek pomoże zregenerować im siły, a po drugie: nie spodziewała się usłyszeć, że ktoś rzygnie od sześciolatki.
- Spróbuję coś zorganizować- stwierdziła w końcu- Może będą mieć jakieś resztki w kantynie?
- TAAAAK!- Madzie pisnęła radośnie- Pójdę tam, pani bardzo mnie lubi. We wtorki zawsze daje mi dokładkę polewy czekoladowej, gdy się ładnie uśmiechnę, tak jak Alec mnie nauczył!
Trajkotając radośnie opuściła pomieszczenie, a rudowłosa zaczęła się zastanawiać jak to możliwe, że Alec uczył kogoś uśmiechania się. Z resztą... czy to w ogóle ważne? Oby udało się go uratować na czas, bo inaczej kilka ważnych dla niego osób już nigdy się nie uśmiechnie.
~~
Magnus i Jace siedzieli w poczekalni, cały czas wbijając wzrok w drzwi sali operacyjnej dla nagłych przypadków. Alec właśnie był operowany, lekarz wspomniał też coś o tansfuzji krwi... Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Nie zasłużył sobie na coś takiego.
- Magnus...- Jace przerwał ciszę, w której trwali od kilkunastu minut.
- Tak?- zwrócił wzrok na zmęczoną twarz blondyna.
- Przepraszam.
- Za co?- zamyślił się. Dlaczego akurat teraz Herondale miałby go za coś przeprosić? Nic takiego przecież nie zrobił.
- Za wszystko- wzruszył ramionami- Jakiś czas temu byłem dla ciebie niezłym kawałem chuja.
- Och, to wszystko to przeszłość- mag machnął ręką- Nie chowam urazy.
- Myślałem o tym sporo teraz, kiedy zabierali Aleca- młodszy przeczesał włosy palcami, widać było, że jego dłonie nadal drżą- Jesteś dla niego naprawdę ważny.
- Tak samo ty, jesteś jego parabatai. Kocha cię jak rodzonego brata.
- Chyba ciebie jednak bardziej- spojrzał kociookiemu w oczy- Zanim odpłynął... Powiedział kilka rzeczy i właśnie pierwszą z nich było to, że cię kocha. Mnie tylko kazał skopać dupę temu demonowi, przed którym ostatecznie uciekliśmy- zaśmiał się gorzko.
- Wszystko będzie dobrze- Bane sięgnął po jego rozedrganą dłoń- Trzęsiesz się jakbyś miał zaraz dostać ataku epilepsji, mam nadzieję, że to tylko chłód, a nie efekt uboczny działania antidotum...
Niezrażony Herondale kontynuoował:
- Poza tym to ja powinienem być tam, a nie Alec. On nie zasłużył na to. Powinien żyć, być zdrowy, wychowywać z tobą dziecko, czekać na zostanie starszym bratem po raz kolejny...
- Poczekaj- Magnus uniósł dłoń- Jak to "zostać bratem po raz kolejny?".
- Ach, no tak, pewnie jeszcze się o tym nie dowiedział... Maryse jest w ciąży. I boi się tego jak cholera.
- Słodki Aniele...
- Do tego stopnia, że powiedziała mi to dopiero kilka dni temu, już po powrocie z Idrysu.
- A ona sama od dawna o tym wie?
- Ze trzy miesiące- wzrok blondyna był pusty- Mam przeczucie, że to będzie chłopiec. Alec mógłby nauczyć go strzelania z łuku, planowania ataków, układania strategii... Był idealnym starszym bratem dla Izzy, nawet dla mnie... Nie mogę znieść myśli, że go zabraknie- starł pojedynczą łzę z policzka.
- Nie dopuszczaj do siebie tej myśli- przerwał mag grobowym głosem.
Jace oparł głowę o jego ramię i zaczął szlochać cichutko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro