Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CZĘŚĆ DRUGA

Magnus trzymał w ramionach Madzie, opierając brodę o czubek jej głowy. Wmawiał sobie, że w ten sposób ją uspokaja, choć prawda była taka, że dziewczynka stała spokojnie, a to on trząsł się jak osika, z łomoczącym sercem i zaschniętymi łzami na policzkach.

Obejrzał się za siebie, gdzie Isabelle pomagała Simonowi dojść do siebie. Dźwigała ciężar jego ciała, przerzucając rękę chłopaka przez swoje ramiona i pomagając mu wstać. W jej oczach widać było determinację - gdyby musiała, to na własnych plecach zaniosłaby go do instytutu, nie narzekając choćby jednym słówkiem na to, że jej ciężko. Mag podziwiał to w drobnej brunetce. Z resztą, nie tylko to, między nim a Izzy utworzyła się wyjątkowa więź. W szczególności po ślubie jego i Aleca... Właśnie, Alec. Dla niego musi być teraz silny.

Z zamyślenia wyrwał go głośny huk, przypominający zawalenie się potężnego budynku. Zwrócił wzrok w kierunku, z którego dobiegł dźwięk, a potem zamarł.

- Alexandrze...- w jego oczach zabłysły nowe łzy, ale nie dbał o to. Puścił dziewczynkę i pędem podbiegł w miejsce, gdzie zmaterializowali się Clary i Jace z nieruchomym ciałem jego ukochanego.

Clary pocieszającym gestem dotknęła ramienia starszego.

- Mamy mało czasu- powiedziała- Stracił dużo krwi, a iratze nie działa. Musisz coś zrobić...

Bane ze wszystkich sił starał się wykrzesać maksimum możliwości ze znanych sobie leczniczych zaklęć, jednak niebieskie iskierki ulatujące z jego dłoni w niczym nie pomogły. Zupełnie jakby organizm łowcy był na nie odporny.

- Co się dzieje?- Jace nie wytrzymał panującego napięcia, cały czas zaciskał palce na dłoni swojego parabatai- Dlaczego on nie otwiera oczu?

- Moja magia na niego nie działa...- kociooki był załamany- Nic nie wskóram...

- Co to, do cholery, znaczy?- głos blondyna był piskliwy jak u małej dziewczynki.

- Musimy przenieść go do szpitala, ale...- czarownik bał się własnych słów- Może nie przetrwać transportu.

Zza jego pleców wyłonił się Simon, nadal podtrzymywany przez Isabelle.

- Jeśli to przez tego demona, to mogę... Przekazać mu swoją energię jeszcze raz, jeśli to w czymś pomoże- zaoferował.

- To zbyt krótki czas regeneracji- w głosie starszego brzmiał gorzki smutek- Nic z tego nie będzie.

- A ja?- spytała brunetka- Ten demon zaatakował mnie w zbrojowni, a nawet jeszcze wcześniej, w jednym z pokoi w instytucie... Czuję się dobrze, mogę to zrobić.

- Ja też- od razu poparł ją Herondale.

- Po przyjęciu antidotum to niemożliwe, Jace- Magnus potarł policzek Lightwooda i ostatni raz spróbował użyć swojej magii, znów bezskutecznie- Jedyna nadzieja w tobie, Isabelle, ale wtedy razem z Simonem możecie być zbyt słabi, by wrócić do domu o własnych siłach. Będziecie zupełnie bezbronni w razie jakiegokolwiek ataku.

- Ja ich obronię- wtrąciła milcząca do tej pory Clary, jednak mężczyzna nadal nie był przekonany.

Pod jego ramieniem prześlizgnęła się Madzie i dotknęła tyłu głowy Aleca. Jej palce oblepiła krew, ale rana powoli zaczęła krzepnąć. Dziewczynka dotknęła policzków czarnowłosego, a potem położyła dłoń na jego klatce piersiowej na wysokości serca.

- Nie mogę więcej dla niego zrobić- pokręciła główką- Ale dam radę zabrać ich do domu- wskazała palcem na Izzy i Simona- Uratujesz go.

- Zrobię wszystko co w mojej mocy, słoneczko- głos drżał mu ze wzruszenia.

- To nie było pytanie.

Mag przytulił dziewczynkę, a potem rzeczowym tonem zaczął wydawać polecenia:

- Isabelle i Simon muszą wrócić do instytutu, ja i Jace zabierzemy Aleca do szpitala, to jego jedyna szansa. Madzie... musisz zadbać o transport do instytutu. Clary również pójdzie z wami.

Wszyscy przytaknęli, a potem mag chwycił dłoń Izzy oraz dłoń Aleca. Transfer energii nie trwał długo, ale brunetka zaraz po nim bezsilnie upadła na ziemię.

- Nic mi nie jest- jęknęła, dotykając obolałego po upadku barku- Damy radę.

- Musimy- przytaknął Jace.

- Szkoda czasu, Clary, pomóż mi wstać- poleciła, a potem każdy spełnił wyznaczone mu zadanie.

~~

Simon i Izzy leżeli obok siebie na łóżku przykryci beżową puchową kołdrą. Wampir powoli odzyskiwał siły, ale łowczyni zdecydowanie gorzej znosiła skutki transferu energii. Nadal z trudem łapała każdy oddech i po wpełznięciu pod pierzynę od razu zamknęła oczy. 

Brunet odszukał jej dłoń i zamknął ją w swojej.

- Zaraz będzie lepiej- wyszeptał i pocałował ją w czoło. Odpowiedziało mu niezrozumiałe mruknięcie.

Stojąca w drzwiach Clary zdjęła różowy blezer i powiesiła go na oparciu krzesła. Z rozczuleniem przyglądała się parze przyjaciół. Ich miłość była aż wyczuwalna w powietrzu. Zazdrościła im tak pięknie kwitnącego uczucia, ale z drugiej strony cieszyła się ich szczęściem. Zasłużyli na to.

- Umiesz robić rosołek?

Wzdrygnęła się na dźwięk głosu, który wyrwał ją z zamyślenia. To Madzie, która pociągnęła ją za rąbek brudnego od ziemi swetra.

- Yyy... Przepraszam, możesz powtórzyć?

- Pytałam czy umiesz zrobić rosołek.

- Och, nienajlepsza ze mnie kucharka- westchnęła z zakłopotaniem.

- Na pewno lepsza od Izzy.

- Słyszałam to!- żachnęła się brunetka, choć w jej głosie nie było słychać złości, a raczej rozbawienie.

- Jesteś głodna?- rudowłosa puściła ich przekomarzanki mimo uszu.

- Nie- dziewczynka pokręciła głową- Ale zawsze, gdy Luke był chory, pani Lightwood gotowała mu rosołek i potem było mu lepiej.

- Och.

- Ja nie umiem gotować, a nie wolno mi używać magii bez wyraźnej potrzeby- tłumaczyła mała wiedźma- A myślę, że przydałby wam się rosołek. No, przynajmniej tobie i Izzy, bo Simon pewnie po nim rzygnie. 

Teraz Clary była skołowana. Po pierwsze: nie wpadła w ogóle na to, że posiłek pomoże zregenerować im siły, a po drugie: nie spodziewała się usłyszeć, że ktoś rzygnie od sześciolatki.

- Spróbuję coś zorganizować- stwierdziła w końcu- Może będą mieć jakieś resztki w kantynie?

- TAAAAK!- Madzie pisnęła radośnie- Pójdę tam, pani bardzo mnie lubi. We wtorki zawsze daje mi dokładkę polewy czekoladowej, gdy się ładnie uśmiechnę, tak jak Alec mnie nauczył!

Trajkotając radośnie opuściła pomieszczenie, a rudowłosa zaczęła się zastanawiać jak to możliwe, że Alec uczył kogoś uśmiechania się. Z resztą... czy to w ogóle ważne? Oby udało się go uratować na czas, bo inaczej kilka ważnych dla niego osób już nigdy się nie uśmiechnie.

~~

Magnus i Jace siedzieli w poczekalni, cały czas wbijając wzrok w drzwi sali operacyjnej dla nagłych przypadków. Alec właśnie był operowany, lekarz wspomniał też coś o tansfuzji krwi... Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Nie zasłużył sobie na coś takiego.

- Magnus...- Jace przerwał ciszę, w której trwali od kilkunastu minut.

- Tak?- zwrócił wzrok na zmęczoną twarz blondyna.

- Przepraszam.

- Za co?- zamyślił się. Dlaczego akurat teraz Herondale miałby go za coś przeprosić? Nic takiego przecież nie zrobił.

- Za wszystko- wzruszył ramionami- Jakiś czas temu byłem dla ciebie niezłym kawałem chuja.

- Och, to wszystko to przeszłość- mag machnął ręką- Nie chowam urazy.

- Myślałem o tym sporo teraz, kiedy zabierali Aleca- młodszy przeczesał włosy palcami, widać było, że jego dłonie nadal drżą- Jesteś dla niego naprawdę ważny.

- Tak samo ty, jesteś jego parabatai. Kocha cię jak rodzonego brata.

- Chyba ciebie jednak bardziej- spojrzał kociookiemu w oczy- Zanim odpłynął... Powiedział kilka rzeczy i właśnie pierwszą z nich było to, że cię kocha. Mnie tylko kazał skopać dupę temu demonowi, przed którym ostatecznie uciekliśmy- zaśmiał się gorzko.

- Wszystko będzie dobrze- Bane sięgnął po jego rozedrganą dłoń- Trzęsiesz się jakbyś miał zaraz dostać ataku epilepsji, mam nadzieję, że to tylko chłód, a nie efekt uboczny działania antidotum... 

Niezrażony Herondale kontynuoował:

- Poza tym to ja powinienem być tam, a nie Alec. On nie zasłużył na to. Powinien żyć, być zdrowy, wychowywać z tobą dziecko, czekać na zostanie starszym bratem po raz kolejny...

- Poczekaj- Magnus uniósł dłoń- Jak to "zostać bratem po raz kolejny?".

- Ach, no tak, pewnie jeszcze się o tym nie dowiedział... Maryse jest w ciąży. I boi się tego jak cholera.

- Słodki Aniele...

- Do tego stopnia, że powiedziała mi to dopiero kilka dni temu, już po powrocie z Idrysu. 

- A ona sama od dawna o tym wie?

- Ze trzy miesiące- wzrok blondyna był pusty- Mam przeczucie, że to będzie chłopiec. Alec mógłby nauczyć go strzelania z łuku, planowania ataków, układania strategii... Był idealnym starszym bratem dla Izzy, nawet dla mnie... Nie mogę znieść myśli, że go zabraknie- starł pojedynczą łzę z policzka.

- Nie dopuszczaj do siebie tej myśli- przerwał mag grobowym głosem.

Jace oparł głowę o jego ramię i zaczął szlochać cichutko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro